Reklama

Nie wiem, kiedy to się wszystko tak posypało. Może nie jednym ruchem, może nie jednym gestem, tylko stopniowo. Codziennością. Powtarzalnością. Niewypowiedzianymi zdaniami, które rozchodziły się w nas jak rdza po metalu.

Czułem zmęczenie

Codziennie wstaję o szóstej, cicho jak duch, żeby nie obudzić nikogo. Zgarniam z blatu termos z kawą, z tyłu zostawiam pusty zlew i stertę prania, które już dawno miało być rozwieszone. Schodzę na dół, mijam pokój Jasia – śpi jeszcze, wtulony w misia. I tylko przez chwilę robi mi się cieplej na sercu.

Kiedy wychodzę z domu, mam wrażenie, że nikt nawet nie zauważa mojego zniknięcia. W robocie jestem od ósmej do siedemnastej. Od paru miesięcy pracujemy więcej, a zarabiamy mniej. Inflacja wyprzedziła nasze umiejętności.

Wracam zmęczony. W domu – obiad z mikrofalówki, dzieci zajęte, Magda w dresie, z telefonem w ręku. I znów ta myśl: co ona robi całymi dniami? Przecież dzieci są w szkole. Najmłodszy, Jaś, ma już 10 lat. Lena – 12, a Oskar – 14. Są samodzielni.

A ona? Nadal nie pracuje. Wiele lat temu powiedziała, że wróci do pracy, jak dzieci podrosną. I co? Wyrosły. A ona jak siedziała w domu, tak siedzi.

Pokłóciliśmy się

– Ile jeszcze lat masz zamiar siedzieć w domu? – zapytałem, ledwo powstrzymując drżenie głosu.

Magda oderwała wzrok od telefonu. Siedziała na kanapie, zawinięta w koc, w tych swoich poplamionych legginsach, z włosami niedbale związaną gumką. Wyglądała jak ktoś, kto właśnie zakończył ciężką walkę – tylko że nie widziałem, z czym.

– Co to za ton, Tomek? – zmarszczyła brwi. – Dzieci mnie potrzebują. A Jaś ma tylko dziesięć lat...

– Jaś? On pół dnia siedzi w szkole, a drugie pół przed tabletem. Ty go nawet nie odprowadzasz na zajęcia!

Ty naprawdę myślisz, że ja tu nic nie robię?

– Magda, ja haruję po dziesięć godzin dziennie. Potem wracam, ogarniam zakupy, naprawiam kran, płacę rachunki i jeszcze cię przepraszam, że żyję. A ty od lat masz te same wymówki!

Podniosła się. W oczach miała wściekłość, ale też coś jeszcze – może strach? Może wstyd?

– Obiecałam, że wrócę do pracy, jak dzieci podrosną, i wrócę! Ale nie teraz. Jeszcze nie teraz.

– Tylko że teraz trwa już lata, Magda. Może w ogóle nie planowałaś wracać, co? Może tak ci wygodnie?

Zamilkła. I to bolało najbardziej – ta cisza. W niej było potwierdzenie.

Odwróciłem się do drzwi.

– Ja już nie wiem, kim ty jesteś – rzuciłem.

A ona nic. Ani słowa.

Nie potrafiłem rozmawiać z żoną

Wieczorem spróbowałem jeszcze raz. Chciałem pogadać, naprawdę pogadać, a nie znowu się żreć. Przyniosłem jej herbatę, usiadłem obok. Magda oglądała jakiś program o metamorfozach, coś o kobietach, które zmieniają fryzury i życie. Ironia losu.

– Mogę coś zapytać? – zacząłem cicho.

– Mhm – burknęła, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Ty naprawdę chcesz coś jeszcze w życiu robić poza byciem matką?

W końcu na mnie spojrzała. Powoli, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że obok niej siedzi ktoś żywy.

– Poświęciłam życie dla tej rodziny. A ty mi teraz zarzucasz, że za mało robię?

– A ja? Co ja poświęciłem? – zapytałem, czując, jak narasta we mnie ciśnienie. – Myślisz, że chciałem tyrać po godzinach, żebyśmy wyszli na zero? Myślisz, że marzyłem o tym, żeby być jedynym żywicielem rodziny, podczas gdy ty od lat się nie rozwijasz, nie zmieniasz, nawet nie próbujesz?

– Ja się nie rozwijam? Ty nawet nie wiesz, jak wygląda mój dzień!

– Bo nie wygląda. Bo się zlewa jeden z drugim. Bo nie robisz nic poza domem! Przecież ty nie masz już marzeń. I nie próbuj mówić, że ci na mnie zależy, skoro cię nie obchodzi, jak ja się czuję!

– Ty mnie nie rozumiesz, Tomasz. Ty nigdy mnie nie rozumiałeś.

Wyszła do kuchni, trzasnęła drzwiami. A ja zostałem z herbatą, której nie tknęła.

Brat miał rację

– No to stary, ile jeszcze zamierzasz w tym siedzieć? – Karol spojrzał na mnie znad kufla. Siedzieliśmy w barze.

– Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Czasem mam wrażenie, że jestem jak mur. Wszystko się o mnie odbija, a i tak muszę stać.

– Nie, ty jesteś raczej jak wycieraczka. Każdy w tym domu po tobie depcze – syknął Karol. – Stary, ty nie żyjesz. Ty wegetujesz. Ona cię wykorzystuje, a ty jeszcze za to dziękujesz.

– Nie mów tak o Magdzie.

– A kto ma powiedzieć? Ty? Ty nawet z nią nie gadasz, tylko się dusisz w środku. Połykasz te swoje pretensje i udajesz, że to normalne, że jesteś bankomatem.

Zamieszałem piwo. Karol zawsze walił prosto z mostu. Nie zawsze chciałem tego słuchać, ale nie umiałem powiedzieć, że nie ma racji.

– Może masz rację – wymamrotałem. – Może za długo czekałem. Może liczyłem, że się ogarnie, że jej się zachce czegoś więcej niż tylko dzieci i koca na kanapie.

– Może czas przestać czekać. I się postawić. Albo jej, albo sobie.

Poczułem, że coś we mnie pękło. Nie wiem, czy to była decyzja, czy po prostu ostatni odruch obronny.

– Dobrze – powiedziałem. – Spróbuję jeszcze raz. Ale tym razem na serio.

– I to jest gadka, bracie – Karol stuknął kuflem o mój.

Wróciłem do domu z sercem ciężkim, ale z dziwną jasnością w głowie. Wiedziałem, że jutro powiem Magdzie wszystko.

Chciałem, by żona wróciła do pracy

Magda siedziała przy kuchennym stole i sortowała jakieś paragony. Na stole parowała herbata. W tle grało radio. Sielanka. Tylko że we mnie już nie było zgody na tę iluzję.

– Musimy pogadać – powiedziałem, stając po drugiej stronie stołu.

Spojrzała na mnie, zmrużyła oczy. Znała ten ton.

– Co się znowu stało?

– Ja już tak dłużej nie mogę, Magda. Nie dam rady sam wszystkiego dźwigać. Albo coś się zmieni, albo...

Zamarła. Paragony wypadły jej z dłoni.

– Albo co?

– Nie wiem jeszcze. Ale nie będę żył w układzie, w którym jestem samotny. W którym jestem tylko robotem do przynoszenia pieniędzy. Potrzebuję partnerki. Kogoś, kto też bierze odpowiedzialność za to życie. Nie dam rady sam.

Wstała gwałtownie, krzesło zgrzytnęło po kafelkach.

Ty mnie szantażujesz? Bo ja nie przynoszę wypłaty do domu? A może powinnam ci wystawić fakturę za te lata, kiedy nie przespałam ani jednej nocy, bo jedno z dzieci miało gorączkę?!

– Nie mówię, że nie robiłaś nic. Mówię, że ten układ już nie działa. Potrzebuję cię z powrotem. Potrzebuję Magdy, która miała marzenia. Która pracowała, śmiała się, chciała coś robić. A nie... cienia.

Jej oczy zaszkliły się łzami.

– Ty chcesz, żebym była kimś, kim nigdy nie chciałam być – szepnęła.

– Nie. Ja chcę, żebyś była sobą. Tylko nie zapomniała, że poza byciem matką jesteś też kobietą. I moją żoną.

Zamilkła. A ja po raz pierwszy od dawna poczułem, że właśnie powiedziałem prawdę, którą sam długo ukrywałem.

Dzieci były zaniepokojone

– Tato, masz chwilę? – Oskar wszedł do mojego pokoju bez pukania.

Jego mina nie zapowiadała niczego dobrego.

– Jasne, co jest? – odłożyłem gazetę i usiadłem prosto.

Chwilę milczał, dłubiąc w paznokciach. W końcu podniósł na mnie wzrok.

Wy się z mamą rozstaniecie?

Zamurowało mnie.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Tylko głupi by tego nie zauważył. Wieczna cisza. Albo kłótnie. Mama chodzi jak duch, a ty... ty jesteś, jakby cię nie było.

Wziąłem głęboki oddech.

– Oskar, staramy się z mamą... coś poskładać. Ale to nie jest łatwe.

– Wiem, że nie. Ale jak się rozstaniecie... to co z nami?

– Nikt was nie zostawi – powiedziałem szybko. – Ani ja, ani mama. Ale nie chcę też, żebyście dorastali w domu, w którym ludzie tylko się mijają.

– To czemu nie próbujecie być znowu razem?

– Bo czasem dwie osoby mogą być bardzo blisko, a i tak się gubią. I może jedyny sposób, żeby się znów odnaleźć... to oddalić się na chwilę.

Oskar spuścił wzrok.

Myślisz, że to się jeszcze da naprawić?

– Nie wiem, synu. Naprawdę nie wiem.

Wieczorem Jaś zasypiał z głową na moim ramieniu, a Lena nie odezwała się ani słowem podczas kolacji. Czułem, że rozpad małżeństwa to nie tylko sprawa dorosłych. To też dzieci, które patrzą, chłoną, czują wszystko. I po raz pierwszy naprawdę dopuściłem do siebie myśl, że muszę jeszcze jakoś o nas zawalczyć. Dla dzieci.

Tomasz, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama