Reklama

Nie wiem, czy to normalne, ale od kiedy Nina się wyprowadziła, zacząłem słyszeć dźwięki, których wcześniej nie było. Lodówka buczy za głośno. Podłoga skrzypi w dziwny sposób. Nawet światło w łazience mruga inaczej, jakby na złość. Może to przez ciszę. Tę samą, której tak pragnąłem, kiedy Nina zostawiała włączony telewizor, gadała przez telefon w kuchni albo trzaskała drzwiczkami szafek. Teraz ją mam i jest nie do zniesienia.

Kiedyś byliśmy duetem. Nie jakimś idealnym, ale takim, który miał swoje zasady. Wieczory z planszówkami, kłótnie o to, co na kolację i jej ulubione „Ranczo” w tle. Moja kawa, której nie znosiła, ale i tak piła. Nasze „wszystko”. Takie rytuały.

I moja szuflada. To było jedno z niewielu miejsc, gdzie czułem, że mam kontrolę. Plątanina kabli, starych ładowarek, przejściówek, pendrive'ów, słuchawek — Dla niej bałagan, dla mnie jedyny w swoim rodzaju porządek w moim chaosie. Bezpieczna przystań w świecie, który tak szybko się zmieniał. Nina mówiła, że to skansen, ja, że inwestycja. Bo wszystko może się przydać. A może nie chciałem wyrzucać przeszłości, bo tylko ją rozumiałem?

Nie przypuszczałem, że szuflada może być powodem do rozstania. Że wyrzucenie kilku kabli może być końcem siedmiu wspólnych lat. Ale może to nigdy nie chodziło o kable. Może po prostu Nina już dawno wyrzuciła mnie, tylko po prostu się do tego nie przyznawała.

Coś się zmieniło

— Znowu się nie domyka — mruknęła Nina, próbując wepchnąć szufladę z powrotem na miejsce. Nachyliłem się zza stołu, z łyżką w ustach.

— Nie rusz tego — rzuciłem. — Tam wszystko jest poukładane.

— Poukładane? — Odwróciła się z niedowierzaniem. – Tam nawet nie ma dna. Tylko kable, które żyją własnym życiem.

— One są potrzebne. Wszystko może się jeszcze kiedyś przydać — odparłem spokojnie, choć już czułem, że napięcie wisi w powietrzu.

— Kamil, błagam cię — jęknęła. — Masz tam cztery ładowarki do telefonów, których nawet nie mamy. I trzy piloty, które chyba sterują przeszłością, bo nie działa żaden.

— Bo ty nie wiesz, który jest do czego. Ale ja wiem. — Odłożyłem łyżkę. — To jest moja szuflada. Mój porządek. Proszę, nie ruszaj tego.

— Czasem mam wrażenie, że te rzeczy są dla ciebie ważniejsze niż ja — rzuciła cicho i odwróciła się do zlewu.

Zamarłem. Znałem ten ton. Nie było w nim złości ani nawet uszczypliwości, tylko pustka i bezbrzeżne zmęczenie.

Wstałem, stanąłem obok niej, ale jej nie dotknąłem. Nina nie lubiła dotyku, kiedy była zirytowana.

— Nie chodzi o kable, prawda? — szepnąłem.

— A o co, Kamil? — Zaśmiała się bez wesołości. — Sama już nie wiem.

W tamtym momencie zrozumiałem jedno: coś się zmieniło. Pojawiła się niewidoczna granica, której nigdy nie widziałem, a którą właśnie przekroczyliśmy. Nie potrafiłem już jednak tego zatrzymać. Umiałem tylko zatroszczyć się o to, co moje.

Było pusto

Zamknąłem drzwi cicho jak zawsze. Pies sąsiadów nie zaszczekał, światło na klatce jeszcze się paliło. Wszedłem do mieszkania, zdjąłem buty, powiesiłem kurtkę. Wszystko było jak zwykle. Prawie wszystko. W salonie było cicho. Zbyt cicho.

Otworzyłem szufladę. Automatycznie, bez zastanowienia. Moja ręka od razu powędrowała w miejsce, gdzie zawsze leżał stary kabel HDMI. Tyle że nie natrafiła na nic — ani na kabel, ani na zrolowany przewód od słuchawek, ani na białą przejściówkę z laptopa, której nie używałem od lat, ale nie mogłem się pozbyć.

Było pusto.

— Nina?! — zawołałem.

Żadnej odpowiedzi.

Znalazłem ją w kuchni. Obierała marchewki, spokojna i w pełni zrelaksowana. Jakby nic się nie wydarzyło.

— Gdzie są moje rzeczy? — zapytałem.

Zrobiłam porządek — oznajmiła bez podnoszenia wzroku.

— Wyrzuciłaś wszystko? — nie dowierzałem.

— Tak — stwierdziła spokojnie. — To były śmieci, Kamil. Trzymasz te graty jak relikwie. Jakby one miały uratować ci życie.

To była moja przestrzeń — wycedziłem. — Nie miałaś prawa.

— A ty miałeś prawo mnie ignorować przez lata? — rzuciła z przekąsem. — Traktować mnie jak wygodny mebel, obok którego można przejść, kiedy idzie się do swojej „szuflady”?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

Mogłaś mi powiedzieć — Głos mi zadrżał. — Porozmawiać.

— Mówiłam — stwierdziła. — Tysiąc razy. Ale ty wtedy wkładałeś słuchawki i twierdziłeś, że pracujesz. — Patrzyła na mnie jak na obcego.

I chyba po raz pierwszy ja też jej nie poznawałem.

— Już podjęłaś decyzję, prawda? — spytałem cicho.

— Dawno temu, Kamil.

Była taka spokojna

Siedziałem w salonie, patrząc na pustą szufladę. Ręka ciągle wędrowała do niej odruchowo, jakby mózg jeszcze nie przyjął do wiadomości, że już nie ma po co. Miałem wrażenie, że wyrzuciła nie tylko moje rzeczy, ale i kawałek mnie. Znałem każdą z tych przejściówek. Wiedziałem, skąd się wzięły, co kiedyś zasilały, z czym były związane. Były moim pamiętnikiem. Teraz zostałem bez wspomnień.

Z kuchni dobiegł śmiech. Obcy. Cichy i miękki. No tak, Arek.

— Mówiłam ci, że tak będzie — usłyszałem głos Niny. — On się nie zmienia. Od lat.

— Ale to tylko szuflada, Nina...

— Właśnie — prychnęła. — Tylko szuflada. A dla mnie to była granica. Czekałam, że ją zobaczy.

— On cię kochał.
— Kochał, ale na swoich zasadach — rzuciła. — Jak te jego kable. Wszystko, co nie pasowało, lądowało w pudełku. Nawet ja. Czasem czułam się, jakbym była jednym z tych gratów.

Nie wytrzymałem i wszedłem do kuchni. Nina spojrzała na mnie z zaskoczeniem, Arek spuścił wzrok.

— Czyli nie chodziło o porządek — stwierdziłem. — Po prostu już mnie nie kochasz?

— Nie. — Zmrużyła oczy. — Chodzi o to, że ty nigdy nie słuchałeś, Kamil. A ja już nie miałam siły krzyczeć, żebyś mnie w końcu usłyszał.

Patrzyłem na nią. Była taka spokojna... To bolało bardziej niż krzyk.

— A Arek? — zapytałem, choć bałem się odpowiedzi.

— Nie. — Wzruszyła ramionami. — On po prostu pytał, kiedy ty przestaniesz udawać, że wszystko jest dobrze.

Patrzyła na mnie z bólem

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Po raz pierwszy od dawna bez telefonów, bez telewizora w tle, a nawet bez talerzy na stole. W pokoju było dosłownie tak pusto, jak w tej mojej szufladzie. Nina trzymała ręce splecione na kolanach, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Czekałem, aż zacznie.

— Wiesz, Kamil, ja też nie jestem idealna — oświadczyła. — Też mam swoje fochy, swoją potrzebę spokoju, czasem potrzebę ucieczki. Ale byłam z tobą siedem lat. I przez pierwsze dwa czułam się kochana.

— Nadal cię kocham — zapewniłem.

— Nie. — Wolno pokręciła głową. — Ty kochasz to, co znasz. Rytuały, powtarzalność, święty spokój. Kochasz mnie... jak swój kabel od laptopa z 2009. Z sentymentu. A ja potrzebuję czegoś więcej.

Dopiero wtedy coś pojąłem.

— Byłeś coraz bardziej nieobecny — mówiła dalej. — Mimo to próbowałam rozmawiać. Mówiłam, że się duszę, a ty kiwałeś głową i następnego dnia znowu znikałeś za monitorem. Miałam wrażenie, że jestem tylko interfejsem twojego życia. Taką skórką. A ty działałeś pod spodem, sam, odcięty ode mnie.

— Ale przecież nigdy cię nie zdradziłem, nie krzywdziłem...

— Nie fizycznie — przyznała. — Ale psychicznie? Zniknąłeś. Nawet nie zauważyłeś, kiedy przestałam się malować, mówić o pracy, o ludziach, o planach. A kiedy powiedziałam, że jestem zmęczona, zapytałeś: „Pracą?”.

Patrzyła na mnie z bólem, ale bez nienawiści.

— Wyrzuciłam te kable, bo wiedziałam, że jak tego nie zrobię, to wyrzucę sama siebie — powiedziała cicho.

Nie miałem już siły siedzieć. Wstałem, założyłem kurtkę i wyszedłem. Po prostu poszedłem przed siebie. Po raz pierwszy od dawna bez słuchawek i celu.

Nie wiedziałem, czy chcę ją odzyskać

Zadzwoniłem do Arka dzień później. Spotkaliśmy się w parku, jak za starych czasów, tylko teraz bez piwa i śmiechów. Usiadłem na ławce jak człowiek, który nie wie, od czego zacząć. On mnie nie poganiał.

— Czy ja naprawdę byłem aż tak ślepy? — spytałem w końcu.

Arek wzruszył ramionami.

— Nie jesteś złym człowiekiem — powiedział. — Ale byłeś… zamknięty. Jak ta twoja szuflada. I Nina już się tam nie mieściła.

Milczałem długo. Słowa Arka siedziały we mnie jak zadra.

— Wiesz, ona mówiła, że kochałem ją po swojemu — mruknąłem. — Że traktowałem ją jak sentymentalny przedmiot. Jak kabel, którego nie używam, ale trzymam bo może się przyda.

— Może tak było — przytaknął spokojnie. — Ty po prostu boisz się, że coś, co raz wyrzucisz, nigdy nie wróci. Ale czasem nie wraca nie dlatego, że się tego pozbyłeś, tylko dlatego, że przez lata tego nie używałeś.

Spojrzałem na niego.

— A ty wiedziałeś? — rzuciłem. — Że ona już mnie nie kocha?

— Wiedziałem, że jest nieszczęśliwa — odparł. — Ale nie chciałem się wtrącać. Mówiłem tylko, że jeśli chcesz coś zmienić, musisz najpierw usłyszeć. A ty nie słuchałeś.

— Próbuję — zauważyłem. — Teraz.

— Może jest za późno, Kamil. — Nie popatrzył na mnie. — A może nie. Zależy, o co jeszcze walczysz.

Zamilkłem, bo nie wiedziałem, czy chcę ją odzyskać. A może chodziło tylko o odzyskanie samego siebie?

Szuflada została pusta

Wróciłem do mieszkania późnym wieczorem. W korytarzu nadal leżała jej zielona spinka, ta, której nigdy nie lubiła. Zostawiła ją? Zapomniała? A może specjalnie nie zabierała jej ze sobą. Zostawiłem ją na miejscu. Nie miałem odwagi podnieść.

Stanąłem przy komodzie. Szuflada otwierała się lekko, bo była pusta. Chwilę patrzyłem w ciemność. W ręku miałem nowy kabel kupiony rano, choć nie był mi potrzebny. Z przyzwyczajenia. Palcami przesunąłem po plastiku, gotów wrzucić go do środka. Ale nie zrobiłem tego. Odłożyłem kabel na blat i powoli zamknąłem szufladę.

Usiadłem na kanapie. Zapaliłem tylko małą lampkę, bo nie miałem ochoty na światło. Nie miałem ochoty na nic. Cisza nie była już wrogiem, a czymś w rodzaju zasłużonego wyroku. Zrozumiałem, że tak naprawdę nigdy nie chodziło o rzeczy, tylko o rozmowy, których nie było. O spojrzenia, których nie zauważałem. O zmęczenie, którego nie chciałem do siebie dopuścić. O kobietę, która coraz bardziej zanikała, aż zniknęła całkowicie.

Wyrzuciła kable, ale raczej nie dlatego, że je znienawidziła. Ona wiedziała, że stanowiły ostatnią rzecz, która spajała nas w tym martwym układzie. Trzymałem je jednak tak kurczowo, że nie miałem już miejsca na nią. Szuflada została pusta. I może taka już powinna zostać.

Kamil, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama