Reklama

Zawsze lubiłem swoje życie i nie spodziewałem się, że spotkają mnie jakieś dramaty. Mam przecież stabilną, spokojną pracę, regularne zlecenia i Magdę, z którą jestem po ślubie od ośmiu lat. Fakt, to nie jedno z tych małżeństw, co to żyją dokładnie jak w filmach. To... raczej zwykła codzienność. Magda zawsze lubiła mieć kontrolę: nad poszczególnymi zdarzeniami, nad ludźmi. Nawet nade mną.

Mam też dobrą przyjaciółkę, Karolinę. Kiedyś, jeszcze za dzieciaka, mieszkaliśmy dom w dom. Razem chodziliśmy po drzewach, razem opłakiwaliśmy swoje zwierzaki. Była moim pierwszym wsparciem w dziecięcym świecie. Nic dziwnego, że nasza relacja przetrwała. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Magda i Karolina nigdy się nie dogadywały. Magda mówiła, że Karolina za bardzo się rządzi. Że śmieje się zbyt głośno i jakoś za dobrze mnie zna. Wielokrotnie jej tłumaczyłem, że przecież to tylko przyjaźń. Czysta, szczera, taka, jakiej dzisiaj już się raczej nie spotyka. Czasem się zastanawiam, dlaczego ludzie nie wierzą, że kobieta i mężczyzna mogą się po prostu przyjaźnić. Że nie każda bliskość musi od razu oznaczać zdradę. Czy to naprawdę aż tak trudne do zrozumienia?

Pamiętam nasze ostatnie spotkanie. Karolina zaprosiła mnie na kawę, jak zawsze do tej samej knajpki, w której jeszcze jako dzieci kupowaliśmy oranżadę.

Jak Magda? — zapytała, biorąc łyk cappuccino.

— Jak zawsze. Bez fajerwerków. — Uśmiechnąłem się lekko. — A ty? Jak w nowej pracy?

— Cudnie. — Wyszczerzyła się. — Mój szef mnie nie wkurza, a to już sukces.

Zaśmiałem się. Ona też. Lubiłem te momenty — proste, ciepłe, naturalne. Nie trzeba było niczego udawać. Ale w domu znów czekał na mnie powiew chłodu. I pytania.

— Znowu byłeś z Karoliną? — Magda nie podniosła nawet wzroku znad książki.

Tylko na kawie — tłumaczyłem się. — Rozmawialiśmy o jej nowej pracy.

— Mhm. Jasne — burknęła. — I pewnie znowu razem śmieszkowaliście. Jak zawsze.

To jedno zdanie sprawiło, że poczułem się, jakbym dostał czymś ciężkim w głowę.

Nie miałem siły protestować

Wróciłem z pracy trochę później niż zwykle. Magda siedziała przy stole, jeszcze w płaszczu. Torebka leżała na podłodze, a dłonie mojej żony zaciskały się na szklance z wodą. Spojrzałem na nią i od razu wiedziałem, że coś się wydarzy.

— Musimy porozmawiać — powiedziała bez wstępów.

Usiadłem naprzeciwko niej i czekałem. Nie chciałem zgadywać, choć przeczuwałem, o co chodzi.

— Tomek, nie mogę już tego znieść — oświadczyła. — Albo ona, albo ja.

Poczułem nagłe uderzenie gorąca. Wiedziałem, co miała na myśli, ale musiałem to usłyszeć.

— Magda… przecież znasz Karolinę — zacząłem. — Wiesz, jaka ona jest. Nigdy nic między nami nie było.

— Właśnie dlatego! — Podniosła głos. — Bo zawsze byliście tak blisko, że aż za bardzo. Ona zna cię lepiej niż ja. Zna twoje myśli, twoje miny, twoje odruchy. Nie podoba mi się to, Tomek.

Wydawało mi się, że to przeczekam. Że może jak emocje opadną, to jeszcze to przemyśli. Ale ona mówiła dalej, tym razem ciszej, niemal szeptem:

— Gdy z nią jesteś, stajesz się innym człowiekiem. Lżejszym. Swobodnym. Przy mnie jesteś spięty. Widzę to codziennie.

Nie miałem siły protestować. Czułem w sobie ogromny sprzeciw, ale i lęk. Próbowałem ułożyć sobie to wszystko w głowie. Czy naprawdę robiłem coś złego? Przecież nie było żadnych tajemnic, żadnych ukrytych spotkań, żadnych gestów, które mogłyby cokolwiek sugerować. Ale czy możliwe, że Karolina... rekompensowała mi braki, jakie dostrzegałem w swoim małżeństwie?

— Nie chcę wybierać, Magda — powiedziałem cicho.

— A ja już wybrałam — odparła. – Albo ona znika z naszego życia, albo... ja odchodzę.

Wyszedłem z kuchni i zamknąłem się w sypialni. Patrzyłem długo w sufit, a potem na ścianę, żeby ostatecznie wrócić spojrzeniem do sufitu. W końcu wziąłem telefon i skleciłem SMS-a:

„Karolina, przepraszam. Muszę przestać się z tobą kontaktować. Nie chcę tego. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje. Ale muszę wybrać Magdę. Może kiedyś to wyjaśnię. Na razie… muszę zniknąć”.

Nie odczytała od razu, a ja już nie miałem siły dłużej patrzeć w ekran.

Nie miałem powodów do niepokoju

Od wysłania tamtej wiadomości minęło kilka miesięcy. Karolina nie odpisała. Nie zdziwiło mnie to. Znałem ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie będzie się narzucać. Była dumna. I miała do tego prawo.

W naszym domu z kolei zrobiło się... cicho. Nie było już rozmów o tym, kto co robił w ciągu dnia. Nie też było żartów. Zamiast tego rozmawialiśmy o posiłkach, czasem pojawiało się też pytanie o zakupy. Magda najwyraźniej uznała, że wygrała. Że teraz wszystko się ułoży.

— Widzisz, Tomek? Teraz jest spokój —oświadczyła któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy przy stole, każde z własnym talerzem.

— Tylko... jakiś taki... smutny — odparłem, zanim zdążyłem się powstrzymać.

Spojrzała na mnie krótko, bez emocji. Wzięła łyk herbaty i nic nie odpowiedziała. Była zadowolona z porządku, który wymusiła, ale chyba nie zauważyła, że ten porządek zabił w nas coś, co wcześniej jeszcze ledwie się tliło.

Wieczorami siadałem w salonie i czasem automatycznie brałem do ręki telefon, po czym od razu go odkładałem. Była w nim luka. Pusta przestrzeń tam, gdzie kiedyś były wiadomości od Karoliny – krótkie, ciepłe, czasem śmieszne. Zostawały tylko wyrzuty sumienia. Bo zamieniłem szczerość i zaufanie na święty spokój. Ale czy to jeszcze była miłość?

Dopiero po pewnym czasie czasie zauważyłem coś, co na początku wydało mi się zupełnie nieistotne. Magda zaczęła częściej zaglądać do sąsiada, Marka. Miał czterdzieści parę lat, mieszkał dwa piętra niżej. Zawsze elegancki, z pewnym siebie uśmiechem. Z początku myślałem, że to zwykła uprzejmość: przypadkowe rozmowy na klatce schodowej, wymiana informacji o remoncie w piwnicy, kilka żartów przed wejściem do bloku. Nie miałem powodów, żeby się niepokoić. Przynajmniej tak sobie wmawiałem.

Nic nie zapowiadało, że właśnie tego dnia coś się zmieni. Wyszedłem z pracy wcześniej, bo klient odwołał spotkanie. Pomyślałem, że może Magda się ucieszy: wpadnę do domu, zrobimy razem kolację. Może obejrzymy jakiś film, taki, który nie wymaga rozmowy. Drzwi były zamknięte, ale w środku panowała cisza. W kuchni zobaczyłem torebkę Magdy na blacie. Zostawiła telefon. To było do niej niepodobne – zawsze miała go przy sobie.

Spojrzałem na wyświetlacz. Akurat wtedy przyszła wiadomość. Zanim zdążyłem odwrócić wzrok, zobaczyłem początek: „Tęsknię za twoim uśmiechem”. Zamarłem. To nie było do mnie. To nie mógł być przypadek. Wziąłem telefon do ręki, choć przecież nie powinienem. Ale coś mnie do tego pchnęło, jakby nagle wszystko miało zależeć od kilku dotknięć palcem.

„Jeszcze wczoraj mówiłeś, że masz mnie dość”.

„Bo znowu się mną bawisz. Ale cholera... nie potrafię przestać myśleć o twoich dłoniach”.

Zostawiłem telefon i usiadłem. Nie byłem w stanie się ruszyć. Czułem, jak moje ciało z każdą minutą robi się cięższe. W pokoju panowało śmiertelne milczenie. A więc to tak. Był jeszcze Marek — sąsiad, z którym wymieniała uprzejmości. Te ich wszystkie rozmowy najwyraźniej wcale nie były przypadkowe.

Zazdrość, którą przez lata kierowała w stronę Karoliny... to nie była reakcja na zagrożenie. Moja żona najzwyczajniej w świecie potrzebowała przykrywki. Odwrócić uwagę od tego, na co miałem nie patrzeć. W ten sposób pewnie chciała też sobie udowodnić, że to ja byłem problemem. Że to ja miałem coś do ukrycia. Tymczasem cały czas chodziło o coś zupełnie innego.

Nie wiem, jak długo siedziałem w kuchni. Kiedy Magda wróciła, nie powiedziałem nic. Uśmiechnęła się krótko, jakby nie zauważyła mojego spojrzenia. A może właśnie zauważyła wszystko i udawała, że nic się nie stało?

Magda odwróciła wzrok

Wieczorem nie wytrzymałem. Nie potrafiłem udawać, że nic się nie zmieniło. Gdy weszła do sypialni, podałem jej więc telefon.

Spojrzała na ekran, potem na mnie.

— Od jak dawna mnie zdradzasz? — zapytałem cicho.

— Nie zdradzam cię — mruknęła. — To tylko flirty... Tylko takie rozmowy. Potrzebowałam... czegoś... — zaczęła, ale zabrakło jej słów.

— A Karolina? wycedziłem. — Kazałaś mi ją zostawić. Jedyną osobę, która była ze mną szczera.

Magda odwróciła wzrok. Po chwili znów na mnie spojrzała, tym razem jednak z jakimś dziwnym błyskiem w oczach.

— Karolina mi zagrażała — stwierdziła po namyśle. — Z nią łączyło cię coś, czego nie potrafiłam kontrolować. Coś więcej niż seks. I to mnie przerażało.

Zaczęła płakać, ale ja ani drgnąłem. Nie byłem już tym samym człowiekiem, który dawał się wpędzać w wyrzuty sumienia.

— Wiesz, co mnie boli? — powiedziałem zamiast tego. — Nie to, że pisałaś z innym. Tylko to, że zrobiłaś ze mnie idiotę. Wciągnęłaś mnie w grę, w której sam nie znałem zasad.

Zostawiłem ją w pokoju. Potrzebowałem oddechu.

Może było za późno

Po kilku dniach wsiadłem w samochód i pojechałem do Karoliny. Nie zapowiadałem się, nie pisałem, tylko zjawiłem się od razu na miejscu. Potrzebowałem zobaczyć jej twarz, usłyszeć jej głos.

Otworzyła po chwili. Była zaskoczona, ale nie zamknęła drzwi. Wpuściła mnie do środka bez słowa. Usiadłem, a ona zajęła miejsce naprzeciwko mnie.

— Nie wiem, co powiedzieć — zacząłem. — Zawaliłem.

— Tomku, zniknąłeś nagle, bez żadnego porządnego uzasadnienia – odpowiedziała spokojnie, ale bez ciepła, które tak dobrze znałem. — To zabolało.

— Wiem — mruknąłem. — Dałem się zmanipulować, a potem… wszystko się pochrzaniło.

Karolina długo milczała. Dopiero po dłuższym czasie podniosła wzrok.

— Zawsze byłam obok. Ale może już nie chcę być... planem awaryjnym — szepnęła tylko.

Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę. Nie było już między nami tego, co kiedyś. Może było za późno. Może wydarzyło się nagle zbyt wiele rzeczy, nad którymi nie potrafiliśmy zapanować. Wyszedłem z od niej z mieszanymi uczuciami. Było mi trochę lżej, ale wciąż nie wiedziałem, co dalej. No bo jak miałem teraz pokierować swoim życiem?

Tomasz, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.



Reklama
Reklama
Reklama