Reklama

W tym roku święta miały wyglądać inaczej. Tak przynajmniej zapowiedziała moja żona, kiedy z końcem listopada wróciła z pierwszej rundy zakupów, taszcząc do domu trzy siaty dekoracji, jakbyśmy szykowali się na otwarcie centrum handlowego. Iza od lat kochała Boże Narodzenie, ale tym razem coś się zmieniło – w jej oczach pojawiła się determinacja, której wcześniej nie znałem. Świąteczny szał ogarnął ją na dobre, a ja, choć od dawna wiedziałem, że nie jesteśmy milionerami, zacząłem się łudzić, że może... jakoś to będzie. Niestety, z każdym paragonem to „jakoś” wyglądało coraz gorzej.

Robimy święta jak z bajki

– W tym roku nie ma półśrodków. Ma być magicznie – oznajmiła Iza pewnego wieczoru, rozwijając na stole listę, którą sporządziła na kartce z reniferem. – Ustaliliśmy przecież, że robimy święta jak z bajki!

Patrzyłem na tę listę, której długość przypominała wydruk z kasy fiskalnej po sobotnich zakupach w markecie. Choinka sztuczna, ale „jak żywa”, koniecznie z efektem śniegu. Nowy obrus, zasłony, zestaw porcelany z Mikołajem, świeczniki. Dzieci miały dostać drony, a ja – według planu Izy – wreszcie porządny ekspres do kawy, „bo ile można pić lurę z marketu”. Iza dopisała też prezenty dla rodziców, sąsiadki, a nawet pani z przedszkola.

Skąd na to weźmiemy? – zapytałem, próbując nie zabrzmieć jak sknera.

– Spokojnie, rozłożymy wszystko na raty. Teraz są świetne promocje, zero procent – uśmiechnęła się, jakby sama myśl o okazjach działała na nią jak świąteczny poncz.

Chciałem coś powiedzieć, że przecież mamy do spłacenia jeszcze pralkę i kanapę, że rachunek za gaz poszedł o dwieście złotych w górę, a prognoza na styczeń nie wygląda lepiej. Ale kiedy patrzyłem na błysk w jej oczach i słyszałem, z jakim zapałem mówi o „tej magii”, zabrakło mi odwagi. Kiwnąłem głową.

– No dobrze… ale z głową.

Odpowiedziała mi całusem w policzek i już jej nie było. Poszła szukać w internecie złotych bombek „w stylu skandynawskim” i lampek w kształcie reniferów.

Święta mogą nas kosztować więcej, niż myślimy

Nigdy wcześniej nie widziałem Izy tak... nakręconej. Wracała z pracy z wypiekami na twarzy, w torbie zawsze coś nowego – a to świąteczny sweter, a to kolejna partia serwetek w złote choinki. Wieczorami siadała przy stole z laptopem i „polowała” na okazje.

– Zobacz, ile zaoszczędziłam! Ten komplet podkładek kosztował sto pięćdziesiąt, a teraz tylko dziewięćdziesiąt! – pokazywała mi triumfalnie ekran.

– Zaoszczędziłaś, czyli… wydałaś dziewięćdziesiąt – rzuciłem z przekąsem, ale tylko prychnęła.

– Ty się w ogóle nie znasz na promocjach.

Na początku próbowałem to bagatelizować. W końcu były święta – każdy ma swoje świry. Ale gdy zacząłem widzieć opakowania po kosmetykach „na prezent”, pudełka z nowymi kubkami, świecami, ręcznikami, i kolejne powiadomienia z banku o autoryzacji transakcji, zaczęło mi się robić słabo.

Zajrzałem do konta. Limit debetowy naruszony. Karta kredytowa – prawie pod korek. Rachunki za prąd i gaz czekały, nieopłacone od dwóch tygodni.

– Kochanie, może na chwilę przystopujemy? – rzuciłem wieczorem, gdy znowu rozpakowywała paczkę z ozdobami na drzwi. – Trochę się nam to wszystko wymyka...

– Przestań! Robię to dla nas. Chyba chcesz, żeby dzieci miały piękne święta? – spojrzała na mnie takim wzrokiem, że aż mi głupio było.

Nie miałem pojęcia, jak jej powiedzieć, że te święta mogą nas kosztować więcej, niż myślimy.

Przecież to wszystko się przyda

W grudniu karta kredytowa stała się dla Izy czymś więcej niż tylko plastikiem – była magiczną różdżką. Z nią nic nie było niemożliwe. Prezenty? Są. Nowe firany, kieliszki, srebrne sztućce? Załatwione. Nawet nowa mikrofala „bo stara szpeci kuchnię na zdjęciach” znalazła się na liście rzeczy niezbędnych.

– Przecież to wszystko się przyda – mówiła z przekonaniem, nawet nie pytając, co o tym sądzę.

Dla niej każda transakcja to była kolejna cegiełka w budowaniu „najpiękniejszych świąt w naszym życiu”. Dla mnie – coraz cięższy kamień w żołądku. Bo kiedy ja odbierałem telefon z banku z pytaniem o plan spłaty zadłużenia, ona wybierała kolor wstążek do pakowania prezentów. W piątek rano zabrałem się do przeglądania rachunków. Kwota za gaz przerażała. Prąd – podobnie. Iza nie wiedziała nic, bo wszystko szło z mojego konta. Oszczędności – praktycznie wyzerowane. Wpłynęła mi ostatnia premia. Wiedziałem, że to z niej Iza „pożyczyła” kilka stówek, by „uzupełnić dekoracje w łazience”.

– Ty tylko marudzisz – rzuciła, gdy znowu próbowałem zagaić o finanse. – Święta są raz w roku, a ty od rana do wieczora liczysz grosze jak emeryt.

– Bo zaraz naprawdę będziemy żyli jak emeryci. Bez prądu i z ciepłą wodą tylko w soboty – syknąłem i wyszedłem z kuchni, zanim palnąłem coś gorszego.

Zrobiło się między nami chłodno. Nie od zimna, tylko od ciszy. A Iza, jakby na złość, zaczęła zamawiać kolejne rzeczy. Już nawet nie mówiła mi, co. W nocy długo nie spałem. Leżałem i gapiłem się w sufit, obok Iza spokojnie oddychała. Myślałem o tym, jak powiedzieć jej prawdę. Że zbliżamy się do granicy, za którą zostają tylko zimne kaloryfery i ciemne pokoje. Że święta mogą się skończyć szybciej, niż się zaczną.

Przecież mówiłeś, że damy radę

W sobotę rano zrobiłem coś, czego nie robiłem od miesięcy. Wydrukowałem wszystkie wyciągi z konta, faktury, powiadomienia z banku. Położyłem wszystko na stole, kawa obok parowała, jakby próbowała dodać mi odwagi. Czekałem, aż Iza zejdzie na dół. Miała iść z córką po ostatnie prezenty.

– Możesz na chwilę? – zapytałem, kiedy zeszła. – Musimy pogadać. Na serio.

Spojrzała podejrzliwie, ale usiadła. Gdy zaczęła czytać, jej twarz traciła rumieńce, oczy robiły się coraz większe.

– Co to ma być?

– To znaczy, że mamy na koncie niecałe 400 złotych. Że karta kredytowa jest praktycznie wyczerpana. Że za cztery dni mogą nam odłączyć gaz. I że jeżeli nie zapłacimy połowy rachunku za prąd, nowy rok zaczniemy przy świecach.

– Ale… Przecież mówiłeś, że damy radę!

– Bo chciałem wierzyć, że coś się zmieni. Że przystopujesz. Że wystarczy ci jeden komplet pościeli z bałwankami i dwa zestawy pierniczków. Ale nie wystarczyło, Iza. A ja się nie umiem zadłużać dla efektu „wow” w social mediach.

Usiadła, osunęła się na krzesło, jakby wszystko dopiero do niej dotarło. Długo milczała. Tylko choinka nadal błyskała, jakby kpiła z nas wszystkich.

– Dobrze… – powiedziała w końcu cicho. – To co teraz?

– Teraz…proszę cię, żebyś poszła oddać wszystko, co się jeszcze da zwrócić.

– Okej – skinęła głową, zaskakująco bez walki.

W końcu mogłem odetchnąć

W Wigilię dom pachniał piernikami, ale nie było świątecznego stołu jak z katalogu. Połowa ozdób zniknęła – Iza oddała, co mogła. Resztę wystawiła na sprzedaż, ktoś kupił z myślą o ostatnich zakupach przed pierwszą gwiazdką. Zamiast zastawów w renifery, mieliśmy naszą starą porcelanę po babci. I wiecie co? Było dobrze. Prezenty pod choinką były skromniejsze, ale dzieci cieszyły się tak samo. Iza zrobiła barszcz i uszka, włączyliśmy kolędy z radia. Ja w końcu mogłem odetchnąć. Światła świeciły nie tylko na choince, ale i w gniazdkach – rachunek za prąd uregulowaliśmy rzutem na taśmę. Wieczorem, kiedy dzieci już zasypiały, Iza usiadła obok mnie w salonie.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie wiem, co mnie opętało. Jakby te wszystkie rzeczy miały udowodnić, że jestem dobrą matką. Albo że coś kontroluję.

– Rozumiem – odparłem. – Sam długo udawałem, że nie ma problemu. Bo chciałem cię chronić. Ale nie da się przed długami schować jak przed deszczem. One zawsze cię dogonią.

Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy, a potem podałem jej kubek herbaty. Bez złotego napisu, bez świątecznej wstążki. Zwykły. Nasz.

– Wiesz co? I tak mamy więcej niż niejeden człowiek. Mamy siebie. Mamy dom. Prąd i gaz. I choinkę, która jest piękniejsza niż zawsze, bo udekorowana ozdobami, które zrobiliśmy sami.

– To prawda – uśmiechnęła się. – I chyba pierwszy raz od dawna czuję się naprawdę spokojna.

Odłożyłem kubek. Patrzyłem, jak dzieci śpią w blasku lampek. A potem zgasiłem światełko. Wystarczyło.

Rafał, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama