„Żona mówiła, że w altance ogrodowej pisze książkę. A ona ukrywała tam coś, co zniszczyło naszą rodzinę”
„– To nie może być prawda... – wyszeptałem. Czułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. To Szymon? Przecież byliśmy przyjaciółmi. Jak ona mogła? Dlaczego? Przypomniałem sobie ich spojrzenia, ukradkowe uśmiechy, ciche rozmowy, które kiedyś ignorowałem, bo przecież ufałem jej”.

- Redakcja
Czasem budziłem się rano i patrzyłem na Agnieszkę, śpiącą obok mnie, z takim spokojem, jakby nic się nie zmieniło. Jakby nadal była tą samą kobietą, którą poślubiłem dziesięć lat temu, z tym samym uśmiechem, który rozjaśniał mój dzień. A jednak coś wisiało w powietrzu – coś, czego nie umiałem nazwać.
Ostatnio coraz częściej zamykała się w altance, mówiąc, że potrzebuje spokoju, że pisze książkę. Byłem dumny – mówiłem znajomym, że moja żona jest pisarką, że spełnia marzenia. Ale prawda była taka, że z każdym dniem czułem się bardziej... obcy. Przychodziłem z pracy, a ona zamykała się na klucz, nawet z Zuzią spędzała mniej czasu. Czułem, jak oddala się ode mnie kawałek po kawałku, a ja zostaję sam z tymi wszystkimi „może” i „dlaczego”. Może przesadzam? Może to tylko chwilowy kryzys? Ale w głębi serca czułem, że to coś więcej. Że coś ukrywa. A ja – głupi, naiwny – próbowałem trzymać ten dom w całości, nie widząc, że pod stopami mam już tylko popiół.
Czułem się nieważny
– Może zamiast tej książki, powinnaś napisać coś o tym, jak zrujnować małżeństwo! – wyrzuciłem z siebie, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Stała przy zlewie, w dłoniach trzymając kubek, jakby ten porcelanowy przedmiot miał ją ochronić przede mną.
– Nie masz pojęcia, co dla mnie znaczy ta książka! – jej głos zadrżał, ale nie spuściła wzroku. Patrzyła na mnie twardo, jakby broniła czegoś, czego nie chciałem zrozumieć.
– Ta książka? – parsknąłem. – To tylko wymówka! Ty już od dawna mnie nie kochasz!
Na chwilę zamarła. Jakby moje słowa uderzyły ją mocniej, niż chciałem. Ale zaraz odwróciła się, jakby to ja byłem winny, jakby to ja byłem tym złym. Widziałem, jak ściska kubek tak mocno, że knykcie jej zbielały. Wzięła głęboki oddech, ale zamiast odpowiedzieć, po prostu wyszła z kuchni. Kroki rozbrzmiały w korytarzu, echo jej odejścia uderzyło we mnie mocniej niż jej słowa. Zatrzasnęła za sobą drzwi altanki, jakby chciała odciąć się ode mnie na dobre.
Zostałem sam, z tą ciszą, która była gorsza niż wrzask. Czułem, jak coś się we mnie zaciska. Czy naprawdę przegrałem już wszystko? Czy naprawdę nie potrafię jej zatrzymać? Może przesadziłem. Może za mocno naciskałem. Ale do cholery, jak miałem nie krzyczeć, skoro czułem się jak widmo we własnym domu? Spojrzałem na kubek, który zostawiła na stole. Jeszcze ciepły. Jak nasze życie. Może i było ciepłe... kiedyś. Teraz stygnie. A ja nie mam pojęcia, jak je ocalić.
Byłem podejrzliwy
Cisza w domu zaczęła mnie przytłaczać. Zuzia rysowała coś w pokoju, a ja krążyłem po mieszkaniu, jak tygrys w klatce. Myśli nie dawały mi spokoju. Co ona tam robi w tej altance całymi godzinami? Zawsze mówiła, że pisze książkę. Ale kiedy wziąłem do ręki jej notatnik, leżący na stole, zobaczyłem tylko kilka rozgrzebanych akapitów, nieskładne zdania, pomysły, które wyglądały, jakby nigdy nie były rozwinięte. I wtedy coś mnie tknęło.
Pod nieobecność Agnieszki wyszedłem do ogrodu. Serce waliło mi jak młotem, gdy podszedłem do altanki. Nacisnąłem klamkę. Zamknięte. Cholera. Ale okno było lekko uchylone. Popchnąłem je i wślizgnąłem się do środka.
I wtedy zobaczyłem. Na biurku, między papierami, leżały zdjęcia. Moje serce zamarło. Zdjęcia Agnieszki... z Szymonem. Ich uśmiechy, objęcia, coś, co wyglądało jak wspólne spacery. Na jednym z nich – Agnieszka w jego ramionach, z tym samym uśmiechem, który kiedyś rezerwowała tylko dla mnie.
– To nie może być prawda... – wyszeptałem. Czułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. To Szymon? Przecież byliśmy przyjaciółmi. Jak ona mogła? Dlaczego?
Przypomniałem sobie ich spojrzenia, ukradkowe uśmiechy, ciche rozmowy, które kiedyś ignorowałem, bo przecież ufałem jej. Bo to moja żona, matka mojej córki. A teraz... Teraz to wszystko wyglądało jak jeden wielki żart. Gorzki żart, z którego nikt nie chciał się śmiać. Schowałem zdjęcia do kieszeni i wyszedłem, trzaskając oknem. W głowie dudniło mi jedno pytanie: co jeszcze przede mną ukrywa?
Nie czuła się winna
Wszedłem do domu jak burza. Zuzia spojrzała na mnie zaskoczona, a ja tylko rzuciłem krótkie – Idź do pokoju, kochanie. – Nie chciałem, żeby to słyszała.
Czekałem, aż Agnieszka wróci. Minuty dłużyły się jak godziny. W końcu drzwi trzasnęły i stanęła w progu – zmęczona, z tym samym zblazowanym wyrazem twarzy, co zawsze, kiedy wracała z „pisania”.
– Co to za zdjęcia, Agnieszka?! – wrzasnąłem, zanim zdążyła się odezwać. Wyciągnąłem je z kieszeni i rzuciłem na stół.
Zamarła. Patrzyła na zdjęcia, potem na mnie, a potem... odwróciła wzrok. Jakby nie była w stanie spojrzeć mi w oczy.
– Co robisz z Szymonem? – powtórzyłem, głos mi drżał, ręce zaciskały się w pięści.
– To nie twoja sprawa... – zaczęła cicho, ale zaraz podniosła głos. – Nie rozumiesz, co się między nami działo!
– Nie rozumiem?! – ryknąłem. – To był mój przyjaciel! Jak mogłaś?!
– Marek, ja... – głos jej się załamał, zaczęła płakać, ale nie było w tym płaczu skruchy, tylko złość i rozczarowanie. – Ja czułam się niewidzialna! Dla ciebie liczyła się tylko praca, tylko dom, tylko dziecko! A ja... ja potrzebowałam kogoś, kto mnie zobaczy!
– Więc dlatego z nim?! – krzyknąłem, czując, jak w gardle rośnie mi gula, a serce wali jak oszalałe.
Ona nic nie odpowiedziała. Stała, ocierając łzy, jakby to ja ją skrzywdził. Mój świat rozsypał się na kawałki. Czułem, jak moje życie rozpada się w jednym momencie, a ja nie mam pojęcia, jak to wszystko poskładać. Wyszedłem z domu, zostawiając za sobą ciszę, która ciążyła jak ołów. Nie chciałem jej widzieć. Nie chciałem jej słuchać. Chciałem tylko... zniknąć.
To mnie zabolało
Gdy wróciłem, żona chciała mi wszystko wyjaśnić.
– Pamiętasz, jak wtedy przyjechał do nas na grilla? – Agnieszka siedziała naprzeciwko mnie, z oczami pełnymi łez, głosem, który drżał z wyrzutami, ale i... czymś dziwnym. Czułością?
Nie odpowiadałem. Siedziałem nieruchomo, jakby mnie przygwoździło do podłogi.
– Rozmawialiśmy wtedy długo. Ty grzebałeś przy kiełbasach, a my... Szymon mnie słuchał. Pytał o książkę, o Zuzię, o mnie... A ty? Ty zawsze mówiłeś tylko o rachunkach, pracy, kredycie... – jej głos łamał się, a słowa wbijały mi się w serce jak igły. – Potem zaczęliśmy się spotykać. Najpierw przypadkiem. W sklepie, w parku. W altance... On mnie rozumiał.
Słuchałem, a w mojej głowie tłukło się tylko jedno: Jak mogłaś? Jak mogłaś z nim, moim przyjacielem? Jak mogłaś zdradzić mnie, naszą córkę, nasze życie?
– Pocałował mnie pierwszy raz wtedy, pamiętasz? Była burza, ty byłeś w pracy... A potem... to już poszło samo. Marek, ja... ja potrzebowałam czuć się kochana...
Zacisnąłem dłonie w pięści. Czułem, że zaraz wybuchnę, ale siedziałem cicho. Jakby ten ból sparaliżował mnie od środka. Wstała powoli, jakby jej słowa były wystarczającym pożegnaniem i powiedziała, że skoro już wiem, to powinniśmy się rozstać.
Byłem wściekły na przyjaciela
Zadzwoniłem do Szymona. Głos mi drżał, a ręka zaciskała telefon tak mocno, że aż mnie bolało.
– Spotkajmy się. Musimy pogadać – powiedziałem krótko i odłożyłem słuchawkę, zanim zdążył coś odpowiedzieć.
Wieczór był duszny, parny, jakby burza wisiała w powietrzu. Stałem pod jego blokiem, czując, jak krew buzuje mi w żyłach. Wyszedł po chwili – Szymon, mój przyjaciel. Uśmiech, który kiedyś kojarzył mi się z beztroską, teraz był jak policzek w twarz.
– Marek... – zaczął, ale nie dałem mu dojść do słowa.
– Zabrałeś mi wszystko! Byłeś moim przyjacielem, do cholery! – krzyknąłem, głos mi się załamał.
Szymon stał spokojnie, z rękami w kieszeniach. Jakby to, co się stało, było czymś... normalnym.
– Może gdybyś ją zauważał, nie szukałaby mnie... – jego słowa przecięły powietrze jak nóż.
Poczułem, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
– Ty gnoju... – wysyczałem, ale nie uderzyłem go. Nie byłem w stanie.
– Marek, posłuchaj... – zaczął, ale przerwałem mu.
– Nie chcę niczego słuchać! Wiedziałeś, że to zniszczy wszystko, a i tak to zrobiłeś!
– Wiem. – spuścił głowę. – Wiem, że to się źle skończy. Ale nie potrafiłem przestać.
Te jego słowa – jakby przeprosiny, jakby tłumaczenie – były dla mnie jak sól sypana na ranę. Patrzyłem na niego i czułem, jak cała przyjaźń, wszystkie wspólne chwile – grillowanie, piwo po pracy, rozmowy o życiu – zamieniają się w popiół. Odwróciłem się i odszedłem, zostawiając go samego na tym chodniku. Nie chciałem już go znać.
Mam jeszcze córkę
Dwa tygodnie później siedziałem w kuchni, wpatrując się w zimny kubek kawy, której nawet nie dotknąłem. Dom był cichy, zbyt cichy. Zuzia spała w swoim pokoju, a ja czułem się jak intruz we własnym życiu. Ściany, które kiedyś były świadkami naszych śmiechów, teraz milczały, jakby wyrzucały mnie ze środka.
Patrzyłem na zdjęcia na półce – nasza rodzina, jeszcze sprzed tego wszystkiego. Agnieszka z uśmiechem, Zuzia z zębem na wierzchu, ja z rozczochranymi włosami, trzymający je obie w objęciach. Patrzyłem na to i myślałem: Czy to kiedykolwiek było prawdziwe? Czy kiedykolwiek byłem naprawdę szczęśliwy, czy tylko sobie wmawiałem?
Agnieszka wyprowadziła się. Próbowała się tłumaczyć, ale nic już nie miało znaczenia. Nie potrafiłem jej już słuchać. Nawet jej głos przyprawiał mnie o dreszcze – mieszanina żalu, gniewu i... wciąż tej samej, przeklętej tęsknoty. Jak to możliwe, że nadal za nią tęsknię? Szymon... Nie, nie chciałem o nim myśleć. Nie zasługiwał nawet na moją złość.
A Zuzia... Moja mała córeczka. Patrzyłem na nią, kiedy spała, skulona pod kocykiem, i czułem, jak serce mi pęka. Co mam jej powiedzieć? Jak wytłumaczyć, że wszystko, co znała, właśnie runęło? Że jej mama i tata już nie są razem, że nasz dom nie jest już domem, tylko pustą skorupą? Spojrzałem w lustro. Zobaczyłem tam mężczyznę złamanego, zmęczonego, którego życie rozpadło się na kawałki. Mężczyznę, który nie potrafił ocalić rodziny, ale wciąż musiał być ojcem. Westchnąłem ciężko i odwróciłem się od swojego odbicia. Muszę się podnieść. Dla niej. Dla Zuzi. Nawet jeśli wszystko inne straciłem.
Marek, 38 lat
Czytaj także:
- „Teściowie się mną brzydzą, bo jestem rozwódką z dzieckiem. Ale czarę goryczy przelało coś zupełnie błahego”
- „Codziennie obowiązkowo dzwoniłam do teściowej. Nikt tego nie rozumiał, nawet mój mąż, ale ja miałam ważne powody”
- „W Dzień Dziecka eks przypomniał sobie, że ma syna. Prezentem chciał kupić jego miłość, ale czekała go niespodzianka”

