Reklama

Zawsze sądziłem, że zdrada to coś, co przytrafia się innym. Tym nieuważnym, niedojrzałym, może tym, którzy od początku nie pasowali do siebie. Nigdy nie sądziłem, że ja – facet po pięćdziesiątce, który przez większość życia starał się być porządnym mężem – usłyszę od własnej żony, że „przesadzałem” z tą całą wiernością. Że jak w domu nie ma życia intymnego ani pieniędzy, to ona ma prawo szukać sobie rozrywek gdzie indziej.

Od ponad dwudziestu lat jestem mężem tej samej kobiety. Byłem. Teraz... nie wiem, kim ona dla mnie jest, albo raczej – kim była. Zawsze uważałem, że małżeństwo to partnerstwo. Dwie osoby idące razem przez życie, wspierające się, także w cięższych momentach. Tymczasem okazało się, że dla niej to bardziej... transakcja. Gdy byłem zaradny, hojny, gdy życie płynęło gładko – była ze mną. Gdy pojawiły się problemy, przestałem przynosić do domu tyle, ile kiedyś... zaczęła znikać. Najpierw wieczorami, potem w weekendy. Aż w końcu – na całe noce.

Prawda wyszła na jaw przypadkiem. Zraniła mnie jak nóż wbity w plecy, a jej tłumaczenia sprawiły, że długo nie mogłem się pozbierać. Dziś już wiem, że nie wrócę do tego, co było. Zanim jednak zamknę ten rozdział na dobre, muszę to z siebie wyrzucić.

Powiedziała coś dziwnego

Zaczęło się od tego, że Monika coraz częściej wychodziła z domu wieczorami. Na początku tłumaczyła to siłownią. Potem – że spotkania z koleżankami, że kawa, że lampka wina, że ona też musi jakoś odreagować. Nie protestowałem. W firmie się nie układało, przynosiłem do domu mniej niż kiedyś, a głowę miałem zaprzątniętą ratami, zaległymi fakturami i myślą, jak długo jeszcze pociągniemy. Byłem pewien, że ona wie, że rozumie. Że jeszcze trochę, a odbijemy się od dna.

Tylko że Monika nie wyglądała na zatroskaną. Chodziła z głową wysoko uniesioną, pachniała nowymi perfumami, których nie kupiła za nasze wspólne pieniądze. Uśmiechała się do telefonu, gdy myślała, że nie widzę. Stała się... nieobecna. W łóżku – zupełnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie przytuliła. Kiedy sama zaczęła rozmowę.

– Piotrek, jesteś taki zamyślony ostatnio – rzuciła któregoś wieczoru, zerkając znad ekranu komórki.

– Zmęczony jestem. Firma mi się sypie – powiedziałem szczerze. – Nie wiem, jak to wszystko ogarnę.

– No właśnie. Jesteś wiecznie nieobecny. Nie ma cię dla mnie – mruknęła. – Nie chodzi o pieniądze... tylko o to, że ja mam swoje potrzeby. Jesteśmy ludźmi, prawda?

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, zablokowała telefon i wyszła do łazienki. Zostałem sam z tymi słowami i pierwszym prawdziwym przeczuciem, że coś jest bardzo nie tak.

Podejrzewałem, że ma jakieś tajemnice

Nie wiem, co mnie tknęło. Może to, jak unikała mojego wzroku. W jej głosie było coraz mniej czułości, a coraz więcej pretensji podszytych znudzeniem. Zacząłem się zastanawiać. A potem podejrzewać. A w końcu... szukać.

Zwykle nie grzebię ludziom w rzeczach. Jednak tamtego popołudnia, kiedy wyszła „na paznokcie”, jej laptop został otwarty na stole. Wróciłem wcześniej z pracy i usiadłem obok. Chciałem tylko sprawdzić pocztę, ale wystarczyło jedno kliknięcie, by zobaczyć nazwisko jakiegoś Artura w otwartej zakładce strony. Wiadomości. Zdjęcia. Serca. Potem inny – Bartek. Potem... kolejny. Tego dnia świat mi się przekrzywił.

Wieczorem, gdy wróciła, nie wytrzymałem.

Z kim ty się spotykasz? – zapytałem prosto z mostu.

– Słucham? – udała zaskoczoną.

– Monika, przestań. Przeczytałem wiadomości. Wszystko wiem.

Stała w miejscu. Bladła w oczach. Przez chwilę milczała, a potem... westchnęła.

– Dobrze. Skoro już wiesz, to... tak, mam kochanków. Nie jednego. Kilku.

Zatkało mnie.

– Bo ty od miesięcy nie śpisz ze mną, Piotrek. Zniknąłeś z tej sypialni, z tego małżeństwa. Mam swoje potrzeby, jestem kobietą. A do tego... muszę żyć jakoś, skoro ty nie przynosisz już pieniędzy. Ci faceci dają mi i jedno, i drugie. Ale to ty jesteś moim mężem. Kocham tylko ciebie.

Poczułem, jak osuwam się na krzesło. Nie wiedziałem, czy to bardziej absurd, czy tragedia.

Nie mogłem tego znieść

Nie potrafiłem spać tej nocy. Monika leżała obok mnie – albo raczej w tym samym łóżku, bo obok mnie była tylko ciałem. Twarz odwrócona do ściany, oddychała cicho, spokojnie, jakby nic się nie stało. Gapiłem się w sufit i próbowałem pojąć, co się właściwie wydarzyło. Czy to, co usłyszałem, naprawdę padło z jej ust?

Miałem ochotę ją obudzić. Potrząsnąć nią. Zapytać: co ty sobie wyobrażałaś?! Że ja to tak po prostu łyknę? Po takim czymś powiem „w porządku, Monika, rozumiem, że to było z potrzeby serca i pustego portfela”?

Rano nie zjadłem śniadania. Monika parzyła kawę, jak gdyby nigdy nic. Jej beztroska cisza bolała mnie chyba bardziej niż słowa z poprzedniego wieczoru. Nie wytrzymałem. Wyszedłem. Pojechałem do Marcina – jedynego przyjaciela, któremu mógłbym to powiedzieć.

– Piotrek, ona cię zdradzała z kilkoma typami... i teraz ci mówi, że wciąż cię kocha? – zapytał z niedowierzaniem.

– Tak. To niby ja zniknąłem z łóżka. Bo miałem doła, bo nie zarabiam tyle, co kiedyś. A ona miała „potrzeby”.

Marcin przez chwilę milczał.

– A ty co? Chcesz z nią zostać?

Popatrzyłem na niego. Pierwszy raz poczułem, że znam odpowiedź.

– Chyba nic już nas nie łączy.

Nagle zmieniła front

Po powrocie do domu powiedziałem jej, że chcę rozwodu. Nie krzyczałem, nie rzucałem oskarżeń. Po prostu usiadłem naprzeciwko niej, spojrzałem jej w oczy i powiedziałem:

To koniec, Monika.

Najpierw się roześmiała, jakby to był żart. Później śmiech zamarł jej na twarzy.

– Piotrek, nie przesadzaj. Nie możesz tego tak po prostu przekreślić.

– A ty nie przekreśliłaś nas wtedy, gdy spałaś z innymi?

Wstała jak oparzona.

– To nie było tak! Robiłam to z rozsądku! Z desperacji! Ty byłeś cieniem człowieka, a ja… ja musiałam jakoś żyć!

– Z rozsądku? To zdrada teraz ma uzasadnienie logiczne?

Monika zaczęła płakać. Trzęsły się jej ramiona. Próbowała mnie objąć.

Kocham cię, rozumiesz? Nigdy nie przestałam. Zrobiłam to, żeby… żeby nie stracić wszystkiego. Ty byłeś nieobecny, ja nie wiedziałam, czy nasz dom się jutro nie zawali. Próbowałam cię oszczędzić.

Zacisnąłem szczęki. Te słowa tylko podsycały moją złość.

– To teraz ja oszczędzę ciebie. Rozwiedźmy się spokojnie. Nie musimy się nienawidzić. Ale nie zamierzam dłużej żyć z kobietą, która mnie traktuje jak bankomat i wyrzut sumienia w jednym.

Monika płakała, krzyczała, błagała. Ja po raz pierwszy od miesięcy czułem w sobie spokój.

Zacząłem od zera

Wyniosłem się tydzień później. Nie zabrałem wiele – trochę ubrań, laptop, kilka książek. Reszta została w tamtym domu, który już dawno przestał być domem. Monika z początku dzwoniła codziennie. Potem tylko pisała. Wiadomości były coraz krótsze. „Tęsknię”. „Może jeszcze przemyślisz”. „To tylko chwilowy kryzys”. Aż w końcu nastąpiła cisza.

Przeniosłem się do kawalerki, którą odziedziczyłem po babci i przez lata wynajmowałem innym. Niewielkie mieszkanie w zapomnianej dzielnicy, stare meble, skrzypiący parkiet. Nigdy nie myślałem, że kiedyś tu zamieszkam. A jednak – to tu zacząłem znów oddychać. Bez jej perfum w powietrzu. Bez jej chłodu w spojrzeniu. Bez jej kłamstw.

Zacząłem rozglądać się za nową pracą. Rzuciłem firmę, której próbowałem reanimować na siłę. Chciałem czegoś świeżego, choćbym miał zaczynać od zera. Coś, co nie będzie mi się kojarzyć z upadkiem. Marcin mi pomógł. Skontaktował mnie z kimś, kto szukał ludzi do działu obsługi klienta. Niby nic wielkiego, ale dla mnie – nowy początek. Nie musiałem już udawać, że jestem kimś, kim nie jestem, że wszystko mam pod kontrolą.

Czasem jeszcze łapałem się na tym, że zastanawiam się, czy to ja zawaliłem. Czy gdybym zarabiał więcej... kochała by mnie bardziej? Zaraz potem przypominałem sobie, że miłość to nie inwestycja, która się opłaca lub nie. To uczucie: albo jest – albo nigdy go nie było.

Nie będę się oszukiwał

Siedzę teraz przy kuchennym stole w kawalerce po babci. Jest grudniowy wieczór, śnieg sypie za oknem jak w filmach, których nienawidziłem – zbyt słodkich, zbyt naiwnych. Moje życie nie przypomina żadnej komedii romantycznej. Prędzej dramat z elementami absurdu.

Monika już się nie odzywa. Podpisała papiery rozwodowe. „Jeśli tak musi być” – napisała w SMS-ie. „Wiedz, że zawsze będę cię kochać”. To zdanie powinno mnie poruszyć. Może dziesięć lat temu by poruszyło. Dziś brzmi jak tani cytat z podręcznika o manipulacji.

Czy ją winię? Czasem tak. Czasem nie. Bywa, że budzę się w środku nocy z uczuciem żalu. Nie o zdradę – tylko o to, że dałem się tak długo oszukiwać. Tak bardzo wierzyłem, że jeśli się kocha, to przetrwa się wszystko. A przecież nie byłem jej mężem – byłem jej planem finansowym z terminem ważności.

Dziś wolę być sam niż znów być „kochany” w taki sposób. Powoli układam sobie życie. Zmieniam pracę, codziennie robię coś nowego. Uczę się lubić swoją samotność. Czasem nawet się uśmiecham, gdy budzę się rano i wiem, że nikogo nie muszę udawać. Może to jeszcze nie szczęście, ale jest to nowy początek.

Piotr, 50 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama