„Żona mnie nie szanuje, bo jestem freelancerem. Ona chciałaby ważniaka w garniturze, a nie artystę żyjącego z pasji”
„Poczułem się jak śmieć. Mimo to nie krzyczałem ani nie trzaskałem drzwiami. Po prostu wstałem, wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa. Pierwszego od lat. W głowie wciąż huczało mi to jedno zdanie: Nie zasługujesz na mój szacunek”.

- Redakcja
Lubiłem swoje życie i wcale nie planowałem go zmieniać. Dopiero co kończyłem trzydziestkę i pracowałem jako grafik freelancer — z domu, w dresie, głównie nocami. Dla Anity byłem „tym, co bawi się obrazkami”. Kiedyś, dawno temu, mnie wspierała. Serio. Kiedy rzucałem etat i zaczynałem od zera, mówiła, że podziwia moją odwagę. Ale wtedy jeszcze nie zarabiała trzy razy tyle, co ja.
Po siedmiu latach małżeństwa nasze priorytety się rozjechały: zupełnie jakbyśmy żyli w dwóch różnych światach. Ona — ważna pani manager, wiecznie w biegu, z telefonem dosłownie wrośniętym w dłoń, ja — raczej cichy, wrażliwy, za bardzo może wpatrzony w detale grafik. Kiedyś uważała to za zaletę, ale dziś... Dziś słyszałem tylko „musisz się ogarnąć”, „facet powinien zapewniać stabilność w związku”.
Nie powiedziała tego od razu. Na początku były tylko zdawkowe uwagi, rzucane jakby mimochodem: że przydałby się większy wkład w budżet, że czasem zazdrości koleżankom mężów, co „robią karierę”. Tak, to bolało, ale dzielnie zaciskałem zęby. Próbowałem nie zauważać, że coraz częściej patrzy na mnie jak na chłopca, który nie dorósł do jej poziomu, do jej świata. A ja… Ja już sam nie wiedziałem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy po prostu ona przestała mnie kochać.
Poczułem się jak śmieć
— I co, znowu siedziałeś pół dnia przy tym tablecie? — rzuciła, ledwo zamknęła drzwi. Nie miała już siły udawać uprzejmości po pracy.
— Robiłem korekty dla klienta z Berlina, duża kampania na jesień — odpowiedziałem spokojnie, nie odrywając wzroku od ekranu.
— Kampania... — Parsknęła drwiącym śmiechem. – I ile za to dostaniesz? Trzysta złotych? Czterysta?
Zamarłem. Nie pierwszy raz rzucała takimi liczbami, ale tym razem zabolało bardziej. Może dlatego, że akurat to zlecenie było prestiżowe, a klient z naprawdę wysokiej półki.
— Wiesz co? Po prostu mnie zawiodłeś — powiedziała po chwili ciszy. — Jako facet i jako partner. Jako mąż w sumie też.
— Dlaczego? — nie pojmowałem. — Bo nie zarabiam tyle co ty?
— Nie. — Wyglądała, jakby chciała przełknąć coś gorzkiego. — Bo ty nawet nie próbujesz dorosnąć.
— Czyli jakbym pracował w korpo i przynosił do domu sześć koła na rękę, to bym był okej? — Głos mi drżał.
— Nie chodzi o pieniądze, Patryk! — Podniosła głos. — Chodzi o to, że ty... utknąłeś. Wiecznie gadasz o pasji, o tym, co cię „inspiruje”. A ja mam dosyć. Dosyć noszenia całego tego domu na swoich barkach!
Spojrzałem na nią. Stała w kuchni, dłonie wspierała o blat, wyprostowana jak zawsze. A przy tym zimna i ostra.
— Więc co? — zapytałem cicho. — Po prostu mną gardzisz?
Prychnęła.
— Nie zasługujesz na mój szacunek — stwierdziła, zadzierając wysoko brodę. — Bo nie zachowujesz się jak mężczyzna.
Poczułem się jak śmieć. Mimo to nie krzyczałem ani nie trzaskałem drzwiami. Po prostu wstałem, wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa. Pierwszego od lat. W głowie wciąż huczało mi to jedno zdanie: „Nie zasługujesz na mój szacunek”.
Nie chciałem tego słuchać
— Nie zasługuję na jej szacunek... — powiedziałem to na głos, bo w głowie brzmiało to zbyt głośno.
Kasia spojrzała na mnie znad kubka herbaty.
— Powiedziała ci to? — nie dowierzała. — Dosłownie?
Pokiwałem głową. Siedzieliśmy u niej w kuchni. Tylko tu, u mojej młodszej siostry, mogłem znaleźć bezpieczną przystań po kłótni.
— A może po prostu jej przestało już zależeć? — zapytała ostrożnie. — Bo wiesz… czasem ludzie zostają razem z rozpędu, ale tak naprawdę szukają już czegoś innego.
— Nie… — zacząłem, ale sam nie byłem pewien. — My się kiedyś kochaliśmy. Naprawdę. Dużo razem przeszliśmy. Pomagała mi, kiedy zaczynałem z grafiką. Mówiła, że jestem artystą.
— No właśnie — mruknęła Kasia. — Mówiła. Czas przeszły.
Zamknąłem oczy, bo nie chciałem tego słuchać. Kiedy to mówiła, wszystko zdawało się jasne... A ja i tak wciąż próbowałem tłumaczyć Anitę. Że to przez stres w pracy albo że przez jej brata, który ciągle gada o „prawdziwych facetach”.
— Ty się starasz — mówiła dalej Kasia. — Ja to widzę. Może nie przynosisz góry pieniędzy, ale jesteś obecny. Gotujesz. Prasujesz. Zajmujesz się domem. Anita chyba o tym zapomniała.
— A może ja naprawdę jestem nieudacznikiem? — szepnąłem. — Może... coś jest ze mną nie tak?
Kasia aż wstała.
— O nie, braciszku — rzuciła stanowczo. — Nie jesteś nieudacznikiem. Jesteś wrażliwy i cholernie lojalny. To nie ty masz problem, tylko ona.
Siedziałem w ciszy, gapiąc się w stół. Coś zaczęło się powoli klarować w mojej głowie. Dotąd byłem pewien, że to chodzi o pieniądze. Ale teraz? Może Anita po prostu mnie już nie kochała.
Nie ma już do czego wracać
To miała być zwykła środa. Wróciłem wcześniej z paczkomatu, bo zapomniałem portfela. Gdy wszedłem na klatkę, usłyszałem głosy zza lekko uchylonych drzwi. Anita rzadko zostawiała mieszkanie otwarte, więc coś mnie tknęło.
— Mówiłem ci, że z takim artystą to tylko kłopot. — Rozpoznałem głos Tomasza, jej brata. Nie przepadaliśmy za sobą. On, typowy samiec alfa, pewny siebie i śmierdzący testosteronem, nie mógł pojąć sensu mojego istnienia.
— Wiem. Myślałam, że się ogarnie. Ale on nawet nie ma ambicji — odpowiedziała spokojnie Anita. Tak, jakby mówiła o kimś obcym.
Stałem tam jak idiota pod drzwiami, słuchając, jak kobieta, z którą dzieliłem życie, analizuje moje życie jak projekt, który nie wypalił.
— Serio, Anitka. Z tobą mógłby być każdy — przekonywał Tomasz. — Prawnik, manager. Czemu trzymasz się tego lenia?
— Bo kiedyś go kochałam — odpowiedziała cicho. — Ale teraz to nie wiem... Już nawet nie jestem zła. Po prostu nic nie czuję.
Otworzyłem drzwi i wszedłem w milczeniu do środka. Zastygli w bezruchu.
— Nie sądziłem, że aż tak mną gardzisz — powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.
— Patryk... — zaczęła, ale nie dałem jej skończyć.
— Spokojnie — rzuciłem. — Już wszystko wiem. Nie musisz się tłumaczyć. Nie kochasz mnie i nawet nie szanujesz. Ale wiesz co? Najbardziej boli to, że od miesięcy próbujesz mi to powiedzieć, tylko brakuje ci odwagi.
— To nie tak...
— To dokładnie tak — odparłem i wyszedłem do sypialni, trzaskając drzwiami.
Po raz pierwszy poczułem, że to koniec. Że nie ma już do czego wracać.
Nie spojrzałem już na nią
Usiedliśmy przy stole z herbatą, w zupełnej ciszy i długo na siebie patrzyliśmy — ona z tym chłodnym spokojem, a ja z sercem roztrzaskanym na drobne kawałeczki.
— Możemy wreszcie porozmawiać? – zapytałem.
Skinęła głową. Żadnego „przepraszam”, żadnego „nie chciałam, żebyś to usłyszał”.
— Dlaczego nie możesz mnie po prostu wspierać? — zapytałem.
— Bo nie jestem twoją matką, tylko żoną — odpowiedziała. — Potrzebuję mężczyzny, nie dziecka.
Poczułem, jak wszystko się we mnie skręca. Już nawet nie próbowała niczego łagodzić: jakby właśnie to chciała mi powiedzieć od dawna.
— Czyli dla ciebie mężczyzna to ktoś, kto robi karierę, zarabia na dwa auta, chodzi w garniturze i gardzi pasją? — rzuciłem z goryczą.
— Dla mnie mężczyzna to ktoś, kto jest odpowiedzialny — stwierdziła chłodno. — Ty od miesięcy tkwisz w miejscu. Nic nie zmieniasz. Przestałam wierzyć, że jeszcze coś z tego będzie.
— Więc to koniec? — zapytałem po prostu.
Spojrzała mi w oczy i po raz pierwszy od dawna nie było w nich nic: ani złości, ani smutku.
— Już od dawna — powiedziała cicho.
Nie spojrzałem już na nią. Nie pamiętam nawet, jak wstałem. Potem wziąłem bluzę i klucze.
— Zostawiam ci mieszkanie. Prześpię się u Kasi — oznajmiłem. — A potem… jakoś to podzielimy.
Drzwi zamknęły się za mną bezgłośnie — zupełnie jak ostatni rozdział mojego życia.
Może jednak coś potrafię
Kawiarnia na rogu była prawie pusta. Zamówiłem sobie kawę — czarną, mocną. Nie chciałem się obudzić, choć byłem po nieprzespanej nocy, ale potrzebowałem czegoś, co mógłbym wziąć w dłonie, poczuć. Mieć pewność, że nie rozsypie się tak, jak moje życie.
Obok mnie byli ludzie. Parzyli sobie usta gorącą kawą, całowali się, śmiali. Świat się nie zatrzymał, choć właśnie rozpadło mi się małżeństwo. Wyszedłem na spacer, a przy okazji planowałem podrzucić zlecenie klientowi. Minąłem park, kioski, przystanek, na którym kiedyś czekałem na Anitę z kwiatami. Wtedy jeszcze się uśmiechała, zanim zaczęła się rozglądać za kimś, kogo sama sobie wymyśliła.
Zatrzymałem się pod galerią. Tam miałem dostarczyć grafiki dla agencji reklamowej. Klient czekał. Miałem się nie spóźnić. Wszedłem do środka i oddałem pendrive. Chciałem wyjść jak najszybciej, ale menedżer, młody gość w okularach, zatrzymał mnie niespodziewanie.
— Pan to robił? — zapytał. — Te animacje z warsztatem samochodowym?
Skinąłem głową.
— Facet... Ta kampania uratowała nam tyłek! Klient był zachwycony. Serio, robi pan genialną robotę.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Tylko skinąłem głową. Chciało mi się płakać z ulgi, bo ktoś mnie w końcu zauważył. Więc... może jednak coś potrafię. Wyszedłem z galerii, w kieszeni ściskając fakturę. Wiedziałem, że pieniądze z niej nie naprawią mojego życia, ale miałem nadzieję, że wystarczą, żeby zacząć coś od nowa.
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zamówiliśmy nowy pomnik na Wszystkich Świętych dla dziadków. Gdy zobaczyłam go na cmentarzu, rozpętało się piekło”
- „W uzdrowisku przestałam być żoną, a znów poczułam się kobietą. Tylko nie przewidziałam skutków”
- „W uzdrowisku poznałam mężczyznę, który obiecywał wspólną starość. Uwierzyłam, a on zniknął razem z moimi pieniędzmi”

