Reklama

Pierwszy raz zdarzyło się to kilka miesięcy po ślubie. Zwykły wieczór, kolacja, oglądaliśmy film. Nagle Justyna oznajmiła, że mam się wynosić. Bez żadnych kłótni, bez wyjaśnień, po prostu „wyjdź”. Myślałem, że żartuje, ale ona nawet nie spojrzała mi w oczy, tylko nerwowo skubała rękaw swetra. Poszedłem do kumpla. Wróciłem po dwóch dniach, a ona była jak nowa – kochająca, czuła, jakby nigdy nic się nie stało. Drugi raz przyszło szybciej, trzeci jeszcze szybciej. Wtedy zauważyłem, że to schemat.

Reklama

Jak w zegarku

– Nie każ mi odchodzić – powiedziałem, stojąc w progu.

– Michał, nie zaczynaj – odparła Justyna, nie patrząc mi w oczy. – Po prostu wyjdź.

Przecież wiesz, że wrócę.

– To nie o to chodzi – w końcu spojrzała na mnie. W jej oczach było coś pomiędzy wstydem a wściekłością. – Nie chcę, żebyś tu był.

Byłem gotów na awanturę. Byłem gotów na płacz, krzyk, cokolwiek, co pozwoli mi się dowiedzieć, dlaczego, do cholery, co miesiąc jestem wyrzucany z domu. Ale ona tylko westchnęła i wróciła do salonu, zostawiając mnie samego z moją torbą. Poszedłem do Wojtka.

Justyna znowu cię pogoniła? – zapytał, otwierając drzwi.

– Zgadłeś – rzuciłem torbę na podłogę.

– Ty to masz dobrze, stary. Ja bym się chętnie na kilka dni wyniósł.

Nie śmiałem się. Bo mnie wcale nie było do śmiechu. Dwa dni później Justyna zadzwoniła.

– Możesz wracać – powiedziała cicho.

– A jakbym nie chciał?

– Michał…

Wróciłem. Jak zwykle czekała na mnie kolacja, jakby nigdy nic. Przy stole patrzyłem na nią, jak je.

– Możesz mi to wyjaśnić? – zapytałem w końcu.

– Co?

– Dlaczego co miesiąc wyrzucasz mnie z domu?

Zawahała się.

– Po prostu tak jest lepiej.

Nie wytrzymałem.

– Lepiej dla kogo? Bo ja czuję się jak jakiś bezdomny, który od czasu do czasu dostaje pozwolenie na spanie w łóżku własnej żony.

– Nie rozumiesz. Nie chcę, żebyś widział mnie taką.

– Jaką?

Ale już nie odpowiedziała.

Żałowałem, że nie wyszedłem

Pewnego razu postanowiłem zostać. Po prostu nie wyszedłem.

Michał, proszę cię – Justyna była blada i spięta.

– Zostałem. I co teraz?

Nie odpowiedziała. Zamknęła się w sypialni. Po godzinie usłyszałem hałas. Przewróciła coś. Poszedłem zobaczyć. Siedziała na podłodze, skulona. Oddychała ciężko, jakby walczyła sama ze sobą. Jej dłonie były zaciśnięte na pościeli.

– Justyna…

– Nie patrz na mnie! – warknęła.

Usiadłem obok.

– Powiedz mi, o co chodzi.

– Nie umiem.

– Spróbuj.

Wtedy powiedziała coś, co wryło mi się w pamięć na zawsze.

– Boję się, że cię skrzywdzę.

Myślałem, że przesadza. Ale nie przesadzała. Widziałem, jak staje się inna – nie była to zwykła złość czy napięcie. To było coś dzikiego, niekontrolowanego. Jakby w tych dniach traciła nad sobą panowanie, jakby każdy drobiazg wywoływał w niej burzę. Rzucała rzeczami. Krzyczała, a potem nagle milczała przez długie godziny. Ręce jej drżały, oczy błyszczały niezdrowym ogniem.

– Justyna, to tylko hormony – próbowałem ją uspokoić.

– A jeśli nie? – zapytała, ściskając dłońmi skronie.

Byłem przyzwyczajony do tego, że kobiety miewają trudniejsze dni. Ale to było coś więcej. Czasem budziłem się w nocy i widziałem, że stoi przy oknie, wpatrując się w ciemność. Jej oddech był przyspieszony, dłonie nerwowo zaciskały się na krawędzi parapetu.

– Nie mogę zasnąć – mówiła wtedy cicho.

Może powinnaś pójść do lekarza?

– I co mu powiem? Że co miesiąc mam ochotę rzucić się na własnego męża?

Przeszedł mnie zimny dreszcz.

– Przecież nigdy nie podniosłaś na mnie ręki.

– Bo cię wyrzucam – syknęła. – Bo nie chcę, żebyś widział mnie taką.

Zamilkłem. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Wtedy po raz pierwszy się jej przestraszyłem. I po raz pierwszy pomyślałem, że może rzeczywiście powinienem wychodzić.

Tak będzie lepiej

Tym razem nie czekałem na jej słowa. Spakowałem torbę jeszcze zanim zdążyła coś powiedzieć.

– Nie musisz mi mówić – rzuciłem, zakładając kurtkę.

Justyna stała w przedpokoju, bawiąc się końcówką rękawa swetra. Nie patrzyła na mnie, ale czułem jej napięcie.

– Wrócisz za dwa dni? – zapytała cicho.

– A mam jakiś wybór? – odparłem z goryczą.

Westchnęła.

– Wiem, że to nie jest łatwe.

– To powiedz mi, co się z tobą dzieje – spojrzałem jej w oczy. – Czemu muszę znikać, jakbyśmy nie byli małżeństwem? Jakbym był gościem, którego można wyrzucić, gdy staje się niewygodny?

Nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę myślałem, że znowu zamknie się w sobie, że rzuci tylko „tak jest lepiej” i każe mi iść. Ale tym razem było inaczej.

– Czuję, że...– szepnęła. – W tych dniach nie kontroluję siebie. Nie jestem sobą.

Podszedłem do niej, ale cofnęła się o krok. Patrzyłem na nią uważnie. W jej oczach było coś obcego, coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem.

– Nigdy byś mnie nie skrzywdziła – powiedziałem.

Zaśmiała się gorzko.

– Nie rozumiesz. Mam ochotę… rozerwać wszystko na strzępy. Krzyczeć. Niszczyć.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

To już nasz rytuał

Minęły dwa lata. Dalej co miesiąc pakuję torbę i wychodzę, nawet już bez pytań. Stało się to naszym rytuałem. Takim, o którym się nie mówi, ale który istnieje. Jakbyśmy oboje przyjęli, że tak po prostu musi być. Czasem myślę, że to się kiedyś skończy. Że któregoś dnia powie „zostań” i nic się nie stanie. Że te wszystkie lęki okażą się wyolbrzymione. Ale to się nie dzieje.

Widziałem, jak walczy z tym, jak próbuje kontrolować swoje emocje. Jak po każdej mojej wyprowadzce spędza czas w samotności, nie odbierając telefonów, unikając ludzi. A potem wracam, a ona czeka z obiadem, uśmiecha się i mówi, że mnie kocha. Jakby przez dwa dni nie było jej w tym domu. Nie rozumiem jej, ale kocham. I to mnie przeraża.

Bo zaczynam się zastanawiać, co jeśli któregoś dnia to ja już nie wrócę? Jeśli spakuję torbę i zdecyduję, że lepiej będzie odejść na zawsze? I najgorsze jest to, że nie wiem, czy Justyna by za mną tęskniła. Czy po prostu westchnęłaby i stwierdziła, że tak jest lepiej.

Michał, 29 lat

Reklama

Czytaj także:
„Przygarnęłam teściową do domu, a ona zamieniła go w chlew. Jędza udaje, że wynoszenie śmieci jest poniżej jej godności”
„Mąż nalegał na przeprowadzkę, a ja się zgodziłam. Żył jak pączek w maśle, bo piętro wyżej mieszkała jego kochanka”
„Uwielbiałem perfumy żony, bo pachniała jak francuska cukiernia. Nie wiedziałem, że dostała je od innego wielbiciela”

Reklama
Reklama
Reklama