„Żona była zimna jak grobowiec, a dziewczyna syna gorąca jak ogień w kominku. Nikt miał nie wiedzieć o naszym układzie”
„Chwilę później poczułem jej dłoń. Lekko dotknęła mojej, kiedy sięgała po sosjerkę. Nie wiem, czy zrobiła to celowo. Może tak. Może nie. Ale moja dłoń została pod tym dotykiem jak sparaliżowana. Ale właśnie w tej chwili Kacper uniósł wzrok”.

- Redakcja
Mam pięćdziesiąt lat, firmę budowlaną, syna, żonę i dom z ogrodem. Wszystko to, co kiedyś uważałem za spełnienie marzeń. A jednak od dawna czuję się jak cień samego siebie.
Codziennie rano wstaję, golę się, zakładam wyprasowaną koszulę, piję kawę, której już nie czuję, i ruszam do pracy. Z pozoru wszystko działa jak należy. Ludzie mówią: „Robert, ty to masz życie jak z obrazka”. A ja... od środka gniję.
Z Anną nie jesteśmy razem od lat. Formalnie tak, ale emocjonalnie? Ona żyje swoimi książkami i serialami. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się do mnie przytuliła. Kiedy ostatni raz spojrzała na mnie tak... jakby nadal coś do mnie czuła. Przez większość dni mijamy się jak współlokatorzy. Zdarza się, że przez cały wieczór nie zamienimy ani jednego słowa.
A Kacper... Mój syn. Kocham go, ale coraz trudniej mi się do niego zbliżyć. Odkąd skończył liceum, jest jakby obok. Unika rozmów, unika bliskości. Może czuje, że nie jestem już ojcem, tylko zmęczonym gościem w garniturze, który mówi, jak ma żyć.
Wtedy pojawiła się ona. Natalia. Dziewczyna mojego syna. Miała w sobie ten błysk. Ten cholerny błysk, którego mi tak brakowało. Śmiała się z moich żartów, słuchała, gdy mówiłem. Patrzyła tak, jak dawno nikt już na mnie nie patrzył. Jakby widziała we mnie coś więcej niż tylko ojca Kacpra.
Na początku byłem pewien, że to tylko chwilowe. Fascynacja. Przejdzie. Minie. Musi minąć. Ale nie minęło. Zacząłem żyć jej obecnością. Czekałem na każde jej przyjście, na każde słowo, każdy gest. I znienawidziłem siebie za to. Jak mogłem? A jednak...
Czułem się winny
Siedzieliśmy wszyscy przy stole w niedzielne popołudnie. Obiad, jak co tydzień – schabowy z ziemniakami i mizerią. Ania z powagą nakładała wszystkim porcje, ja popijałem piwo, Kacper coś stukał w telefonie.
A Natalia... Natalia promieniała jak zawsze. Miała na sobie zwiewną sukienkę w drobne kwiaty. Jej włosy pachniały jaśminem – poczułem to, kiedy pochyliła się nade mną, podając mi pieprz.
– Panuje tu taka rodzinna atmosfera – zaśmiała się. – U mnie w domu to by była już trzecia awantura. Może to dlatego, że pan Robert wygląda jak człowiek, który nie pozwala sobie wejść na głowę – rzuciła z figlarnym błyskiem w oku.
Zaśmiałem się, może trochę zbyt głośno. Spojrzałem na nią i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Nie trwało to długo – może sekundę, dwie – ale wystarczyło. W moim brzuchu coś się ścisnęło. Zamarłem.
Później poczułem jej dłoń. Lekko dotknęła mojej, kiedy sięgała po sosjerkę. Nie wiem, czy zrobiła to celowo. Może tak. Może nie. Ale moja dłoń została pod tym dotykiem jak sparaliżowana. Ale właśnie w tej chwili Kacper uniósł wzrok.
– Czasem mam wrażenie, że lubicie się za bardzo – powiedział cicho, ale wyraźnie.
Nóż z brzękiem spadł na mój talerz. Żona spojrzała na syna, potem na mnie, a ja... nie potrafiłem odpowiedzieć. Co miałem powiedzieć?
– Kacper... nie mów tak – Natalia zareagowała natychmiast, z zakłopotanym uśmiechem. – Żartujesz chyba, prawda?
Kacper wzruszył ramionami, ale jego twarz była napięta, jakby czekał na moją reakcję. A ja tylko milczałem. Zacisnąłem dłonie na serwetce i patrzyłem gdzieś w talerz.
W jego słowach było coś więcej niż zazdrość. Była prawda.
– Daj spokój, synu – rzuciłem dla rozładowania napięcia i udałem, że nic się nie stało.
Wieczorem długo chodziłem po ogrodzie. Sam. Powtarzałem sobie: „To nic. To przypadek. Musisz przestać”. Ale już czułem, że coś się we mnie uruchomiło. Coś, czego nie potrafiłem powstrzymać.
Spotkałem ją niby przypadkiem
To miał być zwykły czwartek. Wyszedłem wcześniej z pracy, bo klienci odwołali spotkanie, a głowa mi pękała od nadmiaru myśli. Postanowiłem przysiąść na kawę w ulubionej kawiarni niedaleko rynku. Miejscu, gdzie nikt mnie nie znał, gdzie mogłem przez chwilę udawać, że jestem kimś innym.
Zamówiłem espresso i już miałem wyciągać notatnik, kiedy usłyszałem znajomy głos.
– Pan Robert?
Podniosłem wzrok. Natalia stała przy stoliku, uśmiechnięta, z książką w jednej ręce i płócienną torbą na ramieniu. Serce mi zamarło.
– Natalia? Co ty tu…?
– Czekam na Kacpra. Miał mnie odebrać z uczelni, ale coś mu wypadło. Pomyślałam, że posiedzę tu chwilę. Mogę?
Skinąłem głową, starając się, żeby głos nie zdradził, jak bardzo mnie to zaskoczyło.
Usiadła naprzeciwko mnie, rzucając torbę na krzesło obok. Pachniała lawendą i ciepłym powietrzem. Zamówiła kawę i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. O książkach, o architekturze, o starych filmach. Słuchała uważnie. Z uśmiechem, z zaciekawieniem, jakiego dawno nie doświadczyłem. Zaczęliśmy mówić sobie po imieniu.
– Ty mnie przynajmniej słuchasz – powiedziała w pewnym momencie, odstawiając filiżankę. – Kacper zawsze gdzieś biegnie. Zawsze rozkojarzony. Ja rozumiem, młody jest, ale czasem... – urwała i wzruszyła ramionami.
Chciałem powiedzieć, że każdy ma swoje tempo, że może warto go trochę usprawiedliwić, ale milczałem. Czułem, że ten temat wcale nie był o Kacprze.
– Ty jesteś… inny – dodała po chwili ciszy, patrząc mi w oczy. – Spokojny. Prawdziwy.
Zaniemówiłem. Jej słowa wywołały we mnie coś dziwnego – rodzaj gorąca, które wędrowało po ciele jak błądzące światło. Nie byłem gotów.
– Natalia… – zacząłem, ale urwałem. Jej spojrzenie było zbyt miękkie, zbyt bliskie.
– Wiem, że to dziwne – powiedziała cicho. – Ale lubię z tobą rozmawiać. Czuję się przy tobie... dobrze.
Nie powinienem zostać. Powinienem wstać, zapłacić i wyjść. Zostawić ją tam. Ale zostałem. W pewnym momencie ona dotknęła mojej dłoni. Ledwo zauważalnie. I wtedy się stało.
Nie wiem, kto z nas się nachylił pierwszy. Może oboje. Nasze usta spotkały się na chwilę. Delikatnie. Nerwowo. Przez sekundę. A potem się odsunęliśmy. Jakby właśnie spadła na nas świadomość, co zrobiliśmy.
– Nie… nie powinniśmy – szepnąłem.
– Wiem – odpowiedziała. – Przepraszam.
Wyszła pierwsza. Ja siedziałem jeszcze długo, wpatrzony w ślad po jej dłoni na blacie stołu. Nie mogłem przestać myśleć o jej ustach. A jednocześnie chciałem uciec.
To była nasza tajemnica
Od tego dnia wszystko się zmieniło. Spotykaliśmy się przypadkiem, a może tylko udawaliśmy, że to przypadek. W parku, przy tej samej kawiarni, w sklepie. Później już przestaliśmy udawać.
Natalia przychodziła do mojego gabinetu, kiedy nikogo nie było w domu. Żona miała swoje spotkania z klubem książki, Kacper siedział na uczelni albo u znajomych. Zostawialiśmy otwarte drzwi na piętrze, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wystarczyło jedno skrzypnięcie, byśmy się rozdzielili, jakby nic się nie stało. Jakby nie było tych pocałunków, tych spojrzeń, jej dłoni pod moją koszulą.
Ale nie umiałem już spać. W nocy leżałem obok żony, patrzyłem w sufit i czułem, jak serce wali mi jak młotem. Każde powiadomienie w telefonie to był skok ciśnienia. Myślałem o tym, co robimy, i czułem obrzydzenie do siebie. A jednocześnie... czekałem na jej wiadomość. Każdego dnia. Jak na tlen.
Któregoś popołudnia Natalia pojawiła się w drzwiach mojego gabinetu. Miała na sobie kremowy sweter i jeansy, włosy spięte w niedbały kok. Usiadła na brzegu biurka.
– Musimy mu powiedzieć – powiedziała cicho. – To nie w porządku.
Zamknąłem oczy.
– To go zniszczy – odpowiedziałem. – Jesteś jego światem.
– A ty? Kim jesteś dla mnie?
Chciałem powiedzieć „nikim”, żeby to zakończyć, żeby wrócić do swojego życia. Ale nie umiałem. Zamiast odpowiedzi... zbliżyłem się. Ujęła moją twarz w dłonie. Zbliżyła się do pocałunku.
Nagle coś usłyszałem. Skrzypnięcie podłogi. Ciche kroki. Odsunęliśmy się od siebie w jednej chwili, jak rażeni prądem. Pobiegłem do drzwi, otworzyłem je gwałtownie – i zamarłem. Kacper stał w progu. Bez słowa. Blady. Z oczami szeroko otwartymi.
– Od jak dawna mnie okłamujecie? – zapytał, nie podnosząc głosu.
Nie odpowiedziałem. Nie mogłem. Słowa uwięzły mi w gardle.
– Kacper, to nie tak... – Natalia wstała, próbując podejść.
– Nie dotykaj mnie! – wrzasnął nagle. – Nawet się nie waż.
Wyszedł. Trzasnął drzwiami tak mocno, że drgnęły szyby w oknach. Zostawił nas tam, w martwej ciszy. Natalia zaczęła płakać. Ja usiadłem nieruchomo, wpatrzony w podłogę. Wszystko runęło. W sekundę. Nie było już odwrotu.
Bałem się rozmowy z żoną
Kacper nie wrócił na noc. Nie odezwał się słowem. Nie zadzwonił, nie napisał. Jego pokój był pusty, łóżko nienaruszone, a ja cały czas chodziłem z góry na dół, jakbym mógł coś naprawić samym chodzeniem. Natalia też zniknęła. Nie odbierała telefonu.
Wieczorem żona przyszła do mnie do gabinetu. Trzymała w rękach kubek z herbatą. Usiadła naprzeciwko i spojrzała na mnie z takim spokojem, że aż mnie to przeraziło.
– Co się dzieje? – zapytała. – Kacper nie wraca, Natalia się nie odzywa. Dom jest jak grób. A ty wyglądasz, jakbyś miał za chwilę dostać zawału.
Chciałem zbyć ją jak zwykle. Jak przez ostatnie lata. Ale nie potrafiłem. Coś we mnie pękło.
– Mam romans – powiedziałem.
Wypowiedzenie tych słów było jak uderzenie młotem we własną klatkę piersiową. Zobaczyłem, jak jej twarz powoli się zmienia. Jak zaciska palce na kubku, jak oczy robią się większe.
– Z kim? – spytała, choć odpowiedź była oczywista.
– Z Natalią.
Przez chwilę panowała cisza. Śmiertelna, gęsta cisza. A potem Ania wstała powoli, z niepokojącą dokładnością odstawiła kubek na biurko i powiedziała:
– Zawsze cię obchodziło tylko to, czy ktoś cię podziwia. Nawet jeśli to dziewczyna twojego syna.
Te słowa przebiły mnie na wskroś.
– Anna... Ja... to nie miało się tak potoczyć. Nie chciałem... Po prostu poczułem się... zauważony. Jakby ktoś widział we mnie coś więcej niż tylko...
– Faceta, który przynosi wypłatę i milczy przy kolacji?
Spojrzałem na nią. Nie było w niej wściekłości. Była tylko pustka. Zmęczenie. Jakby zrezygnowała z walki, zanim ta się jeszcze zaczęła.
– Wiesz co? – powiedziała, zakładając płaszcz. – Nie dziwię się, że Kacper nie chce cię znać. Ja też nie wiem, kim jesteś.
Wyszła. Trzasnęły drzwi. Nie próbowałem jej zatrzymać. Zostałem sam. Z goryczą w ustach, z sercem ciężkim jak kamień. Straciłem rodzinę, syna, szacunek do samego siebie. Czy było warto?
Syn nie chciał mnie znać
Minęły trzy tygodnie. Nie miałem z nim żadnego kontaktu. Próbowałem dzwonić, pisać, jeździć pod akademik, ale nic. Milczał. Jakbym umarł. Jakby nie było tych dwudziestu jeden lat, w których trzymałem go za rękę, uczyłem jeździć na rowerze, chodziłem z nim na mecze.
Pewnego dnia zadzwonił domofon. Serce mi stanęło. Wyszedłem z gabinetu jak po szkle. Kacper stał w progu. Wysoki, blady, z chłodnym spojrzeniem. Obcy.
– Możemy chwilę porozmawiać? – zapytałem.
Wszedł bez słowa. Usiadł w salonie, jakby robił to ostatni raz. Ja usiadłem naprzeciwko.
– Już nie jesteś moim ojcem – powiedział spokojnie. – Jesteś facetem, który zabrał mi wszystko.
– Kacper, ja... Ja nie wiem, co się ze mną stało – zacząłem. – To nie była tylko fizyczność. Naprawdę. Ja... Chciałem być kimś ważnym. Choć przez chwilę.
Spojrzał na mnie z pogardą.
– To ja miałem być dla ciebie ważny.
Zacisnąłem dłonie. Głos mi drżał.
– Wiem. I nie ma dnia, żebym nie żałował tego, co zrobiłem. Kocham cię, synu. Nadal. Zawsze będę.
– Za późno – uciął.
Wstał. Jakby nie chciał marnować ani sekundy więcej. Jakby wszystko, co miał mi do powiedzenia, już powiedział.
– Kacper... – zacząłem z nadzieją, że może jeszcze się odwróci.
– Nigdy jej nie kochałeś – zatrzymał się w progu. – Po prostu byłeś samotny. Żałosny. I trafiłeś na kogoś, kto na ciebie spojrzał. Gratulacje. Udało ci się zniszczyć wszystko.
Wyszedł bez pożegnania. Nawet nie zatrzasnął drzwi. Po prostu – zostawił je otwarte. Jakby chciał, żebym słyszał każdy jego krok, oddalający się ode mnie na zawsze. Zostałem sam. Z jego słowami dudniącymi w głowie. Każde z nich bolało bardziej niż poprzednie. I każde było prawdziwe.
Zostałem zupełnie sam
Dom jest teraz cichy. Zbyt cichy. Słychać tylko tykanie zegara w przedpokoju. Nie ma mojej żony. Nie ma Kacpra. Natalia też zniknęła. Podobno wyjechała za granicę – słyszałem od znajomego. Nie odezwała się do mnie ani razu.
Siedzę sam przy kuchennym stole. Te same kafelki, te same szafki. Ale wszystko wygląda inaczej, jakby było nie moje. Jakbym był intruzem we własnym życiu. Czasem patrzę na zdjęcie Kacpra z czasów, gdy miał sześć lat i przynosił mi rysunki z przedszkola. Rysował nas razem – mnie, siebie, mamę. Mieliśmy uśmiechy od ucha do ucha. Jakim cudem ten uśmiech zamienił się w nienawiść?
Chodzę po tym domu i dotykam rzeczy, które już nic nie znaczą. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy wszystko się zaczęło psuć. Kiedy przestałem być ojcem. Kiedy stałem się… tym, kim teraz jestem. Wieczorami siedzę w salonie i patrzę w telewizor bez dźwięku. Czasem idę do ogrodu, ale już nie mam siły nic tam robić. Trawa rośnie dziko. Jakby i ona się zbuntowała.
Zdradziłem najważniejszą osobę w swoim życiu. I nikt mi tego nie wybaczy. Nawet ja sam. Czasem staję przed lustrem i wpatruję się w odbicie. Próbuję znaleźć w sobie człowieka, którym byłem. Ojca. Mężczyznę z zasadami. Ale tam, po drugiej stronie, widzę kogoś obcego. Zmęczonego, pozbawionego światła w oczach. Nie wiem, kim on jest.
Robert, 50 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój szwagier był jak borowik królewski, a mąż jak pieczarka z marketu. Na jednym grzybobraniu wszystko się zmieniło”
- „Chciałem kupić synowi dom i oddać firmę, a on pogardził wszystkim, bo nie chce żyć tak jak ja”
- „Nad grobem ojca słyszałem tylko krzyki mojej mamy i żony. Wreszcie nie wytrzymałem, bo ile można kłócić się o znicze”

