„Znudziło mi się bycie matką. Nie chce mi się już słuchać ciągłego jęczenia i marudzenia moich dzieci”
„Gdy Sebastiana wyrzucili z roboty, zaczęło być ciężko. Jasne, nie głodujemy, bo MOPS daje nam jakieś zasiłki, ale brakuje mi na moje potrzeby. Muszę chodzić do jakiegoś taniego fryzjera, a moje paznokcie od dawna nie widziały zabiegu u manikiurzystki. Po prostu tragedia!”.

- listy do redakcji
Myślałam, że macierzyństwo to taka super sprawa. Im starsze są moje dzieci, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie nadaję się do roli matki. Mam już dosyć ciągłego wysłuchiwania ich kłótni, marudzenia i grymaszenia. Szkoda, że dzieci to nie towar ze sklepu, który można zwrócić. Gdyby można było tak zrobić, nie wahałabym się ani chwili. A tak, muszę użerać się z nimi przynajmniej aż osiągną pełnoletniość.
Nie planowaliśmy pierwszego dziecka
Kacper, nasz pierwszy syn, był... jak by to powiedzieć... dziełem przypadku. Wtedy nawet nie myślałam, że zostanę żoną Sebastiana i gdybym nie zaszła w ciążę, pewni nigdy nie poprosiłby mnie o rękę. To stało się po imprezie u moich znajomych. Sebastian, z którym wtedy spotykałam się od jakiś siedmiu miesięcy, odwoził mnie do domu. Nagle zorientowałam się, że jedzie w zupełnie innym kierunku.
– Przecież miałeś mnie odstawić do mnie – zauważyłam.
– Spokojnie, wkrótce wrócisz do domu. Najpierw chcę ci coś pokazać.
– Co takiego?
– Zobaczysz. Niech to będzie niespodzianka.
– Oj, nie bądź taki.
– Znalazłem fajne miejsce, które koniecznie musisz zobaczyć.
Wiedziałam, co chodzi mu po głowie. „Pewnie wzięło go na amory w samochodzie” – pomyślałam. Zamierzałam go rozczarować. Byłam zmęczona i nie miałam na nic ochoty. Zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam miejsce, o którym mówił.
Wyjechał za miasto i po chwili odbił w gruntową drogę. Minęliśmy drzewa i dojechaliśmy na skarpę, z której roztaczała się fantastyczna panorama rozświetlonego miasta. Ten widok naprawdę zrobił na mnie wrażenie. To było takie... sama nie wiem... romantyczne. Tak, to odpowiednie słowo. Przeszło mi przez myśl, że pewnie wcześniej zabawiał się tu z jakąś dziunią.
Nie obchodziło mnie to. Wtedy jeszcze nie był moim mężem, więc mógł robić, co mu się podobało. Zresztą, ja też nie należę do świętoszek. Dałam się ponieść chwili. Kochaliśmy się na tylnym siedzeniu samochodu. Było tak miło, że w ogóle nie pomyślałam o zabezpieczeniu.
Na początku nie było tak źle
Przypomniałam sobie o tym dopiero kilka tygodni później, gdy na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Myślałam, że gdy powiem o tym Sebastianowi, weźmie nogi za pas, ale nie. Mój facet stanął na wysokości zadania. Kupił pierścionek (trochę tani, ale doceniłam gest) i powiedział, że chce mnie za żonę. Zgodziłam się. A co innego miałam zrobić? W końcu za niewiele ponad osiem miesięcy mieliśmy zostać rodzicami.
Im bardziej zaawansowany był mój stan, tym bardziej przeklinałam tę noc w samochodzie. Miałam fatalną cerę i włosy. Puchły mi stopy i czułam się tak źle, że w ogóle nie miałam ochoty wychodzić z mieszkania. Co najgorsze, Sebastian całkowicie stracił na mnie ochotę, a mnie rozpierało pożądanie. Prawie musiałam zmuszać go do igraszek. Nie mogłam doczekać się rozwiązania.
Trochę bałam się macierzyństwa, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Mama i teściowa pomagały nam, więc nie musiałam dużo robić przy Kacperku. Oczywiście, nie były przy nas przez całą dobę, więc od czasu do czasu musiałam zmienić mu pieluchę, ale nie było tak źle, jak myślałam. Było za to dużo pozytywów.
Gdy wrzucałam zdjęcia synka na Instagrama, zbierałam więcej polubień niż pod moimi fotkami w bikini. Wszyscy nam gratulowali, wpadali z wizytą i przynosili prezenty. W dodatku co miesiąc dostawaliśmy pięć stów od państwa, a na moje konto wpływała wypłata, mimo że nie musiałam się pokazywać w robocie. Żyć nie umierać!
Druga ciąża była świadomą decyzją
Kacperek był słodkim chłopcem. Stroił do mnie takie urocze minki, że serce mi się rozpływało. Chciałam, żeby nigdy nie dorósł. Tak jak nie chciałam już wracać do pracy. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego, ale przecież kasa jest potrzebna. Wtedy dotarło do mnie, że przecież możemy mieć drugie dziecko. Przedstawiłam mój pomysł Sebastianowi, a on zaczął kalkulować.
– Pięć stów więcej plus całość twojej wypłaty... sam nie wiem. Już na Kacpra musimy wydawać więcej, niż bym chciał.
– Oj, daj spokój. Fajnie byłoby mieć drugiego szkraba. Poza tym przy dwójce dzieci może uda się coś załatwić w pomocy społecznej. Mielibyśmy jeszcze więcej pieniędzy.
– W sumie dzieciak to całkiem fajna sprawa. To kiedy zabieramy się do roboty?
– Najlepiej od razu.
Wymagało to kilku podejść, ale udało się. Naszemu drugiemu synkowi najwyraźniej bardzo spieszyło się do rodziców i braciszka, bo urodziłam już w ósmym miesiącu.
Im starsi byli nasi synowie, tym więcej obowiązków mi przybywało. Do pracy nie wróciłam. Kiedy niby miałam znaleźć czas na chodzenie do roboty? Przy dwójce urwisów miałam ręce urobione po łokcie, a babcie nie były już takie chętne do pomocy. Praktycznie zostawiły mnie samą sobie. To było wredne z ich strony. Przecież opieka nad wnukami to żadna łaska, tylko ich zakichany obowiązek.
Z czasem przestało być kolorowo
Dzieciaki rosły, a wraz z nimi rosły ich potrzeby. Gdy Sebastiana wyrzucili z roboty, zaczęło być ciężko. Jasne, nie głodujemy, bo MOPS daje nam jakieś zasiłki, ale brakuje mi na moje potrzeby. Muszę chodzić do jakiegoś taniego fryzjera, a moje paznokcie od dawna nie widziały zabiegu u manikiurzystki. Po prostu tragedia! Jakby tego było mało, moje kochane bąbelki stały się wrednymi bachorami.
Nie mogę nawet zabrać ich na zakupy. Gdy tylko wejdę z nimi do sklepu, zaczynają przedstawiać mi swoje żądania. Nic tylko „mamo, chcę to”, „mamo, chcę tamto”. Gdy im odmówię, szantażują mnie płaczem. W domu wcale nie jest lepiej. Wiecznie o wszystko się kłócą i na wszystko marudzą. A to ciastka nie takie, jak chcieli, a to na obiad nie to, co lubią. W dodatku nie potrafią żyć ze sobą w zgodzie. Kłócą się o wszystko. Kiedyś wystarczyło, że dałam im telefon do zabawy. Teraz to nie działa, bo wyrywają go sobie z rąk i zawsze kończy się to płaczem.
I na co mi to było? Gdybym mogła cofnąć czas, nie wsiadłabym wtedy do samochodu Sebastiana.
Klaudia, 32 lata
Czytaj także:
„Ufałam mężowi, ale poczułam waniliowe perfumy. Dobrze wiedziałam, kto od lat lubi taki zapach”
„W piwnicy znalazłam tajną skrytkę męża. Wtedy do mnie dotarło, dlaczego zawsze był takim centusiem”