Reklama

Mam czterdzieści dwa lata, jedno życie, jedną żonę – Milenę. Od piętnastu lat jesteśmy razem, a od kilku... jakby obok siebie. Pracuję w IT, konkretnie w dziale wsparcia technicznego dużej korporacji – nuda dla wielu, dla mnie bezpieczna stabilność. Z natury jestem raczej spokojny, może nawet introwertyczny. Nie lubię dramatów, wolę, gdy wszystko toczy się swoim utartym torem. Ale ostatnio coś się zmieniło.

Milena... zawsze była inna niż ja. Energiczna, otwarta, uśmiechnięta. Lubi niespodzianki, nowości, zmiany. Kiedyś to mnie fascynowało. Teraz mnie niepokoi. Od kilku tygodni zauważam, że coraz częściej wychodzi z domu. Czasem późno wraca, często pisze coś w telefonie, który trzyma przy sobie nawet w łazience. Nie jestem paranoikiem, nie przeszukuję jej rzeczy, nie śledzę... Ale widzę, że coś jest nie tak. Nie ma już między nami tego porannego przywitania z uśmiechem. Nie przytulamy się przed snem. Jest zimna. Albo ja się zrobiłem przezroczysty.

Zbliżają się święta i nasza piętnasta rocznica. Nic wielkiego – przynajmniej tak się umawialiśmy. Tylko że kilka dni temu, szukając ładowarki w jej szufladzie, znalazłem coś, co zwaliło mnie z nóg. Paragon. Zegarek marki Omega. Za kilka tysięcy złotych. To więcej niż zarabiam miesięcznie. Stałem z tym kawałkiem papieru w ręce i czułem, jakby ktoś mnie zdzielił w twarz. Nie noszę zegarków. Milena nie interesowała się nigdy takimi rzeczami. To nie był prezent dla mnie. Czy ona… ma kogoś?

Koledzy nie mieli wątpliwości

– No weź, Grzesiek, błagam cię – parsknął Mirek, kiedy pokazałem mu zdjęcie paragonu na zegarek podczas przerwy w pracy. – Omega? Za kilka kafli? I ty myślisz, że to dla ciebie?

Siedzieliśmy przy automacie z kawą w korytarzu między naszymi biurkami. Miałem nadzieję, że Mirek powie coś w stylu „Może ci robi niespodziankę”, „Może to dla jej ojca”. Ale nie. Mirek to Mirek – prosty, cyniczny, bez filtra.

– A kiedy ty ostatni raz dostałeś od niej coś innego niż bokserki albo skarpety na gwiazdkę, co?

Milczałem. Miał rację.

Ty w ogóle nosisz zegarki? – dopytywał, popijając czarną lurę. – Bo ja jakoś nie widzę cię z Omegą na ręce.

Wzruszyłem ramionami. Nigdy nie nosiłem, bo nie potrzebowałem. Telefon mi wystarczał. Milena to wiedziała. To dla kogo był ten zegarek?

– Może... może dla jej szefa? Może to prezent? – zaczął spekulować Mirek z iskrą podekscytowania w oczach. – Wiesz, te wszystkie wieczorne spotkania „po pracy”... Te jej wyjścia, SMS-y, z którymi idzie do łazienki?

– Przestań – warknąłem, ale w głębi duszy sam miałem podobne myśli.

Zaczynałem analizować ostatnie tygodnie. Jak wtedy, gdy przyłapałem ją na szeptaniu do telefonu i nagle przestała mówić, kiedy wszedłem do kuchni. Albo jak rzuciła: „To był tylko kolega z pracy”, gdy zapytałem, z kim pisała o 22:30.

– Człowieku, obudź się. To nie wygląda dobrze – podsumował Mirek.

Czułem, że właśnie zaczynam tonąć w czymś, co może mnie zniszczyć.

Udawała, że nic nie wie

Siedzieliśmy przy kolacji. To był zwykły czwartek. Milena podgrzała pierogi z marketu, a ja starałem się wyglądać, jakby wszystko było w porządku. Z pozoru – było. Ale od środka coś mnie gryzło. Nosiłem w sobie ten cholerny paragon jak truciznę.

– Dostałem maila z promocjami – zagaiłem niby od niechcenia. – Omega ma jakieś przeceny teraz. Zegarki taniej o dwadzieścia procent.

Milena podniosła wzrok znad talerza i uśmiechnęła się krzywo.

– Aha? No nie wiem… nigdy się nie znałam na zegarkach.

Nie znała się? Żart. Paragon był z butiku zegarmistrzowskiego w centrum, nie z Allegro. Dokładnie z datą sprzed tygodnia. Marka, model, cena – wszystko jak na dłoni. Nie dało się pomylić. Spojrzałem na nią dłużej. Dopiła herbatę i wstała, by włożyć talerz do zlewu. Patrzyłem na jej plecy. Chciałem wierzyć, że kłamie w dobrej wierze. Że to coś dla mnie. Że szykuje niespodziankę. Ale nie potrafiłem się przekonać.

A co dzisiaj robiłaś? – zapytałem niby neutralnie.

– Byłam z Patrycją w centrum handlowym. Znasz Patrycję, nie można się z nią nudzić – rzuciła przez ramię, nie patrząc na mnie.

Kupiłaś coś?

– A parę drobiazgów. Dla siebie, dla siostry… Nic specjalnego.

Kolejne półprawdy. Jeśli to był prezent, czemu go nie schowała lepiej? Czemu nie powiedziała choć pół słowa? Czemu teraz udaje? Z każdym jej słowem miałem wrażenie, że moje życie właśnie się wali.

Już miałem prawie pewność

Wracałem szybciej niż zwykle. Miałem pretekst – zapomniałem pendrive’a i miałem dokończyć coś z pracy w domu. Ale prawda była inna: coś mnie podkusiło, by sprawdzić, czy Milena znowu z kimś rozmawia. Znowu... cicho, przyciszonym głosem, jakby nie chciała, żebym słyszał.

Otworzyłem drzwi najciszej, jak umiałem. Buty zdjęte, plecak zostawiony na korytarzu. Usłyszałem jej głos z sypialni. Rozmawiała przez telefon. Skradałem się, jak złodziej we własnym domu.

– Nie, on nic nie wie... Mam nadzieję, że się ucieszy, chociaż... wiesz jaki on jest, ciężko go zaskoczyć – powiedziała, śmiejąc się cicho.

Zamarłem. W głowie od razu zagrzmiało: „Kogo chcesz zaskoczyć? I czym?! Drogim zegarkiem dla jakiegoś faceta?”. Nie wytrzymałem. Wszedłem do pokoju.

Z kim rozmawiałaś?

Milena poderwała się, jakby przyłapałem ją na zdradzie.

Z czego niby mam się ucieszyć? – zapytałem szorstko.

– Grzesiek, to nic takiego…

Znalazłem paragon! Zegarek za kilka tysięcy! Dla kogo to jest?!

Zamilkła. Spojrzała na mnie jak ktoś, kto właśnie został oskarżony o zbrodnię. A potem... opadła na łóżko. Cisza, żadnego wybuchu, żadnej złości. Po prostu siedziała, patrząc w podłogę.

Dla kogo to jest? – powtórzyłem, już ciszej. Bałem się odpowiedzi.

– Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała tylko.

Poczułem, że właśnie przekroczyłem granicę. Tylko nie wiedziałem – granicę czego.

Prawda mnie zaskoczyła

Milena milczała. Przez dobre dwie minuty tylko siedziała na łóżku i patrzyła w przestrzeń. W końcu westchnęła głęboko, jakby coś w niej pękło.

To miał być prezent... – powiedziała w końcu. – Dla ciebie, Grzesiu.

Parsknąłem nerwowym śmiechem.

– Ta. Jasne. Bo przecież ja noszę Omegi do dresu, co nie?

Nie odpowiedziała od razu. Powoli sięgnęła do szafki nocnej, wyjęła małe pudełko owinięte papierem świątecznym i rzuciła je na łóżko.

– Rok temu mówiłeś, że podoba ci się taka jedna Omega. Pamiętasz? Widziałeś w reklamie, mówiłeś, że to „taki zegarek na lata”. I zapytałeś wtedy półżartem, czy kiedyś ci taki kupię.

Zamurowało mnie. Faktycznie, była taka rozmowa. Jedna z tych rzuconych mimochodem, do zapomnienia. Ale ona... zapamiętała.

– Przez ostatnie miesiące odkładałam. Każdą premię, każdą nadgodzinę. Nawet po kryjomu dorabiałam u znajomych. Tylko po to, żeby ci coś dać. Coś więcej niż skarpety. Na święta. Na rocznicę. Dla ciebie.

Wstała, spojrzała na mnie i mówiła dalej, już spokojnie:

– I nawet nie chodzi o zegarek. Chciałam, żebyś wiedział, że cię słucham. Że cię pamiętam. Że cię kocham.

Poczułem, że robi mi się wstyd. Jak dzieciak przyłapany na grzebaniu w prezentach przed Wigilią. I jeszcze miałem czelność ją oskarżyć.

– Ja myślałem... – zacząłem.

Myślałeś, że cię zdradzam. Że kupuję prezent dla kogoś innego. Że jestem jakąś... – nie dokończyła. Tylko pokręciła głową i wyszła z pokoju.

A ja zostałem sam z prezentem, który miał mnie ucieszyć, a właśnie zaczął mnie boleć.

Został mi tylko wstyd

Wieczorem siedzieliśmy przy stole. W kuchni było cicho, nawet jak na nasze zwykłe kolacje. Milena nie płakała – to byłby może jakiś sygnał, coś, co dałoby mi pole do skruchy. Ale nie. Była spokojna. Chłodna. Jak ściana.

– Milena, ja... nie wiem, co mi odbiło – zacząłem cicho. – To było głupie. Przepraszam.

Pokiwała tylko głową. Milczenie między nami ciążyło bardziej niż jakakolwiek kłótnia.

Nie chodzi tylko o paragon– powiedziała w końcu. – Ty naprawdę pomyślałeś o mnie najgorsze. Że potrafiłabym coś takiego? Że kupiłabym komuś prezent, a tobie – nic?

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przecież... właśnie to pomyślałem.

Nie dałeś mi szansy wyjaśnić. Wolałeś słuchać swoich domysłów. Może kolegi z pracy. Może swojego lęku. Ale nie mnie – mówiła dalej. – A ja się starałam. I to był błąd, bo wciąż próbuję zaskoczyć człowieka, który nawet nie patrzy już w moją stronę.

Patrzyłem na nią. Wciąż piękną. Ale inną. Starszą. Może mądrzejszą.

– Co mam zrobić? – zapytałem.

– Nie wiem – odpowiedziała bez wahania. – To nie jest kwestia jednego zegarka i jednej awantury. To kwestia zaufania, którego do mnie nie masz.

Milena wstała od stołu.

Śpisz dzisiaj na kanapie – powiedziała spokojnie. – Potrzebuję pobyć sama.

Poszła do sypialni, zamykając drzwi. A ja zostałem sam ze sobą. I z pytaniem, które dudniło mi w głowie: „Jak się wraca do czegoś, co się samemu zburzyło?”.

Dostałem gorzką nauczkę

Milena nie wręczyła mi zegarka. Nie dlatego, że nie chciała. Ale dlatego, że nie potrafiła już udawać, że nic się nie stało. Nie po tym, co zrobiłem. I jak łatwo to zniszczyłem. Zaufałem domysłom. Uwierzyłem w podejrzenia. Posłuchałem Mirka, własnych lęków, ale nie jej. Nawet nie spróbowałem. A przecież to ona przez lata była przy mnie zawsze – kiedy traciłem pracę, kiedy leżałem z gorączką, kiedy siedziałem w milczeniu po pogrzebie ojca.

Zamiast zapytać, poskładałem sobie historię. Nieprawdziwą. Zdradliwą. I z niej wyciągnąłem wniosek: że Milena mnie oszukuje. Teraz śpię na kanapie. Milena nie krzyczy, nie płacze. Jest po prostu cicha. A ta cisza boli bardziej niż krzyk.

Zrozumiałem, że zaufanie nie znika od wielkich zdrad. Ono kruszy się w małych momentach – kiedy przestajesz pytać, słuchać, wierzyć. Kiedy bliżej ci do „a może” niż do „po prostu zapytam”. Nie wiem, czy Milena mi wybaczy. Czy jeszcze będzie chciała śmiać się ze mną przy niedzielnym śniadaniu. Ale wiem jedno – spróbuję to naprawić. Dzień po dniu. Głupia historia z paragonem nauczyła mnie więcej niż piętnaście lat małżeństwa.

Zaufanie to wybór, ja zawiodłem. Ale nie poddam się. Jeśli jeszcze można coś zbudować – chcę to zrobić. Nawet jeśli od zera. Nawet jeśli sam.

Grzegorz, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama