„Mój mąż swoją romantyczną stronę podarował kochance, a ja dostałam ochłapy. Dopilnuję, by ta zdrada poszła mu w pięty”
„Aż pewnej nocy... zostawił telefon na łóżku. Zasnęliśmy w ciszy, jak zwykle. Ale on trzymał go w dłoni. I wtedy coś mnie tknęło. Po prostu nie mogłam już wytrzymać”.

- Redakcja
Ostatni raz, kiedy czułam się naprawdę szczęśliwa z Markiem, był chyba rok temu, w sierpniu. Siedzieliśmy wtedy nad jeziorem, piliśmy zimne piwo z plastikowych kubków, a Marek opowiadał mi o tym, jak chciałby w końcu zaprojektować własną grę komputerową. Pamiętam, że się wtedy śmiał. Tak szczerze, jakby nic innego się nie liczyło.
Teraz już się nie śmieje.
Wstaje rano, robi sobie kawę bez słowa, zamyka się w pokoju, który kiedyś był jego pracownią, a teraz jest raczej azylem. Przychodzi tylko na obiad. Je, nie podnosząc wzroku znad telefonu. A potem znowu znika.
– Może byśmy gdzieś wyszli? – zapytałam go ostatnio, chyba po raz pierwszy od tygodni. – Do kina? Albo po prostu na spacer?
– Mam zlecenie – mruknął, nawet nie patrząc w moją stronę.
Nie zapytałam, co to za zlecenie. Już od dawna nie pytam. Boję się odpowiedzi. Albo raczej... boję się, że usłyszę kolejne kłamstwo. Kiedyś wieczorami siadaliśmy razem na kanapie, rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło w pracy. Teraz on przegląda coś w telefonie i odwraca ekran, kiedy przechodzę obok. Niby przypadkiem. Ale przecież widzę. Widzę, jak ucieka wzrokiem, jak nie potrafi się już skupić, kiedy do niego mówię. Jakby cały czas czekał tylko, aż zamilknę.
To boli. W pracy wszyscy mówią mi, że jestem świetna. Ambitna. Zorganizowana. Paulina ostatnio rzuciła: – Ty to byś mogła prowadzić całą tę firmę, nie tylko kampanię. A ja wracam do domu i jestem tylko tłem. Kobietą, która podaje obiad i czasem przypomina, że papier toaletowy się kończy.
Ostatnio zaczęłam się budzić w nocy. Coś mnie wyrywa ze snu, jakiś niepokój. Patrzę wtedy na Marka – śpi spokojnie, jakby nic się nie działo. A ja czuję się, jakbym miała w środku kamień. I nie wiem, co z tym zrobić. Aż pewnej nocy... Zasnęliśmy w ciszy, jak zwykle. Ale on trzymał go w dłoni. I wtedy coś mnie tknęło. Po prostu nie mogłam już wytrzymać.
To coś więcej niż przygoda
Oczy miał jeszcze zamknięte, a palce wciąż kurczowo obejmowały telefon. Jakby się bał, że mu ucieknie. Delikatnie go odsunęłam. Serce tłukło mi się w piersi, jakby wiedziało, że za chwilę stanie się coś nieodwracalnego. Ekran się odblokował bez hasła.
Wiadomości. Nie, nie WhatsApp. Tam było czysto. Ale Messenger… Rozmowa z „K”. Tylko litera. Bez nazwiska, bez zdjęcia. Jak z jakiegoś thrillera.
– Tęsknię, kiedy z nią jesteś. Myślisz o mnie wtedy? – przeczytałam wiadomość z poprzedniego wieczoru.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Cały czas – odpisał on.
Kolejna: „Znowu udajemy. Ja jestem twoją tajemnicą, a ona obowiązkiem”.
Nie wiem, ile tego przeczytałam. Nie wszystko było dosłowne, ale wystarczająco intymne, żeby poczuć, jakbym dostała w twarz. Poderwałam się na równe nogi. Usiadł gwałtownie, spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Co to ma być?! – głos mi się załamał. Pokazałam mu ekran.
Marek pobladł.
– Joanna, to nie tak jak myślisz…
– To powiedz mi, jak jest. Bo jeśli to nie zdrada, to co? Duchowa zdrada? Ona boli tak samo. Może nawet bardziej.
– To... to tylko rozmowy. Nic więcej. Przysięgam.
– Nic więcej?! – parsknęłam. – Piszesz jej, że o niej myślisz, kiedy jesteś ze mną. Kto to jest, Marek?!
Milczał. A we mnie coś się łamało. Po kawałku.
– Kto. To. Jest?
Cisza. I właśnie wtedy zrozumiałam, że to coś więcej niż przygoda. Bo gdyby to była byle dziewczyna… już by się tłumaczył. Ale on milczał.
Nakryłam ich razem
Zanim podjęłam decyzję, co dalej, musiałam zobaczyć ich razem. Zobaczyć na własne oczy, z kim mam do czynienia. Nie spałam drugą noc z rzędu. Rano Marek rzucił tylko „muszę coś załatwić” i wyszedł. Bez śniadania. Bez spojrzenia. Jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy. Zamówiłam taksówkę i kazałam kierowcy jechać za nim. Po raz pierwszy w życiu robiłam coś takiego. Czułam się jak w kiepskim filmie o zdradzie. Ale potrzebowałam tej prawdy. Nawet jeśli miała mnie zniszczyć. Marek szedł szybkim krokiem, w kapturze, z telefonem w dłoni. Dotarł na Świętokrzyską. I wtedy ją zobaczyłam.
Wysiadła z drugiej taksówki. Katarzyna, jego szefowa. Stała teraz naprzeciwko mojego męża. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, jakby byli sami na świecie. Potem się przytulili. Wstrzymałam oddech. Nie pocałowali się. Ale nie musieli. Wystarczyło, jak trzymali się za ręce. Podeszłam. Wysiadłam z taksówki i ruszyłam w ich stronę. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Cześć – powiedziałam.
Marek drgnął. Katarzyna zrobiła krok do tyłu. Przez sekundę patrzyła mi prosto w oczy, a potem odwróciła wzrok.
– Joanna… – zaczęła cicho.
– Więc to ty – przerwałam jej.
Marek stał jak wmurowany. Nie miał nawet odwagi spojrzeć mi w oczy.
– Możemy porozmawiać? – zapytała Katarzyna.
– Możemy – odpowiedziałam. Głos mi nie drżał. Byłam dziwnie spokojna. Bo najgorsze już wiedziałam.
I teraz chciałam tylko jedno – usłyszeć dlaczego.
Poczułam, że znowu oddycham
– Nie chciałam, żeby tak to wyszło – zaczęła.
– Ale wyszło – przerwałam. – Jak długo?
– Około trzech miesięcy – odpowiedziała, nawet nie mrugając.
– Trzy miesiące. Trzy miesiące...
– To nie było planowane. Nie szukałam tego. To się po prostu wydarzyło.
– Serio? Zdarzyło się? Jak przewrócenie się na schodach?
– Zakochałam się. Nie będę udawać, że nie. Marek dał mi coś, czego nie czułam od lat.
Parsknęłam. Ironicznie. Zawstydzona.
– Co? Uwagę? Miłe słowo? Seks? – spojrzałam jej prosto w oczy.
Nie odpowiedziała. Nie miała już tej swojej nieprzeniknionej maski. Milczała. Ręce mi się trzęsły, ale głowę miałam podniesioną. Po raz pierwszy od wielu tygodni poczułam, że znowu oddycham.
Wróciłam do domu
Zostawiłam za soba otwarte drzwi, bo wiedziałam, że mąż podąża tuż za mną. Poszłam prosto do szafy i wyrzuciłam z niej jego rzeczy.
– Pakujesz się. W tym momencie – odparłam, gdy poczułam, że stoi za moimi plecami.
Skinął głową. W końcu spojrzał na mnie. Oczy miał czerwone, jakby nie spał całą noc. Albo płakał.
– To nie jest tylko moja wina, Asia.
Prychnęłam.
– Czyżby?
– Tak.
Zamilkłam.
– Bo ciebie już dawno nie było – powiedział. – Byłaś w pracy, w projektach, w raportach. Ciągle zmęczona, ciągle nieobecna. Nie śmiałaś się już nawet z moich głupich żartów. Patrzyłaś na mnie jak na mebel. Jak na kogoś, kto po prostu jeszcze tu stoi.
Zrobiło mi się duszno.
– Więc dlatego? Bo przestałam być rozbawioną Asią sprzed ślubu?
– Nie, nie tylko. Ale... po prostu czułem się niewidzialny. A ona mnie zobaczyła.
– A ja? Myślisz, że czułam się kochana? Doceniana? Że wszystko było okej? Myślisz, że nie tęskniłam za tobą, za tym, kim byłeś?
Nie odpowiedział.
– Ale nie poszłam szukać pocieszenia gdzie indziej – dodałam cicho. – Nie szukałam nikogo, kto by mnie „zobaczył”. Bo byłam twoją żoną. I ufałam ci.
Podniósł się powoli, wziął torbę.
– Nie oczekuję, że mi wybaczysz...
– Słusznie – odparłam.
Zatrzymał się w progu.
– Przepraszam – powiedział.
A potem wyszedł. A ja zostałam w pustym mieszkaniu. Z winą, która nie była tylko jego.
Joanna, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zamiast wymarzonego i skromnego ślubu, groził mi rodzinny festyn. Straciłam cierpliwość, gdy zobaczyłam listę 300 gości”
- „Rodzeństwo dla własnego zysku wpuściło mnie w niezłą kabałę. Ich zdrada miała smak brzoskwiń”
- „Myślałam, że mam wszystko. A potem jeden wieczór w Rzymie sprawił, że nic już nie było takie samo”

