Reklama

Codzienność z moim mężem, Piotrem to zwykła rutyna, ale mimo to zawsze staram się, aby nasze małżeństwo było pełne ciepła. Wspólne poranki przy kawie, drobne gesty, które sprawiają, że dzień staje się lepszy. Moje oczekiwania wobec nadchodzących walentynek są, jak co roku, mieszane z nadzieją. Może tym razem Piotrek zaskoczy mnie czymś wyjątkowym?

Dzień przed walentynkami szukałam kluczy do wiaty i przypadkiem znalazłam rachunek za kwiaty w jego kieszeni. Poczułam przypływ radości i ekscytacji. Szybko schowałam go na miejsce do kurtki. Czyżby planował coś specjalnego? Przez cały dzień myśl o tym rachunku nie dawała mi spokoju, a serce biło szybciej na samą myśl o nadchodzącym święcie.

Pochwaliłam się koleżance

W kawiarni, w której często spotykam się z Alicją, było cicho i spokojnie. To nasza mała tradycja – spotkania raz w tygodniu, by dzielić się życiem, radościami i troskami.

– Ala, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam z błyskiem w oku. – Wczoraj znalazłam w kurtce Piotra wysoki rachunek za kwiaty. Chyba planuje dla mnie coś wyjątkowego na walentynki!

Alicja przyjęła te wieści z lekko sceptycznym uśmiechem.

– No, wiesz, wygląda to bardzo miło, ale... nie rób sobie zbyt wielkich nadziei – powiedziała ostrożnie. – Piotr nigdy nie był romantycznym typem.

Poczułam się lekko zakłopotana jej słowami, ale jednocześnie nie chciałam wierzyć, że mogłoby być inaczej. Przecież ten rachunek to dowód na jego starania, prawda?

– Może masz rację, ale... – zawahałam się, próbując utrzymać w sobie to optymistyczne uczucie. – Przecież to nie jest takie trudne, by tym razem było inaczej. No i ten rachunek mówi sam za siebie.

Alicja wzruszyła ramionami, jakby chciała mi powiedzieć: „w porządku”, ale jej spojrzenie mówiło wiele więcej. Gdy wychodziłam z kawiarni, w mojej głowie toczyła się wewnętrzna walka. Czy Alicja ma rację? A może powinnam dać się ponieść nadziei, że Piotr naprawdę planuje coś specjalnego?

Mocno się rozczarowałam

Nadszedł dzień walentynek. W powietrzu czuć było romantyczną atmosferę, a wszędzie wokół mnie widziałam zakochane pary. Mój dzień zaczął się spokojnie, ale w sercu czułam rosnącą ekscytację. Co mąż dla mnie przygotował? Czy wreszcie uda mu się mnie zaskoczyć?

Wieczorem, przy kolacji, siedzieliśmy naprzeciwko siebie w naszej ulubionej restauracji na osiedlu. Piotr wyglądał na nieco zmęczonego, ale starał się tego nie okazywać. Gdy nagle sięgnął pod stolik, moje serce zadrżało. Ale wyciągnął stamtąd nie wielki bukiet kwiatów, a małe pudełko czekoladek. Uśmiechnęłam się, chociaż wewnętrznie czułam, jak coś we mnie pęka.

Dla ciebie, kochanie – powiedział Piotr z uśmiechem, podając mi pudełko. – Twoje ulubione.

Starałam się, żeby mój głos brzmiał radośnie:

– Och, dziękuję, kochanie! Wiesz, jak uwielbiam te czekoladki.

Jednak w głowie krążyło tysiąc myśli i nie były one przyjemne. Co z tym rachunkiem? Gdzie są te kwiaty? Może Piotr czeka na odpowiedni moment, aby mnie zaskoczyć? Może da mi je w domu?

Wieczór ciągnął się dalej, a ja starałam się ukryć swoje rozczarowanie. Wewnątrz mnie narastała frustracja i niepewność. Czy Piotr naprawdę zapomniał o tym rachunku, czy może było coś, czego nie dostrzegam? A może rzeczywiście to Alicja miała rację? Albo to nie był jego kwitek? Walczyłam ze sobą, starając się nie pozwolić, by moje myśli przesłoniły ten moment.

Po powrocie do domu nic się nie wydarzyło. W sypialni położyłam się obok Piotra, czując, jak fala wątpliwości znowu mnie zalewa. Czekałam, aż zaśnie, bym mogła w spokoju zastanowić się, co dalej.

Dla kogo kupił kwiaty?

Następnego dnia nie mogłam już dłużej tłumić swoich wątpliwości. Musiałam porozmawiać z Alicją. Zadzwoniłam do niej, a w jej głosie słychać było troskę, gdy umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.

Kiedy usiadłyśmy w parku, owijając się szalikami przed chłodnym wiatrem, Alicja od razu przeszła do sedna.

– Basia, wyglądasz na zmartwioną. Co się stało?

Westchnęłam głęboko, czując jak moje emocje napierają na granicę wytrzymałości.

Dostałam od Piotra tylko czekoladki – zaczęłam, starając się nie rozkleić. – A te kwiaty... nadal nie wiem, dla kogo one były.

Alicja patrzyła na mnie ze współczuciem.

– Może rzeczywiście to nie było dla ciebie – powiedziała ostrożnie. – Czy zauważyłaś coś jeszcze w jego zachowaniu?

Przez chwilę zastanawiałam się nad jej pytaniem. Nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy, ale poczucie, że coś jest nie tak, nie chciało mnie opuścić.

Nie wiem, Alicja – odpowiedziałam, kręcąc głową. – Wszystko wydaje się takie normalne, ale to uczucie, że coś mi umyka...

Alicja ujęła mnie za rękę, ściskając lekko.

– Basiu, musisz się zastanowić, czy to, co masz z Piotrem, jest tym, czego naprawdę pragniesz. Może czas na szczerą rozmowę?

Słowa Alicji zasiewały ziarno niepewności, którego nie mogłam już zignorować. Nie chciałam konfrontować się z mężem bez dowodów, ale zaczęłam baczniej przyglądać się każdemu jego gestowi. Musiałam wiedzieć, na czym stoję, zanim podejmę jakąkolwiek decyzję.

Zaczęłam go obserwować

Z każdym dniem moja czujność rosła. Starałam się zauważać najdrobniejsze detale w zachowaniu Piotra, które wcześniej mogły mi umknąć. Już od pewnego czasu zaczął później wracać z pracy, a jego telefon zawsze leżał ekranem do dołu. Każdy jego uśmiech i gest stawał się dla mnie niejasny i dwuznaczny.

Podczas wspólnych wieczorów zaczynałam odczuwać dystans, który wcześniej nie był aż tak wyraźny. Kiedy siedzieliśmy na kanapie, oglądając nasz ulubiony serial, zamiast skupić się na fabule, analizowałam każdy jego ruch. Czy to możliwe, że byłam tak zaślepiona rutyną, że przegapiłam coś oczywistego?

– Basia, wszystko w porządku? – Piotr przerwał ciszę, odwracając się do mnie. Jego pytanie zabrzmiało szczerze, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ukrywa coś więcej.

– Tak, jasne – skłamałam, uśmiechając się sztucznie. – Po prostu jestem trochę zmęczona.

We wnętrzu toczyłam prawdziwą batalię. Miłość mieszała się z zranieniem i niedowierzaniem. Pragnęłam ufać Piotrowi, ale każda myśl o rachunku za kwiaty przypominała mi, że mogło być inaczej.

Pewnego wieczoru, przeszukując jego kieszenie w poszukiwaniu przypadkowego dowodu, natknęłam się na bilety do teatru. To było coś nowego. Moje myśli zaczęły szaleć. Dla kogo te bilety? Z kim tam pójdzie?

Emocje we mnie buzowały, tworząc mętlik, z którego trudno było się wydostać. Nie byłam już pewna, co jest prawdą, a co tylko wytworem mojej wyobraźni. Wiedziałam jedno – muszę w końcu zdobyć się na odwagę, by stawić czoło rzeczywistości, choćby była najboleśniejsza.

Wzięłam się na odwagę

Tego wieczoru, gdy Piotr wrócił do domu, wiedziałam, że muszę poruszyć ten temat. Moje serce waliło jak młot, a ręce delikatnie się trzęsły. Nie mogłam już dłużej żyć w niepewności.

– Piotrek, musimy sobie coś wyjaśnić – zaczęłam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, choć wewnątrz szalały emocje.

– O co chodzi, kochanie? – zapytał, zaskoczony moim nagłym tonem. Jego twarz wyrażała zaniepokojenie.

Wzięłam głęboki oddech i wyciągnęłam z kieszeni ten przeklęty rachunek, który po walentynkach odnalazłam i zachowałam.

Znalazłam to – powiedziałam, podając mu świstek papieru. – Kwiaty na walentynki. Dla kogo one były? Bo na pewno nie dla mnie.

Piotr spojrzał na rachunek, a jego twarz przybrała wyraz zakłopotania. Przez chwilę milczał, jakby szukając odpowiednich słów.

– Basiu... – zaczął, ale jego głos brzmiał, jakby ugrzązł mu w gardle. – Nie wiem, jak ci to powiedzieć...

Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Czułam, jak fala adrenaliny zalewa moje ciało.

Powiedz mi prawdę – poprosiłam, próbując zachować spokój. – Muszę wiedzieć.

Mąż opuścił wzrok, jakby wstydził się spojrzeć mi w oczy.

Mam romans – przyznał w końcu, a moje serce rozpadło się na milion kawałków. – Przepraszam, Basiu... To była głupota. Błąd.

Słowa Piotra zawirowały w mojej głowie. Nie chciałam w to wierzyć, ale czułam, że moje przeczucia były prawdziwe.

Jak mogłeś? – zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Po tylu latach...?

– Przepraszam – powtórzył, a w jego głosie słychać było desperację. – To nic nie znaczyło.

Ale dla mnie to znaczyło wszystko. Nasze małżeństwo, nasza przyszłość, zaufanie, które tak mozolnie budowaliśmy. Wszystko legło w gruzach w jednym momencie.

Nie umiem znów mu zaufać

Gdy Piotr poszedł spać na kanapę, a ja zostałam sama w naszej sypialni, czułam się jak na rozdrożu. Przez lata budowaliśmy wspólne życie, które teraz wydawało się kruche niczym domek z kart. Z jednej strony czułam gniew i zranienie, z drugiej strony tęsknotę za dawnymi chwilami szczęścia.

W ciemności moje myśli wirowały, a łzy płynęły bez końca. Jak mogło do tego dojść? Przecież zawsze starałam się być dobrą żoną, wspierać Piotra, rozmawiać z nim, kiedy miał trudny dzień. A jednak czegoś zabrakło.

Zaczęłam zastanawiać się, czy mogę jeszcze kiedykolwiek zaufać mężowi. Czy możliwe jest odbudowanie czegoś, co zostało tak brutalnie zniszczone? Moje serce mówiło, by dać mu szansę, ale umysł szeptał, że to ryzyko może przynieść jeszcze więcej bólu.

Następnego dnia, kiedy Alicja przyszła do mnie, opowiedziałam jej o wszystkim. Jej obecność była pocieszająca, ale nic nie mogło wypełnić pustki, którą czułam.

– Co teraz zrobisz? – zapytała, jej głos pełen troski.

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Muszę to przemyśleć. Może potrzebujemy czasu osobno.

Choć chciałam znaleźć jednoznaczną odpowiedź, wiedziałam, że przede mną długa droga pełna rozterek i wątpliwości. Nasze małżeństwo wisiało na włosku, a ja musiałam podjąć decyzję, czy warto walczyć, czy może czas zacząć od nowa. W tym momencie nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość. Jedno było pewne – już nic nie będzie takie samo.

Barbara, 34 lata

Czytaj także:
„Na walentynki mąż kupił bukiet róż, ale tylko dla mamusi. Zwątpiłam, którą z nas kocha bardziej”
„Gorąca randka w walentynki okazała się niespodzianką z teściem u boku. Może jednak wszystko zostanie w rodzinie”
„Planowałem oświadczyny w walentynki, ale moja dziewczyna wszystko zepsuła. Brak pierścionka zawdzięcza tylko sobie”

Reklama
Reklama
Reklama