„Znalazłam w kieszeni męża liścik od innej kobiety. Ale dopiero to, co odkryłam potem, naprawdę złamało mi serce”
„Gdy wrzucałam do pralki służbowe spodnie męża, z kieszeni wypadła mała, złożona w cztery karteczka. Myślałam, że to jakiś stary paragon i już miałam go wyrzucić. Coś mnie jednak tchnęło. Gdyby to był paragon – nie byłoby tej historii”.

- Listy do redakcji
Wcale nie węszyłam. To nie była jakaś kontrola. Nigdy nie byłam jedną z tych żon, które są przesadnie zazdrosne o swojego męża. Ukradkowe zerkanie na ekran telefonu? Zaglądanie do komputera? Śledzenie tego, co pisze w mediach społecznościowych? To nie dla mnie.
Całkowicie ufałam mężowi
Wydawało mi się, że nigdy mnie nie zawiedzie. Wspólnie przeszliśmy wiele lepszych i gorszych chwil. Był przy mnie, gdy zwolnili mnie z uwielbianej pracy. Gdy wpadłam w depresję poporodową. I gdy moja mama zachorowała. Trzymał za rękę, pocieszał, podtrzymywał na duchu. Po prostu mogłam mu ufać.
Gdy koleżanki opowiadały o tym, jak sprawdzają swoich chłopaków, narzeczonych czy mężów, po cichu się podśmiewałam. Przodowała w tym Karolina – rozwódka z ośmioletnimi bliźniakami – która na nowo układała sobie życie z kimś innym. Karola była świetną dziewczyną, ale nieco zaborczą. Ale może i trudno się temu dziwić. Jej mąż odszedł do jakiejś małolaty, gdy dzieciaki skończyły trzy lata. Ponoć nie wytrzymał presji bycia ojcem. Karolina od tego czasu zrobiła się strasznie podejrzliwa.
– Ten twój Paweł naprawdę ma świętą cierpliwość, że to wszystko znosi – próbowałam jej kiedyś delikatnie wytłumaczyć, że przesadza, dzwoniąc do niego niemal co pół godziny, gdy wyszedł na spotkanie z kolegami.
– Paula, facetom nigdy nie można do końca ufać. A kto zagwarantuje mi, że ci koledzy to tak naprawdę nie jakaś młoda blondynka z biustem Pameli Anderson i nogami Julii Roberts?
– Jasne, i z włosami Violetty Villas – zaczęłam się śmiać, myśląc, że kumpela żartuje.
Ale ona mówiła śmiertelnie poważnie. Teraz wiem, że Karolina rzeczywiście miała rację i nigdy nie można być nikogo w stu procentach pewnym. Bo nawet najlepszy związek może się rozpaść, a najczulszy i najbardziej romantyczny facet może zdradzić.
Ta karteczka zmieniła wszystko
Dla mnie jednak temat potencjalnej zdrady nie istniał. Aż do tego dnia. To było zupełnie zwyczajne popołudnie. Wróciłam z pracy, nastawiłam zapiekankę na obiad i zobaczyłam, że kosz w łazience zaczął się przepełniać. Gdy wrzucałam do pralki służbowe spodnie męża, z kieszeni wypadła mała, złożona w cztery karteczka. Myślałam, że to jakiś stary paragon i już miałam go wyrzucić. Coś mnie jednak tchnęło. Gdyby to był paragon – nie byłoby tej historii.
Ale na karteczce ktoś napisał czerwonym długopisem: „Tęsknię za Twoim dotykiem… Wiesz, że zawsze czekam. – A.”.
Stałam z tą kartką w ręku jak wmurowana. Najpierw niedowierzanie. Potem to głupie, absurdalne pytanie, które każda z nas sobie zadaje w takiej chwili: „Może to jakiś żart? Przecież coś takiego nie może przytrafić się właśnie mnie. Każdemu, ale nie nam”.
Ale przecież dobrze znałam to pismo. Lekko pochyłe, z charakterystycznymi zakrętasami. Widziałam je na kartkach świątecznych z pracy Maćka. I nagle mnie olśniło – Aneta. Koleżanka z jego działu. Zawsze taka trochę zbyt miła. Zawsze z błyskiem w oku, gdy podczas służbowych imprez mówiła: „Maciek to złoty facet. Wszystkie ci go tutaj zazdrościmy”. No ba! Szczególnie ona.
Czy ja naprawdę nic nie widziałam?
Zaczęłam cofać się w pamięci. Wszystkie ich wspólne projekty, wyjazdy. Te nagłe przedłużone delegacje, które czasami wypadały nawet w weekendy. Maciej twierdził, że firma przechodzi restrukturyzację, że centrala ciśnie i kto chce zostać, musi się przyłożyć. Wierzyłam mu. Doskonale wiedziałam, jak to bywa w korporacjach. Sama niegdyś pracowałam w podobnej. U nas szef też chciał wycisnąć z człowieka wszystkie siły. A mój mąż zawsze był ambitny. Zależało mu na awansie, karierze.
Maciej ostatnio zrobił się też jakby mniej… hm, czuły. Już nie było miłych gestów, przytulania, buziaków na powitanie, bliskości. Wieczorem najczęściej twierdził, że jest strasznie zmęczony, odwracał się do mnie plecami i zasypiał. Jednak on nigdy nie był typem romantyka, dlatego o nic go nie podejrzewałam. Ale może... Może on po prostu przestał nim być dla mnie?
Wieczorem, gdy wrócił z pracy, nie wytrzymałam.
– Co to ma być? – rzuciłam mu liścik na stół.
Popatrzył na kartkę, potem na mnie. I nic. Zero reakcji. Jakby przeczytał listę zakupów.
– Paula – powiedział w końcu. – To… nie tak, jak myślisz.
Naprawdę? Ktoś jeszcze mówi takie rzeczy? Myślałam, że to tylko w filmach. I to raczej tych klasy B. Ale w prawdziwym życiu? Takie banały? Ręce mi opadły.
Miłość bywa ślepa
Przez kilka dni nie rozmawialiśmy. Maciek spał na kanapie. Ja próbowałam jakoś złożyć wszystko w całość. W głowie kłębiły mi się pytania: „Od kiedy? Dlaczego? Czy ją kocha? Czy mnie przestał?”.
Nie zrobiłam mu awantury. Nie spakowałam walizek. Nie wyrzuciłam z domu. Dlaczego? Sama nie wiem. Chyba nie miałam na to wszystko siły. Czekałam na jego ruch.
W końcu usiedliśmy przy stole w kuchni. Dawniej zawsze tak robiliśmy, gdy dopadały nas problemy i trzeba było pomyśleć nad ich rozwiązaniem. Nazywaliśmy to naradami. Tylko wtedy te problemy może i nie były mało istotne, ale były nasze. Teraz czułam, że jestem z tym wszystkim sama. Ze swoimi uczuciami. Z rozczarowaniem, smutkiem, wściekłością na niego.
„Jak mogłeś, ot tak po prostu, rozwalić nasz związek? Przecież zawsze ci ufałam. A ty co? Pobiegłeś za pierwszą lepszą, która zrobiła w twoją stronę maślane oczy? A co ze mną? Z naszym małżeństwem? W ogóle o tym nie pomyślałeś?” – w głowie tłukło mi się tysiące myśli, ale nie potrafiłam nic powiedzieć.
Czułam, że zaschło mi w gardle. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Jak wyrazić swoje ogromne rozczarowanie względem niego. W końcu jednak zebrałam się w sobie i powiedziałam. Cicho, bardzo cicho. Niemalże szeptem, bo tylko tyle udało mi się z siebie wydusić:
– Maciek, proszę cię. Powiedz mi prawdę. Wszystko.
Spojrzał na mnie i pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach… wstyd? Lęk? Skruchę? Nie potrafiłam rozszyfrować tego, co czuje. Ale wtedy on chyba zrozumiał, że musi przejąć inicjatywę. Albo chciał to wszystko z siebie wyrzucić.
– To zaczęło się pół roku temu – zaczął opowiadać. – Najpierw były rozmowy w biurowej kuchni, wspólne parzenie kawy, żarciki. Potem Aneta zaprosiła mnie na drinka po pracy. Pomyślałem, że to zwyczajne koleżeńskie spotkanie. Bo co niby byłoby złego w takim wyjściu? A potem… Potem już chyba nic nie myślałem. Zwyczajnie przegapiłem moment, kiedy to przestało być niewinne.
– Spałeś z nią? – przerwałam mu tę jego rzewną odpowiedź, w której, bo ja wiem, chyba zgrywał… pokrzywdzonego?
Milczał. A ja zrozumiałam, że odpowiedź jest oczywista.
Zdrada czy samotność we dwoje?
Wiecie, co jest najgorsze? Że zanim jeszcze pojawiła się ta kobieta, coś w naszym małżeństwie już się psuło. Przestaliśmy się widzieć. Niby byliśmy cały czas obok, ale nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Mijaliśmy się gdzieś pomiędzy rozmowami o rachunkach, zakupach, chorobach maluchów, zepsutym samochodzie, niedzielnym wyjeździe do teściowej. Ja byłam pochłonięta dziećmi, on pracą. Zaczęliśmy żyć w dwóch różnych światach. Każde w swoim.
– Czułem się niewidzialny – powiedział w którymś momencie. – Ty byłaś zawsze zajęta, nie miałaś dla mnie czasu. Dom, dzieci, obowiązki, codziennie problemy. Zniknęła gdzieś cała nasza dawna spontaniczność. Nawet na wspólne obejrzenie filmu na kanapie nie było szans. A przy niej… znowu poczułem się męski. I ważny. Słuchała mnie, śmiała się z moich żartów, obsypywała komplementami. I patrzyła w oczy. Dokładnie tak, jak ty w dawnych czasach.
Nie broniłam się. Dlaczego? Bo w głębi serca wiedziałam, że ma rację. Że to, co mówi, jest prawdą. Bo i ja zawiodłam, a nie tylko on. Ale czy to daje mu prawo do zdrady?
– Trzeba rozmawiać, gdy coś się wali, a nie szukać pocieszenia w cudzych ramionach! – powiedziałam przez łzy, a Maciek niezdarnie mnie przytulił.
Cała zesztywniałam, ale nie odtrąciłam go.
Przygotowałam pewien plan
Mogłam wyrzucić go z domu. Powyrzucać jego rzeczy przez balkon, iść do firmy i zrobić awanturę Anecie, zadzwonić do teściowej i wygarnąć jej wszystko. Ale nie zrobiłam tego.
Wzięłam kartkę, długopis i napisałam listę:
- Potrzebuję czasu.
- Musisz zakończyć tamten związek – natychmiast.
- Idziemy na terapię.
- Jeśli złamiesz któreś z tych ustaleń – nie ma nas.
Podsunęłam mu to pod nos.
– To jakiś żart? – zapytał zaskoczony.
– Nie. To moje granice. I od teraz musisz się ich trzymać.
Zaskoczyło mnie, jak szybko zerwał z Anetą. Pokazał mi wiadomości. Zablokował ją w komunikatorach. Nawet poprosił o przeniesienie do innego działu w firmie, żeby nie mijali się w kuchni i na korytarzach. Zgodził się też na terapię, chociaż na początku kręcił nosem.
– Ja nie nadaję się do psychologa. Nie lubię grzebania mi w głowie. To nie dla mnie – marudził.
Ale nie ustąpiłam. Pokazałam mu moją listę i stwierdziłam, że terapia jest jednym z warunków, żebyśmy w ogóle mogli być razem.
Terapia była trudna. Bolało, kiedy mówiliśmy sobie rzeczy, które przez lata tłumiliśmy. Ale trafiliśmy na naprawdę dobrą specjalistkę i po raz pierwszy od dawna rozmawialiśmy naprawdę. Bez udawania. Bez kłamstw. Bez odgrywania ról.
Czy można wybaczyć zdradę?
Nie wiem. Serio. Może wybaczyłam. Może tylko nauczyłam się z tym żyć. Czas pokaże. Ale wiem jedno – dzisiaj jestem silniejsza. Nie dlatego, że on mnie zdradził, tylko dlatego, że się nie rozsypałam.
Kiedyś myślałam, że największym dramatem jest to, że mąż może pokochać inną. Dziś wiem, że prawdziwa tragedia to przestać kochać samą siebie. Pozwolić, by cię zgaszono. Przestać wierzyć, że zasługujesz na coś lepszego.
Teraz jesteśmy razem. Nie jest idealnie. Nie jak dawniej. Ale może dojrzalej? Ja patrzę na siebie inaczej. Już nie czekam, aż ktoś mnie doceni. Sama się doceniam. Zaczęłam dbać o swoje pasje, zapisałam się na kurs jogi, odkurzyłam dawne marzenia.
A jeśli on znów się zagubi? Cóż – już wiem, że świat się wtedy nie skończy. Bo najpierw jestem ja, a dopiero potem my.
Paula, 41 lat
Czytaj także:
- „Mąż spędzał całe wieczory w altance ogrodowej. Żałuję, że tam zajrzałam, bo odkryłam coś, co mnie zszokowało”
- „W ogrodowej altance sąsiad pokazywał mi nawozy i rozgrzewał jak grill. To mój mąż sprawił, że pozbyłam się skrupułów”
- „Przyjaciółka wygląda jak 7 nieszczęść i pozwala z siebie robić służącą. Postanowiłam nią potrząsnąć”

