Reklama

Gdybym miała jednym słowem opisać nasze małżeństwo, powiedziałabym: ciche. Bez awantur, bez dramatów. Ale też bez bliskości. Żyliśmy obok siebie – nie razem. Ja z książką, Adam z telefonem. Już dawno przestaliśmy się łapać za ręce tak po prostu. Kiedyś jeszcze próbowałam – tuliłam się do niego w kuchni, szeptałam „brakuje mi ciebie”. Ale z czasem przestałam. Może obojętnieję, a może już się poddałam.

Adam zawsze był zamknięty w sobie. Małomówny, chłodny. Z początku mnie to fascynowało. Traktowałam to trochę jak wyzwanie. Myślałam, że mi się uda – że to przede mną się otworzy. Ale po dziesięciu latach małżeństwa… już wiem, że to się nie stanie.

Mamy dzieci, kredyt, psa. Adam wstaje codziennie o szóstej, pije czarną kawę i wychodzi do pracy. Wraca o osiemnastej trzydzieści. Przewidywalny jak zegarek. I może właśnie to zaczęło mnie niepokoić. Bo czasem mam wrażenie, że w tej rutynie coś się ukrywa. Że pod spodem jest coś więcej.

Złapałam go na małych kłamstwach. „Zostaję w pracy”, choć wiedziałam, że już wyszedł. Nic wielkiego. Nic, co byłoby dowodem. Ale każda taka sytuacja zostawiała rysę. I z czasem zaczęłam szperać. Nie dlatego, że jestem paranoiczką. Tylko dlatego, że przestałam mu ufać. I wtedy – znalazłam ten paragon.

Nie miał czystego sumienia

Paragon wypadł z kieszeni kurtki Adama, gdy wyciągałam paczkę chusteczek przed praniem. Przez sekundę chciałam go po prostu wyrzucić do śmieci. Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy zauważyłam, że coś jest na nim napisane. Zwykły, lekko pognieciony świstek papieru. I ten dopisek z tyłu, kobiecym pismem: „Martyna” oraz numer telefonu. A na wydruku – damski sweter z alpaki, rozmiar S, zakupiony trzy dni wcześniej.

Stałam przez chwilę jak sparaliżowana. Patrzyłam na ten kawałek papieru, który nagle przestał być taki niewinny. Serce waliło mi jak oszalałe. To nie był mój rozmiar. I ja żadnego swetra nie dostałam. Wieczorem, gdy dzieci zasnęły, usiadłam z nim przy stole. W ręku trzymałam paragon.

– Adam, co to za numer? I... dla kogo ten sweter?

– Jaki numer? – sięgnął odruchowo po herbatę, ale widziałam, jak drżą mu palce. – A, to… to był prezent. Dla ciebie. Niespodzianka miała być.

– Rozmiar S? – spojrzałam mu prosto w oczy. – Serio?

Milczał przez chwilę, szukając odpowiedzi.

– No... pani w sklepie się pomyliła. Miałem wymienić, ale zapomniałem.

– A ten numer telefonu?

– To ekspedientka wpisała. Nie wiem, jakieś bzdury. Flirtowała ze mną. Takie są teraz… nachalne.

Zacisnęłam szczękę.

– Czyli flirtowała i jeszcze wpisała swój numer na paragonie?

– Klara, nie rób scen. To był tylko sklep. Żadna Martyna nic dla mnie nie znaczy.

Ale ja już wiedziałam. Coś było nie tak. Nie brzmiał jak mężczyzna z czystym sumieniem. Brzmiał jak ktoś, kto panicznie próbuje ukryć, że zawalił. A ja poczułam, że ten sweter to nie jedyna rzecz, której nigdy nie dostałam.

On coś kręcił

I ty w to uwierzyłaś? – Alicja patrzyła na mnie jak na dziecko, które właśnie powiedziało, że bociany przynoszą dzieci. – Klara, serio? Numer telefonu na paragonie? Flirtująca ekspedientka?

Siedziałyśmy u niej w kuchni. W tle mruczała zmywarka, a my piłyśmy kawę. Pokazałam jej paragon, chociaż znała już całą historię. Musiałam z kimś o tym pogadać. Adam przez dwa dni udawał, że wszystko wróciło do normy. Zachowywał się grzecznie, był nawet czuły. Ale mnie to nie uspokajało. Wręcz przeciwnie.

– Może faktycznie chciał zrobić niespodziankę... – powiedziałam cicho. – Może go zaskoczyła ta dziewczyna. Może nie wiedział, jak się zachować.

– Kobieto, nie bądź naiwna. Jaka ekspedientka wpisuje swój numer na paragonie i jeszcze się podpisuje z uśmieszkiem? – Alicja przewróciła oczami. – On coś kręci. I dobrze o tym wiesz.

– Tylko nie mam dowodów... – westchnęłam.

– Masz intuicję, a to często więcej warte. I powiedz mi szczerze: gdyby nie było nic na rzeczy, czułabyś się tak, jak się teraz czujesz?

Zamilkłam. Zbyt dobrze znałam odpowiedź.

On się zmienił. Nie zauważyłam kiedy, ale… już od jakiegoś czasu. Pracuje dłużej, mniej się odzywa. Przestał się interesować mną. Nami.

Alicja spojrzała na mnie z troską.

– Klara. Albo ma romans, albo coś się zaczyna. Ale jedno jest pewne – to nie jest tylko sweter.

Zacisnęłam dłoń na kubku. W środku miałam chaos. Strach, złość, żal. Ale pod tym wszystkim coś jeszcze: determinację. Bo jeśli coś się zaczynało – ja zamierzałam dowiedzieć się co.

Ukrywał coś przede mną

Wahałam się całą noc. Paragon z numerem leżał na szafce nocnej, jakby mnie prowokował. Zastanawiałam się, co zrobię, jeśli ona odbierze. Co powiem. I co, jeśli... powie prawdę.

Rano, kiedy dzieci były w szkole, a Adam w pracy, usiadłam na kanapie z telefonem w dłoni. Zanim nacisnęłam zieloną słuchawkę, jeszcze raz przeczytałam numer. Z duszą na ramieniu zadzwoniłam.

– Halo? – kobiecy głos, młody, pewny siebie.

– Dzień dobry. Nazywam się Klara... Dzwonię, bo znalazłam pani numer na paragonie mojego męża. Sweter, rozmiar S, z podpisem „Martyna”. Chciałam zapytać...

Cisza. Długa. Zbyt długa.

– Aha... – powiedziała w końcu. – Proszę nie dzwonić do mnie więcej.

– Przepraszam, ale... zna pani mojego męża? Adama? Spotkaliście się w sklepie?

– To nie tak, jak pani myśli – głos Martyny stał się spięty. – On był miły. I to wszystko.

– To wszystko? – powtórzyłam. – Dała mu pani swój numer ot tak?

– Nie chciałam robić problemów. Naprawdę.

Ale zrobiła je pani. – Już nie miałam siły być uprzejma.

– Muszę kończyć.

Rozłączyła się. Siedziałam jeszcze długo z telefonem przy uchu, jakby miał mi coś podpowiedzieć. Ale już wszystko wiedziałam. Ton jej głosu, to zakłopotanie, ten lęk. I brak zaprzeczenia.

Adam coś przede mną ukrywał. A Martyna – choć próbowała się wycofać – właśnie to potwierdziła. Tego dnia przestałam być tylko zranioną żoną. Stałam się kobietą, która szuka prawdy. Bez względu na to, ile ją będzie kosztować.

Próbował grać niewinnego

Czekałam na niego, siedząc przy stole jak sędzia przed rozprawą. Paragon leżał przede mną, obok telefon z zapisanym numerem Martyny. Serce waliło mi jak oszalałe, ale twarz miałam kamienną. W końcu usłyszałam, jak przekręca klucz w zamku.

– Cześć – rzucił zdawkowo, zdejmując kurtkę. – Co na kolację?

– Dzwoniłam do Martyny – powiedziałam spokojnie, ale tak, że zatrzymał się w pół kroku. – I już wiem, że kłamiesz.

Zamarł. Popatrzył na mnie z mieszaniną niedowierzania i złości.

– Zwariowałaś? Co ty wyprawiasz?

– Ja? – wstałam powoli. – To ty coś wyprawiasz. Ona była zaskoczona, że mam jej numer. Przecież twierdziłeś, że to tylko ekspedientka. Że cię zaczepiła. Że to nic.

– Klara, ja...

– I co? – przerwałam mu. – Poznałeś ją w sklepie? Flirtowaliście? I co dalej? Sweter był dla niej? Kolacja? Hotel?

– Do cholery... – Przesunął dłonią po twarzy, jakby chciał wytrzeć z siebie winę. – Tak, poznałem ją. Była miła. To był moment, zwykły flirt. Nic się nie wydarzyło, przysięgam.

Patrzyłam na niego w milczeniu. Nawet nie płakałam.

– Ale chciałeś, żeby się wydarzyło. Gdyby tylko dała ci sygnał. Gdyby się zgodziła. Nie zatrzymałeś się, Adam. Ty po prostu nie zdążyłeś dojść dalej.

Nie zaprzeczył. Patrzył na mnie z tą samą obojętnością, z jaką od lat przechodził obok mojego zmęczenia, potrzeby bliskości, łez.

– Wiesz co mnie boli najbardziej? – zapytałam cicho. – Nie to, że ją poznałeś. Nie to, że flirtowałeś. Tylko że nie miałeś odwagi mi o tym powiedzieć. Że wciąż próbujesz grać niewinnego.

I wyszłam z kuchni, zostawiając go samego z tą swoją tanią wersją prawdy.

Przestałam mu ufać

Adam kupił kwiaty. Tulipany, moje ulubione. Ułożył je w wazonie, bez słowa, ale nawet nie spojrzałam. Z kuchni dochodził zapach kolacji – zrobił makaron z pesto. Taki jak kiedyś, na naszej pierwszej randce. Siedziałam w salonie. Z gazetą, której nie czytałam. Udawałam, że go nie widzę. On też nie mówił nic.

Zachowałem się głupio – odezwał się w końcu. – Ale naprawdę nic się nie wydarzyło. Przysięgam ci.

– Nie potrzebuję kwiatów. Potrzebuję uczciwości.

– Klara, ja... nie zamierzałem posunąć się dalej. Naprawdę. Chciałem tylko przez chwilę poczuć się... inaczej.

– A ja chciałam przez chwilę czuć się bezpieczna – spojrzałam na niego. – Chciałam wierzyć, że jeśli powiem ci, że jest mi źle, to mnie zrozumiesz. Ale ty widziałeś tylko siebie.

Usiadł naprzeciwko mnie. W rękach obracał szklankę z wodą, jakby miała mu coś podpowiedzieć.

To nie była zdrada – powiedział cicho. – Tylko impuls. Głupi. Beznadziejny.

– Może. Ale dla mnie wystarczy – odparłam równie cicho. – Bo nie chodzi o to, że coś zrobiłeś. Tylko o to, że przestałam ci ufać.

Milczeliśmy. W tle dzieci śmiały się z bajki, jakby w tym domu nic się nie stało. A ja siedziałam obok człowieka, którego kiedyś kochałam bezgranicznie i którego dziś już nie potrafiłam rozpoznać. Zaczęliśmy spać osobno. On w pokoju gościnnym, ja z dziećmi. Żadne z nas nie powiedziało tego wprost. Po prostu tak wyszło. Jak wszystko ostatnio.

Zdradził moje zaufanie

Śpimy osobno od dwóch tygodni. Nie kłócimy się, ale też nie rozmawiamy. Dzieci czują napięcie, choć nikt z nas nie podnosi głosu. Starszy syn zapytał wczoraj, czy tata się na mnie gniewa. Młodsza tuli się do mnie częściej niż zwykle. Adam próbuje, naprawdę się stara. Zostawia mi rano ciepłą herbatę. Odbiera dzieci z przedszkola. Pyta, czy czegoś nie potrzebuję. Ale to nie jest troska, to panika. Strach, że coś się zepsuło i nie da się tego naprawić.

A ja? Nie płaczę już. Nie krzyczę, nie szukam dowodów. Może to nie była zdrada, tylko krok w jej stronę. Ale dla mnie to wystarczy. Bo po dziesięciu latach małżeństwa nie potrzebuję zdjęcia z motelu ani wiadomości o treści „tęsknię”. Wystarczy mi sweter, którego nie dostałam. I numer na odwrocie paragonu.

Wystarczy mi to uczucie, które miałam w brzuchu, kiedy zadzwoniłam do tamtej dziewczyny. I cisza, która zapadła, kiedy Adam nie umiał spojrzeć mi w oczy. Jeszcze nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy odejdę, czy zostanę. Może spróbuję, może jeszcze dam mu szansę.

Ale już wiem jedno. Nie jestem tą samą kobietą, która kilka tygodni temu prała mężowi kurtkę. Jestem kimś, kto zrozumiał, że zasługuje na coś więcej niż bycie z mężczyzną, który nie zdradził wyłącznie z braku czasu lub okazji. Wystarczy, że zdradził moje zaufanie.

Klara, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama