Reklama

Czasami jedna chwila, jedno znalezisko, potrafi wywrócić całe życie do góry nogami. Tak właśnie było, kiedy przypadkiem znalazłam testament mojego dziadka, schowany głęboko w starej szafie. Myślałam, że to będzie tylko formalność, że wszystkie sprawy zostały już uregulowane dawno temu. Ale nie – jeden zapis zmienił wszystko. To, co miało być wspomnieniem o bliskim człowieku, zamieniło się w pole bitwy, gdzie każdy z nas walczył o swoje, zapominając, co jest naprawdę ważne. Ten testament rozbił naszą rodzinę na kawałki, a ja wciąż nie potrafię sobie wybaczyć, że to ja go znalazłam.

Tajemnica w starej szafie

Tamtego dnia nie szukałam niczego konkretnego. Po prostu wzięłam się za porządki w pokoju dziadka, który zmarł tydzień wcześniej. Stare książki, pożółkłe zdjęcia, zniszczone papiery… Szukałam wspomnień, nie skarbów. Kiedy jednak otworzyłam tę wielką, skrzypiącą szafę, poczułam coś dziwnego. Jakby powietrze nagle zgęstniało, jakby coś czekało, aż to znajdę. Na samym dole, pod stosami gazet i wyblakłych dokumentów, leżała zakurzona teczka przewiązana sznurkiem. Rozwiązałam go z trudem, dłonie mi się trzęsły. W środku był testament. Testament dziadka.

– Co to u licha? – mruknęłam pod nosem, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej.

Kartki pachniały starością, a pismo dziadka – tym samym, które znałam z kartek świątecznych – wywołało we mnie ciepło. Ale potem, gdy zaczęłam czytać, z tego ciepła zostało tylko zimno w brzuchu. Bo dziadek nie zostawił wszystkiego po równo, tak jak zawsze powtarzał. Nie – w testamencie była specjalna klauzula, która zmieniała wszystko.

Przestraszyłam się. Schowałam papiery z powrotem do teczki i usiadłam na podłodze. Długo tak siedziałam, wpatrując się w jedno miejsce, aż zawołał mnie brat.

Co tak siedzisz? Coś się stało? – zapytał, stając w progu.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wiedziałam, że od tej chwili nic już nie będzie takie samo.

Zapis, który podzielił serca

Kiedy zebrałam się na odwagę, żeby o tym powiedzieć reszcie rodziny, czułam, jak gardło mi się zaciska. Wszyscy siedzieli w salonie: ciocia, wujek, mama, brat, kuzynostwo. Czułam ich spojrzenia, zanim jeszcze zaczęłam mówić. Każdy czekał, aż powiem coś, co przerwie tę ciszę, która zawisła między nami jak ciężka mgła.

– Znalazłam testament dziadka… – zaczęłam cicho, ale po chwili mój głos zabrzmiał wyraźnie, wręcz obco. – Jest tam coś, o czym musicie wiedzieć.

Nim zdążyłam cokolwiek dodać, ciocia już przewróciła oczami, a wujek odsunął się na fotelu, jakby to, co mówię, było stratą czasu.

– Coś nowego? – mruknęła ciocia z przekąsem. – Przecież dziadek mówił, że wszystko jest po równo.

– No właśnie nie – wyrzuciłam z siebie i zaczęłam czytać ten cholerny zapis, który zmienił wszystko. Dziadek przepisał połowę majątku – działkę, na której od lat stał dom, wujkowi. Tylko jemu. Reszta miała dostać… ułamek, jakieś ochłapy, dosłownie kilka pamiątek, trochę pieniędzy.

– To niemożliwe! – krzyknęła mama, a brat poderwał się na równe nogi. – Przecież to miał być nasz dom! Dziadek zawsze mówił, że ten dom będzie dla wszystkich!

– A jednak… – powiedziałam cicho, ściskając kartki tak mocno, że niemal je podarłam.

I wtedy zaczęło się. Krzyki. Płacz. Wyrzuty. Każdy mówił naraz, a ja czułam, jak robi mi się ciemno przed oczami. Nie chciałam tego – ale nie dało się już tego cofnąć.

Kto zasługuje na spadek?

Sprawa zrobiła się poważna szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Wujek rozsiadł się wygodnie na kanapie, jakby to wszystko było już przesądzone. Patrzył na nas z wyższością, z tym swoim uśmieszkiem, który znałam od dzieciństwa. Jakby mówił: „Mnie się należało, a wy nie macie nic do gadania”. I wtedy właśnie mama nie wytrzymała.

– Jak możesz tak siedzieć i się cieszyć? – zapytała, a jej głos drżał od złości. – To miał być nasz dom! Nasza rodzina! My tu mieszkaliśmy, my się nim opiekowaliśmy!

– Opiekowaliście się? – prychnął wujek, rozkładając ręce. – Nie przypominam sobie, żebyście dokładali do remontu. A ja? Pamiętacie, kto dach wymieniał? Kto za nowe ogrodzenie zapłacił? Kto dziadkowi pomagał, jak nogi odmówiły posłuszeństwa?

– A może pamiętasz, kto z dziadkiem siedział po nocach, kiedy chorował? – mama wstała, patrząc mu prosto w oczy. – Kto robił mu zakupy, kto go karmił, kto go mył, kiedy nie mógł wstać z łóżka?

Brat przewrócił oczami.

– Znowu zaczyna się wyliczanie – mruknął.

– Bo wyliczać trzeba! – wrzasnęła mama. – Bo to nie jest sprawiedliwe, że wszystko trafia do ciebie!

Słowa latały jak noże, a ja tylko siedziałam w kącie, czując, jak coś mnie ściska w środku. Zastanawiałam się, czy dziadek naprawdę chciał tego, co właśnie się działo. Czy naprawdę myślał, że ten jeden zapis nie rozbije nas wszystkich?

Krzyki, łzy i drzwi trzaskające z hukiem

Wiedziałam, że to się źle skończy, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Następnego dnia zorganizowaliśmy spotkanie, żeby jakoś to wszystko omówić, dogadać się. Naiwne myślenie. Już od progu atmosfera była gęsta jak przed burzą. Wujek przyjechał z notariuszem – serio, przywiózł prawnika jak z jakiegoś taniego filmu.

– Przyszedłem tylko, żebyście nie mieli złudzeń – oznajmił, stawiając przed nami plik dokumentów. – Wszystko jest legalne. Testament jest ważny, zarejestrowany, podpisany w obecności świadków. Możecie sobie krzyczeć, ile chcecie.

Mama wstała tak gwałtownie, że krzesło się przewróciło.

– Ty… ty to zrobiłeś specjalnie! Wmówiłeś coś dziadkowi, zmanipulowałeś go! – wrzeszczała, a jej głos brzmiał jak zranione zwierzę. – Jak mogłeś mu to zrobić?! Jak mogłeś nas wszystkich oszukać?!

Wujek wzruszył ramionami.

– Nie moja wina, że to ja się dziadkiem zajmowałem, a wy mieliście wszystko gdzieś. Życie to nie jest bajka o równości, siostrzyczko.

Brat poderwał się z kanapy, a kuzynka zaczęła płakać, mamrocząc, że to nie tak miało być. Ktoś trzaskał drzwiami, ktoś krzyczał, a ja… ja stałam pośrodku tego wszystkiego i czułam, że ten dom, ten pokój, ta rodzina – właśnie się rozsypuje na kawałki.

Zamiast bliskości i wspólnych wspomnień zostały tylko wyzwiska i wzajemne pretensje. A to wszystko zaczęło się od jednej, zakurzonej teczki, którą wyciągnęłam z szafy.

Rodzina przestała być rodziną

Od tamtego dnia nikt już nie patrzył sobie w oczy tak samo. Spotkania rodzinne przestały istnieć – były tylko zimne wiadomości na grupowym czacie, pełne oskarżeń i urwanych zdań. Mama mówiła, że nie chce już więcej słyszeć o wujku, a ciocia odgrażała się, że pójdzie z tym do sądu, choć tak naprawdę wszyscy wiedzieliśmy, że nie ma większych szans. Prawnik wujka rozłożył wszystko na części pierwsze, pokazując, że testament jest nie do podważenia.

– Nie ma sensu się szarpać – mówił mój brat, chociaż jego głos drżał od wściekłości. – Nie wygramy z nimi. Trzeba się pogodzić, choć to boli.

Mama jednak nie potrafiła odpuścić. Każdego dnia coraz bardziej pogrążała się w swojej złości i poczuciu krzywdy. Dzwoniła do mnie wieczorami i płakała, powtarzając, że dziadek by tego nie chciał, że ją zawiódł, że zostawił ją z niczym, jakby w ogóle dla niego nie istniała.

Może on mnie nigdy nie kochał? – pytała, a ja nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć.

Wszyscy staliśmy po różnych stronach barykady. Nikt nie chciał ustąpić, nikt nie chciał wyciągnąć ręki. A wujek? Wujek milczał, jakby to wszystko go już nie obchodziło. Dom dziadka, nasz dom, stał się nagle pustym budynkiem, pełnym kurzu, starych mebli i pękniętej podłogi. A rodzina – tylko wspomnieniem, które bolało bardziej z każdym dniem.

Zgliszcza po rodzinnej miłości

Minęło kilka miesięcy, a ja wciąż czułam się jak winna wszystkiego. Wystarczył jeden zapis w testamencie, jedna z pozoru zwykła kartka papieru, żeby rozwalić coś, co wydawało się silne jak skała – naszą rodzinę. Nikt już się do nikogo nie odzywał. Mama unikała ciotki i kuzynów. Brat mówił, że najlepiej by było, gdybyśmy się wszyscy od siebie odcięli. Nawet święta przestały być świętami – każdy spędzał je osobno, z innymi, byle dalej od reszty.

Czasami wracałam do domu dziadka, tego pustego, zimnego miejsca, które kiedyś było pełne życia. Siedziałam na schodach i patrzyłam na stare zdjęcia, na których wszyscy się śmiali – mama, wujek, ja, brat, kuzyni. I pytałam samą siebie: czy naprawdę jeden podpis, jeden zapis w testamencie, musiał zniszczyć to wszystko?

Może dziadek naprawdę wierzył, że robi dobrze, zostawiając dom wujkowi. Może miał swoje powody, o których nie wiedzieliśmy. Ale to, co po sobie zostawił, było jak rozbite szkło – nikt nie chciał go sprzątać, bo każdy bał się, że się pokaleczy. Nie wiem, czy kiedykolwiek znowu będziemy rodziną. Chciałabym wierzyć, że czas coś naprawi, że rany się zagoją. Ale czasami mam wrażenie, że ten testament był jak bomba z opóźnionym zapłonem – i kiedy wybuchła, zmiotła wszystko, co miało dla nas znaczenie.

Iwona, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama