„Znalazłam tanie perfumy w swojej łazience i osłupiałam. W jednej chwili zrozumiałam, co to znaczy i spakowałam walizkę”
„Przez chwilę wpatrywałam się w ten obcy flakonik, jakby miał mi sam udzielić odpowiedzi. Ale cisza w łazience była wymowniejsza niż tysiąc słów. Tanie perfumy w krzykliwym opakowaniu niemal parzyły mnie w dłonie. Skąd się tu wzięły?”.

- Redakcja
Codzienność w naszym domu zawsze wyglądała podobnie. Budzik Piotra dzwonił o szóstej trzydzieści, on zrzędził, że jeszcze pięć minut, a ja już byłam w kuchni, parząc kawę i szykując kanapki do pracy. Dzień po dniu – ten sam rytuał. Z zewnątrz pewnie wyglądaliśmy na parę, która żyje spokojnie i zgodnie. Mieliśmy mieszkanie, pracę, samochód i rutynę, w której wielu znajomych dopatrywałoby się szczęścia.
A jednak czasem czułam, że Piotr jest gdzieś obok mnie, a nie ze mną. Widziałam to w jego spojrzeniu, gdy wracał zmęczony i nie miał siły rozmawiać. Czułam to w tych drobnych gestach – gdy odsuwał rękę, którą próbowałam spleść z jego dłonią podczas filmu, albo gdy całował mnie mechanicznie na dzień dobry, jakby robił to z obowiązku.
Tego popołudnia, gdy weszłam do łazienki, mój świat zadrżał w posadach. Na półce, tuż obok moich kosmetyków, stał mały flakonik tanich perfum. Obcy, kolorowy, zbyt krzykliwy jak na mój gust. Nigdy czegoś takiego nie używałam. Serce zaczęło mi bić szybciej, dłonie lekko się spociły.
„Skąd to się tu wzięło? – pomyślałam. – Przecież to nie moje. A Piotr? On od lat używa tylko swojej wody po goleniu…”.
Przez chwilę wpatrywałam się w ten flakonik, jakby miał mi sam udzielić odpowiedzi. Ale cisza w łazience była wymowniejsza niż tysiąc słów.
Udawał, że nie rozumie
Wieczorem, kiedy mąż wrócił z pracy, czekałam na niego w kuchni. Niby smażyłam naleśniki, ale w głowie układałam sobie dziesiątki wariantów tej rozmowy. Czułam, jak ściska mnie w żołądku, gdy tylko usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach.
– Cześć, Aga – rzucił jak zawsze, zdejmując buty. – Ale pachnie, głodny jestem jak wilk.
Nie odpowiedziałam. Odłożyłam patelnię i sięgnęłam do szafki, gdzie ukryłam znalezisko. Trzymałam flakonik w dłoni, jakby był dowodem w sprawie sądowej.
– Piotr, co to jest? – spytałam chłodno, podając mu buteleczkę.
Zerknął na nią i zmarszczył brwi.
– A skąd ja mam wiedzieć? – burknął, jakby to był zupełnie błahy przedmiot.
– Nie żartuj. Znalazłam to dziś w łazience. Na naszej półce.
– No to chyba twoje? – rzucił, wzruszając ramionami.
– Moje? – aż się zaśmiałam, ale był to śmiech pełen goryczy. – Wiesz dobrze, że nigdy w życiu nie kupiłabym takiego tandetnego zapachu.
Piotr podrapał się po karku.
– No to… może ktoś zostawił?
– Kto? – uniosłam głos. – Sprzątaczka, której nie mamy? A może listonosz?
Zaczął się denerwować. Oparł się o krzesło, jakby chciał dodać sobie pewności.
– Daj spokój, robisz aferę o byle co. To… prezent dla ciebie. Może kupiłem i zapomniałem…
Zamarłam. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, a w głowie zaczęły mi dźwięczeć jego słowa. Prezent dla mnie?
– Prezent? – powtórzyłam, jakby to słowo miało smak trucizny. – Dla mnie? I ukryłeś go w łazience, na półce obok moich kremów? Żeby co, żebym się sama „przypadkiem” zorientowała?
Potakiwał, ale nie umiał spojrzeć mi prosto w oczy. W tym momencie poczułam, że coś we mnie się budzi – i że to dopiero początek.
Sam się gubił w tych kłamstwach
Nie odpuszczałam. Siedzieliśmy przy stole, naleśniki dawno wystygły, a między nami unosiło się napięcie gęstsze niż dym.
– Więc mówisz, że to prezent dla mnie – zaczęłam spokojniej, ale w moim głosie pobrzmiewała ironia. – A co to za okazja? Rocznica? Urodziny?
– Nie zawsze musi być okazja – rzucił szybko, za szybko. – Pomyślałem, że ucieszysz się z czegoś nowego.
– Aha – skrzyżowałam ręce na piersi. – To dziwne, bo przez dziesięć lat naszego małżeństwa nigdy nie przyszło ci do głowy kupić mi perfum.
– Kiedyś mówiłaś, że lubisz lekkie zapachy – próbował się ratować. – No to… pomyślałem, że ci przypomnę.
Parsknęłam śmiechem.
– Lekkie zapachy? Piotr, to pachnie jak tania woda toaletowa z bazaru! Ty naprawdę sądzisz, że ja bym coś takiego chciała?
Zamilkł na moment, a potem podniósł głos:
– No to co miałem zrobić? Pomyliłem się, kupiłem złe! Zawsze tylko się czepiasz, zamiast docenić!
– Docenić? – moje serce waliło jak młot. – Docenić to, że masz mnie za idiotkę, której można wmówić każdą bzdurę?
Patrzył na mnie twardo, ale w jego oczach mignęło coś niepewnego. Jakby sam nie wierzył w swoje słowa.
– Przestań przesadzać – syknął. – To zwykłe perfumy, a ty robisz z tego dramat.
– Bo to jest dramat! – uderzyłam dłonią w stół. – Przecież wiem, że kłamiesz. I pytam się: dlaczego?
On odwrócił wzrok. Przez chwilę cisza dźwięczała nam w uszach. Pomyślałam, że on coś ukrywa. I to coś dużo poważniejszego niż flakonik perfum.
Prawda mnie ogłuszyła
Siedział naprzeciwko mnie, bawił się łyżeczką, stukając nią o blat stołu. Cisza ciągnęła się nie do zniesienia.
– Piotrek, nie wykręcisz się – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Ten flakonik nie jest ani mój, ani twój. No to czyj?
– Agnieszka… – westchnął, po czym zamilkł.
– No, mów! – naciskałam. – Bo mam już dość tych gierek.
Uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego twarz była blada, jakby właśnie wydano na nim wyrok.
– To… nie prezent – wyszeptał. – To… kogoś innego.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
– Kogoś? – powtórzyłam ochryple. – Kim, do diabła, jest ta „ona”?
– Kobieta, z którą… – zawahał się. – Się spotykałem.
Serce mi pękło w tej sekundzie. Oparłam się plecami o krzesło, próbując złapać powietrze.
– Spotykałeś się? Jak długo? – mój głos brzmiał, jakby mówił ktoś obcy.
– To… nic nie znaczyło – zaczął się bronić. – To był błąd, pomyłka… kilka razy…
– Kilka razy?! – krzyknęłam, aż echo odbiło się od ścian. – Ty miałeś romans i mówisz mi, że to nic?! W naszym domu?
Piotr opuścił głowę.
– Przysięgam, że chciałem to zakończyć. Ona… zostawiła ten flakonik, nawet nie wiem kiedy.
Czułam, jak świat rozpada się na kawałki. Widziałam nasze zdjęcia na półkach, nasze wspólne wakacje, wszystkie te chwile, które nagle przestały cokolwiek znaczyć.
W mojej głowie kłębiły się pytania, jedno gorsze od drugiego.
– Jak długo? – powtórzyłam. – Powiedz mi, Piotr. Miesiąc? Rok?
Milczał. To milczenie bolało bardziej niż cokolwiek, co mógłby powiedzieć. Wtedy zrozumiałam, że właśnie straciłam męża, którego znałam.
Dla mnie to był zapach końca
– Jak mogłeś mi to zrobić?! – krzyczałam, czując, że głos mi drży, a gardło piecze od łez. – Tyle lat razem, tyle obietnic… I ty to wszystko zaprzepaściłeś przez jakąś… obcą babę?!
– Agnieszka, błagam cię… – mąż poderwał się z krzesła i próbował podejść, ale cofnęłam się jak oparzona. – To nie było nic poważnego. To się już skończyło.
– Skończyło? – zaśmiałam się przez łzy. – Nie, Piotrek, to się dopiero zaczęło. Ja już nigdy nie spojrzę na ciebie tak samo!
– Proszę… – wyciągnął ręce, jakby mógł je ułożyć na moich ramionach i skleić pęknięcie w naszym małżeństwie. – To był jednorazowy błąd. Zrozum, pomyliłem się. Kocham ciebie, kocham naszą rodzinę.
– Jednorazowy? – syknęłam. – Przed chwilą powiedziałeś, że kilka razy! Ile jeszcze przede mną ukrywasz?! A może ona nie była jedyna?
Piotr zamilkł, spuścił wzrok. To wystarczyło.
– Nie ma już odwrotu – powiedziałam chłodno. – Zdrada to jedno, ale kłamstwa… Twoje udawanie, że wszystko jest normalnie, kiedy ja żyłam w iluzji… To mnie zniszczyło.
– Nie mów tak… – jęknął. – Naprawimy to. Pójdziemy na terapię, zaczniemy od nowa.
– O nie. Ja już skończyłam – wyszeptałam, czując, jak łzy płyną mi po policzkach, ale w głosie pojawiła się stalowa pewność. – Z tobą, z tym małżeństwem. Nie ma terapii dla kogoś, kto świadomie wybrał kłamstwo.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. On miał w oczach panikę, ja – pustkę.
W mojej głowie huczały słowa, których nie wypowiedziałam na głos: nie chodzi tylko o zdradę. Chodzi o to, że zrobiłeś ze mnie ślepą, naiwną kobietę. Nigdy ci tego nie wybaczę.
Nie widziałam innego wyjścia
Spakowałam torbę szybko, niemal mechanicznie. Kilka sukienek, kosmetyki, dokumenty. Nie miałam siły ani ochoty zabierać nic więcej. Każdy przedmiot w tym mieszkaniu był przesiąknięty wspomnieniami, które teraz raniły jak odłamki szkła.
Piotr siedział w salonie, niemal bez ruchu, z pustym wzrokiem wbitym w podłogę. Ani razu nie próbował mnie zatrzymać. Tylko cisza otaczała go jak mur. Żadnych łez, żadnego krzyku – jakby nie miał już nic do powiedzenia.
Kiedy przechodziłam obok, skinął głową, ale nie odważył się na żadne słowo. Może wiedział, że każde byłoby bez znaczenia.
Zatrzymałam się w progu. Spojrzałam na mieszkanie, które przez tyle lat było naszym domem. Na zdjęcia w ramkach, które nagle wydawały się kłamstwem. Na sofę, na której śmialiśmy się do łez. Na kuchnię, w której przed chwilą rozpadł się mój świat.
Wzięłam głęboki oddech i wyszeptałam:
– To nie perfumy zniszczyły nasze małżeństwo. Zniszczyłeś je ty.
Zamknęłam za sobą drzwi. Na klatce schodowej pachniało wilgocią i kurzem, ale dla mnie ten zapach był lepszy niż dusząca woń zdrady.
Idąc w dół schodami, czułam ból, który niemal zwalał z nóg. Ale gdzieś pod tym bólem tliła się iskierka. Delikatna, nieśmiała – jakby przypomnienie, że wolność ma swoją cenę, ale daje też nowe życie.
Wiedziałam jedno: nie wrócę już do tego mieszkania, do tego małżeństwa, do tego człowieka. Zaczynałam nowy rozdział. Jeszcze bez planu, bez nadziei, ale z pewnością, że to koniec tamtej historii. Choć serce bolało, to pierwszy raz od dawna miałam poczucie, że oddycham naprawdę.
Agnieszka, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż kupił mi bukiet kwiatów bez żadnej okazji. Czułam, że coś tu śmierdzi gorzej niż tanie perfumy z promocji”
- „Chłopak na urodziny dał mi tanie perfumy, a ja dałam mu kosza. Nie będę śmierdzieć biedą na kilometr”
- „Nie po to wyglądam jak milion dolarów, by zadowalać się facetem z najniższą krajową. Zasługuję na bogatego”

