„Znalazłam stary szalik męża pachnący kobiecymi perfumami. Ich właścicielki nie musiałam wcale długo szukać”
„We wtorek wyszłam z pracy wcześniej i podjechałam pod jego biuro. Znałam jego grafik. Teoretycznie miał kończyć o 17:00. O 17:30 rzeczywiście wyszedł z budynku. Nie zauważył mnie. Szłam za nim pieszo, w bezpiecznej odległości. Czułam się absurdalnie — jak bohaterka taniego serialu. A jednak adrenalina trzymała mnie na nogach”.

- Redakcja
Zawsze byłam „rozsądną kobietą”. Tą, która nie płacze publicznie, nie robi scen i nie zadaje zbędnych pytań. Z Markiem tworzyliśmy związek, który z zewnątrz wyglądał na idealny: był stabilny, nie wywoływał niepożądanych komentarzy ani skandali. On miał swoją firmę, ja pracowałam w kancelarii. Wieczorem była wspólna herbata, ulubiony serial, czasem jakieś niewymuszone „dobranoc”.
W pewnym momencie coś się między nami zmieniło. Właściwie nie umiałam określić, kiedy dokładnie. Może gdy zaczęliśmy jeść osobno. Albo gdy się zorientowałam, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie dotknął. Jakbym w ogóle go już nie interesowała. Miałam wrażenie, że staliśmy się sobie zupełnie obcy.
Może gdybym była taka jak Julia... O tak, moja urocza młodsza siostra. Zawsze taka roztrzepana i wszędzie jej było pełno. Od dziecka stanowiła moje przeciwieństwo: ja w eleganckim kostiumie, ona w koronkowej sukience. Byłyśmy sobie bliskie, ale to bliskość opierała się w pewnym sensie na rywalizacji. Julia zawsze błyszczała, a ja... starałam się pozostać niewidzialna. Chyba dlatego w dorosłym życiu przestałyśmy się widywać tak często. No i, w konsekwencji, nie zauważyłam, co się wokół mnie dzieje.
Zaczęło się od szalika. Tego czarnego, wełnianego, którego nie nosił od miesięcy. Znalazłam go przypadkiem w przedpokoju. I coś mnie zastanowiło. Pachniał jakimiś perfumami: intensywnie, kobieco, słodko, a zarazem obco. Ten zapach… na pewno nie należał do mnie.
Zgasiłam światło i po ciemku usiadłam na łóżku. Strach i złość, które zalały mnie wtedy niespodziewanie, walczyły między sobą o pierwszeństwo. Intuicja natomiast podpowiadała: „Coś tu jest nie tak”.
Nie miałam dowodów
— Marek, mogę cię o coś zapytać? — zaczęłam neutralnie, choć już w środku mnie gotowało.
Stał w kuchni, odwrócony do mnie plecami, w tej samej bluzie co zawsze. Tylko jego ręce drżały lekko, kiedy wlewał wodę do czajnika.
— Jasne — odpowiedział.
Podeszłam bliżej i podsunęłam mu szalik.
— Znalazłam go w przedpokoju — oznajmiłam. — Nie nosisz go od miesięcy, prawda?
— No… nie pamiętam — mruknął wymijająco. — Może. A co?
— Pachnie — stwierdziłam. — Perfumami. Kobiecymi. I one na pewno nie są moje.
Odwrócił się dopiero wtedy. Zmarszczył brwi i wziął szalik do ręki, jakby go widział pierwszy raz.
— Serio? — Podniósł materiał do nosa, wciągnął powietrze i wzruszył ramionami. — Może ktoś w metrze się o mnie otarł. Nie wiem.
— W metrze? — powtórzyłam, czując, jak zaciskają mi się szczęki.
— No, przecież różne rzeczy się dzieją — rzucił obojętnie i wrócił do czajnika. — Nie dramatyzuj.
Zamarłam. „Nie dramatyzuj”. Te dwa słowa dotknęły mnie bardziej, niż chciałabym pokazać. Wzięłam szalik z jego rąk i odłożyłam na stół. Nie powiedziałam już nic, bo przecież nie miałam dowodów. Ale intuicja wciąż mi podpowiadała, że coś tu się nie zgadza.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Marek spał spokojnie obok, oddychał równo, jakby naprawdę nie miał sobie nic do zarzucenia. Ja z kolei a to patrzyłam w sufit, a to przewracałam się z boku na bok, usiłując przeanalizować to, co wiedziałam. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam: może on mnie zdradza. I postanowiłam zacząć go obserwować.
Ja znałam ten blok
Nie jestem typem kobiety, która przeszukuje telefon męża albo zakłada aplikację szpiegowską. A raczej... nie byłam. Do czasu. Zwłaszcza że Marek zaczął wracać coraz później. Twierdził, że to przez nawał zleceń, kilku nowych klientów i ciągłe korki w drodze z pracy. Zawsze miał gotowe wytłumaczenie. A ja tylko kiwałam głową. Tyle tylko, że teraz już mu nie wierzyłam.
We wtorek wyszłam z pracy wcześniej i podjechałam pod jego biuro. Znałam jego grafik. Teoretycznie miał kończyć o 17:00. O 17:30 rzeczywiście wyszedł z budynku. Nie zauważył mnie. Szłam za nim pieszo, w bezpiecznej odległości. Czułam się absurdalnie — jak bohaterka taniego serialu. A jednak adrenalina trzymała mnie na nogach.
Nie poszedł na tramwaj. Nie skierował się też do domu. Zamiast tego skręcił w boczną uliczkę i po kilkunastu minutach wszedł do jednego z bloków. Stałam po drugiej stronie ulicy i czułam, jak wszystko we mnie krzyczy. Bo ja znałam ten blok — tam przecież mieszkała Julia.
Mimo to czekałam. Może wyszedł załatwić coś innego? Może to przypadek? Minęło pół godziny, potem zleciała godzina, a on nie wychodził. Nie zadzwoniłam. Nie napisałam. Po prostu stałam tam, czując, jak wszystko zaczyna mi się układać w głowie.
Kilka dni wcześniej Julia powiedziała przez telefon, że jest poza miastem do niedzieli. Głos miała dziwnie rozdrażniony.
Nie czekałam tam dłużej — po prostu wróciłam do domu. Marek pojawił się przed 21:00. Powiedział, że długo mu zeszło w pracy. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, nie reagując. W mojej głowie właśnie kształtował się plan.
Nie mogłam się ruszyć
Stałam na klatce w znajomym bloku i pukałam do drzwi, a właściwie waliłam, jakby się paliło.
— Już, już! — dobiegł z mieszkania głos Julii.
Kiedy otworzyła, miała na sobie moją starą bluzę z uczelni. Przez chwilę wyglądała jak wtedy, gdy miałyśmy po dwadzieścia lat i spałyśmy razem na tapczanie u babci. Ale jej mina... to nie była mina siostry.
— Cześć — powiedziała cicho. — Co ty tu…
Weszłam, nie pytając o zgodę i nie czekając na zaproszenie. Przeszłam przez przedpokój i od razu poczułam znajomy zapach. Marek tu był.
— Ktoś jest u ciebie? — zapytałam spokojnie, rozglądając się po pomieszczeniu.
Na stoliku stał kubek po kawie. Na oparciu krzesła wisiała męska kurtka. Ta sama, którą Marek nosił zimą. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć.
Julia podeszła i stanęła przede mną.
— Alicja, to nie tak, jak myślisz… — zaczęła.
— Nie tak? — powtórzyłam, z trudem panując nad głosem. — A co ja niby myślę?
Milczała przez chwilę. Potem usiadła na kanapie, spuściła głowę i zaczęła mówić:
— To się po prostu stało. To nie miało się wydarzyć. Nie planowaliśmy tego.
Patrzyłam na nią przez dłuższą chwilę.
— Ile to trwa? — wycedziłam w końcu.
— Kilka miesięcy — przyznała.
Kilka miesięcy. Czyli wtedy, gdy Marek zaczął „zostawać dłużej w pracy”.
— Dlaczego? — zapytałam drżącym głosem. — Dlaczego on? Dlaczego wy... razem?
Julia wzięła głęboki oddech.
— Bo było mi źle — odparła cicho. — Bo jemu też było źle. I nagle... to. Bo to nie była miłość, Alicja. Tylko... samotność. Tylko seks.
Usiadłam. W tamtej chwili tak bardzo jej nienawidziłam... Zresztą, nie tylko jej. Ale najbardziej przerażało mnie to, co powiedziała na samym końcu.
Zamilkłam
Przez chwilę żadna z nas się nie odzywała. Julia siedziała z opuszczoną głową, a ja patrzyłam na jej stopy. Były bose. Wciąż miała ten głupi nawyk chodzenia po mieszkaniu bez kapci, nawet zimą.
— Wiedziałaś, że mnie to zrani — powiedziałam w końcu. Głos miałam dziwnie głuchy, stłumiony, jakbym mówiła przez szybę. — A jednak to zrobiłaś.
— Nie chciałam cię ranić — wymamrotała. — Przysięgam. My... po prostu się zagubiliśmy...
— My? — prychnęłam. — Chcesz chyba raczej powiedzieć: ty i on. Ja nie miałam z tym nic wspólnego!
Podniosła głowę. W oczach miała łzy.
— Ty zawsze stałaś w miejscu, Alicja — wypaliła. — Zawsze. Od lat byłaś jak ściana: twarda, chłodna i obojętna. Nie dało się z tobą rozmawiać. Marek mówił, że czuł się przy tobie jak przedmiot codziennego użytku. Niby potrzebny, ale w sumie nie zwraca się na niego uwagi.
To, co powiedziała, zabolało. Nie miałam pojęcia, ile w tym prawdy.
— A więc mnie zdradził, bo byłam niewystarczająco czuła? — spytałam powoli.
— Nie. — potrząsnęła głową. — Zdradził cię, bo był słaby. I ja też byłam. Ale nie mów, że nic nie zauważyłaś. Wy dwoje żyliście od dawna tylko obok siebie. Marek od miesięcy nie czuł się z tobą dobrze.
Zamilkłam. Nie potrafiłam już nawet stwierdzić, co teraz czuję.
— Czy ty go kochasz? — zapytałam szeptem.
— Nie — odpowiedziała natychmiast. — Ale przez chwilę, przez bardzo krótką chwilę, czułam się jak ktoś ważny.
Spojrzałam na nią i po raz pierwszy... zaczęłam widzieć nie siostrę, która mnie zdradziła, tylko kobietę, która była równie pogubiona, jak ja.
Nie zatrzymałam go
Wróciłam do domu późno. Marek siedział w salonie przy zgaszonym świetle. W ręku miał kieliszek wina, którego nawet nie dotknął. Spojrzał na mnie z tym swoim chłodnym spokojem. Jakby nie wiedział, że wszystko już wiem. Albo jakby miał nadzieję, że nie powiem tego na głos.
— Byłam u Julii — oświadczyłam cicho, zdejmując płaszcz.
Nie odpowiedział. Uniósł tylko brwi i przytaknął ledwo zauważalnym skinieniem głowy.
— Wiesz, co powiedziała? — rzuciłam w przestrzeń. Usiadłam naprzeciw niego i patrzyłam mu prosto w oczy. — Powiedziała, że nie chodziło o miłość. Że chodziło o to, że oboje byliście samotni. Że przy mnie czułeś się... martwy.
— Alicja… — odezwał się w końcu prawie szeptem. — Próbowałem z tobą rozmawiać. Wiesz o tym. Próbowałem cię dotknąć, kiedy jeszcze miałem na to ochotę. Ale ty patrzyłaś na mnie, jakbym ci przeszkadzał w oddychaniu.
— Więc to moja wina? — zapytałam spokojnie.
— Nie — odpowiedział szybko. — Ale też masz w tym swój udział.
Westchnęłam. Po raz pierwszy od lat naprawdę na siebie patrzyliśmy.
— I co teraz? — zapytałam.
— Nie wiem. — Marek odstawił kieliszek. — Jeśli chcesz, wyprowadzę się na jakiś czas. Potrzebujesz przestrzeni. Zasługujesz na nią.
Nie zatrzymałam go. Nie prosiłam o wyjaśnienia. Oboje wiedzieliśmy, że nic by nie zmieniły. Gdy zamknęły się za nim drzwi, zrobiło się bardzo cicho. I dopiero wtedy, w tej ciszy, poczułam wszystko. Nie zdradę, tylko tę samotność, z którą nawet nie próbowaliśmy walczyć.
Nie muszę już grać
Marek wyprowadził się tydzień temu. Zabrał tylko kilka rzeczy – szczoteczkę do zębów, dwie koszule, laptopa. Powiedział, że nie wie, co dalej. Odpowiedziałam, że ja też nie. I to była chyba najbardziej uczciwa rozmowa, jaką odbyliśmy od lat.
Nie próbował się tłumaczyć. Nie mówił, że to „nic nie znaczyło”. Nie obiecywał, że wszystko naprawimy. Po prostu wyszedł i już go nie było. Julia pisała do mnie dwa razy. Długo nie odpisywałam. W końcu zdecydowałam się na jedno zdanie: „Nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiała ci wybaczyć. Ale nie chcę cię już nienawidzić”.
Codziennie wracam z pracy do pustego mieszkania. Teraz przynajmniej nie muszę już grać, udawać, że wszystko jest w porządku. Nie muszę się uśmiechać, gdy nie mam na to siły. Nie muszę odpowiadać „w porządku”, kiedy ktoś pyta, jak się czuję.
Bo nie jest w porządku. Ale może to właśnie pierwszy krok do zmiany. Nie wiem, czy Marek wróci. Nie wiem nawet, czy tego chcę. Nie wiem też, czy kiedykolwiek będę mogła znów spojrzeć Julii w oczy bez goryczy. Choć zostałam sama, wreszcie widzę w swoim życiu jakąś autentyczność.
Alicja, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Zobacz także:
- „Chłopak mojej przyjaciółki bezczelnie smalił do mnie cholewki. Nie byłam w stanie powstrzymać tych zalotów”
- „Gdy mąż mnie zdradził, nawet się nie przejęłam. Szkoda tracić nerwów na kogoś, kogo tak łatwo można zastąpić”
- „Ojciec nie chciał stracić honoru i zmuszał mnie do ślubu. Ja nie chciałem marnować życia przez 1 noc na sianku”

