„Znalazłam pierścionek w kieszeni mojego chłopaka. Cieszyłam się na jesienne zaręczyny, a doczekałam się tylko kosza”
„– Nie... nie wierzę – wyszeptałam. Otworzyłam. W środku błyszczał pierścionek z maleńkim, ale pięknym oczkiem. Delikatny, romantyczny – dokładnie taki, jakie lubię. Poczułam łzy w oczach. To naprawdę się działo! Julian chce się oświadczyć! Mnie!”.

- Redakcja
Mam 26 lat i pracuję jako florystka. Każdy dzień spędzam w otoczeniu zapachów frezji, tulipanów i róż. Kwiaty uczą cierpliwości – trzeba je pielęgnować, dbać, a one odwdzięczą się pięknem. Chciałabym wierzyć, że z miłością jest tak samo.
Od trzech lat jestem z Julianem. To architekt – spokojny, uważny, z głową zawsze pełną planów. To z nim pierwszy raz poczułam, że można komuś ufać do końca. Często sobie wyobrażam, że wracamy do wspólnego mieszkania, że stawia mi kubek herbaty na parapecie, a ja w tle podlewam lawendę. Taka zwykła, cicha przyszłość. Marzenie.
Moja siostra Luiza jest moim przeciwieństwem. Dwa lata starsza, charyzmatyczna, przebojowa. Ludzie ją uwielbiają – jest wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. Zawsze błyszczy. Przez całe życie żyłyśmy w cieniu porównań. Ale teraz czułam, że to ja mam coś, czego ona nie ma – stabilność. Kogoś, kto mnie kocha. Wierzyłam, że Julek wkrótce się oświadczy.
Nie mówiłam mu, że się domyślam. Nie chciałam psuć niespodzianki. Przecież... to już chyba czas. Jeszcze nie wiedziałam, że czas na mnie – ale nie w tym znaczeniu.
Odkryłam jego sekret
Zaczęło się jak w filmie. Julian zostawił swój płaszcz u mnie w mieszkaniu, jak zawsze zresztą – czasem mówił, że tu czuje się jak w domu. Tego dnia było chłodno, a ja, jak to ja, szukałam paczki chusteczek. Zajrzałam do kieszeni jego płaszcza, odruchowo.
Palce natknęły się na coś twardego, małego, zamkniętego. Wydobyłam z materiału niewielkie, czarne pudełeczko. Na moment świat zamarł. Serce zaczęło mi bić jak szalone.
– Nie... nie wierzę – wyszeptałam.
Otworzyłam. W środku błyszczał pierścionek z maleńkim, ale pięknym oczkiem. Delikatny, romantyczny – dokładnie taki, jakie lubię. Poczułam łzy w oczach. To naprawdę się działo! Julian chce się oświadczyć! Mnie!
Zamknęłam pudełko, z powrotem włożyłam do kieszeni, starając się nie zostawić po sobie żadnego śladu. Przez resztę dnia chodziłam jak zaczarowana, a kiedy wieczorem spotkałam się z Zosią, nie wytrzymałam:
– Znalazłam pierścionek. W jego kurtce. Myślisz, że...?
– O matko – uśmiechnęła się szeroko, ale zaraz spoważniała. – A jesteś pewna, że to dla ciebie?
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– A dla kogo? Oszalałaś? Zosia, przecież z kim miałby się zaręczyć, jak nie ze mną?
– Nie wiem, Ola. Po prostu... bądź ostrożna.
Zignorowałam to. Nie chciałam psuć sobie radości. W głowie już układałam sobie moment zaręczyn – kolacja, może spacer po parku. Może on uklęknie. Jak zapyta? Nie mogłam się doczekać.
Czekałam i czekałam
Minął tydzień. Siedem długich dni, wypełnionych oczekiwaniem, napięciem i… ciszą. Julian nie zrobił żadnego ruchu. Nie wspomniał o kolacji, nie zaprosił mnie na spacer, nie pojawił się z bukietem kwiatów. Po prostu był. Jak zawsze – czuły, obecny, ale... jakby bardziej zamyślony.
W sobotę usiedliśmy razem na kanapie. Pomyślałam: „To ten moment”. Spojrzał na mnie z uśmiechem, poprawił rękaw swetra, ale zamiast pierścionka wyjął pilot od telewizora.
– Oglądamy coś? – zapytał.
Poczułam, jak coś we mnie się zapada. Może jeszcze nie dzisiaj, pomyślałam. Może czeka na wyjątkową chwilę.
W niedzielę zrobiłam obiad – jego ulubione risotto z grzybami. Pomyślałam, że może wtedy... że zaskoczy mnie. Ale zjadł, pochwalił i poszedł do pracy nad projektem.
W końcu nie wytrzymałam:
– Julian... myślałeś kiedyś o... naszej przyszłości? O ślubie?
Zawiesił spojrzenie na kubku herbaty.
– Myślałem. Jasne, że myślałem... Ale wszystko w swoim czasie, prawda?
– Po trzech latach? – wyrwało mi się ciszej, niż planowałam.
– Po prostu... teraz mam dużo na głowie. Chcę się skupić na pracy. I na nas. Ola, proszę. Bez presji.
Skinęłam głową. Udawałam zrozumienie. Ale w środku zaczynało się we mnie kotłować. Widziałam przecież ten pierścionek. On był gotowy. Tylko... dlaczego wciąż milczał? A może Zosia miała rację?
To przecież niemożliwe
To była zwykła wizyta. Tak sobie wmawiałam, stojąc pod drzwiami Luizy. Miała mi oddać książkę, którą jej pożyczyłam. Zadzwoniłam domofonem, usłyszałam jej głos – jak zawsze beztroski i pewny siebie.
– Wchodź, siostrzyczko! Mam nową kawę, wypijemy razem.
Jej mieszkanie pachniało świeżymi kwiatami i drogimi perfumami. Luiza chodziła po kuchni w satynowym szlafroku, włosy spięte niedbale, ale perfekcyjnie. Usiadłam na jej kanapie, próbując nie porównywać naszego życia, jak robiłam to od dzieciństwa.
– A u ciebie co słychać? Julian dalej tak uroczy? – zapytała, z tym swoim lekkim uśmiechem, który zawsze trudno było rozszyfrować.
– Tak, wszystko w porządku – odpowiedziałam. Choć „w porządku” smakowało jak kłamstwo.
Poszłam do łazienki przemyć twarz chłodną wodą. I wtedy to zobaczyłam. Z tyłu, na półce, obok flakonika perfum, leżało znajome czarne pudełko. Otwarte. W środku... pustka. Ale to nie miało znaczenia. To było to samo pudełko. Dokładnie takie jak to w kurtce Juliana.
Wróciłam do salonu powoli, z twarzą bledszą niż wcześniej.
– Luiza... skąd masz to pudełko?
Na jej twarzy przez sekundę zagościł cień. A potem usiadła naprzeciwko mnie, z jakąś dziwną miękkością w głosie.
– Ola... Posłuchaj... Nie chciałam, żebyś się dowiedziała w taki sposób. Ale Julek... Julian mnie kocha. Oświadczył mi się. Myślałam, że sam ci powie.
Nie odpowiedziałam. Tylko patrzyłam na nią. Na tę siostrę, którą znałam od zawsze – i której właśnie przestałam ufać.
To było jak jakiś koszmar
Czekałam przed jego mieszkaniem dwadzieścia minut. Nie mogłam zapukać. Ręce mi drżały, serce waliło jak oszalałe. Wiedziałam, że nie mam już nic do stracenia. Gdy się przemogłam, a on otworzył drzwi, przez chwilę udawał, że nic się nie dzieje.
– Ola? Wszystko w porządku?
– Nie – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. – Chcę z tobą o czymś porozmawiać.
Wpuścił mnie bez słowa. Usiadłam na skraju kanapy, on naprzeciwko mnie, jakbyśmy byli obcymi ludźmi.
– Znalazłam pierścionek. Tydzień temu. Myślałam, że... że to dla mnie. Ale dziś byłam u Luizy.
Nie zaprzeczył. Nic nie powiedział. A ta cisza bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
– I co? – spytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Co to ma znaczyć?
Wziął głęboki oddech, jakby miał zanurkować pod lodowatą wodę.
– Nie planowałem tego. To się... wydarzyło. Zawsze byłaś dla mnie ważna. Ale Luiza... Ona... coś we mnie poruszyła.
– Co, Julian? Pożądanie? Adrenalinę? – głos mi się załamał. – Przez trzy lata byłam przy tobie. Myślałam, że mnie kochasz. Po co ta farsa?
– Ola... kochałem. Kocham. Was obie. I... nie potrafię zdecydować.
Zamknęłam oczy. Czułam się, jakby ktoś właśnie wyjął mi serce i zostawił pustą przestrzeń.
– Nie jesteś dzieckiem, Julian. Miłość to nie wybór między sukienkami. Jeśli naprawdę mnie kochałeś, nie byłoby „nas obu”.
Nie miał już żadnych słów. Wyszedł z pokoju. Zostawił mnie w ciszy. Wtedy zrozumiałam – nie byłam jego wyborem. Byłam jego opcją.
Własna siostra mi to zrobiła
Spotkałyśmy się w kawiarni, gdzie chodziłyśmy jeszcze jako nastolatki – kiedy jeszcze śmiałyśmy się razem, kłóciłyśmy o lody i mówiłyśmy sobie wszystko. Tyle że dziś nie było śmiechu. Luiza przyszła punktualnie. Ubrana jak zawsze perfekcyjnie, ale spojrzenie miała niepewne.
– Nie zamierzam cię przekonywać, że miałam prawo. Ale to się po prostu stało.
– Po prostu? – uniosłam brwi. – Przypadkiem wskoczyłaś do łóżka mojego chłopaka?
Luiza zamilkła. Wiedziała, że nie ma już jak się bronić. W końcu westchnęła:
– Ola, zawsze byłaś tą „dobrą”. Rozważną, ostrożną. A ja – tą, co robi bałagan. Ale... zawsze czułam, że wszyscy i tak wolą ciebie.
Prychnęłam. Ironia tych słów była przytłaczająca.
– Zawsze brałaś to, co moje – powiedziałam. – Zabawki, ciuchy, uwagę rodziców. Ale Julian? To już za dużo. On był mój.
– A ty zawsze byłaś zbyt słaba, żeby to zatrzymać – rzuciła cicho.
Poczułam, jakby mnie uderzyła.
– Masz rację. Byłam słaba. Wierzyłam, że jesteśmy siostrami. Że to znaczy więcej niż chwilowe zachcianki.
Zapadła cisza. Żadna z nas już nie miała nic do powiedzenia. Kiedy wstałam, Luiza nie próbowała mnie zatrzymać. Wiedziałam, że to ostatni raz, kiedy się spotykamy. Coś w nas umarło. I nie da się tego już wskrzesić.
Nie umiałam nawet płakać
Siedziałam na łóżku, wpatrując się w ekran telefonu. Przez chwilę zawahałam się – a potem, bez cienia emocji, wpisałam kilka krótkich słów. „Nie życzę wam źle. Ale nie chcę was już znać”.
Wysłałam tę samą wiadomość do Juliana i Luizy. Potem zablokowałam ich numery. Usunęłam ich zdjęcia, rozmowy, wszystko, co mogło mi o nich przypominać. To był mój mały rytuał odcięcia. Nie było łatwo – serce bolało, jakby ktoś przeorał je ostrym nożem – ale jednocześnie... czułam ulgę. Wreszcie mogłam przestać czekać. Przestać łudzić się, że to był tylko zły sen.
Nie płakałam. Może dlatego, że łzy wyciekły wcześniej. Może dlatego, że zrozumiałam coś ważnego – że czasem miłość to nie bajka. Że czasem trzeba wybrać siebie, nie czekając, aż ktoś nas wybierze.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś komuś zaufam. Pewnie nieprędko. Ale wiem, że mam siebie. Że nie jestem już tą samą dziewczyną, która marzyła o pierścionku z ukrytej kieszeni. Tamta Ola wierzyła, że miłość to gwarancja. Ta nowa wie, że to ryzyko.
Nie mam szczęśliwego zakończenia, o którym marzyłam. Ale mam początek. Początek samotnej, ale prawdziwej drogi. I może kiedyś... nauczę się nią iść bez oglądania się za siebie.
Aleksandra, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W aplikacji pisał, że mnie kocha, a ja pragnęłam miłości. Gdy poprosił o kilka tysięcy pożyczki, nawet się nie zawahałam”
- „Wyrabiałem trasy w Holandii, żeby żona i córka miały godne życie. Poświęcałem im wszystko, aż dostałem to 1 zdjęcie”
- „Żona często chodziła na siłownię. Jeden telefon wystarczył, żebym poznał prawdę, co naprawdę tam robiła”

