Reklama

Mam 29 lat i od trzech lat jestem z Adamem. Mieszkamy razem, mamy kota, wygodną codzienność, poranne kawy, wieczorne seriale. W teorii wszystko wygląda dobrze. Ale od jakiegoś czasu w mojej głowie siedzi jedno pytanie: czy on naprawdę chce tego samego co ja?

Nie mówię tego głośno, ale czekam. Moje przyjaciółki są już zaręczone, jedna urodziła dziecko. A ja? Niby „szczęśliwa”, ale ciągle w oczekiwaniu. Na coś. Na krok. Na znak. Na pierścionek.

Ostatnio szykowałam bluzy Adama do prania i znalazłam w kieszeni jednej z nich zmięty paragon. Pierścionek z brylantem, jubiler w centrum Warszawy. Cena? Taka, jaką się płaci za zaręczyny, nie za prezent. Zamarłam. Serce zabiło mi szybciej. To było to.

Nie powiedziałam mu. Nie chciałam psuć niespodzianki. Wyobrażałam sobie wszystko – jak klęka, jak płaczę, jak mówię „tak”. Minął miesiąc. Potem trzy. Później pół roku. Nic się nie wydarzyło.

– Może to nie było dla ciebie? – rzuciła kiedyś Kasia, moja przyjaciółka. Tylko wzruszyłam ramionami, ale jej słowa od tamtej pory krążą mi po głowie. A co, jeśli miała rację?

Nie mogłam już czekać

Moje urodziny wypadły w sobotę. Tydzień wcześniej Adam zarezerwował stolik w eleganckiej restauracji. Przez kilka dni chodziłam jak na szpilkach. „To będzie ten dzień”, powtarzałam sobie przed lustrem, nakładając puder i tusz do rzęs. Ubrałam nową sukienkę. Adam wyglądał… zwyczajnie. Nawet nie zauważył, że mam nową fryzurę. Ale nie szkodzi. Pewnie był zestresowany. Trzymałam się tej myśli przez całą kolację.

A potem, kiedy kelner przyniósł deser, Adam sięgnął do torby i wręczył mi… książkę. Opakowaną, przewiązaną wstążką. Bez pierścionka. Bez żadnych fajerwerków.

Myślałem, że ci się spodoba. Mówiłaś, że lubisz tego autora – powiedział spokojnie.

Przez moment siedziałam nieruchomo, jakbym zapomniała, jak się oddycha. Wyszliśmy w milczeniu. W domu wybuchnęłam.

Znalazłam paragon. Czekałam prawie rok. Myślałam, że to się wreszcie wydarzy – wyrzuciłam z siebie, głos mi się łamał.

Adam spojrzał na mnie, jakby nie do końca rozumiał.

– O czym ty mówisz?

– Kupiłeś pierścionek. Dlaczego mi go nie dałeś?

– Nie miałem konkretnego planu – powiedział. – Była okazja, to kupiłem. Uznałem, że może za parę lat. Gdy będę pewny.

Patrzyłam na niego, jakby był zupełnie obcym człowiekiem.

Nie jesteś pewien… czego?

– Nas. Nie wiem, czy to ma sens. W ogóle.

Wtedy poczułam, że coś we mnie się kurczy. Przez rok żyłam tylko nadzieją. Co mi zostało?

Wszystko się rozmyło

Nie odzywaliśmy się przez kilka dni. Byliśmy jak dwójka obcych ludzi, którzy przypadkiem mieszkają w tym samym miejscu. Mijaliśmy się w kuchni, w łazience. On wieczorami siadał do komputera, ja udawałam, że czytam. W środku czułam pustkę. I złość, której nie potrafiłam wyrazić.

Zaczęłam wspominać. Nasze początki, rozmowy o przyszłości. Adam mówił kiedyś, że chciałby mieć córkę. Śmialiśmy się, że będzie miała jego uszy i moje brwi. Jak mogliśmy wtedy mówić o dzieciach, skoro on teraz nie wie, czy „to ma sens”?

Spotkałam się z Kasią. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni, z gorącą czekoladą i bezą malinową między nami. Powiedziałam jej wszystko.

– Znalazłam ten paragon rok temu. Czekałam. Myślałam, że się oświadczy.

Kasia popatrzyła na mnie bez cienia zdziwienia.

– Natalia… Może to nie było dla ciebie?

– A dla kogo niby? – broniłam go, broniłam nas, choć w środku coś mi już pękało.

– Wiesz co? Facet, który chce się oświadczyć, to się oświadcza. Nie kupuje pierścionka na zapas. To makaron w promocji.

Zabolało. Ale miała rację.

Po powrocie do domu siedziałam długo przy oknie. Zaczęłam liczyć, ile razy to ja pierwsza dzwoniłam, ile razy ja proponowałam wspólne wyjazdy, spotkania. Zaczęłam rozumieć, że ten związek zawsze był oparty na mojej nadziei. A nadzieja zaczynała mnie dławić.

To nie miało przyszłości

Zebrałam się w sobie dopiero po tygodniu. Wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W kuchni pachniało kawą. Adam siedział przy stole z laptopem, zgarbiony, w starym swetrze.

Usiadłam naprzeciwko. Nie patrzył na mnie.

Muszę coś wiedzieć – powiedziałam cicho, ale wyraźnie. – Czy w ogóle chcesz być ze mną w przyszłości?

Milczał. Jakby każde słowo ważyło tonę. Po chwili odłożył komputer.

– Nie wiem. Przez ten rok miałem coraz więcej wątpliwości. Ty ciągle mówisz o dzieciach, o ślubie… a ja nie wiem, czy chcę tego życia.

Zamurowało mnie. Przecież to nie była nowa rozmowa. My to wszystko już kiedyś ustaliliśmy. Albo ja tylko tak myślałam.

– A ten pierścionek? Co z nim?

– Leży w szufladzie. Kupiłem go, bo była wyprzedaż. To był impuls. Ale od dawna nie jestem pewien, czy to dla ciebie.

Słyszałam szum w uszach. Jakby ktoś wyłączył cały dźwięk świata, zostawiając tylko to jedno zdanie.

„Nie jestem pewien, czy to dla ciebie”. To była najgorsza odpowiedź, jaką mogłam usłyszeć. Wolałabym, żeby powiedział, że mnie nie kocha. Albo że się zakochał w innej. Ale on „nie był pewien”. Byłam dla niego jednym z możliwych scenariuszy. A ja zbudowałam wokół niego całe swoje życie.

– Rozumiem – powiedziałam tylko. I wyszłam do drugiego pokoju, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej.

Byłam sama w tym związku

Spakowałam się w nocy. Cicho, żeby nie słyszał zamka walizki. Rano zadzwoniłam do Kasi.

– Mogę się u ciebie zatrzymać? – zapytałam tylko.

Nie pytała o nic. Po godzinie byłam już u niej. Stałam z walizką i płaszczem w ręku, jakby to był zwykły weekendowy wyjazd. Nie płakałam. Nie potrafiłam. Czułam się jak w środku jakiegoś zawieszenia.

Kasia postawiła przede mną herbatę.

Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi – wyszeptałam.

– Ty byłaś – odpowiedziała spokojnie. – On chyba nie.

Nie mówiła tego złośliwie. Tylko z trzeźwością kogoś, kto z zewnątrz widzi więcej. Westchnęłam. Przez cały dzień nie rozmawiałyśmy o Adamie. Oglądałyśmy seriale, zamówiłyśmy pizzę. Udawałyśmy, że to zwykły wieczór dwóch przyjaciółek.

W nocy nie spałam. Leżałam na kanapie i przewijałam w myślach wszystkie nasze wspólne chwile. Te piękne. I te, które wtedy ignorowałam – jego zmęczone spojrzenia, uniki, zdawkowe odpowiedzi. Wspominałam, jak to ja proponowałam, planowałam, ratowałam. A on tylko „był”. Jakby obecność wystarczała do bycia w związku.

Zaczęłam rozumieć, że bardziej niż jego, kochałam obraz naszej przyszłości. Siebie jako jego żonę, jego dzieci jako nasze. Marzenie o tym, co mogłoby być – niekoniecznie to, co było. Poczułam, że ten obraz muszę teraz zostawić za sobą.

Teraz już tego nie chciałam

Wróciłam do jego mieszkania po kilku dniach. Chciałam tylko zabrać resztę rzeczy. Adam otworzył drzwi w dresie, z kubkiem w ręce, jakby czas się zatrzymał. Albo w ogóle nie ruszył.

– Cześć – powiedział cicho.

Przyszłam po swoje rzeczy – odpowiedziałam bez emocji.

Nie zatrzymywał mnie. Nie próbował rozmawiać. Pomógł mi zdjąć torbę z półki. Kiedy wchodziłam do sypialni, kątem oka zobaczyłam na komodzie małe czarne pudełko. Stało tam jak wyrzut sumienia.

To ten pierścionek? – zapytałam mimo siebie, wskazując głową.

– Tak – potwierdził. – Leży tam, bo nie wiedziałem, co z nim zrobić.

Podszedł, wziął pudełko, otworzył i podał mi.

Może kiedyś komuś się przyda.

Spojrzałam na niego. W jego oczach nie było gniewu, żalu ani nawet wstydu. Raczej ulga, że nie musi już nic udawać.

– Nie chciałem cię ranić. Ale też nie chciałem cię okłamywać – powiedział.

Zacisnęłam usta. Dopiero wtedy poczułam w sobie coś – gniew, smutek, rozczarowanie.

A przez rok co robiłeś? – spytałam cicho. – Przez rok, kiedy ja czekałam?

Nie odpowiedział. Zostawiłam pierścionek na stole, obok jego kluczy. Zapięłam płaszcz, podniosłam walizkę i wyszłam. Nikt nie zatrzasnął za mną drzwi. Nikt nie powiedział „wróć”. I dobrze.

To była moja pomyłka

Minęło kilka tygodni. Przeniosłam się do małego mieszkania na Ochocie, wynajętego od znajomej. Trochę puste, trochę zbyt ciche. Ale moje. Na początku żyłam jak automat. Wstawałam, jadłam, pracowałam, zasypiałam. Nie rozmawiałam o Adamie. Nawet z Kasią. Nie dlatego, że to bolało. Raczej dlatego, że nic już nie było do powiedzenia.

Z czasem zaczęłam oddychać lżej. Robić rzeczy, które wcześniej odkładałam. Wracałam do domu i nie czekałam, aż ktoś mnie przywita. Przestałam myśleć o tym, co byłoby, gdyby. Zrozumiałam coś ważnego. Czasem bardziej kochamy nadzieję niż człowieka. Budujemy scenariusze, piszemy przyszłość na podstawie złudzeń, a potem dziwimy się, że świat nie chce zagrać według naszego scenariusza.

Adam nigdy nie obiecał mi ślubu. To ja wyobraziłam sobie, że on mi się oświadczy. Wypełniłam ciszę jego milczenia własnymi marzeniami. Ale najgorsze już za mną. Czasem patrzy się na pierścionek i widzi się początek bajki. A ten był tylko zapowiedzią końca.

Natalia, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama