Reklama

Mówią, że stabilny związek to bezpieczna przystań. Ale mnie ta przystań coraz częściej przypominała cichą zatokę, w której nic się nie dzieje. Bez fal, bez burz, bez... emocji. Michał i ja byliśmy razem pięć lat. Na początku było jak z reklamy – śniadania do łóżka, ciepłe spojrzenia, spontaniczne wyjazdy nad morze. Ale z czasem wszystko zaczęło blednąć. Jak zdjęcie, które za długo leży na słońcu. Nie było źle. Ale nie było też dobrze. Chyba właśnie to „pomiędzy” było najgorsze. Czasem czułam, że jestem sama w tym związku, mimo że on przecież ciągle był obok – fizycznie. Emocjonalnie coraz rzadziej.

Kiedy więc przypadkiem znalazłam w kieszeni jego płaszcza dwa elegancko wydrukowane bilety na sylwestra w luksusowym SPA, dosłownie zamarłam. Czyżby Michał planował niespodziankę? Dla nas? Czyżby jednak zauważył, że coś się psuje i próbował to uratować? Nagle wróciły wspomnienia naszych pierwszych wspólnych wakacji – trzymaliśmy się za ręce na plaży i obiecywaliśmy sobie, że nie pozwolimy, by codzienność nas zjadła. Może właśnie o to chodziło z tym wyjazdem?

Postanowiłam zadzwonić do ośrodka. Tylko po to, żeby dopytać o szczegóły. Nie chciałam psuć niespodzianki. Chciałam się tylko upewnić. Ale zamiast potwierdzenia rezerwacji... usłyszałam coś, co sprawiło, że poczułam się, jakby ktoś właśnie wyciągnął mi grunt spod nóg.

Tylko jeden szczegół nie pasował

Nie mogłam się skupić. Nawet na głupim projekcie dla klienta, choć deadline wisiał nade mną jak topór. Myśli co chwilę wracały do tych biletów. Przeglądałam zdjęcia ośrodka, czytałam opinie. Wyglądało to jak raj – widok na góry, prywatna strefa wellness, kolacja z winem, muzyką na żywo. Wszystko pachniało romantyzmem.

„To naprawdę się dzieje” – myślałam. „On naprawdę chce coś naprawić”. Wiedziałam, że nie powinnam, ale postanowiłam zadzwonić na recepcję. Nie żeby się wtrącać, nie żeby zepsuć mu niespodziankę. Chciałam tylko dowiedzieć się, o której trzeba być, czy potrzebujemy stroje wieczorowe, może trzeba coś potwierdzić. Ot, organizacyjnie.

Wybrałam numer, przedstawiłam się jako osoba „powiązana z rezerwacją”. Głos po drugiej stronie był miły, profesjonalny.

– Oczywiście, numer rezerwacji potwierdzony. Dwa noclegi w apartamencie romantycznym, pakiet SPA, kolacja sylwestrowa... wszystko zorganizowane jak co roku przez panią, pani Kingo – recepcjonistka brzmiała entuzjastycznie. – Jak zwykle perfekcyjnie dopięte.

Zamarłam.

– Przepraszam... przez kogo? – zapytałam, udając rozbawienie.

– Przez panią Kingę. To pani dzwoni, prawda? Pani już chyba trzeci czy czwarty rok z rzędu u nas spędza sylwestra – dodała z uśmiechem w głosie.

Nie odpowiedziałam. Język miałam jak kołek. Pożegnałam się i rozłączyłam. Siedziałam w ciszy, czując, jak dłoń nadal zaciska telefon. Kinga? Kim, do cholery, jest Kinga? Może to pomyłka. Może Michał kupował coś dla kogoś. Może pomaga znajomemu. Może... Tylko dlaczego miałby to ukrywać?

Miotał się w wymówkach

Wieczorem długo siedziałam przy stole, udając, że coś projektuję. Miałam otwartego laptopa, ale nie widziałam ani jednej linijki tekstu. Czekałam, aż wróci. Czekałam na niego jak na podejrzanego. Mój ukochany, którego znałam na wylot – albo tylko tak mi się wydawało.

W końcu usłyszałam klucz w drzwiach. Michał wszedł jak zawsze – spokojny, niewzruszony, trochę zmęczony.

– Cześć, kochanie. Co robisz? – rzucił, całując mnie w czoło.

Pracuję – odpowiedziałam bez uśmiechu, nie odrywając wzroku od monitora. – A ty jak się masz?

– Ciężko było w biurze dzisiaj – otworzył lodówkę, wyjął sok. – Coś się stało?

– Nie... – odpowiedziałam, zbyt szybko.

Milczenie rosło jak balon, aż w końcu pękło.

Znalazłam coś w twoim płaszczu. Dwa bilety do SPA na sylwestra.

Zamarł na moment, szklanka w jego ręce lekko się poruszyła.

– A... no tak. To znaczy... miałem ci to dać... taka niespodzianka – uśmiech był sztuczny, napięty.

– Naprawdę? – spojrzałam mu prosto w oczy. – A dlaczego rezerwacja była „jak co roku przez panią Kingę”?

Zbladł. Pierwszy raz widziałam, jak nie wie, co powiedzieć.

– Bo to… kolega załatwiał, znaczy jego żona. Ja nie miałem czasu. Poprosiłem go, żebym ogarnął za mnie, bo znał to miejsce – głos miał cichy. Unikał wzroku.

– Kolega. Jasne. A ta Kinga to pewnie jego żona, tak?

Milczenie.

– Michał, powiedz mi prawdę. Teraz.

– Julka, ja... – zaczął, ale w tym „ja” było już wszystko. Kłamstwo. Panika. Koniec.

Znalazłam więcej, niż się spodziewałam

Nie spałam tej nocy. Michał próbował się tłumaczyć, potem zamknął się w sobie. „Wyjaśnię ci wszystko” – powiedział i poszedł spać na kanapę. A ja siedziałam w sypialni jak otępiała. Gdy usłyszałam jego równy, spokojny oddech, coś we mnie się przełamało.

Podeszłam i ostrożnie zabrałam jego telefon. Miał hasło, ale znałam je – urodziny jego matki oczywiście. Tak bardzo ufałam, że nigdy nie musiałam tego wpisywać. I tak bardzo się myliłam.

Zaczęłam przeglądać zdjęcia. Nie w ostatnich tygodniach, nie w ostatnich miesiącach. Cofnęłam się wstecz – aż do poprzedniego sylwestra. I wcześniejszego. I jeszcze jednego. Michał. Ona. Zawsze w tym samym SPA. Zawsze z kieliszkiem w dłoni, w białych szlafrokach, z szerokimi uśmiechami. Kinga.

Wyszukałam wiadomości. E-maile, komunikatory – jakby każda możliwa aplikacja kryła kolejną warstwę ich życia, którego nigdy nie znałam. Pisał do niej czule, intymnie, czasem nawet zabawnie. Tak, jak kiedyś pisał do mnie. Kinga znała jego rodzinę. Była na urodzinach jego siostrzenicy. Znajomi ją lubili. Była z nim, zanim się poznaliśmy. I najwidoczniej była z nim – równolegle ze mną.

Zamknęłam laptopa. Było mi niedobrze. Nie płakałam. Jeszcze nie. Patrzyłam na ich zdjęcia i miałam wrażenie, że to ja jestem gościem w ich świecie. Przypadkiem. Dodatkiem. Tłem. Nie byłam tą jedyną. Może… nigdy nie byłam.

Byłam dla niego ucieczką

Zaczęłam pakować rzeczy, jeszcze zanim wrócił z pracy. Walizka otwarta na łóżku, moje ubrania zwinięte w kulki, jakbym uciekała z miejsca zbrodni. Co chwila podchodziłam do drzwi i nasłuchiwałam, czy już idzie. Ręce mi się trzęsły.

Gdy wszedł, zamarł w progu. Przez chwilę patrzył, jak wrzucam sweter do torby, potem powoli zdjął kurtkę i usiadł na krześle. Milczał.

– Wiesz, że już wiem wszystko, prawda? – powiedziałam, nie odwracając się.

– Julka...

Ile lat to trwa?

Długa cisza. Potem westchnienie.

– Z Kingą... zaczęło się, zanim cię poznałem. Byliśmy razem długo. Rozstaliśmy się... na chwilę. Potem poznałem ciebie. Myślałem, że to zamknięty rozdział. Chciałem... zacząć od nowa. Ale ona się odezwała. Nie potrafiłem przestać.

– Czyli ja byłam czym? Przerwą w waszym związku?

– Nie, Julka, to nie tak... ja cię naprawdę kochałem. Może nadal kocham. Ale z Kingą... to jest coś, czego nie potrafię odciąć.

– Nie potrafisz wybrać. Nigdy nie potrafiłeś – spojrzałam mu w oczy. – A wiesz, co jest najgorsze?

– Co?

Ja nawet nie byłam drugą. Ja byłam rezerwową. Jakąś poczekalnią, ucieczką.

– Nie mów tak...

– Nie? A co mam powiedzieć? Że dziękuję za te pięć lat w czyimś cieniu?

Zamknęłam walizkę. Wyszłam z pokoju, zanim zdążył sięgnąć po moje ramię.

Została mi pustka

Siedziałam w kawiarni na rogu naszej starej ulicy. Był sylwester. Wokół mnóstwo ludzi – roześmiani, zakochani, pijani. Dziewczyny w błyszczących sukienkach, faceci w marynarkach, kelnerzy z tacami. W tle leciał cover jakiegoś hitu, który kiedyś puszczaliśmy razem w samochodzie. Zastanawiałam się, czy teraz Kinga jedzie tym samochodem na ten sam sylwester, który miał być mój.

Zamówiłam gorącą czekoladę, bo nie byłam w nastroju na nic z procentami. Patrzyłam przez okno na pary trzymające się za ręce i czułam się jak duch, który zatrzymał się w czasie. Nie płakałam. Nawet już nie byłam zła. Czułam pustkę. Jakby ktoś wyciągnął ze mnie wszystkie emocje, a w środku została tylko cisza.

Zadzwoniłam do Wiki, mojej przyjaciółki. Odebrała od razu, jakby czekała. Znała prawdę. Wiedziała wszystko.

– Gdzie jesteś? – zapytała.

W kawiarni. Sama.

– Chcesz, żebym przyszła?

– Nie. Już nie chcę nikogo prosić, żeby był obok.

Zamilkła. A potem powiedziała coś prostego:

To nie koniec świata, Julka. To tylko koniec czegoś, co nie było dla ciebie.

Rozłączyłam się. Nie chciałam już analizować. Ani pytać „dlaczego”. Nie chciałam wiedzieć, od kiedy mnie zdradzał, ile razy kłamał, czy Kinga wiedziała o mnie. Nie chciałam znać więcej wersji tej historii. Chciałam tylko przestać w niej istnieć.

Uczę się żyć sama

Nie wróciłam do Michała. Nie odezwałam się już do niego ani razu. On próbował – dzwonił, pisał, zostawiał głupie, pozornie troskliwe wiadomości w stylu: „Martwię się o ciebie”, „Chciałbym to wyjaśnić”, „Przepraszam, po prostu musimy porozmawiać”. Ale ja już nie chciałam nic wyjaśniać. To, co odkryłam, było wystarczająco jasne.

Kinga przestała być dla mnie człowiekiem. Była symbolem. Imieniem, które oznaczało wszystko, co mnie zraniło. Nie interesowało mnie, czy mnie znała, czy wiedziała o moim istnieniu. Nie chciałam sprawdzać. Nie chciałam porównywać się z nią, zastanawiać się, która z nas była lepsza, piękniejsza, bardziej „jego”. Miałam dość bycia elementem ich układanki.

Przez kilka tygodni chodziłam jak we mgle. Uczyłam się zwykłych rzeczy – gotować dla jednej osoby, zasypiać w pustym łóżku, nie czekać na jego klucz w drzwiach. Najtrudniejsze było to, że nagle wszystko odzyskało dźwięk: brzęk kubka, szum lodówki, echo kroków na podłodze. Jakby całe mieszkanie oddychało moją samotnością.

Z czasem ta cisza przestała mnie przerażać. Zaczęłam ją oswajać. Poranki były łatwiejsze. Praca znowu mnie cieszyła. W soboty jeździłam na długie spacery i wracałam zmarznięta, ale spokojna. A w głowie pierwszy raz od dawna pojawiła się myśl o czymś nowym – nie o kimś nowym, ale o mnie. Nie odzyskałam miłości. Ale odzyskałam siebie.

Julia, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama