„Znajomi zaprosili mnie z mężem na karnawałowy bal przebierańców. Przez jego kostium prawie spaliłam się ze wstydu”
„Intuicja podpowiadała mi, że jego tajemniczość nie wróży niczego dobrego. Postanowiłam jednak wyluzować. W końcu szliśmy się dobrze bawić. Gdybym tylko wtedy posłuchała głosu rozsądku i wydusiła z męża informację o jego zamiarach...”.

- Listy do redakcji
Gdy szliśmy na imprezę maskową, którą organizowali nasi znajomi, liczyłam na dobrą zabawę. Ale zamiast szaleć do białego rana, szukałam sposobu, by zapaść się pod ziemię. Najadłam się tyle wstydu, że wystarczy mi do końca życia. A wszystko przez mojego męża. Eryk uznał, że jego żarcik sprawi, że wszyscy będą widzieć w nim duszę towarzystwa. Nie był jednak zabawny. Był żenujący bardziej niż podstarzały wujek, który na weselu wypił o jeden kieliszek za dużo.
Ucieszyłam się z zaproszenia
Po ślubie nasze życie towarzyskie zaczęło „umierać”, a gdy urodziła się Ania, było już totalnie pogrzebane. To niby naturalna kolej rzeczy. Przychodzi taki moment, gdy zaczyna brakować wolnych chwil na spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi. Każdy jednak potrzebuje od czasu do czasu odbić się od rutyny. Dlatego ucieszyłam się, gdy Kaśka i Bartek zaprosili nas na bal maskowy, który organizowali.
– Hej, skarbie – przywitałam męża, gdy wróciłam z pracy. – Mam dobrą wiadomość.
– Wygrałaś w totolotka?
– Nie, nie aż tak dobrą. Ale też niezłą. Spotkałam Kaśkę. Wpadłyśmy na siebie na przystanku.
– Co u niej?
– Rozmawiałyśmy tylko chwilę, ale niedługo będziemy miały okazję wymienić więcej niż dwa zdania. Ona i Bartek organizują bal maskowy i chcą, żebyśmy przyszli. Super, prawda? Wreszcie mamy okazję zażyć trochę rozrywki – ucieszyłam się.
Nalegałam na tę imprezę
Mąż zrobił niepewną minę.
– I co odpowiedziałaś?
– Że najpierw skonsultuję się z tobą, ale wstępnie się zgodziłam.
– No nie wiem. A co z Anią?
– Przecież moja albo twoja mama może popilnować ją przez jedną noc. Nic jej się nie stanie, jak pośpi trochę u babci.
– Niby tak. A kiedy ta impreza?
– W sobotę za dwa tygodnie.
– No nie wiem. Może lepiej zostańmy jednak w domu? Zamówimy pizzę i pooglądamy filmy w którymś serwisie. Jest teraz dużo premier.
– Eryk, przecież robimy to w każdy weekend. Musimy od czasu do czasu gdzieś wyjść. Inaczej zdziczejemy i staniemy się aspołecznymi odludkami.
– Tak bardzo ci na tym zależy?
– Pomyśl tylko, wymyślimy fajne kostiumy i zrobimy furorę. Kiedy ostatnio bawiłeś się na balu przebierańców?
– Chyba w podstawówce.
– No właśnie! Proszę cię. Na pewno będzie miło.
– Skoro tak, to zadzwoń do niej i potwierdź nasze przyjście. Ale najpierw musimy załatwić opiekę dla Ani – zaznaczył mąż.
Z radości uścisnęłam męża i od razu złapałam za telefon, żeby obdzwonić babcie, a potem znajomych. Będzie super!
Wymyśliłam świetne kostiumy
W kolejnych dniach rozmyślałam nad przebraniami. Nie chciałam pokazywać się w czymś sztampowym. Wychodziliśmy na pierwszą imprezę od dłuższego czasu, więc wszystko musiało być idealne. I nagle mnie olśniło. „Przebiorę się za mojego ulubionego antybohatera” – postanowiłam.
Jestem wielką fanką filmów o szwarccharakterze terroryzującym Gotham City i jedną z nielicznych osób, które uważają, że druga część filmu, ta utrzymana w konwencji musicalowej, jest tak samo dobra, jak pierwsza. Za kogo innego miałam się przebrać, jeżeli nie za Jokera? Wykombinowałam, że Eryk będzie się dobrze prezentował obok mnie, jeżeli założy kostium Człowieka Nietoperza.
– Ale przecież w najnowszych filmach o Jokerze nie ma Batmana – zauważył.
– I co z tego? Te dwie postaci są ze sobą nierozerwalnie związane. Pasują do siebie tak samo dobrze, jak tonik pasuje do ginu.
Z przebraniem Eryka nie było problemu. W każdej wypożyczalni kostiumów mają przynajmniej kilka strojów Batmana do wyboru. Z moim było więcej zachodu. Na szczęście udało mi się znaleźć czerwony garnitur w pasującym rozmiarze, żółtą kamizelkę i zieloną koszulę. Kupiłam zestaw do malowania twarzy i zielony szampon koloryzujący. Miałam wszystko, co było mi potrzebne.
Eryk uparł się, że sam poszuka kostiumu dla siebie. Nie miałam nic przeciwko. Im mniej zachodu dla mnie, tym lepiej. Gdybym jednak wiedziała, jaki numer zamierza odstawić, sama wypożyczyłabym odpowiednie przebranie i jeszcze nadzorowałabym jego przygotowania od początku do końca.
Z początku szło świetnie
W dniu imprezy zaczęłam przygotowywać się już w południe. Musiałam zmienić kolor włosów. To była pestka. Najtrudniejszy był makijaż demonicznego klauna. Trzy razy malowałam twarz, zanim uzyskałam efekt, który uznałam za idealny. Prezentowałam się doskonale.
– Wow! – zachwycił się Eryk, gdy mnie zobaczył. – Wyglądasz niesamowicie! Jakby charakteryzowali cię specjaliści, którzy pracowali przy filmie.
– Wiem – potwierdziłam z dumą. – A ty dlaczego jeszcze nie jesteś gotowy?
– Nie potrzebuję tak dużo czasu. Wystarczy mi dziesięć minut.
Wiedziałam, co to oznacza. Eryk miał zamiar zostawić przygotowania na ostatnią chwilę, a bardzo tego nie lubię. Dopilnowałam, by przebrał się na czas. Wyszedł z sypialni, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
– Całkiem nieźle – przyznałam. – Ale ten kostium wygląda bardziej jak strój z najstarszych edycji filmu. Jest taki... no, mało współczesny.
– To nie problem, bo mam asa w rękawie – powiedział tajemniczo.
– Eryk, co ty kombinujesz? – zapytałam podejrzliwie.
– Nie wygadam się nawet na torturach. Musisz poczekać, ale zaufaj mi. Przygotowałem show, o którym długo będą mówić – uciął dyskusję.
Intuicja podpowiadała mi, że to nie wróży niczego dobrego. Postanowiłam jednak wyluzować. W końcu szliśmy się dobrze bawić. Gdybym tylko wtedy posłuchała głosu rozsądku i wydusiła z męża informację o jego zamiarach...
Byli zachwyceni moim przebraniem
– Hej, kochani! – przywitała nas Kaśka przebrana za Królewnę Śnieżkę. – Ekstra wyglądacie!
– No – potwierdził przebrany za krasnoludka Bartek. – Chyba już teraz możemy wyłonić zwycięzcę konkursu na najlepsze przebranie.
– Oni mówią do mnie – pokazałam Erykowi język, dumna z mojego kostiumu.
Impreza była wspaniała. Wszyscy świetnie się bawili i nic nie zapowiadało, że od Kaśki i Bartka wyjdziemy jeszcze przed świtem. Ale wtedy się zaczęło.
Prawie spłonęłam ze wstydu
Było jakoś po pierwszej w nocy, gdy Eryk rozpoczął swoje przedstawienie. Zastopował muzykę i wykrzyczał:
– Uwaga, uwaga! A teraz poznacie prawdziwie dziką naturę Człowieka Nietoperza – wykrzyczał i włączył jakąś dziwną piosenkę w stylu techno.
Potem zaczął wyginać w jego zdaniem ponętnych pozach. Nagle wskoczył na kanapę i zerwał z siebie przebranie. Okazało się, że to nie był zwykły kostium. W takich strojach młodzi, umięśnieni mężczyźni zabawiają kobiety na wieczorach panieńskich!
Na szczęście nie odbiło mu totalnie i nie rozebrał się do rosołu, ale widok mojego męża tańczącego w masce Batmana, czarnej pelerynie i stringach był wystarczająco żenujący. Wszyscy śmiali się, ale nie z nim, a z niego. Eryk najwyraźniej tego nie dostrzegał, bo kontynuował ten politowania godzien występ.
Jestem wściekła na męża
Stałam tam i zastanawiałam się, co zrobić. Miałam ochotę nawrzeszczeć na niego, ale uznałam, że reszcie imprezowiczów nie potrzeba dodatkowych atrakcji. Postanowiłam więc obrócić wszystko w żart. Gdy skończył, syknęłam mu na ucho: „Ubieraj się i wychodzimy”.
Do teraz wstydzę się zadzwonić do Kaśki z przeprosinami, a do Eryka jeszcze się nie odzywam. Co on sobie myślał? Że w gronie dorosłych ludzi taki żart kogokolwiek rozbawi? Rzeczywiście, bo przecież każdy chce oglądać faceta przed czterdziestką z brzuszkiem, który robi z siebie wariata. Co prawda to ja byłam przebrana za klauna, ale to on zrobił z siebie prawdziwego błazna.
Barbara, 32 lata
Czytaj także:
„Moje staropanieństwo było idealnym tematem do żartów. Gdy koledzy z pracy życzyli mi udanego ślubu, coś we mnie pękło”
„Gdy dostałam tanie i słodkie perfumy od męża, czułam, że coś jest nie tak. Zapomniał, że ze mną się nie zadziera”
„Mąż traktował mnie jak służącą, a nie jak żonę. Gdy zaczęłam go ignorować, nagle znów się we mnie zakochał”