Reklama

Ulewa przyszła nagle, jak to bywa w mieście na początku jesieni. Wychodziłam właśnie z piekarni z torbą pełną jeszcze ciepłych bułek, gdy pierwsze krople deszczu uderzyły o chodnik. Schroniłam się pod daszkiem przystanku, gdzie już ktoś stał – mężczyzna kompletnie przemoknięty, z kroplami wody spływającymi po jego twarzy.

Wyciągnęłam parasol

Nie mogłam zignorować jego stanu – wyglądał, jakby deszcz wytoczył z nim wygrany pojedynek. Nie zastanawiając się zbyt długo, zrobiłam coś, co było dla mnie naturalne.

–Chodź pod parasol. Nie mogę patrzeć, jak mokniesz – powiedziałam z uśmiechem, nie wiedząc jeszcze, że to zapoczątkuje coś, co odmieni moje życie.

Wyciągnęłam parasol w stronę nieznajomego mężczyzny, który spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć, że ktoś właśnie wyciąga do niego rękę.

– Naprawdę? – zapytał, uśmiechając się niepewnie. – Nie chcę sprawiać kłopotu.

– Przestań. Już wyglądasz, jakbyś kąpał się pod wodospadem – odpowiedziałam, robiąc krok bliżej, by zmieścił się pod parasolem.

Ruszyliśmy powoli ulicą, starając się nie wpaść w kałuże. Krople deszczu bębniły o parasol, tworząc dziwny rytm, który zdawał się zbliżać nas do siebie.

– Mam na imię Marta – powiedziałam, łamiąc ciszę.

– Jakub – odpowiedział. – Dzięki za parasol. Wygląda na to, że miasto postanowiło mnie dzisiaj całkowicie przemoczyć.

Zaśmiałam się, a atmosfera zaczęła się rozluźniać. Rozmawialiśmy o codziennych rzeczach – o tym, jak deszcz potrafi zaskoczyć, o pracy, o planach na wieczór. Ale prawdziwy przełom nastąpił, gdy zaczęliśmy mówić o ludziach, których znamy.

– Znasz Karolinę i Łukasza? – zapytał nagle. – Przecież oni od lat próbują mnie namówić na jakieś wspólne wyjście.

Zatrzymałam się na chwilę, patrząc na niego z zaskoczeniem. – Serio? Mnie męczyli dokładnie tym samym! Mówili, że jest ktoś, kogo koniecznie muszę poznać.

Jakub uśmiechnął się szeroko.

– Wygląda na to, że jednak ich plan jakoś się udał.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu

To było tak absurdalne, a zarazem takie… urocze. Szliśmy dalej, rozmawiając o Karolinie i Łukaszu, o ich nieustających próbach bycia swatami. Gdy dotarliśmy do miejsca, gdzie nasze drogi się rozchodziły, Jakub spojrzał na mnie z uśmiechem.

– Myślę, że powinniśmy im podziękować – powiedział. – Ale najpierw… może mogę poprosić o twój numer?

Wyciągnęłam telefon, wpisując swój numer w jego kontakty.

– Na wypadek, gdybyś znów utknął w deszczu – rzuciłam z uśmiechem.

– Albo gdybym po prostu chciał ci podziękować za parasol – odpowiedział, żegnając się ciepłym spojrzeniem.

Minęły dwa dni od naszego przypadkowego spotkania, kiedy Jakub do mnie zadzwonił. Jego głos był spokojny, ale wyczuwałam w nim delikatną nieśmiałość.

– Cześć, Marta. Pomyślałem, że może zrewanżuję się za parasol i zaproszę cię na kawę. Jeśli masz ochotę, oczywiście.

Zgodziłam się bez wahania. Spotkaliśmy się w małej kawiarni na rogu jednej z uliczek. Było tam przytulnie, ciepło, a zapach świeżo mielonej kawy wypełniał całe wnętrze. Jakub czekał na mnie przy stoliku, z kubkiem parującej herbaty przed sobą.

– Nie pijesz kawy? – zapytałam, siadając naprzeciwko niego.

Zaśmiał się, lekko wzruszając ramionami.

– Nigdy się do niej nie przekonałem. Herbata to bardziej moja bajka.

Rozmowa zaczęła się od prostych tematów – pracy, ulubionych miejsc w mieście, marzeń. Dowiedziałam się, że Jakub pracuje jako grafik komputerowy, choć w głębi serca marzy o tym, by kiedyś tworzyć własne ilustracje do książek. Był cichy, ale miał w sobie coś, co przyciągało – wrażliwość, która była rzadkością w dzisiejszym świecie.

– A ty? – zapytał, patrząc na mnie z zainteresowaniem. – Co sprawia, że wstajesz każdego dnia z łóżka?

Uśmiechnęłam się, próbując zebrać myśli.

– Uwielbiam ludzi i ich historie. Pracuję w bibliotece, więc książki są częścią mojego życia, ale to, co mnie najbardziej fascynuje, to historie, które ludzie opowiadają sami o sobie.

Po tej pierwszej kawie zaczęliśmy spotykać się coraz częściej. Spacerowaliśmy po mieście, odwiedzaliśmy małe księgarnie, a czasami po prostu siadaliśmy na ławce w parku, obserwując ludzi.

– Wiesz, nie sądziłem, że tak szybko znajdę z kimś wspólny język – powiedział mi kiedyś podczas spaceru. – Zazwyczaj potrzeba więcej czasu, by zrozumieć drugą osobę.

– Może to zasługa deszczu? – odpowiedziałam z uśmiechem. – Chyba dobrze nam się wtedy rozmawiało pod parasolem.

Te spotkania stały się dla mnie czymś więcej niż tylko miłym spędzaniem czasu. Coraz częściej łapałam się na tym, że czekam na wiadomość od Jakuba, że zerkam na telefon, zastanawiając się, czy zaraz zaproponuje kolejny spacer albo kawę. Wiedziałam, że coś we mnie się zmienia – i to szybko.

Jesienny dzień zaczął się spokojnie, ale późnym popołudniem miasto znów przykryły ciężkie, deszczowe chmury. Jakub i ja wybraliśmy się na spacer, mimo że pogoda wydawała się coraz bardziej kapryśna. Gdy zaczęły spadać pierwsze krople, Jakub wyjął z plecaka parasol i otworzył go nad naszymi głowami.

– Tym razem jestem przygotowany – powiedział z uśmiechem, spoglądając na mnie. – Deszcz już nas nie zaskoczy.

Szliśmy wzdłuż parkowych ścieżek, a deszcz, choć coraz mocniejszy, nie przeszkadzał nam w rozmowie. Czułam, że dzisiejszy dzień jest inny – Jakub był bardziej zamyślony, jakby coś chciał powiedzieć, ale nie wiedział, jak zacząć.

– Ciekawe, czy każda nasza rozmowa musi odbywać się w deszczu – zażartowałam, próbując rozładować napięcie.

Może deszcz to nasz znak – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Dla mnie tamten dzień był najlepszą rzeczą, jaką dała mi pogoda.

Zatrzymaliśmy się na małej polanie, gdzie drzewa rozstępowały się, odsłaniając szare, jesienne niebo. Jakub odwrócił się do mnie, trzymając parasol jedną ręką, a drugą powoli wsunął do kieszeni płaszcza.

– Marta, muszę ci coś powiedzieć – zaczął, a jego głos brzmiał poważnie, choć delikatnie. – Od dnia, kiedy się poznaliśmy, wszystko w moim życiu zaczęło wyglądać inaczej. Czułem, że jesteś kimś, kogo chciałem spotkać od dawna, ale nigdy nie miałem odwagi, by tego szukać.

Patrzyłam na niego, a moje serce zaczęło bić szybciej.

Nie mogę przestać o tobie myśleć – kontynuował, jego głos lekko się łamał. – Zakochałem się w tobie, Marta.

Chwilę stałam w miejscu, nie wiedząc, co powiedzieć. Czułam, jak ciepło wypełnia całe moje ciało, jak jego słowa rozbrajają każdą barierę, którą zbudowałam w swojej głowie.

– Jakub… – zaczęłam, uśmiechając się delikatnie. – Ja czuję to samo.

Jego twarz rozjaśniła się

Pocałował mnie – delikatnie, ale jednocześnie z całą pasją i emocjami, które przez te tygodnie zbierały się między nami. Deszcz padał coraz mocniej, ale nie zwracaliśmy na to uwagi.

Ten pocałunek w deszczu był początkiem czegoś nowego. Wiedziałam, że wszystko się zmieniło, ale byłam gotowa na to, co przyniesie przyszłość.

Po tamtym deszczowym wieczorze wszystko między nami stało się inne – bardziej prawdziwe, głębsze. Nie musieliśmy już domyślać się swoich uczuć, bo wszystko zostało powiedziane. Jakub i ja zaczęliśmy wspólnie spędzać coraz więcej czasu, a nasze relacje z każdym dniem się umacniały.

Pierwsze dni naszego związku były pełne małych, ale wyjątkowych chwil. Spacerowaliśmy z Fado (pies Jakuba) po parkach, odkrywaliśmy nowe kawiarnie w mieście, a czasami po prostu siedzieliśmy w moim salonie, rozmawiając o wszystkim i o niczym.

– Nigdy bym nie pomyślał, że deszcz może coś takiego zdziałać – powiedział Jakub pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy na kanapie, a Fado leżał między nami. – Może powinniśmy podziękować pogodzie za to, że nas połączyła.

Zaśmiałam się, patrząc na niego. – Albo Karolinie i Łukaszowi. Przecież próbowali nas ze sobą poznać od miesięcy.

Jakub uśmiechnął się, unosząc brwi.

– Myślisz, że teraz będą mówić, że to ich zasługa?

– Zdecydowanie tak – odpowiedziałam. – Ale prawda jest taka, że bez tego parasola pewnie nawet byśmy nie zamienili słowa.

Nasza relacja była prosta, naturalna. Z Jakubem czułam, że mogę być sobą – nie musiałam udawać, nie musiałam bać się oceny. Miał w sobie ciepło i spokój, które sprawiały, że każdy dzień był łatwiejszy.

Kilka tygodni później spotkaliśmy się z Karoliną i Łukaszem, którzy, jak się okazało, byli zachwyceni tym, jak wszystko się potoczyło.

– Mówiłam, że będziecie do siebie pasować! – oznajmiła Karolina z triumfem, patrząc na nas zza filiżanki kawy.

– Może powinniście zostać swatami na pełny etat – odpowiedział Jakub, uśmiechając się szeroko.

Karolina i Łukasz nie mogli przestać opowiadać o swoich „planach,” ale tak naprawdę to nie oni byli powodem, dla którego nasze drogi się przecięły. Wiedzieliśmy, że to przypadek – a może los – który połączył nas w deszczowy dzień.

Nasze życie zaczęło nabierać tempa. Byliśmy razem i to wystarczało.

Minął dokładnie rok od dnia, w którym po raz pierwszy podzieliłam się parasolem z Jakubem. Z tej okazji postanowiliśmy wybrać się na spacer do parku, gdzie wszystko się zaczęło. Pogoda zdawała się sprzyjać naszym wspomnieniom – niebo było szare, a z chmur leniwie zaczęły spadać krople deszczu.

Jakub spojrzał na mnie z uśmiechem, wyciągając parasol z plecaka.

– To już chyba nasz rytuał – powiedział, otwierając go nad naszymi głowami.

Zaśmiałam się, czując, jak fala nostalgii wypełnia mnie po brzegi. – Każda kropla deszczu przypomina mi tamten dzień. Wiesz, że nie planowałam wtedy zatrzymać się pod tym przystankiem?

– Ja też miałem inne plany – odpowiedział, spoglądając na mnie. – Ale czasem to, co przypadkowe, okazuje się najlepszą rzeczą w życiu.

Szliśmy powoli, trzymając się za ręce, a parasol chronił nas przed deszczem, który nie wydawał się już wrogiem, a raczej cichym świadkiem naszej historii.

– Myślisz, że to właśnie los? – zapytałam, spoglądając na krople wody spływające po krawędzi parasola.

– Nie wiem – odpowiedział, zatrzymując się na chwilę. – Ale wiem jedno: dzięki temu przypadkowi moje życie wygląda zupełnie inaczej.

Staliśmy na ścieżce, a wokół nas park zdawał się tonąć w jesiennych barwach. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, jak bardzo się zmieniłam – nie tylko dzięki Jakubowi, ale dzięki temu, że otworzyłam się na coś nowego, choć na początku wydawało się to niemożliwe.

– Każda historia zaczyna się gdzieś – powiedziałam cicho. – Nasza zaczęła się w deszczu.

Jakub uśmiechnął się, a w jego oczach dostrzegłam to samo ciepło, które widziałam za pierwszym razem.

Czasem miłość przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, w miejscu, gdzie nie spodziewasz się jej znaleźć. Dla nas deszcz stał się nie tylko pogodą, ale symbolem początku, który zmienił wszystko.

Ostatnia scena pokazuje nas idących pod parasolem, z Fado biegnącym przed nami. Deszcz nie był już przeszkodą – stał się częścią naszej historii, tak samo jak każdy krok, który stawialiśmy razem.

Marta, 29 lat

Czytaj także:
„Mam 40 lat i dość facetów. Albo od razu planują ślub, albo uciekają bez słowa. Gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni?”
„Marzyłam o byciu matką, aż w końcu się udało. Teraz żałuję, bo syn ciągle ryczy i jestem wykończona całą dobę”
„Żona siedzi na macierzyńskim i urządza dramy, że jest zmęczona. A co to za problem zająć się dzieckiem?”

Reklama
Reklama
Reklama