Reklama

Mam trzydzieści dwa lata, jedno dziecko i mnóstwo wątpliwości. Gdy byłam w ciąży, czytałam fora, słuchałam podcastów, próbowałam się przygotować. Ale nikt nie powiedział mi, że macierzyństwo potrafi być aż tak trudne. Że można kochać to maleństwo do szaleństwa, a jednocześnie mieć ochotę wyjść z domu i nie wracać przez godzinę, dwie... dzień. I że potem zadręcza się człowiek wyrzutami sumienia, bo przecież „to taki cudowny czas”.

Michał, mój mąż, pracuje zdalnie. Ma swoje deadline’y, spotkania, słuchawki na uszach. Kocha nas, wiem to. Ale czasem mam wrażenie, że ja i mały to tylko dźwięk tła, który może wyciszyć. Za to jego mama, Hanna, nie wycisza się nigdy. Od kiedy urodziłam, bywa u nas częściej niż listonosz. Przynosi zupki, ubranka, dobre rady. Zawsze z troską w oczach i tonem, który niby nic nie sugeruje, ale sprawia, że po jej wizycie długo leżę w łóżku i analizuję każde jej słowo.

A czemu on tak mało je?

– Nie za cienko go ubrałaś?

– Ale jak to tak? Zostawiłaś go z nianią?

Zawsze „tylko pyta”. A ja po tych pytaniach czuję się jak matka na egzaminie, który codziennie oblewam.

Zawsze „tylko pyta”

– Dzień dobry, kochanie! – rozległo się od progu. – Przyniosłam trochę rosołku, taki na skrzydełkach, jak lubisz. I dla małego marcheweczkę przetarłam. Lepsze niż te słoiczki, nie wiadomo, co tam wkładają...

Stałam w kuchni z kubkiem zimnej kawy, w rozciągniętym dresie i tłustymi włosami związanymi w kok. W drzwiach stanęła Hanna – jak zwykle pachnąca, uczesana, z uśmiechem, który nie wiadomo, czy cieszy, czy ocenia.

A gdzie mój wnuczek? – zapytała, zerkając na nosidełko.

– Śpi jeszcze – odpowiedziałam spokojnie. – Był bardzo niespokojny w nocy.

– Ojej, to może coś mu dolega? Albo... Może za ciepło mu było? – spytała, podchodząc bliżej. – A nie za cienki ten kocyk? Takie maleństwo szybko się wychładza...

Ugryzłam się w język. To miała być tylko troska. Przecież „tylko pyta”. Usiadłyśmy w salonie, teściowa rozejrzała się dyskretnie po mieszkaniu. Na kanapie piętrzyły się ubranka, na stole niedojedzona kaszka, a ja poczułam, jak narasta we mnie wstyd.

– A ta niania... Basia, tak? Już z nim zostawała? – zagaiła niewinnie. – Bo ja to nie wiem, czy to dobre, tak obcemu dawać dziecko... A jak się przewróci?

Zacisnęłam usta.

– Basia jest bardzo ostrożna – powiedziałam cicho. – Ma duże doświadczenie.

Teściowa skinęła głową i uśmiechnęła się ciepło.

– No pewnie. Ja tylko pytam.

W tym momencie do salonu wszedł Michał.

– Cześć, mamo. Co słychać?

– U mnie dobrze, ale nie wiem, czy u małego też – odparła słodko. – Magda mówi, że nie spał.

– Oj, trzeba się było odezwać, pomógłbym – rzucił Michał, całując mnie w czubek głowy.

Tylko że on nigdy niczego nie słyszy. A mama przecież tylko pyta. Z troski.

Wolałam trzymać się z daleka

– Magda, serio? Znowu nie chcesz jechać? – Michał zsunął laptopa z kolan i spojrzał na mnie z wyraźnym zniecierpliwieniem.

– Nie, że nie chcę. Po prostu jestem padnięta – odparłam, nie odrywając wzroku od pieluch rozrzuconych po kanapie. – Cały dzień z małym, noc zarwana... Może pojedziesz sam?

– Ale mama chciała nas oboje zobaczyć. Pytała wczoraj, jak się ma „jej chłopczyk”, czy dobrze przybierasz na wadze, czy mu się skóra nie przesusza – wymieniał tonem, który miał być zabawny, ale mnie tylko zmroził.

– No właśnie – mruknęłam. – Pyta.

– Co?

– Nic. Jestem zmęczona – rzuciłam, zbierając kubki ze stołu. Michał wstał za mną i położył mi rękę na ramieniu.

Zawsze jesteś zmęczona, kiedy chodzi o moją mamę. O co tak naprawdę chodzi?

– Michał, to nie o nią chodzi – westchnęłam, nie odwracając się. – Po prostu... to wszystko mnie przerasta.

– Co cię przerasta? Dziecko? Też przecież jestem ojcem. Pomagam.

Spojrzałam na niego. Serio tak myśli?

– Ty jesteś ciągle w pracy. A kiedy wychodzisz z tej swojej pracy, to wychodzisz z niej naprawdę. A ja jestem w niej cały czas. I to z twoją matką.

– Przesadzasz. Moja mama naprawdę chce dobrze. To ty chyba masz jakiś problem z przyjmowaniem pomocy.

Zamilkłam. Nie umiałam mu tego wytłumaczyć, jak bardzo denerwują mnie pytania zadawane „z troski”.

Po jego wyjściu do sklepu usiadłam przy łóżeczku. Mały spał spokojnie. Ja nie spałam od wielu dni. I płakałam. Cicho, tak żeby nie obudzić dziecka. Jak wytłumaczyć mężowi, że czasem największe ciosy zadaje się szeptem?

Tego było już za wiele

Kolacja u teściowej. Michał chciał „zacieśniać rodzinne więzi”. Ja chciałam, żeby było cicho. Żeby zjeść, pogadać o pogodzie i wyjść bez uszczerbku. Przy stole pachniało pieczonym kurczakiem i koperkiem. Mały spał w wózku obok. Teściowa siedziała naprzeciwko mnie z kieliszkiem białego wina w dłoni. Uśmiechnięta. Aż za bardzo.

Jaki on teraz śliczny – powiedziała z zachwytem, patrząc na wnuka. – Ale wiesz, Magda... Dzieci szybko rosną. I zapamiętują więcej, niż nam się wydaje.

– Mhm – mruknęłam, krojąc ziemniaka.

– Pamiętam, jak Michał był mały. Czasem się złościł na mnie, że coś zrobiłam nie tak. I potem wypominał mi to jako dorosły. Zabawne, prawda?

Zerknęłam na nią. Już wiedziałam, że coś nadchodzi.

– Dlatego tak myślę... Nie boisz się, że kiedyś ci powie, że byłaś złą matką?

Sztućce wypadły mi z ręki z głośnym brzękiem. Michał uniósł wzrok znad talerza.

Co takiego? – zapytałam głośno, choć wiedziałam, że dobrze słyszałam.

– Tylko pytam – odparła spokojnie teściowa, sięgając po sałatkę.

Wstałam. W gardle rosła mi gula. Michał patrzył zdezorientowany.

Dość tego – powiedziałam. – Mam dość tych pytań, twoich „dobrych rad”, twojego tonu. Każda rozmowa z tobą sprawia, że czuję się, jakbym robiła wszystko źle.

– Magda... – zaczął Michał.

– Nie. Nie jestem złą matką. Staram się. I nie potrzebuję, żeby ktoś dzień w dzień mnie rozliczał.

W salonie zapadła cisza. Teściowa zamarła z widelcem w dłoni. Michał wpatrywał się we mnie, jakby pierwszy raz mnie naprawdę widział. A ja oddychałam. Pierwszy raz od dawna.

Mąż nic nie zauważył

Cisza w aucie dzwoniła mi w uszach. Michał prowadził, miał zaciśnięte usta, wzrok wbity w drogę. Ja patrzyłam za okno, przygryzając wargę. Wciąż drżały mi dłonie.

Musiałaś tak zareagować? – zapytał w końcu, nie odrywając wzroku od asfaltu.

– Tak – odparłam krótko.

– Przecież ona nic złego nie powiedziała. Tylko zapytała.

Parsknęłam cicho. Nie ze śmiechu.

– Michał... Ty naprawdę nic nie widzisz?

– Widzę kobietę, która pomaga nam, przynosi jedzenie, martwi się o wnuka.

Odwróciłam się do niego.

– A ja widzę kobietę, która podważa każdą moją decyzję. Każdą. Gdy dam mu czapkę – jest za ciepło. Gdy nie dam – zmarznie. Gdy karmię słoiczkiem – powinnam gotować. Gdy gotuję – a skąd wiem, że dobrze?

Michał milczał. Słuchał.

– Czuję się, jakbym codziennie zdawała egzamin. Przed tobą, przed nią, przed całym światem. I oblewam. Bo ktoś zawsze wie lepiej.

– Magda... Nie wiedziałem, że aż tak to przeżywasz.

– Bo mnie nie słuchałeś. Bo wciąż mówisz, że „ona tylko pyta”.

Spojrzał na mnie. Pierwszy raz od dawna tak naprawdę.

– Przepraszam. Chciałem, żeby było dobrze. Myślałem, że ona... po prostu chce pomóc.

– Ale mi nie pomaga. Mnie osłabia.

Zacisnął dłonie na kierownicy, a potem westchnął głęboko.

– Porozmawiam z nią, jeśli chcesz.

– Nie. Ja to zrobię. Sama.

– Jesteś pewna?

– Tak. Już nie chcę być cicho.

Wyrzuciłam z siebie wszystko

Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu w sobotę przed południem. Teściowa zaprosiła mnie na herbatę, jakbyśmy miały miło spędzić czas. W dłoniach trzymałam kubek, który parzył mnie w palce. Nie sądziłam, że będzie tak trudno zacząć.

– Michał mówił, że chcesz porozmawiać – zaczęła spokojnie.

– Tak. Chciałam. Muszę.

Przytaknęła. Oczy miała czujne, ale nie wrogie. Usiadła naprzeciwko.

– Wiesz... Czuję, że odkąd urodził się mój syn, jestem nieustannie oceniana. I nie przez obcych ludzi, tylko przez ciebie – zaczęłam spokojnie, ale z każdym słowem głos mi drżał. – Twoje pytania... one nie są tylko pytaniami. One są jak szpileczki. Malutkie, ale codzienne.

– Ja...? Magda, kochanie, ja chciałam dobrze – odpowiedziała natychmiast, zaskoczona. – Może czasem za dużo mówię, ale przecież to z troski.

– Troska to coś innego. Troska to pytania typu: „Potrzebujesz pomocy?”. A nie: „Nie boisz się, że zrobisz coś źle?”. Rozumiesz różnicę?

Zamilkła na chwilę. Poprawiła apaszkę na szyi.

– Może trochę przesadzałam... Ale młode matki są dziś takie przewrażliwione. Wszystko od razu na ostrzu noża.

– To nie przewrażliwienie. To zmęczenie. Samotność. I strach, że nie jestem wystarczająco dobra. A twoje „pytania” tylko to pogłębiają.

Nie przeprosiła. Wiedziałam, że nie usłyszę tego słowa. Ale spojrzała na mnie inaczej. Może pierwszy raz zobaczyła mnie nie jak „żonę syna”, tylko jak kobietę. Matkę. Człowieka.

– Chciałam dobrze – powtórzyła cicho.

– Ale nie było dobrze. Było gorzej – powiedziałam i wstałam.

I to wystarczyło. Nie dla niej. Dla mnie.

Tak teraz będę żyć

Wracałam od niej z dziwnym uczuciem. Nie triumfu, nie ulgi – raczej jakby ktoś zdjął ze mnie ciężki płaszcz, do którego przez miesiące tak bardzo się przyzwyczaiłam, że nie zauważałam, jak bardzo mnie uwiera. Nie spodziewałam się przeprosin. I ich nie dostałam. Teściowa jest z pokolenia, które rzadko uznają swoje błędy. Ale powiedziałam, co czułam. Powiedziałam to głośno. A to był dla mnie krok milowy.

Michał tego nie komentował. Przytulił mnie tylko mocno i pocałował w czoło. Potem w nocy, kiedy karmiłam małego, przyszedł do nas do pokoju i po cichu powiedział:

Wiem, że to nie było łatwe. Dziękuję, że to zrobiłaś.

Nie wiem, jak dalej będzie wyglądała moja relacja z teściową. Pewnie będzie chłodna, może nawet napięta. Ale przynajmniej prawdziwa. Bez tej gry w „tylko pytam”, która miała mnie trzymać w pionie, a de facto podcinała mi nogi.

Nauczyłam się jednej ważnej rzeczy, którą polecam innym: jeśli ktoś przekracza twoje granice, nawet „z troski”, masz prawo powiedzieć „dość”. Nawet jeśli to matka twojego męża. Nawet jeśli będzie niezręcznie. Mam jedno dziecko i pierwszy raz od dawna – spokojną głowę. Nie jestem idealna. Ale jestem wystarczająca.

Magdalena, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama