„Złapałam męża i sąsiadkę na gorącym uczynku. To, co robili w kuchni, nie wyglądało na lepienie pierogów”
„Mijając piętro Justyny, usłyszałam dźwięk śmiechu. Jej śmiechu. Potem męski głos. Jego głos. Zbliżyłam się do drzwi i otworzyłam je na centymetr, wystarczająco, by zajrzeć do środka”.

Wiedziałam, że między mną a Darkiem coś się wypala. Ostatnie miesiące przypominały bardziej współlokatorstwo niż małżeństwo – każde z nas żyło obok siebie. Nie było awantur ani krzyków, ale też nie było czułości, dotyku, rozmów. Cisza między nami była głośniejsza niż jakiekolwiek kłótnie. Tłumaczyłam sobie to rutyną, zmęczeniem, może nawet przepracowaniem. Potrzebowaliśmy chwili oddechu, tak myślałam. I wtedy do bloku wprowadziła się ona – nowa sąsiadka z parteru. Uśmiechnięta, głośna, w opiętych legginsach. Nie przypuszczałam, że to właśnie ona wywróci mój świat do góry nogami.
Były niepokojące znaki
Zaczęło się od drobiazgów. Znikał na dłużej niż zwykle. Mówił, że musi zostać po godzinach, że kierownik coś zawalił, że jest awaryjne zlecenie. Przyjmowałam to bez protestu, choć wewnętrznie coś mnie uwierało. Gdy wracał, był nieobecny, jakby zostawił swoje myśli gdzie indziej. Siadał na kanapie z telefonem w ręku i przewijał coś z takim skupieniem, jakby tamto życie – to w ekranie – było ciekawsze od tego przy mnie.
– Co tak cię wciągnęło? – zapytałam kiedyś, podsuwając mu herbatę.
– Głupoty, Justyna wrzuciła coś na Facebooka. Śmieszne – machnął ręką i nawet nie spojrzał w moją stronę.
Znałam Justynę – od niedawna mieszkała z nami w bloku. Sama, z psem, po rozwodzie. Taka, co to zawsze uśmiechnięta, zawsze coś opowiada, a przy tym nigdy nie wygląda źle. Kiedy ją pierwszy raz spotkałam w windzie, pachniała jak perfumeria. I miała na sobie taki dekolt, że sama nie wiedziałam, gdzie patrzeć.
Nie od razu skojarzyłam, że to z nią Darek częściej mijał się pod klatką, że to do niej uśmiechał się szerzej niż do mnie od miesięcy. Początkowo nie podejrzewałam nic złego. Przecież znałam go ponad dekadę. To był mój mąż. Nie sądziłam, że mógłby mnie... zdradzić. Tylko dlaczego tak nagle zaczął się przejmować swoim wyglądem? Nowa koszula, żel na włosach, a nawet perfumy – i to nie byle jakie, tylko takie drogie, które kiedyś uznał za „przereklamowane”.
Zbyt bliskie sąsiedztwo
Winda zacięła się między piętrami, a ja utknęłam w niej razem z Justyną. Idealna okazja, żeby się przyjrzeć jej z bliska. Wysoka, zgrabna, w legginsach, które wyglądały jakby zostały na nią namalowane. Pachniała wanilią i jakimś duszącym kwiatem. Uśmiechała się jak do starej znajomej, choć znałyśmy się zaledwie z „dzień dobry”.
– Twój mąż to przemiły facet – rzuciła, poprawiając włosy w lusterku. – Parę razy pomógł mi z zakupami. Taki dżentelmen to dziś rzadkość.
Zamrugałam.
– Zakupami? – zapytałam, choć starałam się, by brzmiało to zwyczajnie.
– No tak, wiesz... Targam z siatami, a on akurat wychodzi z klatki. Nie potrafi odmówić pomocy – roześmiała się lekko, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Nie powiedziałam nic. W myślach odhaczałam daty, kiedy Darek wracał później do domu. Prawie się zgadzało. Może faktycznie niósł siaty, może zszedł jej z psem, może... Kilka dni później usłyszałam przez okno ich śmiech. Siedzieli na ławce przy wejściu, jej pies tarzał się po trawie, a oni coś sobie pokazywali w telefonie. On się śmiał tak, jak nie słyszałam od dawna. Tak beztrosko, jak kiedyś przy mnie.
– Darek! – zawołałam przez okno. – Kolacja gotowa!
Spojrzał w moją stronę z opóźnieniem. Justyna też. Pomyślałam, że może przesadzam. Że szukam problemów, których nie ma, ale od tej chwili nie mogłam przestać ich obserwować.
Obiad z przykrościami
W sobotę postanowiłam zrobić coś specjalnego. Dawno nie mieliśmy wspólnego obiadu bez pośpiechu i byle czego. Kupiłam wołowinę, zrobiłam zupę dyniową, nawet upiekłam jego ulubiony sernik. Ubrałam się ładnie, zrobiłam makijaż, a włosy wyprostowałam – jak kiedyś, gdy chodziliśmy na randki. Chciałam mu przypomnieć, że w domu też czeka na niego kobieta. I to nie byle jaka.
Nakryłam do stołu, zapaliłam świeczki, nalałam wino. Darek miał być około czternastej. Minęło piętnaście minut. Potem trzydzieści. O piętnastej sernik był już letni, a ja zaczynałam tracić cierpliwość. Zadzwoniłam.
– Halo? – odebrał zadyszany.
– Gdzie jesteś?
– Och... Justynie się coś stało z autem, zaholowałem jej auto do warsztatu. Już wracam.
– Darek, przygotowałam obiad.
– No przecież nie zniknę na zawsze. Zaraz będę – powiedział z lekkim rozdrażnieniem i się rozłączył.
Nie wrócił „zaraz”. Przyszedł po siedemnastej. Pachniał jej perfumami. A może tylko mi się zdawało. Usiadł do stołu, jakby nic się nie stało.
– Ciepła ta zupa?
– Była trzy godziny temu – odpowiedziałam, starając się nie trząść głosem.
– No już, bez dramatu. Co się tak pieklisz? Przecież pomogłem sąsiadce, nie pojechałem na weekend.
– A może z chęcią byś pojechał?
Spojrzał na mnie. I nie odpowiedział. Zamilkł. A ja poczułam, że właśnie coś między nami zaczęło się łamać.
Widziałam na własne oczy
Następnego dnia wyszłam z pracy wcześniej. Czułam w sobie niepokój, którego nie potrafiłam wytłumaczyć. Coś mnie pchało do domu, choć przecież nie miałam ku temu konkretnego powodu. Może tylko przeczucie. Może kobieca intuicja, która, jak się później okazało, miała rację. Pod klatką zauważyłam jego auto. Nie było to nic dziwnego – przecież miał wolne. Tylko że drzwi do bloku nie były zamknięte. Weszłam cicho po schodach, nasłuchując, jakby mój organizm sam włączył tryb czujności.
Mijając piętro Justyny, usłyszałam dźwięk śmiechu. Jej śmiechu. Potem męski głos. Jego głos. I coś jeszcze – specyficzny dźwięk, który trudno opisać, ale który znałam aż za dobrze. Zbliżyłam się do drzwi i bezwiednie dotknęłam klamki. Były lekko niedomknięte. Otworzyłam je na centymetr, wystarczająco, by zajrzeć do środka.
Siedzieli na kanapie. Ona miała na sobie jedynie jego koszulkę. Śmiała się, jakby była najszczęśliwszą kobietą świata. A on? On wyglądał tak, jakby zapomniał, że ma żonę, dom, składał przysięgę. Zrobiło mi się niedobrze. Oparłam się o ścianę, bo nogi odmówiły posłuszeństwa. Przez moment stałam tam, wpatrując się w scenę, jakbym oglądała film, tylko że ten film rozgrywał się w rzeczywistości i miał mnie w roli głównej. Zamknęłam cicho drzwi i zeszłam po schodach, prawie nie dotykając stopni. Musiałam wyjść. Musiałam oddychać.
Prawda boli
Przesiedziałam w parku prawie dwie godziny. Zimno przesiąkło mi przez płaszcz, ale nie czułam go. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego on, dlaczego ona, dlaczego ja? Próbowałam poukładać sobie wszystko, znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie, ale nie znalazłam nic, co miałoby sens. Miałam męża, dom, wspólne życie – i to wszystko rozpadło się w ciszy, bez krzyków, bez zdradliwych wiadomości. Po prostu odszedł. Tyle że wciąż spał w naszym łóżku.
Wieczorem wróciłam do domu. Był już w kuchni, kroił pomidory, jakby nic się nie wydarzyło. Zerknął na mnie przelotnie.
– Gdzie byłaś? – zapytał.
– U sąsiadki – odpowiedziałam spokojnie, zdejmując płaszcz. – Zostawiłeś tam coś swojego.
Zamarł. Ręka z nożem zadrżała. Nie spojrzał na mnie od razu.
– To nie tak...
– A jak? Jak to niby jest? – wreszcie uniosłam głos. – Siedzisz półnagi u kobiety, którą nazywałeś sąsiadką, całujesz ją, a mi mówisz, że pomagasz z zakupami?
– To był błąd... To nic nie znaczy...
– To znaczy wszystko – przerwałam mu. – Bo jeśli potrafisz być taki przy niej, to znaczy, że nie jesteś już mój.
Wziął głęboki wdech, ale milczał. W tej ciszy było wszystko – jego wina, moja rozpacz, nasz koniec.
– Śpisz na kanapie. I nie, nie chcę o tym gadać. Już nie.
Odwróciłam się i poszłam do sypialni, zamykając drzwi za sobą bezgłośnie.
Coś się skończyło
Przez kolejne dni unikaliśmy się jak obcy ludzie pod jednym dachem. Wspólna kuchnia stała się polem walki. Łazienka – strefą czasowej ewakuacji. Mijaliśmy się, rzucając sobie półsłówka, spojrzenia pełne napięcia. Wiedziałam, że nie chcę z nim już rozmawiać, nie teraz. Nie kiedy świeża rana wciąż krwawi. On próbował coś robić – zostawiał mi herbatę w kubku, naprawił zamek w drzwiach, położył ulubione czekoladki na stole. I myślał, że to wystarczy. Że wystarczy zasłonić syf dekoracją.
Pewnego wieczoru wróciłam późno. Cicho otworzyłam drzwi. W przedpokoju leżała jego torba. Spakowana. Z butami na wierzchu, jakby nie miał już siły ich układać.
– Jadę do matki – powiedział, kiedy wszedł do kuchni. – Potrzebujesz przestrzeni. I ja chyba też.
– Może w końcu zrozumiałeś – odpowiedziałam.
– Żałuję. Naprawdę – dodał po chwili.
– Ja żałuję, że nie powiedziałeś mi wcześniej, że już mnie nie kochasz – odparłam.
Nie płakałam. Wszystko we mnie było już puste. Została tylko cisza. On wyszedł, a ja usiadłam na sofie. Naszej sofie. Przypomniałam sobie, jak składaliśmy ją razem, pokłóciliśmy się wtedy o kolor obicia. Teraz nie było już o co się kłócić. Nie było nas. Nie wiem, czy się rozwiedziemy. Nie wiem, czy kiedyś wybaczę. Ale wiem jedno – coś się skończyło. I cokolwiek będzie dalej, zacznę od siebie.
Natalia, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wolałem spędzić święta sam, niż na siłę jeść przypalony sernik i rybę po grecku z rodziną. Teraz tego żałuję”
- „Pomyślałam, że te święta muszą być luksusowe. Rodzina nie musi wiedzieć, że na karpia w galarecie wzięłam pożyczkę”
- „To miały być zwyczajne firmowe mikołajki, ale wylosowałam szefa. Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy otwierał prezent”

