Reklama

Nie sądziłam, że taki zwykły poranek może zapoczątkować coś, co wywróci moje życie do góry nogami. Spieszyłam się wtedy na uczelnię, jak zwykle za późno wybiegając z mieszkania, z kubkiem kawy w dłoni i rozładowanym telefonem. Wsiadłam do tramwaju i, zapatrzona w okno, kompletnie nie zauważyłam, że moja torebka była otwarta. Dopiero po wyjściu z tramwaju zorientowałam się, że nie mam portfela. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Dokumenty, karta, gotówka – wszystko przepadło. Ale wtedy, jeszcze tego samego dnia, dostałam wiadomość od nieznajomego. I tak to się zaczęło.

Zwykły dzień, niezwykła strata

Nie był to ani piątek trzynastego, ani pełnia, ani nawet dzień, w którym coś wisiało w powietrzu. Po prostu środa – nudna, zimna i deszczowa. Wstałam za późno, bo oczywiście zaspałam, a budzik postanowił nie działać. W panice ogarnęłam się w dziesięć minut, nie zdążyłam zjeść śniadania, więc wypiłam tylko kawę na szybko i wybiegłam z domu, wciskając wszystko do torebki: portfel, klucze, notatki, kosmetyczkę. Nie sprawdziłam nawet, czy zapięłam zamek.

Tramwaj był zatłoczony jak zwykle, z okien lało się szarością. Słuchałam muzyki w słuchawkach, zmarznięta, z nosem przyklejonym do szyby. Myślami byłam już na zajęciach. Gdy dotarłam pod uczelnię, dopiero wtedy zorientowałam się, że czegoś mi brakuje. Pusta kieszeń. Przeszukałam torebkę. Drugi raz. Trzeci. I wtedy dotarło do mnie – nie mam portfela.

– Nie, nie, nie… – powtarzałam pod nosem jak idiotka, stojąc z otwartą torbą na środku chodnika.

Portfel był czerwony, prezent od mamy na urodziny. W środku dowód, legitymacja, karta bankowa, trochę gotówki i zdjęcie z dzieciństwa, którego nie miałam nigdzie indziej. Czułam, jak łzy zaczynają mi napływać do oczu. Nie chodziło nawet o pieniądze – miałam wrażenie, że ktoś właśnie wyrwał mi kawałek życia.

Bezradna usiadłam na ławce pod uczelnią, próbując przypomnieć sobie, czy ktoś podejrzany nie kręcił się w tramwaju. Nic. A potem nagle usłyszałam powiadomienie z telefonu. Wiadomość od nieznajomego.

Niespodziewana wiadomość

Na ekranie pojawił się komunikat:

Cześć, znalazłem Twój portfel. Był w tramwaju 9, leżał na siedzeniu. Jest cały, nic nie brakuje. Nazywam się Igor. Możemy się umówić na odbiór?

Zamarłam. Przeczytałam wiadomość trzy razy. Nawet nie wiem, jak ten chłopak mnie znalazł – może przez legitymację, może przez nazwisko i uczelnię. W tamtym momencie nie miało to znaczenia. Chciałam go uściskać, chociaż nawet nie wiedziałam, jak wygląda. Napisałam od razu:

O Boże! Tak! Dziękuję! Możemy się spotkać dzisiaj? To dla mnie bardzo ważne.

Odpisał niemal natychmiast. Umówiliśmy się w kawiarni niedaleko przystanku, gdzie zwykle wysiadam. Przez kolejne dwie godziny nie mogłam się skupić na zajęciach. Siedziałam, bazgrałam coś w zeszycie i co chwilę zerkałam na telefon, jakby ten chłopak miał się rozmyślić i nagle zniknąć.

– Ej, wszystko okej? – zapytała mnie Ola, koleżanka z roku. – Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

– Zgubiłam portfel. Ale… ktoś go znalazł.

– No to masz szczęście!

Miała rację. Tylko że ja nie mogłam przestać myśleć o tym, kto za chwilę stanie przede mną z moim czerwonym portfelem w ręce. Miałam jakieś dziwne przeczucie, że to spotkanie nie będzie takie zwyczajne. Kiedy weszłam do kawiarni i zobaczyłam go przy stoliku, uśmiechniętego, z kubkiem herbaty i portfelem leżącym obok, poczułam, że nie jestem już tą samą osobą, która dziś rano wybiegła z domu.

Rozdział 3 – Spotkanie w kawiarni

Podchodziłam do jego stolika trochę niepewnie, bo w sumie – co mówi się komuś, kto właśnie uratował ci dzień? Może nawet tydzień?

– Cześć… To ty jesteś Igor? – zapytałam cicho.

– Cześć. Tak, to ja. A ty pewnie szukałaś tego – zaśmiał się, pokazując czerwony portfel. – Swoją drogą, trochę już przeszedł.

– On już wiele widział – odparłam z uśmiechem i usiadłam naprzeciwko.

Był... normalny. Ale w taki sposób, który od razu wzbudzał sympatię. Miał trochę zmierzwione włosy, nieco za duży sweter i ten specyficzny, ciepły sposób patrzenia. Jakby znał mnie od lat.

– Znalazłem go na siedzeniu, chwilę po tym, jak wysiadłaś. Dogonić się nie dało, a potem zobaczyłem legitymację i... cóż, trochę poszpiegowałem na Facebooku – mrugnął. – Mam nadzieję, że to nie creepy?

– Nie, wręcz przeciwnie. Trochę mnie uratowałeś – przyznałam szczerze.

Rozmawialiśmy ponad godzinę. Zaczęło się od „dziękuję”, przeszło przez „czym się zajmujesz?”, a skończyło na „czy naprawdę są ludzie, którzy nie lubią czosnku?”. Śmialiśmy się, jakbyśmy nie poznali się przed chwilą, tylko byli parą starych znajomych. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam się denerwować.

– W sumie... szkoda, że zgubiłaś tylko portfel. Może gdybyś zgubiła coś większego, mielibyśmy więcej okazji, żeby się spotkać – powiedział na koniec, uśmiechając się lekko.

– Mogę zgubić rękawiczki – rzuciłam żartem.

Igor zanotował coś na serwetce i podał mi ją z uśmiechem.

– Na wszelki wypadek. Gdybyś jednak znowu coś zgubiła.

Nasza pierwsza randka

Nie minął tydzień, a znowu siedzieliśmy w tej samej kawiarni. Tym razem to ja napisałam pierwsza. Z pretekstem, że chcę jeszcze raz podziękować. Odpisał w sekundę: „Wiesz, że nie musisz szukać wymówek?”. Był uroczy. Nie taki uroczy, jak w filmach – z wypastowanymi butami i perfekcyjną fryzurą. Raczej ten typ chłopaka, który potrafi śmiać się z siebie, zamówić dwie gorące czekolady i przypadkiem oblać się jedną z nich. Tak, właśnie to zrobił na naszej pierwszej „randce”.

– Serio? Drugi kubek i znowu to samo? – jęknął, śmiejąc się.

– Przynajmniej jesteś konsekwentny – rzuciłam i podałam mu serwetkę. – Może następnym razem napijemy się gdzieś na zewnątrz. Będzie bezpieczniej dla twoich spodni.

Zauważyłam, że często mnie obserwuje. Ale nie w nachalny sposób. Raczej tak, jakby próbował zapamiętać każdą moją minę. To było dziwnie… przyjemne. Opowiedział mi, że studiuje inżynierię środowiska, że pasjonuje go fotografia, a w wolnym czasie prowadzi konto z miejskimi kadrami. Pokazał mi kilka zdjęć – tramwaj z zaparowanymi szybami, kobieta z parasolem w czerwonym płaszczu, chłopiec karmiący gołębie. Były przepiękne.

– Serio to ty zrobiłeś? – zapytałam.

– Aha. Tramwaj numer 9. Ten sam, w którym znalazłem twój portfel. Robiłem zdjęcia i zauważyłem, że zostawiłaś coś po sobie.

– Brzmi trochę, jakbyśmy mieli się spotkać – uśmiechnęłam się.

Może jeszcze nie raz przeznaczenie nam pomoże – odparł cicho.

Wtedy pierwszy raz pomyślałam: cholera, ja naprawdę chcę, żeby tak było.

Nie chodziło już o wdzięczność

Od naszego pierwszego spotkania minął miesiąc. A może dwa? Sama już nie wiedziałam. Czas przy nim płynął inaczej – szybciej, ale i spokojniej. Spotykaliśmy się coraz częściej: kawa po zajęciach, zdjęcia robione w niedzielne poranki na starym dworcu, rozmowy, które przeciągały się do północy. I ta jego dziwna zdolność do rozbrajania moich nerwów jednym spojrzeniem.

Czasem łapałam się na tym, że chcę mu opowiedzieć o czymś, zanim zdążę zadzwonić do mamy czy napisać do przyjaciółki. Jakby to on stał się dla mnie najważniejszy. Pewnego dnia, wracając razem tramwajem – tym samym, dziewiątką..

– Wiesz... miałem przeczucie.

– Przeczucie?

– Że jak już cię poznam, to nie będę chciał, żeby to się skończyło na jednym spotkaniu.

Patrzyłam na niego zaskoczona. Mówił to spokojnie, bez patosu, ale z jakąś taką pewnością, która trafiła mnie prosto w środek serca.

– A teraz?

– Teraz… Chciałbym, żebyś już nic więcej nie gubiła. No chyba że głowę dla mnie – powiedział, uśmiechając się łobuzersko.

Zaśmiałam się. Bo co miałam zrobić? Serce waliło mi jak oszalałe, a twarz płonęła. Ale wiedziałam jedno – to nie był już przypadek. To nie była tylko miła historia o uczciwym chłopaku i zgubionym portfelu. To był początek czegoś znacznie większego.

Odzyskałam więcej niż portfel

Cztery lata później znowu jechaliśmy tramwajem numer 9. Tym razem jechaliśmy razem – z obrączkami na palcach, z torbą zakupów i śmiechem odbijającym się od okien.

– Pamiętasz, gdzie siedziałaś tamtego dnia? – zapytał Igor, opierając głowę o moje ramię.

– Na pewno nie obok ciebie – zażartowałam. – Inaczej byś się od razu zakochał i nie musiałbyś grzebać w moim portfelu.

– To był najpiękniejszy portfel, jaki w życiu widziałem – odparł z powagą, przez co nie mogłam się nie roześmiać.

Czasem pytam siebie, co by było, gdybym tamtego dnia dokładniej zamknęła torebkę. Gdybym nie zgubiła niczego. Czy nasze drogi kiedykolwiek by się przecięły? Może minęlibyśmy się na ulicy, może w tej samej kawiarni, ale nie zamienilibyśmy ani słowa. Los potrafi się śmiać z przypadków. Bo przecież wystarczyło, że w pośpiechu nie domknęłam zamka. Wystarczyło, że Igor nie zignorował leżącego portfela, tylko otworzył go i zamiast myśleć: „więcej problemu niż to warte”, pomyślał: „ktoś pewnie się martwi”.

Dziś ten sam portfel leży w szufladzie naszej komody. Nadal czerwony, trochę bardziej wytarty. Zostawiłam w nim tamto zdjęcie z dzieciństwa i karteczkę z numerem Igora, napisaną na serwetce. Bo to właśnie wtedy, w tamtej kawiarni, zaczęło się coś, co dziś nazywamy naszym wspólnym życiem.

Weronika, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama