„Zgodziłam się pomóc teściowi w przeprowadzce. To, co odkryłam w jednej z walizek, zniszczyło naszą rodzinę”
„– Danuta, ona coś znalazła – szeptał Roman przez telefon. – Tak, zdjęcia i ten akt… Nie wiem, co widziała. Ale patrzyła na mnie inaczej. Julia to nie głupia dziewczyna. Zatkało mnie. – Nie. Michał jeszcze nic nie wie. Nie zapytał... Ale długo tak nie pociągniemy”.

- Redakcja
Nie wiem, czy każda kobieta tak ma, ale ja od zawsze miałam problem z relacjami z matką mojego męża. Danuta – zimna, wyniosła, krytyczna. Od początku naszego małżeństwa dawała mi do zrozumienia, że Michał zasługiwał na lepszą partię. Nieważne, co zrobiłam – wszystko było nie tak. Zupa za słona, dziecko za późno ubrane, mieszkanie posprzątane nie po jej myśli. Szybko nauczyłam się słuchać jednym uchem, a drugim wypuszczać. Ale gdzieś w środku to siedziało. Głęboko. Jak drzazga.
Lubiłam teścia
Z Romanem, teściem, było inaczej. Cichy, łagodny, z tym jego lekko zgarbionym grzbietem i ciepłymi oczami. Nigdy nie odważył się sprzeciwić żonie – był jak cień za jej plecami. Ale ja go lubiłam. Bo kiedy nikt nie patrzył, Roman puszczał do mnie oko, kiedy Danuta znów mnie beształa. A kiedy Michał miał migreny i znikał z domu na całe dnie, to właśnie teść dzwonił zapytać, czy wszystko w porządku.
Niedawno się rozwiedli. Po czterdziestu latach małżeństwa. Z dnia na dzień. Danuta została w ich wspólnym mieszkaniu. Roman wynajął niewielką kawalerkę na obrzeżach miasta i poprosił mnie o pomoc w przeprowadzce.
– Chętnie – odpowiedziałam bez namysłu. Bo może... może wreszcie będziemy mogli porozmawiać tak naprawdę? O tym, jak było. Jak jest. Bez niej.
Nie wiedziałam, że w jednym z jednej z walizek znajdę coś, co rozwali naszą rodzinę od środka.
To było silniejsze 0de mnie
– Tylko nie ruszaj tej szafy, dobrze? – powiedział Roman, wskazując na drzwi wnękowe w rogu pokoju. – Tam są rzeczy, które... jeszcze nie wiem, co z nimi zrobić.
Skinęłam głową, choć od razu poczułam ukłucie ciekawości. Zakazana szafa. W każdej kobiecie budzi to coś dzikiego. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będzie mnie ciągnęło do niej jak magnes.
Pakowaliśmy resztę – książki, dokumenty, trochę ubrań. Roman był dziwnie rozkojarzony, ściskał dłońmi skraj pudeł, jakby miały mu zaraz wypaść.
– Wszystko w porządku? – spytałam.
– Taa... Po prostu... po czterdziestu latach trudno tak odciąć – westchnął. – Ale nie żałuję.
Zostałam sama, kiedy poszedł do piwnicy po walizkę. Nie planowałam niczego przeszukiwać. Naprawdę. Ale wzrok sam mi poleciał do tej szafy. W końcu – tylko rzucę okiem. Przecież może potrzebuje pomocy. Otworzyłam.
Na dnie stała walizka, inna niż wszystkie – brązowa, obdrapana, pachnąca starym papierem. W środku zdjęcia, listy... a na samym spodzie... akt urodzenia jakiegoś chłopca. Zadrżałam. Kiedy Roman wrócił, stałam przy parapecie, udając, że podlewam storczyka.
– Masz jakieś tajemnice w tej szafie? – zagadnęłam lekko, licząc, że może coś zdradzi.
Roman się nie uśmiechnął. Popatrzył na mnie długo.
– Wiesz, są rzeczy, o których człowiek wolałby zapomnieć – powiedział. – Ale one i tak wracają.
Nie zapytałam więcej. Ale w głowie coś mi już klikało. Zdjęcie tej kobiety. List, w którym ktoś pisał: „Nasz syn pyta, gdzie jest tata.” I ten dokument... Michał miał brata? A może... coś znacznie bardziej skomplikowanego?
Powiedziałam mężowi
– Michał, musisz to zobaczyć – powiedziałam bez wstępu, rzucając na stół zdjęcia i ten pożółkły dokument.
Mój mąż uniósł brwi, jeszcze nie zdążył ściągnąć butów.
– Co to jest? – spytał, siadając ostrożnie.
Usiadłam naprzeciwko niego, dłonie miałam spocone, jakby to ja coś zrobiła nie tak.
– Znalazłam to u twojego ojca, kiedy pomagałam mu się pakować... Nie chciał, żebym zaglądała do tej walizki. Ale była tam. Michał, to wygląda jak... jakby miał dziecko z kimś innym.
Michał wpatrywał się w zdjęcie – Roman z jakąś kobietą, dużo młodszą, ładną, szczęśliwą. A potem spojrzał na papier.
– Ale... przecież to akt urodzenia. Imię ojca: Roman T. – przeczytał cicho. – Matka: Elżbieta K. Nie znam tego nazwiska.
Milczałam.
– On nigdy nic nie mówił – powiedział po chwili. – Nigdy. Myślisz, że mama o tym wiedziała?
Wzruszyłam ramionami. Nie umiałam odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy chcę wiedzieć.
– I co teraz? – zapytał. Jego głos był inny – jakby miał dziesięć lat, a nie czterdzieści.
– Musisz z nim porozmawiać. Michał, masz prawo wiedzieć, czy masz rodzeństwo. Masz prawo znać prawdę.
– A może nie chcę – rzucił. – A może po prostu chcę mieć rodzinę taką, jaką znałem. Bez tych wszystkich tajemnic.
Westchnęłam. Wiedziałam, co czuje. Ale z drugiej strony... prawda już wypłynęła. I nie da się jej schować z powrotem do walizki.
– Jeśli nie zapytasz teraz, będziesz tego żałować – powiedziałam. – A ja nie chcę cię patrzeć, jak się z tym dusisz przez resztę życia.
Spojrzał na mnie. Wiedział, że mam rację. Ale to nie znaczyło, że był gotów ją przyjąć.
Podsłuchałam rozmowę teścia
Pojechałam do Romana tydzień później. Michał nie miał odwagi – a może nie chciał. Wymyśliłam pretekst, że zostawiłam swój szalik, że chcę mu pomóc w rozstawianiu mebli w nowym mieszkaniu. Kupiłam po drodze ciasto, jakby to miała być zwykła wizyta.
Drzwi otworzył w szarym swetrze, trochę zmarnowany, zmęczony.
– Julia… miło, że przyszłaś – rzucił, uśmiechając się z wysiłkiem. – Ale naprawdę nie trzeba było.
– Znasz mnie – mruknęłam. – Nie umiem usiedzieć, kiedy wiem, że ktoś się męczy z przesuwaniem stołu sam.
Zaparzył kawę, rozpakowałam talerze, trochę pogadaliśmy o niczym. Potem poprosił, żebym przyniosła z szafki nóż do ciasta. Wyszłam do kuchni i wtedy usłyszałam głos. Zatrzymałam się w pół kroku.
– Danuta, ona coś znalazła – szeptał Roman przez telefon. – Tak, zdjęcia i ten akt… Nie wiem, co widziała. Ale patrzyła na mnie inaczej. Julia to nie głupia dziewczyna.
Zatkało mnie.
– Nie. Michał jeszcze nic nie wie. Nie zapytał... Ale długo tak nie pociągniemy. Trzeba będzie mu w końcu powiedzieć prawdę.
Przycisnęłam dłoń do ust. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Nie, Danuta. On nigdy nie może się dowiedzieć, że... że nie jestem jego biologicznym ojcem.
Upuściłam łyżeczkę. Dźwięk metalu o kafelki przeciął ciszę.
Roman zamilkł.
– Julia? – zawołał po chwili.
Weszłam do kuchni powoli, jakby świat się rozmywał.
– Kto jest jego ojcem, Roman? – zapytałam cicho. – Co ty i Danuta ukrywaliście przez całe życie Michała?
Zbladł. Wstał, oparł się o blat.
– To nie tak, jak myślisz – zaczął, ale zabrzmiało to jak kiepski refren.
– To powiedz mi, jak jest – wysyczałam. – Bo ja już nie wiem, kim wy jesteście. Kim on jest.
Roman opuścił głowę. I nie odpowiedział nic.
Prawda wyszła na jaw
Siedzieliśmy przy stole we trójkę. Roman z przodu, Michał po mojej lewej. Ja w środku. W mieszkaniu teścia było cicho, jakby ściany też wstrzymywały oddech. Roman długo nic nie mówił. Michał już nie wytrzymał.
– Czy to prawda? – spytał nagle. – Że nie jesteś moim ojcem?
Roman drgnął. Spojrzał na syna, jakby widział go pierwszy raz.
– Nie miałem odwagi ci tego powiedzieć. Nigdy. Bo... bardzo cię kocham. Zawsze kochałem. Dla mnie byłeś mój. Ale… biologicznie... nie jestem twoim ojcem.
– A kto? – Michał wstał, ręce mu drżały. – Kto nim jest?!
Roman spuścił wzrok.
– Danuta była już w ciąży, kiedy się pobraliśmy. Wiedziałem o tym. Ale zgodziłem się, bo ją kochałem. I obiecała, że nikt nigdy się nie dowie.
– Boże – Michał złapał się za głowę. – A ja całe życie... Myślałem, że jesteśmy rodziną.
W jego głosie nie było już złości, tylko pustka.
– Jesteśmy – powiedział Roman. – Przynajmniej ja byłem. Dla ciebie.
– Kim była ta kobieta ze zdjęć? – zapytałam cicho.
Roman spojrzał na mnie i wtedy zobaczyłam w jego oczach łzy.
– Elżbieta. Moja miłość. Prawdziwa. Spotkaliśmy się kilka lat po ślubie. To z nią miałem dziecko. Ale ona zniknęła. Z dnia na dzień. I nigdy nie dała mi znać, co się stało z chłopcem.
Michał nie mówił nic. Po prostu patrzył przed siebie.
– Czyli... mam matkę, która mnie okłamała. I ojca, który… nie jest moim ojcem. I może brara, który o mnie nie wie.
– Masz mnie – powiedział Roman. – I zawsze miałeś. Nawet jeśli to nie było zapisane w genach.
Zapadła cisza. Ciężka. Nikt nie miał siły sięgnąć po kubek z herbatą. A ja czułam, jak wszystko w naszym życiu się przesuwa. Fundamenty, na których staliśmy, zaczynały pękać.
Nikogo nie znaleźliśmy
– Może powinieneś go odnaleźć – powiedziałam później do Michała, gdy siedzieliśmy w naszym salonie. On – z rozrzuconymi na kolanach zdjęciami, ja – z dłońmi splecionymi jak do modlitwy.
– Kogo? Brata? Czy może mojego biologicznego ojca, którego nawet nie znam z imienia?
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale cokolwiek postanowisz, jestem z tobą.
Michał spojrzał na mnie. W jego oczach nie było już furii. Został tylko ból i coś, co wyglądało jak... żal.
– A jeśli nie chcę wiedzieć? Jeśli wystarczy mi to, co wiem?
– TylkoTylko że nie wystarcza – szepnęłam. – Widzę to.
Zaczęliśmy od archiwów. Imię Elżbieta K., akt urodzenia dziecka – miało wystarczająco danych. Michał napisał do urzędu stanu cywilnego z pytaniem o jakiekolwiek ślady. Ja – odpaliłam forum dla osób szukających rodzin. Dodałam wpis z jej zdjęciem i rokiem urodzenia chłopca.
– A jeśli to on się odezwie? – zapytałam kiedyś.
– A jeśli nie? – odpowiedział Michał. – I zostanę z tą pustką do końca życia?
Zamilkłam.
Roman mówił, że dziecko mogło mieć na imię Kamil. Ale nie był pewien. Elżbieta nigdy nie pozwoliła mu go zobaczyć. Michał szukał wszędzie – w aktach szkół, w sieci, w bazach danych. Ale to jak szukanie igły w stogu siana. Wszyscy mężczyźni w wieku około 40 lat nagle zaczęli wyglądać podejrzanie znajomo.
– Może kiedyś… po prostu się odezwie – szepnął pewnego wieczoru.
Pokiwałam głową. Ale miałam inne przeczucie.
Julia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na pielgrzymce w sierpniu modliłam się o dziecko. Teraz mąż ogłosił cud, ale nie wie, że to nie jego nasionko”
- „Myślałam, że teściowa mnie lubi, aż usłyszałam, co mówiła o mnie mojej córce. Pierwszy raz poczułam się jak śmieć”
- „Pożyczyłam teściowej 10 tysięcy i to był błąd. Babsko bez honoru robi z siebie ofiarę losu, byle nie oddać mi kasy”

