„Zdradziłam męża w noc przed ślubem. Długo nie potrafiłam mu wyznać, że wychowuje cudze dziecko”
„– Justyna! Patrzyłem na ciebie jak na ideał. Na nas. Na rodzinę. I ty mi teraz mówisz, że to wszystko może być jednym wielkim kłamstwem?! – krzyknął. – Przepraszam… – łkałam. – Ja… nie chciałam”.

- Redakcja
Gdyby ktoś spojrzał na moje życie z boku, pomyślałby pewnie: „Ta to ma szczęście”. Mąż – czuły i oddany. Córka – zdrowa, bystra, rozbrajająco uśmiechnięta. Własny dom, sobotnie obiady u teściów, wakacje nad morzem. Z zewnątrz wygląda to jak gotowy obrazek do ramki. Ale w środku… w środku wszystko we mnie gnije.
Są dni, kiedy nie potrafię patrzeć Marcinowi w oczy. I noce, kiedy śpię przy nim, ale myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Najgorzej jest, gdy zasypia Pola. Wtedy zostaję sama ze swoimi demonami. Patrzę na jej buzię, na te oczy, na ten uśmiech – i czasem naprawdę nie wiem, czy widzę tam jego. Boję się tej myśli. A jednocześnie… nie mogę już przed nią uciec.
Wstydzę się tego, co zrobiłam. Tamtej nocy, przed ślubem, kiedy wszystko powinno być jasne. Powinno być prosto. A nie było. I teraz codziennie udaję. Matkę, żonę, kobietę, która niczego nie żałuje. Ale w głowie mam tylko jedno pytanie, którego boję się wypowiedzieć na głos: czy wychowuję dziecko mojego męża… czy byłego kochanka?
Nie zapomnę tej nocy
– Justyna, serio? Przestań już tyle myśleć! – Marta wrzasnęła mi do ucha, przekrzykując basy z głośników. – Jeszcze dwa kieliszki i będziesz miała w nosie wszystko!
Klub był przepełniony, gorąco, duszno. Dziewczyny tańczyły jak szalone, w koronach z napisem „Team Bride”, ja w tiarze, która co chwilę zsuwała mi się z głowy. Miałam się bawić, w końcu to mój wieczór panieński. Jutro miałam wyjść za mąż.
A potem, jakby ktoś mnie kopnął w brzuch, zobaczyłam go. Stał przy barze. Tomek. Mój Tomek. Ten sam, którego kiedyś kochałam do obłędu, i który bez słowa zniknął z mojego życia. Pięć lat milczenia. A teraz, jakby nigdy nic, patrzył na mnie tym swoim cholernie spokojnym wzrokiem.
– No nie wierzę – szepnęłam, podchodząc do niego jak w transie. – Ty tu?
– Widocznie jeszcze nie wszystko powiedzieliśmy sobie do końca – odpowiedział.
Najpierw posypały się wyrzuty. Że mnie zranił. Że uciekł. Że nie napisał ani słowa. Potem było prosecco. Potem wspomnienia. I nagle – śmiech. Jakbyśmy znowu mieli po dwadzieścia lat. I ten moment, gdy przestałam czuć cokolwiek oprócz żalu, tęsknoty i... czegoś więcej.
Wylądowaliśmy w taksówce. Nie pamiętam drogi. Pamiętam tylko, że otworzył drzwi swojego mieszkania i powiedział:
– Możesz wyjść. Albo zostać, jeśli chcesz.
A ja... zostałam. To nie był seks z namiętności. To była rozpacz. Krzyk duszy, który nie umiał znaleźć ujścia. Płakałam, gdy mnie dotykał. On też. A mimo to, nie przestaliśmy.
Rano obudziłam się naga, przyklejona do jego pleców. Przez chwilę łudziłam się, że to tylko sen. Że zaraz wstanę i wszystko będzie w porządku.
– Justyna... – zaczął cicho.
– Nie – przerwałam mu, zrywając się z łóżka. – To był błąd. Największy w moim życiu.
Miałam wyrzuty sumienia
Ubierałam się w pośpiechu. Głowa mi pulsowała, ale serce bolało jeszcze bardziej. Nie spojrzałam mu nawet w oczy, wychodząc. Drzwi zamknęłam za sobą powoli. Jakby to miało coś naprawić. A potem wróciłam do domu. I kilka godzin później powiedziałam „tak” człowiekowi, którego naprawdę kochałam.
Usta mi drżały, kiedy mówiłam „tak”, ale nikt tego nie zauważył. Przykrył to welon, róż w policzkach i uśmiech, który ćwiczyłam całe życie – ten, co wszystko tuszuje. Marcin patrzył na mnie jak na księżniczkę. A ja patrzyłam na niego jak na człowieka, któremu właśnie złamałam serce, choć jeszcze o tym nie wiedział.
Noc poślubna była… spokojna. Zasnęliśmy wtuleni, ja – jak trup, on – jak ktoś, kto właśnie spełnił największe marzenie. I nastała codzienność. Oboje wróciliśmy do pracy, urządzaliśmy mieszkanie, planowaliśmy wakacje. Nie wracałam myślami do tamtej nocy. Nie miałam odwagi. Ale czasami, gdy Marcin zasypiał z ręką na moim brzuchu, ja czułam, jak coś we mnie zamiera.
Byłam w ciąży
Stałam w łazience, wpatrzona w dwie kreski, a w uszach dudniła mi tylko jedna myśl: co jeśli to nie jego dziecko? Ale przecież to możliwe. Jedna noc, jeden błąd.
Nie powiedziałam Marcinowi nic. Cieszył się jak szalony. Nosił mnie na rękach. Mówił, że będzie dziewczynka i że odziedziczy po nim uśmiech.
Zadzwoniłam do Marty tego samego dnia.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam.
– Wiedziałam, że w końcu zadzwonisz – odpowiedziała tylko.
Spotkałyśmy się w parku. Usiedliśmy na ławce jak dwie nastolatki, które właśnie złamały prawo.
– Ja… Tomek. Ta noc. Ja jestem w ciąży, Marta – wyznałam.
– Chryste, Justyna… – złapała się za głowę. – Musisz zrobić testy DNA.
– Nie mogę. Gdyby się okazało, że to jego... Marcin mnie zostawi. Nie chcę tego wiedzieć. Naprawdę nie chcę – płakałam jak dziecko.
Marta przytuliła mnie bez słowa. Tylko ona znała prawdę. Tylko ona wiedziała, co znaczy moje milczenie.
Dwa lata później urodziła się Pola. Nasza córeczka.
Tyle że czasem, kiedy śmieje się szeroko… widzę Tomka. I nie potrafię tego od siebie odegnać.
Mąż nie widział podobieństwa
To był zwykły wieczór. Marcin siedział z Polą na dywanie i budował z nią wieżę z klocków, a ja przeglądałam telefon, znużona po całym dniu. Przesuwałam palcem bezmyślnie po ekranie, aż zatrzymałam się na zdjęciu znajomego z dawnych lat. Kliknęłam z ciekawości, a potem… zamarłam. Tomek. Zdjęcie profilowe. Śmieje się, ten sam krzywy uśmiech, ten sam dołek w policzku. I ten sam… co u Poli. Upuściłam telefon. Aż Marcin się odwrócił.
– Wszystko okej?
– Tak. Po prostu się omsknął – rzuciłam szybko i uśmiechnęłam się blado.
Ale nie było okej. W głowie mi dudniło. Ten uśmiech, te oczy, ta iskra. Przecież to nie może być przypadek. Nie, nie… Nie chciałam tego widzieć, ale już nie mogłam odwrócić wzroku. To nie było jak wcześniej – teraz nie miałam wątpliwości. Coś we mnie pękło. Przez resztę wieczoru czułam się jak w malignie. Marcin tulił mnie do snu, a ja wpatrywałam się w sufit, zadając sobie jedno pytanie: co na narobiłam?
Następnego dnia podsłuchałam rozmowę. Przypadkiem. Marcin rozmawiał z siostrą w kuchni, myślał, że śpię.
– Nie wiem, czy tylko ja to widzę, ale… Pola w ogóle nie jest do mnie podobna.
– Co ty gadasz – odpowiedziała mu, trochę rozbawiona.
– Serio. Czasem się patrzę na nią i... nie poznaję. Nie mówię tego Justynie, żeby jej nie zasmucić. Ale to dziwne, nie?
Świat mi się zatrząsł pod stopami. Przeszłam z pokoju do łazienki, zamknęłam się na klucz i osunęłam na zimne kafelki. Serce biło jak oszalałe. Marcin też to widzi. Marcin też zaczyna myśleć… A ja? Ja czułam się jak potwór.
Nie mogłam już dłużej udawać
Każde spojrzenie Marcina wbijało mi się w skórę jak igła. Każde „kocham cię” brzmiało jak akt łaski, na który nie zasługiwałam. Przez kilka dni próbowałam się oszukiwać – że jakoś to przeczekam, że samo minie. Ale nie mijało. Coraz częściej łapałam się na tym, że patrzę na Polę z lękiem. Jakby zaraz miała mnie oskarżyć.
Pewnego wieczoru, kiedy Marcin położył ją spać i wrócił do salonu z kubkiem herbaty, nie wytrzymałam. Siedziałam na kanapie, sztywna jak deska, dłonie splecione aż do bólu.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam. Głos mi się łamał. – I nie wiem, co to z nami zrobi, ale... nie mogę już tego w sobie dusić.
Marcin spojrzał na mnie z niepokojem. Usiadł powoli naprzeciwko.
– Tylko się nie bój, Justyna. Cokolwiek to jest… przejdziemy przez to, dobra?
Pokręciłam głową.
– Nie jestem tego taka pewna. Bo… zdradziłam cię. W noc przed ślubem. Z Tomkiem.
Przez kilka sekund panowała cisza. Tak głęboka, że słyszałam własny oddech.
– Co ty powiedziałaś? – szepnął.
– To był jeden raz. Impreza, alkohol, emocje. Nie planowałam tego. Ale… to się stało. I nigdy ci o tym nie powiedziałam. Potem zaszłam w ciążę. I… ja nie wiem, Marcin. Ja nie wiem, czy Pola jest twoja.
Marcin wstał. Odsunął się ode mnie jak od obcego człowieka.
– Ty sobie żartujesz, prawda?
– Nie – odpowiedziałam, prawie bezgłośnie.
Zacisnął pięści. Jego twarz pobladła, potem poczerwieniała.
– Justyna! Patrzyłem na ciebie jak na ideał. Na nas. Na rodzinę. I ty mi teraz mówisz, że to wszystko może być jednym wielkim kłamstwem?! – krzyknął.
– Przepraszam… – łkałam. – Ja… nie chciałam.
– Jak mogłaś... – powiedział chłodno. – Muszę się stąd wynieść. Na kilka dni. Żeby nie zwariować.
I wyszedł. Bez walizki. Bez słowa więcej.
To było trudne
Cisza w domu była inna niż dotąd. Nie czułam spokoju. Czułam zawieszenie. Marcin wyjechał. Nie wiedziałam gdzie. Nie odpisywał, nie odbierał. Tylko Marta wiedziała, co się stało. I to ona przyszła do mnie w sobotę rano, przynosząc gorącą kawę i ciasto, jakby to miało naprawić świat.
– Musisz zrobić test DNA – powiedziała bez owijania. – Dłużej tak nie pociągniesz.
– Boję się – przyznałam cicho. – Bo jeśli się okaże, że to nie Marcin… wszystko się rozpadnie. A jeśli to jest jego dziecko, to… co mu powiem? Że nie ufałam?
– Justyna, on już wie. I tak się rozpadło. Teraz tylko od ciebie zależy, czy pozwolisz temu zgnić do końca, czy coś z tym zrobisz.
Wieczorem, kiedy Pola zasnęła, wzięłam telefon i długo się wahałam. W końcu wybrałam numer. Odebrał po trzecim sygnale.
– Tomek? – zapytałam.
– Justyna? – zdziwił się. – Co się dzieje?
– Potrzebuję z tobą porozmawiać. To ważne.
Spotkaliśmy się na neutralnym gruncie – w parku, daleko od ludzi. Siedzieliśmy na ławce jak obcy sobie ludzie.
– W dzień przed ślubem… pamiętasz – zaczęłam. – Zaszłam w ciążę. Długo to wypierałam. Ale moja córka ma dziś rok. I coraz częściej widzę w niej… ciebie.
Tomek zbladł. Oparł się o oparcie i spojrzał gdzieś daleko.
– Justyna, ja… nie wiem, co powiedzieć.
– Nie oczekuję niczego. Ale musisz wiedzieć. I może… może będziesz musiał zrobić test. Żebyśmy wiedzieli.
– Cholera – wycedził. – Myślałem, że tamta noc… to była przeszłość. Ale jeśli to dziecko jest moje?
– Nie wiem. Dlatego ci mówię.
Nie było krzyków. Ani łez. Tylko zmęczenie. I niewyobrażalny ciężar, który rozlewał się gdzieś między nami. Co ja teraz zrobię?
Justyna, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż musiał mieć kasę i status. Nie interesowały mnie żadne bajeczki o miłości bez pieniędzy”
- „Jako dziecko widziałam, jak mama płakała nad rachunkami. Żeby mieć kasę, poszłam w życiu na skróty”
- „Moja córka ma 30 lat i nigdy nie zapłaciła żadnego rachunku. Była w szoku, gdy ogłosiłem koniec sponsoringu”

