Reklama

Niektórzy mówią, że szczęście to ciepła kawa rano i dłoń oplatająca twoją. Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo pozory potrafią mylić. Każdego ranka, kiedy Marek parzy herbatę i smaruje kanapki dla Antka, a ja odwracam się w pościeli udając, że jeszcze śpię, czuję się jak najgorszy człowiek na świecie. Bo widzę ten obrazek – rodzinę idealną – i wiem, że to tylko fasada. Tekturowa scenografia, za którą ukryłam najgorszy epizod swojego życia.

Zdradziłam Marka. Raz. To był jeden, cholerny raz. Kiedy myślałam, że wszystko się wali, że nic nas już nie łączy, że się duszę. I wtedy pojawił się Kacper. Ten moment... ta noc... Nie da się tego cofnąć, zmazać. A z tej jednej nocy przyszedł na świat ktoś, kogo kocham najbardziej – Antek. Marek myśli, że to jego syn. Myśli, że w jego oczach widzi własne. Ale ja widzę coś zupełnie innego. Codziennie.

Czasami łapię się na tym, że patrzę na Antka za długo. Że próbuję znaleźć w nim cechy Marka, by jakoś się oszukać. Ale nie znajduję. Bo to nie jest jego dziecko. To dziecko Kacpra. A ja... ja każdego dnia gram rolę matki, żony, która nigdy nie zbłądziła. Kobiety, która wie, czym jest lojalność. Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam. Nie wiem, czy to wytrzymanie cokolwiek znaczy. Ale wiem jedno – Marek nie może się dowiedzieć. Nigdy. To by go zniszczyło. To by nas zniszczyło.

Syn był ciekawski

– Mama, a czemu ja mam inne oczy niż tata? – zapytał Antek, bawiąc się łyżką w misce po zupie pomidorowej.

Marek parsknął śmiechem i podszedł do niego od tyłu, żeby go objąć.

– Bo masz oczy po mamie, ty łobuziaku – zażartował. – Ale uszy to na pewno moje. Słyszysz wszystko, co się szepcze w drugim pokoju!

Antek zaśmiał się i zarzucił ręce na szyję taty. A ja… zamarłam. Na chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. Czułam, jak twardnieją mi palce na kubku z herbatą. Jak w jednej sekundzie robi mi się zimno od środka. Jakby mózg zatrzymał się tylko na jednym zdaniu: „czemu ja mam inne oczy niż tata?”.

– Justyś, wszystko okej? – zapytał Marek. – Zrobiłaś się cała blada.

– Co? Nie, nic, po prostu… pomyślałam o pracy. Mam jutro ważne spotkanie.

Kłamałam. Znowu. Tak odruchowo, że aż mnie to przestraszyło.

– Nie wyglądasz jakbyś myślała o pracy. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha – rzucił Marek pół żartem, pół serio.

Uśmiechnęłam się sztucznie.

– Może po prostu jestem zmęczona.

Przytaknął i zajął się sprzątaniem talerzy. Patrzyłam, jak łagodnie traktuje Antka. Jak z czułością przeciera mu usta serwetką. Jak całuje go w czoło. I wtedy pomyślałam: czy ja naprawdę chcę, żeby on się kiedyś dowiedział? Nie. Nie mogę do tego dopuścić. Za żadne skarby.

Byłam zdenerwowana

Zobaczyłam go przypadkiem. Stał przy kawiarni, z kawą w ręku i spojrzeniem wbitym w ekran telefonu. Nie zdążyłam zawrócić. Nasze oczy się spotkały.

– Justyna. – Jego głos był dokładnie taki sam, jak go zapamiętałam – miękki, trochę zaczepny.

Zatrzymałam się niechętnie. Uśmiechnął się, jakby nic się między nami nie wydarzyło. Jakby nie minęły cztery lata. Jakby Antek nie istniał.

– Dobrze wyglądasz – powiedział. – Nadal nosisz ten granatowy płaszcz?

– To ulubiony – rzuciłam krótko.

– To... twój syn? – zapytał po chwili.

Zamarłam.

– Nie rozmawiajmy o tym – odpowiedziałam i ruszyłam dalej.

On ma moje oczy, Justyna. Wiesz o tym.

Zacisnęłam szczęki. Nie odwracałam się. Bałam się, że jeśli spojrzę mu w oczy, wszystko się rozpadnie.

Wieczorem w domu Marek przyniósł wino.

– Może dziś tak po prostu... usiądziemy razem? – zaproponował.

Ale mnie bolała głowa. Bolał mnie strach. Bolało mnie wspomnienie Kacpra. I to, co właśnie widziałam w jego oczach: pewność.

Czemu się tak denerwujesz ostatnio? – zapytał Marek. – Wszystko dobrze?

– Jestem zmęczona! – wybuchłam zbyt gwałtownie. – Po prostu... daj mi chwilę spokoju, dobrze?

Patrzył na mnie zaskoczony. A potem zamilkł. I już się nie odezwał do końca wieczoru. W nocy leżałam obok niego, czując jego oddech na karku. I myślałam, że mój świat się rozpada. Od środka.

Bałam się, że mąż się dowie

Słyszałam to przez drzwi. Głos Marka, przyciszony, ale nie na tyle, bym nie zrozumiała słów.

– Czasem mam wrażenie, że Antek nie jest do mnie podobny... Ale może to tylko głupie myśli. Nie wiem, może jestem przewrażliwiony – mówił do kogoś przez telefon. – Justyna też... ostatnio jakby zamknięta w sobie. Czasem mam wrażenie, że coś ukrywa.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Usiadłam na krawędzi łóżka i schowałam twarz w dłoniach. On coś przeczuwa. Już nie ma odwrotu. Zeszłam po cichu do łazienki. Przekręciłam zamek. Zamknęłam się jak w bunkrze.

– Nigdy nie miał się dowiedzieć. Nigdy... – wyszeptałam sama do siebie.

Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam kobietę, której oczy już dawno przestały lśnić. Żonę, matkę, oszustkę. Marek zapukał cicho.

– Kochanie? Wszystko w porządku?

– Tak. Już wychodzę – rzuciłam drżącym głosem.

Kiedy wróciłam do sypialni, udawałam sen. Czułam, jak kładzie się obok mnie. Jak przez chwilę patrzy. Może coś chciał powiedzieć. Ale nie powiedział nic. A ja leżałam w bezruchu, czując, jak każda sekunda ciąży coraz bardziej.

Pokłóciliśmy się

Wszystko zaczęło się od kłótni. Marek wrócił z pracy i nawet nie zauważył, że się popłakałam.

– Co jest na obiad? – zapytał tylko, rzucając torbę na krzesło.

– Nic – odpowiedziałam chłodno. – Może zjesz coś u tej swojej nowej koleżanki z biura?

Spojrzał na mnie zdezorientowany. Potem było głośniej. Wyrzuciłam mu wszystko, co nie miało związku z rzeczywistością. Że mnie nie docenia. Że już mu nie zależy. Że jestem niewidzialna. A potem wyszłam. Po prostu wzięłam kurtkę i wyszłam z domu. Nie wiedziałam, dokąd idę. Poszłam do baru. Do jedynego miejsca, gdzie czułam się kimś innym niż żoną i matką. Wróciłan do domu późno i wcale nie czułam się lepiej.

Będę nadal kłamać

Spotkaliśmy się wieczorem, na parkingu za marketem. Siedział w swoim aucie, silnik wyłączony, muzyka cicho grała. Weszłam bez słowa.

Wiedziałem, że zadzwonisz – rzucił spokojnie.

– Antek jest twój – powiedziałam od razu, zanim zdążyłam się rozmyślić. – Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nigdy.

Kacper odwrócił się do mnie. Milczał dłuższą chwilę.

– Widziałem go kiedyś z daleka. Ma mój sposób chodzenia. I spojrzenie. Myślisz, że to da się ukrywać wiecznie?

– Nie masz pojęcia, co znaczy codziennie patrzeć w oczy dziecka i wiedzieć, że to kłamstwo. Ale Marek go kocha. Jak własne. I dla niego... to naprawdę jest jego syn.

– A dla mnie nie? – zapytał. – Justyna, ja też mam prawo go znać.

– Nie. On ma ojca. A ja mam męża, który mnie kocha. Jeśli się dowie, stracę wszystko.

Kacper oparł głowę o zagłówek i westchnął.

– Więc będziesz ich okłamywać do końca życia?

– Jeśli trzeba, to tak – powiedziałam szeptem.

Wysiadłam z samochodu, zanim cokolwiek zdążył dodać. Noc była zimna, dłonie mi drżały. Ale wiedziałam jedno: nie ma już powrotu. Zaczęłam tę historię jednym wyborem. I będę się tego trzymać.

Justyna, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama