Reklama

Nie jestem żadną femme fatale ani potworem, jak to przedstawia mnie moja już prawie była teściowa. Walczyłam o małżeństwo, lecz nic nie poradzę na to, że Jarkowi wcale na tym nie zależało – a do tanga trzeba dwojga. Dzisiaj wiem, że nie byłam dla niego ważna. Byłam po prostu wygodna i użyteczna, a to nie miało niczego wspólnego z miłością.

Dawniej coś takiego jak zdradę postrzegałam w kategoriach zero-jedynkowych. Wcale nie jestem dumna z tego, że wdałam się w romans, będąc jeszcze mężatką. Niemniej jestem bogatsza o pewną wiedzę – nie ma dwóch jednakowych sytuacji. Czasem romans bywa zbawienny.

Nie przespałam się z innym mężczyzną, bo miałam taki kaprys, nudziłam się i chciałam się zabawić. Wcale tego nie planowałam. Z przykrością muszę stwierdzić, że Jarek dorzucił do tego przysłowiowych parę groszy. To również była wina jego długoletnich zaniedbań.

Nasze małżeństwo od kilku lat istniało jedynie na papierze. Nawet nie sypialiśmy ze sobą. Od dawna nie było czułości czy romantycznych wieczorów. Czy starałam się coś zmienić? Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tak. Wiele razy próbowałam rozmawiać, organizować randki, wspólne chwile. Przykre jest to, że Jarek nie był na to otwarty. Skoro miał wszystko podane pod nos, to po co wprowadzać zmiany?

Zapomniałam, że jestem kobietą

Piętnaście lat związku małżeńskiego okazało się iluzją. O ile jeszcze na początku było naprawdę dobrze, o tyle szybko bajka o królewnie i jej królewiczu się skończyła. Królewna zamieniła się w służącą, która oprócz marnie płatnej pracy na etacie, miała na głowie cały dom, włącznie z wychowywaniem dzieci. Królewicz natomiast przeistoczył się w wiecznie niezadowolonego trolla, którego mantrą stały się takie słowa jak: „zaraz”, „nie mam czasu”, „później” czy „znowu się czepiasz”. Dzieci go nie interesowały. Najważniejsze było, abym podała obiad na czas i niczego nie wymagała – nic innego nie miało znaczenia.

Czy ty mnie w ogóle kochasz? – pytałam czasami Jarka, ale on tylko wzruszał obojętnie ramionami.

– Przecież tu jestem, nie?

Pytać też mi się odechciało. Gdy dzieciaki wreszcie podrosły, zaczęłam się rozglądać za lepiej płatną posadą.

Po co ci praca? – mąż pukał się w czoło. – Nie wystarczy, że ja zarabiam?

No cóż, nie wystarczało. Miałam po dziurki w nosie wysłuchiwania, że znowu kupiłam sobie krem czy spódnicę. Ponieważ poszukiwania pracy nie przynosiły efektów, postanowiłam założyć jednoosobową działalność gospodarczą. Zawsze uwielbiałam szyć i uznałam, że to wypali. Koleżanki się cieszyły i zachęcały, a Jarek nie szczędził złośliwości.

– Zobaczysz, ta twoja firemka prędko padnie – ironizował, a ja ryczałam po nocach jak głupia.

Nie zrezygnowałam jednak ze swoich planów. Znajoma poleciła mi księgowego.

– Jest świetny, pomoże ci ogarnąć całą papierologię.

Zapomniała przy tym dodać, że jest też zabójczo przystojny. Umówiliśmy się na spotkanie i jak go zobaczyłam, nogi się pode mną ugięły. Facet w wieku mojego małżonka, a wyglądający niczym model z żurnala. Lśniący bielą uśmiech jak z reklamy pasty do zębów, doskonale skrojony garnitur, bujna czupryna delikatnie oprószona siwizną i wysportowana sylwetka. Od razu między nami zaiskrzyło, ale długo się przed tym broniłam.

Nabrałam wiatru w żagle

Piotr wiedział, kiedy potrzebuję kawy – od razu zapamiętał, jaką lubię najbardziej. Cierpliwie tłumaczył wszelakie zawiłości związane z podatkami i księgowością. Nieustannie powtarzał, że wspaniale mi idzie i że dam radę. Dostrzegał niuanse takie jak odcień szminki czy zapach perfum. Potrafił zdobyć się na bardziej wyszukane komplementy niż standardowe „ładnie wyglądasz”.

Nie było żadnego „po co ci to?”, „nie przesadzaj” czy „daj mi święty spokój”. Gdy gdzieś mnie zapraszał, niczym nie musiałam się przejmować. Miałam po prostu być gotowa na konkretną godzinę. Słuchał, a nie tylko ględził o sobie. Traktował mnie z szacunkiem. To było jak powiew świeżości i lekkości po kilkunastu latach totalnej stagnacji i naginania się do cudzych potrzeb.

Zawsze pytał, jak się czuję i jak mi minął dzień. Jarka takie rzeczy nie obchodziły. Wracał z pracy, rzucał kurtkę byle gdzie i domagał się obiadu. Nie dostrzegał we mnie kobiety. Byłam darmową gosposią, która ma chodzić niczym w zegarku i serwować posiłki na czas. Przy Piotrze Kopciuszek znów zamieniał się w księżniczkę – ale taką świadomą własnych pragnień i marzeń.

Wszystko się wydało

Romans z Piotrem wydał się przez przypadek. Zostawiłam telefon na ławie i Jarek zobaczył SMS o następującej treści: „Nie mogę się doczekać, kiedy Cię zobaczę. Tęsknię”. Mogłam na poczekaniu wymyślić jakąś bajeczkę, ale nie miałam chęci kłamać. Wyznałam prawdę. Mąż wpadł w szał. Zaczął rzucać tym, co akurat wpadło mu pod rękę i wyzywać mnie od najgorszych.

– Zniszczyłaś wszystko, co zbudowaliśmy! Jak możesz być taką niewdzięczną egoistką?

Słuchałam tego ze stoickim spokojem. Nie zamierzałam się kłócić, błagać, tłumaczyć. Nawet tego nie chciałam. Już dawno coś się we mnie wypaliło, aczkolwiek rozumiałam, że Jarek ma prawo dać upust swoim emocjom.

Dlaczego jednak nie pomyślał o pewnych sprawach wcześniej? Gdzie był, kiedy prosiłam go o czas i uwagę? Jak się do mnie odnosił przez ostatnie lata? Rzecz jasna sobie nie miał absolutnie niczego do zarzucenia. Przed całą rodziną i wszystkimi znajomymi zrobił z siebie ofiarę, a mi przypisał wszystko, co najstraszniejsze. Niektórzy przestali się do mnie odzywać. W tej historii to ja zostałam tą złą.

Obecnie jesteśmy w trakcie rozwodu i na szczęście nie mieszkamy już razem. Gdy się wyprowadził, ulżyło mi niewymownie.

Niczego nie żałuję

Z Piotrem postanowiliśmy nieco wyhamować, dopóki rozwód nie zostanie sfinalizowany. Jesteśmy całkowicie pewni co do tego, że pragniemy być razem. Jestem wdzięczna losowi za to, że postawił go na mojej drodze. Nie przypuszczałam, że się w nim zakocham. To mężczyzna, przy którym rozwijam skrzydła i jestem stuprocentową kobietą.

Jarek natomiast non stop się odgraża, że jeszcze będę błagać go o to, żeby przyjął mnie z powrotem.

– Jak ten twój kochaś lepiej cię pozna, to sam ucieknie.

Jednak Piotrowi nigdzie się nie spieszy. Jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o nas – po prostu zobaczymy, jak to się rozwinie. Jeśli nawet nic z tego nie wyjdzie, to i tak będę wdzięczna za to, co dostałam i że mogłam zmienić swoje życie na lepsze.

Klaudia, 43 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama