„Zdradziłam męża, bo był rozlazły jak stare kapcie. Sąsiad z bloku dał mi coś, o czym latami skrycie śniłam po nocach”
„Jak co dzień Paweł wszedł do domu, zrzucił buty byle jak przy progu, rzucił torbę na krzesło i bez słowa poszedł do salonu. Nawet nie zapytał, jak się czuję, jak minął mi dzień, nawet na mnie nie spojrzał”.

- Redakcja
Codziennie to samo. Rano cicho się zbieram, parzę kawę, siadam przy stole i patrzę w okno, jakby tam, za szybą, coś się miało wydarzyć. Ale tam nie ma nic. Mój mąż Paweł śpi jeszcze, a potem znika. Praca, praca, praca – to jego mantra. Wraca późno, rzuca „cześć” pod nosem i siada przed telewizorem. Patrzy w ten ekran jak zahipnotyzowany. Czasem coś zje, ale najczęściej odgrzewa sobie w mikrofali, co mu zostawię.
Mijamy się
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zapytał mnie, jak się czuję, kiedy spojrzał na mnie jak na kobietę, a nie mebel w kuchni. Chyba wtedy, gdy byliśmy jeszcze młodzi, zakochani i pełni planów.
Pamiętam, jak to było na początku. Przychodził z pracy z uśmiechem, kupował mi kwiaty bez okazji. Potrafiliśmy godzinami siedzieć i gadać o wszystkim – o naszych marzeniach, o tym, dokąd pojedziemy na wakacje, jak urządzimy mieszkanie. Teraz czasem myślę, że jestem dla niego przezroczysta, a on jest cieniem człowieka, którego kiedyś kochałam.
Czasem leżę nocami i myślę: jakby to było, gdyby ktoś inny mnie objął? Gdyby spojrzał na mnie z czułością? A potem czuję wstyd, bo przecież mam męża. A potem uśmiecham się sama do siebie, bo przypominam sobie Marka, sąsiada z parteru. Tego, który zawsze mówi: „Dzień dobry, pani Anno. Ależ piękny dziś dzień, prawda?”. Patrzy na mnie tak, jak Paweł już dawno nie patrzył.
Jak co dzień Paweł wszedł do domu, zrzucił buty byle jak przy progu, rzucił torbę na krzesło i bez słowa poszedł do salonu. Nawet nie zapytał, jak się czuję, jak minął mi dzień, nawet na mnie nie spojrzał. Usłyszałam, jak włączył telewizor, a potem tylko ten dźwięk – głośny, drażniący, zagłuszający ciszę, która bolała mnie bardziej niż krzyk.
Nie zauważał mnie
Weszłam do salonu i stanęłam obok kanapy. Patrzył w ekran jak zahipnotyzowany. Nawet się nie odwrócił, kiedy zaczęłam mówić.
– Paweł, możemy porozmawiać? – zapytałam. Milczał. Patrzył w ekran. – Paweł, do cholery, od tygodni się mijamy! Czy ty mnie w ogóle widzisz?!
Wtedy w końcu na mnie spojrzał, z takim zmęczeniem, jakby moje słowa były ciężarem, który musi dźwigać.
– Przestań. Jestem zmęczony – powiedział z obojętnością w głosie.
– Zawsze jesteś zmęczony! A ja? Nie mam prawa czuć się zmęczona, samotna, niewidzialna?! – głos mi się załamał, czułam, że zaraz się rozpłaczę, ale jeszcze się trzymałam. A on patrzył w podłogę, jakby chciał, żeby mnie nie było.
– Wiesz co? – wyrzuciłam z siebie, czując, jak ciśnienie we mnie rośnie – Chciałabym, żebyś w ogóle zniknął z mojego życia!
Poczułam, jak te słowa cisną się na moje usta bez kontroli. Paweł uniósł wzrok, a potem znowu odwrócił głowę. Wstał z kanapy, przeszedł obok mnie tak, jakbym była meblem w tym domu. Usłyszałam, jak zamyka się w sypialni.
Miałam go dosyć
Usiadłam na krześle i zakryłam twarz dłońmi. Nie chciałam płakać, ale łzy same napływały do oczu. Może to już koniec? Może wcale nie jestem mu potrzebna?
Wyszłam z mieszkania, niosąc worek ze śmieciami, i prawie na niego wpadłam. Sąsiad Marek stał pod drzwiami swojego mieszkania, uśmiechnięty, z rękami w kieszeniach, jakby na kogoś czekał.
– Dzień dobry, pani Anno. Piękny dziś dzień, prawda? – powiedział tym swoim spokojnym, ciepłym głosem, który zawsze działał na mnie dziwnie. Jakby się mną naprawdę interesował.
– Tak… tak, chyba tak – odparłam, czując, jak policzki robią mi się ciepłe. – To miłe, że zawsze ma pan dla mnie dobre słowo… – dodałam, spuszczając wzrok. Nie chciałam, żeby widział, jak bardzo mnie to rusza.
– Każdy zasługuje na to, by ktoś go zauważył – odpowiedział. Zabrzmiało to tak, jakby mówił o czymś więcej, niż tylko o zwykłej uprzejmości.
Myślałam o nim
Kolejne dni zaczęły przynosić więcej takich spotkań. W windzie – przypadkowe, krótkie spojrzenia, które zatrzymywały się na mojej twarzy o sekundę dłużej, niż powinny. Słyszałam bicie swojego serca, czułam ciepło na policzkach, a potem wracałam do mieszkania, gdzie Paweł milczał przed telewizorem, a cisza wypełniała ściany jak mgła.
Wieczorami siedziałam w kuchni, patrzyłam w okno, a myśli same wracały do pana Marka. Do jego oczu, uśmiechu, ciepłego głosu. I do tego, jak bardzo chciałam, żeby po prostu ktoś mnie zauważył. Czułam się rozdarta. Serce mówiło jedno, sumienie – coś zupełnie innego. Wiedziałam, że to nie jest dobre, że nie powinnam tego czuć. Ale czy można sobie zabronić pragnienia? Potrzeby bliskości? Czułości? A Paweł siedział na kanapie, gapił się w ekran i nawet nie zauważył, że wróciłam czy wyszłam z domu.
Stało się to szybciej, niż bym się spodziewała. Marek zapukał do mnie pewnego wieczoru, gdy Paweł był w pracy. Siedziałam wtedy przy stole, z kubkiem zimnej już herbaty, patrząc w okno, za którym zapadał zmierzch.
– Pani Anno, ma pani może chwilę? – zapytał cicho, niemal szeptem.
– Tak, mam… – odpowiedziałam, czując, jak dłonie zaczynają mi drżeć.
– Wychodzę z psem, Może… chciałabyś mi potowarzyszyć?
Nie zastanawiałam się
Włożyłam kurtkę, serce waliło mi jak oszalałe. Wyszłam z nim na dwór. Trzymał ręce w kieszeniach, a na twarzy miał półuśmiech, jakby się bał, że robi coś złego. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
– Wiesz… nie powinienem tego mówić, ale… – zaczął, a ja poczułam, jak napięcie między nami gęstnieje. – Nie mogę przestać o tobie myśleć. Kiedy cię mijam na schodach… patrzę na ciebie i… czuję, że znów oddycham.
A potem poczułam jego dłonie na mojej twarzy, ciepłe, pewne. I jego usta – miękkie, czułe, delikatne. Zatraciłam się w tym pocałunku. Wszystko inne przestało istnieć – Paweł, kuchnia, cisza w salonie. Było tylko to: on i ja, jego ciepło, jego oddech, jego usta.
Kiedy się odsunęliśmy, patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a ja wiedziałam, że to już się stało.
Przekroczyliśmy granicę
Wróciłam do domu, serce waliło mi w piersi, ręce drżały. Paweł wrócił późno, jak zwykle. Wszedł do salonu, rzucił torbę, włączył telewizor. Nie zauważył moich rozpalonych policzków, nie spytał o nic.
Bałam się, co będzie dalej. Wiedziałam, że to musi się skończyć, ale nie chciałam, żeby się kończyło. Wciągało mnie to jak wir, a ja nawet nie próbowałam się bronić. Spotykałam się z Markiem, a Paweł nie miał o niczym pojęcia. Do czasu.
Zdarzyło się to nagle. Stałam przed klatką, rozmawialiśmy z Markiem, a on trzymał mnie za rękę. Nie zdążyliśmy się odsunąć, kiedy Paweł podszedł. Zamarłam, a Marek opuścił wzrok.
– Nie wiedziałem, że do tego doszło… Nie musisz się tłumaczyć – powiedział mój mąż zimno.
Kilka godzin później po prostu się spakował i wyszedł bez słowa. Zastanawiałam się, czy to wszystko było warte. Te ukradkowe spotkania, uśmiechy, pocałunki, chwile, które dawały mi poczucie, że znów żyję… Czy dla nich straciłam wszystko?
Zostałam sama. Cisza, która była wcześniej, teraz stała się jeszcze głośniejsza, jeszcze bardziej bolesna. Nie wiedziałam, co robić, co myśleć, co dalej. Nie szukałam już bliskości. Nie czekałam już na nic.
Anka, 35 lat
Czytaj także:
- „Mąż spędzał całe wieczory w altance ogrodowej. Żałuję, że tam zajrzałam, bo odkryłam coś, co mnie zszokowało”
- „Moja szefowa jest jak królowa lodu, wszyscy schodzą jej z drogi. Spotulniała, gdy poznałem jej wstydliwą tajemnicę”
- „Zaprosiłem na randkę dziewczynę z internetu. To, co zrobiła na spotkaniu, przeszło moje najśmielsze oczekiwania”

