„Zdradziłam męża, ale nie dlatego, że go nie kocham. Zrobiłam to, bo chciałam przypomnieć sobie, jak zdobywa się facetów”
„Milczałam. Jak mu powiedzieć, że zrobiłam coś, czego sama do końca nie rozumiem? Że zdradziłam nie dlatego, że przestałam go kochać, tylko dlatego, że chciałam poczuć się żywa? Zamiast tego powiedziałam:– Czuję, że między nami coś zgasło. Że żyjemy obok siebie, nie razem”.

Mój mąż był dobrym człowiekiem. Cichym, wyważonym, przewidywalnym. Mieliśmy wspólny dom, dwójkę dzieci, kredyt i tygodniowy grafik obiadów. Wszystko działało, jak powinno. Tyle że z biegiem lat coraz częściej czułam się jak aktorka w filmie, który już wszyscy widzieli. Nie brakowało mi miłości – brakowało mi ekscytacji. Tego dreszczu, kiedy ktoś patrzy na ciebie z pożądaniem. Nie planowałam niczego. Nie szukałam. To przyszło nagle i bez ostrzeżenia. Chciałam tylko przypomnieć sobie, jak to jest – być tą, którą się zdobywa. Która może odmówić. Albo nie.
W małżeństwie jak w muzeum
Nie było żadnego konkretnego momentu, w którym coś się skończyło. To raczej powolne gaśnięcie, jak płomień świecy w przeciągu. Każdego dnia trochę mniej rozmów, trochę mniej śmiechu, aż któregoś wieczoru zdałam sobie sprawę, że zasypiam obok mężczyzny, z którym nie wymieniłam ani jednego spojrzenia przez cały dzień.
– Kupiłaś mleko? – zapytał kiedyś Michał, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
– Tak, stoi w lodówce – odpowiedziałam i w tej krótkiej wymianie zdań zawarło się wszystko. Nie zapytał, jak się czuję. Nie zauważył, że miałam nową sukienkę. Nawet nie spojrzał mi w oczy.
Nie obwiniam go. Sama też stałam się częścią tego układu – dom, dzieci, praca, rachunki. Wszystko ułożone, zaplanowane, bezpieczne. I jednocześnie martwe. Zaczęłam tęsknić za sobą sprzed lat. Tą dziewczyną, która potrafiła rozśmieszyć nieznajomego w kolejce po kawę, która umawiała się na randki bez gwarancji, że coś z tego będzie. Brakowało mi bycia zauważaną. Chciałam poczuć, że ktoś mnie pragnie – nie jako matkę, nie jako żonę, tylko jako kobietę.
Któregoś dnia, przeglądając stare zdjęcia w telefonie, zobaczyłam siebie z tamtych lat. Rozczochrane włosy, uśmiech pełen życia, oczy z błyskiem. Zastanawiałam się, gdzie się podziała tamta ja. I czy jest jeszcze szansa, żeby ją odzyskać.
Znajomy z innego życia
Spotkałam go przypadkiem w centrum handlowym. Stałam w kolejce po kawę, poprawiając torbę na ramieniu i zastanawiając się, czy zdążę jeszcze po prezent dla siostrzeńca.
– Weronika? – usłyszałam za plecami znajomy głos.
Odwróciłam się i przez chwilę nie mogłam dopasować twarzy do wspomnienia. Dopiero gdy się uśmiechnął, wszystko wróciło. Wojtek – chłopak z mojej uczelni, z którym kiedyś spędziłam kilka intensywnych tygodni, zanim nasze drogi się rozeszły.
– Wojtek... wow. Ile to lat? – zapytałam, trochę zaskoczona, że moje serce zaczęło bić szybciej.
– Za dużo – zaśmiał się. – Nadal pijesz latte z syropem waniliowym?
Zachichotałam. Ktoś inny mógłby uznać to pytanie za błahe, ale mnie uderzyło to, że zapamiętał. Staliśmy potem razem przy stoliku, z papierowymi kubkami w rękach, opowiadając sobie, co się zmieniło. Jego rozwód. Moje dzieci. Jego praca w agencji reklamowej. Moja codzienność między szkołą a obiadem.
Było w nim coś, co przywracało tamten dawny, beztroski klimat. Mówił, że się nie zmieniłam, choć sama wiedziałam, że zmieniło się wszystko. A jednak – przez tę krótką rozmowę poczułam się lekka. Jakby czas się cofnął.
– Musimy się jeszcze kiedyś spotkać – powiedział na koniec i podał mi swój numer.
Schowałam go do kieszeni. Nie planowałam dzwonić. Przynajmniej nie wtedy.
To nie powinno się zdarzyć
Minęły dwa tygodnie, zanim do niego napisałam. Leżałam wtedy na kanapie, z kubkiem herbaty i pustym mieszkaniem – Michał zabrał dzieci do teściów. Wpatrywałam się w ekran telefonu, aż w końcu palce same wystukały wiadomość.
– Hej, masz może czas na kawę w przyszłym tygodniu?
Odpisał niemal od razu. Spotkaliśmy się w czwartek, w małej kawiarni na obrzeżach miasta. Ubrałam się inaczej niż zwykle – nie w sweter i jeansy, a w sukienkę, którą kiedyś Michał nazwał „zbyt odważną”.
Wojtek czekał już przy stoliku. Wstał, pocałował mnie w policzek i spojrzał tak, jakbyśmy widzieli się wczoraj. Rozmowa przyszła naturalnie. Żadne z nas nie udawało. On wiedział, że jestem mężatką, ja wiedziałam, że on był kiedyś blisko.
– Pamiętasz, jak zgubiliśmy się w Rzymie? – zapytał nagle i śmiał się przy tym jak chłopiec.
Pamiętałam. I przypomniałam sobie, jak wtedy trzymał mnie za rękę. Jak całował mnie na moście. Jak sprawiał, że świat stawał się mniej poważny. Po kawie zaproponował spacer. Szliśmy obok siebie, bez dotyku, bez słów. Dopiero gdy się zatrzymaliśmy, poczułam jego dłoń na mojej talii.
– Wiem, że nie powinniśmy – powiedział cicho.
– Wiem – odpowiedziałam.
A potem już się nie broniliśmy. Było to szybkie, niewinne w swojej intensywności, pełne pragnienia. Wracając do domu, czułam się jednocześnie lekka i winna. Jakby zrobiła coś dla siebie, ale kosztem siebie samej.
Nie wiedziałam, co czuć
W domu było cicho. Dzieci jeszcze nie wróciły, Michał włożył zakupy do lodówki i zapytał:
– Wszystko w porządku?
Kiwnęłam głową. Nie miałam siły mówić. Byłam zmęczona własnymi myślami, a każde jego pytanie wydawało się dźwięczeć jak wyrzut. Wiedziałam, co zrobiłam. I wiedziałam, że nie mogę mu tego powiedzieć. Przez kilka następnych dni unikałam jego wzroku. Każdy dotyk, każde niewinne „dobranoc” drażniło mnie do granic możliwości. Wojtek nie napisał. Nie dzwonił. I dobrze. To nie miało trwać. Nie miało w ogóle się wydarzyć.
Któregoś wieczoru Michał próbował mnie objąć, a ja się odsunęłam.
– Co się dzieje, Weronika? – zapytał, zaskoczony.
– Nic. Jestem po prostu zmęczona – odpowiedziałam, zbyt szybko.
– Tylko że ty jesteś zmęczona od tygodni. O co chodzi?
Milczałam. Jak mu powiedzieć, że zrobiłam coś, czego sama do końca nie rozumiem? Że zdradziłam nie dlatego, że przestałam go kochać, tylko dlatego, że chciałam poczuć się żywa?
Zamiast tego powiedziałam:
– Czuję, że między nami coś zgasło. Że żyjemy obok siebie, nie razem.
Michał przez chwilę nic nie mówił. Potem tylko skinął głową.
– Może powinniśmy wyjechać. We dwoje. Spróbować... naprawić?
Spojrzałam na niego, na tego mężczyznę, który mnie nigdy nie skrzywdził. I poczułam żal. Do siebie. Do nas. Do tego, jak łatwo można coś stracić, nie zdając sobie sprawy, ile to znaczyło.
Czy kocha się tylko raz?
Wyjechaliśmy na weekend. Michał wynajął domek nad jeziorem, taki z kominkiem i zapachem drewna. Próbował. Ja też próbowałam. Spacerowaliśmy, gotowaliśmy razem, piliśmy wino. I choć rozmowy były spokojne, wciąż czułam między nami mur. W pewnym momencie siedzieliśmy przy kominku, każde z kieliszkiem w dłoni, kiedy Michał spojrzał na mnie inaczej niż zwykle.
– Kochasz mnie jeszcze? – zapytał cicho, bez pretensji.
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Mogłam odpowiedzieć mechanicznie, że tak. Mogłam też skłamać. Zamiast tego zawahałam się. A on już wiedział.
– Nie musisz odpowiadać. Ja... też czuję, że coś się wypaliło. Tylko nie wiem, czy to znaczy, że koniec.
– Nie chcę końca – powiedziałam w końcu. – Chcę odzyskać to, co mieliśmy. Tylko nie wiem, czy się da.
Michał westchnął i podał mi rękę. Ujęłam ją bez wahania. Nie mówił nic więcej, tylko trzymał mnie mocno. I przez chwilę wydawało mi się, że może jeszcze damy radę. Wojtek pozostał tylko wspomnieniem. Krótkim, gwałtownym błyskiem, który rozświetlił ciemność, ale też przypalił. Nie zakochałam się w nim. Zakochałam się w wersji siebie, którą przy nim widziałam.
Czy można kochać męża, a jednocześnie szukać siebie w oczach innego mężczyzny? Chyba tak. Może miłość to nie zawsze stałość, tylko wybór, który podejmujemy każdego dnia na nowo. Tego wieczoru zasnęłam wtulona w Michała, z głową pełną pytań bez odpowiedzi.
To tylko wspomnienie
Wróciliśmy do codzienności. Michał nie pytał więcej. A ja nie mówiłam. Zostawiłam to spotkanie w przeszłości, tam, gdzie powinno było pozostać od początku. Nie dlatego, że przestało mieć znaczenie, ale dlatego, że już nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. Nie wiem, czy gdyby dowiedział się prawdy, wybaczyłby mi. Może nie. Może nie potrafiłby spojrzeć na mnie tak samo. A ja... wciąż go kocham. Choć inaczej niż na początku. Bardziej dojrzale, spokojnie, z wdzięcznością za to, że jest.
Zdrada nie zawsze wynika z braku miłości. Czasem to desperacka próba przypomnienia sobie, że jeszcze coś w nas drga. Że nie jesteśmy tylko żonami, matkami, pracownicami – ale kobietami, które mogą być pożądane, wolne, choćby przez chwilę. Zapłaciłam za tę chwilę wysoką cenę. Straciłam do siebie zaufanie. Musiałam nauczyć się żyć z decyzją, która nie pasowała do mojego obrazu samej siebie. Wyrzut sumienia nie znikał. Był ze mną rano przy kawie i wieczorem, kiedy Michał obejmował mnie w łóżku.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy nasze małżeństwo przetrwa jeszcze pięć, dziesięć lat. Ale wiem, że każdego dnia wybieram je na nowo. Mimo pęknięć. Mimo błędów. Bo miłość to nie tylko uczucie. To również wysiłek, który podejmujemy, nawet kiedy nie wszystko jest już czarno-białe.
Weronika, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Black Friday miał być świętem promocji, ale skończył się w 1 sklepie. Ktoś ukradł mi portfel i bawił się za moje”
- „Na imprezie andrzejkowej mąż zatańczył z moją przyjaciółką. Pół roku później zamieszkali razem”
- „Mąż kręci nosem na moje obiady, a mamusi rosołek zjada ze smakiem. Zgotowałam mu taką zemstę, że straci apetyt na dobre”

