„Zdrada mojego męża wyciekła do internetu jak rozlane perfumy. Ten smród będzie się za nim ciągnął przez długie lata”
„Czekałam na Michała z kolacją, myśląc, że spóźnia się przez pracę. Teraz już wiedziałam, że to nie praca. Wiedziała o tym też reszta świata, bo ta panienka nie wstydziła się dzielić z tysiącami obserwujących”.

Nie mogłam powiedzieć, że byłam nieszczęśliwa. Moje życie było przewidywalne, poukładane, w miarę spokojne. Piętnaście lat z jednym mężczyzną to czas, kiedy człowiek uczy się drugiego na pamięć. Wiedziałam, jakie koszule lubi Michał, jaką kawę pije rano, kiedy najlepiej do niego nie mówić, bo ma zły dzień.
Nie dowierzałam
Nie był przesadnie czuły ani romantyczny, ale mieliśmy swój dom, wspólne życie, znajomych, z którymi co sobotę graliśmy w planszówki i piliśmy wino. Nie podejrzewałam, że coś się zmienia. Może powinnam zauważyć, że rzadziej zostawia brudne naczynia w zlewie, bo więcej jada poza domem? Albo że zaczął dbać o siebie inaczej niż dotąd – kupował nowe perfumy, częściej chodził na siłownię?
A potem przyszła ta wiadomość. Zwykłe „Marta, czy to prawda?”, a pod nią link. Przez chwilę myślałam, że to pomyłka albo głupi żart. Kliknęłam. Po sekundzie na ekranie pojawiło się nagranie – piękne, egzotyczne miejsce, szum fal, a w kadrze Michał, trzymający za rękę dziewczynę. Uśmiechnięty, rozluźniony, zakochany. Dziewczyna patrzyła w kamerę i mówiła: „Jestem najszczęśliwsza na świecie! To miłość mojego życia!”.
Serce waliło mi jak oszalałe, ręce zrobiły się lodowate. Świat nie rozpadł się nagle, nie było dramatycznej muzyki, nikt nie krzyczał „cięcie!” jak w filmach. Siedziałam w swoim salonie, w tym samym miejscu, gdzie wielokrotnie czekałam na Michała z kolacją, myśląc, że spóźnia się przez pracę. Teraz już wiedziałam, że to nie praca. Wiedziała o tym też cała reszta świata, bo ta panienka nie wstydziła się dzielić swoją radością z tysiącami obserwujących.
Telefon nie przestawał brzęczeć. Wiadomości pojawiały się jedna po drugiej, jakby ktoś rozlał atrament, którego nie da się zatrzymać. „Marta, widziałaś to?”, „Czy to Michał?!”, „Co się stało?”.
Zdradził mnie
Kiedyś mówiło się, że złe wieści szybko się rozchodzą. Teraz nie tylko się rozchodzą – one eksplodują. Wystarczy jedno nagranie, jeden post, a nagle wszyscy wiedzą więcej o moim życiu niż ja sama.
Na początku odruchowo ignorowałam powiadomienia. Wpatrywałam się w filmik wciąż i wciąż, szukając czegoś, czego nie mogłam pojąć. Może miałam nadzieję, że to głupi żart? Ale nie. Uśmiech, który kiedyś był mój, teraz należał do niej.
W końcu zadzwoniła Magda, moja przyjaciółka.
– To jakiś koszmar – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Jak on mógł? Po piętnastu latach?
– Marta… Wiem, to jest chore. Ale wiesz co? To się skończy.
– Tylko że on wygląda na zakochanego – wyszeptałam.
– To nie miłość. To kryzys wieku średniego na pełnej petardzie – prychnęła. – Myślisz, że nagle obudził się i stwierdził: „Julia to miłość mojego życia”? Daj spokój.
Chciałam, żeby to wszystko było błędem, pomyłką, czymś, co minie tak szybko, jak się zaczęło. Ale wystarczyło otworzyć Instagram, żeby zobaczyć kolejne zdjęcie: Julia w drogim hotelu, przy basenie, w stroju kąpielowym. Michał w tle, w białej koszuli, z kieliszkiem szampana. Podpis: „Zasługuję na wszystko, co najlepsze!”.
Chwaliła się tym
Przez pierwsze dni po prostu egzystowałam. Wstawałam, robiłam kawę, mechanicznie przewijałam telefon, jakbym liczyła na to, że w końcu natrafię na wiadomość: „To wszystko było nieporozumieniem, wracam do domu”. Ale zamiast tego były kolejne zdjęcia, kolejne nagrania, kolejne komentarze.
„Taki przystojny, dobrze, że trafił na kogoś, kto go doceni!”. „Idealna para! Piękni i bogaci!”. „Niech wasza miłość trwa wiecznie!” Krew mnie zalewała.
Wszystko, co budowałam przez piętnaście lat, rozpadło się jak domek z kart, a teraz cały internet bił brawo tej, która przyszła na gotowe. Wygodnie się w to wślizgnęła, rozsiadła i chwaliła się wszystkim. A on? Milczał. Nie zadzwonił, nie napisał. Nic.
Któregoś wieczoru nie wytrzymałam. Wzięłam telefon i wpisałam w komentarzu pod jednym z nagrań Julii: „Ciekawe, jak długo potrwa ta bajka”. Przycisk „opublikuj” zaświecił się na niebiesko, ale zanim go dotknęłam, zawahałam się. To było poniżej mojej godności. Skasowałam wszystko i rzuciłam telefon na kanapę.
Stanęłam na nogi
Tylko że potem znów wzięłam go do ręki. I zamiast pisać, zaczęłam przewijać. Julia, uśmiechnięta, w nowej sukience. Michał, otwierający jej drzwi do sportowego auta. Julia, całująca jego policzek. Prezenty, kolacje, podróże. Wszystko podane na tacy, żeby świat mógł to zobaczyć.
Czy ja w ogóle go znałam? Może zawsze taki był, tylko nie chciałam tego widzieć? A może to ja po prostu nie byłam wystarczająca?
Czas nie leczy ran, ale sprawia, że człowiek zaczyna funkcjonować z bólem jak z czymś nieuniknionym. Minęły tygodnie, potem miesiące. Wciąż budziłam się z tym samym ciężarem na piersi, ale już nie zaglądałam co chwilę na profil Julii. Nie chciałam wiedzieć, gdzie teraz są, co robią, jaki kolejny prezent dostała od Michała. Unikałam rozmów, w których mogłabym usłyszeć jego imię.
Zaczęłam wypełniać dni nowymi rzeczami. Kiedyś moje życie kręciło się wokół Michała, teraz musiałam nauczyć się istnieć poza nim. Magda i reszta przyjaciółek pilnowały, żebym nie zamykała się w domu. Czasem wychodziłyśmy na wino, czasem na długie spacery po parku. To było dziwne – słuchać o czyichś zdradach, rozterkach, kłopotach z dziećmi i czuć, że to wszystko wreszcie mnie nie dotyczy.
Dostał nauczkę
Pewnego dnia, kiedy już prawie zaczynałam łapać równowagę, telefon zawibrował. Michał. „Możemy porozmawiać?”. Serce zaczęło mi bić szybciej. Dlaczego teraz? Po co?
Pokręciłam głową, jakby to mogło odrzucić wiadomość. Jeszcze kilka tygodni temu błagałabym o ten moment, odliczałabym sekundy, zanim odpiszę, żeby nie wyglądać desperacko. A teraz nie byłam pewna, czy chcę go słyszeć.
Wysłałam screenshota Magdzie.
„Nie odpisuj – odpisała od razu. – Nie teraz”. Ale ja chciałam wiedzieć. Czy Julia go zostawiła? Czy coś poszło nie tak? Czy miał wyrzuty sumienia? Nie odpisałam mu. Czekałam.
Minęło kilka dni i nic. Michał nie pisał ponownie, nie dzwonił. Może to był impuls, chwilowe zawahanie, może Julia coś zauważyła i kazała mu przestać. A może po prostu miał chwilę słabości i już mu przeszło. Tylko że wtedy zaczęły do mnie docierać inne wiadomości.
– Słyszałaś, że Julia go rzuciła? – Magda zadzwoniła do mnie późnym wieczorem, głos miała wyraźnie podekscytowany.
– Skąd wiesz? – usiadłam na łóżku, nagle cała spięta.
– Z plotek. Julia znalazła sobie kogoś bogatszego. Faceta, który ma jeszcze większą firmę, jeszcze większy dom, jeszcze bardziej luksusowe życie. Michał został sam, a jej TikTok zamilkł. Żadnych wspólnych nagrań, żadnych zdjęć.
Poniósł porażkę
Nie wiedziałam, co czuję. Ulga? Satysfakcja? A może to tylko pustka po tym, że historia, która tak długo mnie niszczyła, właśnie dobiegła końca?
– Serio? – wydusiłam w końcu.
– Serio. Coś czuję, że niedługo znów napisze.
Magda miała rację. Telefon zadzwonił następnego dnia. Michał. Patrzyłam na jego imię na ekranie i nie odbierałam. Pięć sygnałów. Dziesięć. Przestał. Po minucie ponowił próbę. Odebrałam.
– Czego chcesz? – mój głos był spokojny, prawie zimny.
– Marta… ja… popełniłem błąd.
– Masz rację – odpowiedziałam natychmiast.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Wzięłam głęboki oddech, czekając na kolejne słowa, na tłumaczenia, na błagania o spotkanie.
– Możemy się zobaczyć? – zapytał w końcu.
– Nie wydaje mi się.
I rozłączyłam się.
Siedziałam jeszcze chwilę, wpatrując się w telefon, ale nie zadzwonił ponownie. Może nie wierzył, że naprawdę się odcięłam, może liczył, że się rozmyślę. Ale ja już nie musiałam niczego rozmyślać. To nie on wygrał. To ja.
Marta, 45 lat
Czytaj także:
„Siostra doradzała mi, jak rozpalić żar w sypialni. W tym samym czasie dbała o to, by mój mąż nie stygł pod kołdrą”
„Poznałam sekret synowej i teraz muszę okłamywać syna. Wstyd mi za nią, ale mogę się tylko modlić o jej nawrócenie”
„Teściowa przyjeżdża do mnie w gości z własną wałówką. Pluje moimi obiadami i wypomina, że nie znam przepisu na bigos”

