Reklama

Nie wiem, kiedy ostatni raz Andrzej spojrzał mi w oczy dłużej niż na trzy sekundy. Może w zeszłe święta, kiedy poprosiłam, żeby podał mi barszcz. A może wtedy, gdy przewracałam się na schodach z siatkami i przez chwilę wydawało mu się, że umrę – wtedy miał ten dziwny wyraz twarzy, coś między ulgą a rozczarowaniem.

A przecież kiedyś... kiedyś to było inaczej.

– Ty jesteś cudem, Anka – mówił, jak byliśmy jeszcze młodzi. – Żaden chłop na ciebie nie zasługuje. Nawet ja.

Wtedy się śmiałam. Nawet nie wiedziałam, że taka zapowiedź może być prorocza.

Ostatnie lata naszego małżeństwa przypominały życie obok siebie. Dwa równoległe światy – on: zamknięty w firmie, komputerze i telefonie, ja: w kuchni, domu, czasem ogródku. Gdy dzieci się wyprowadziły, miałam nadzieję, że znowu będziemy mieli dla siebie czas. Ale on miał już inne plany.

Nie wiem, czy to normalne, że w małżeństwie po dwudziestu pięciu latach mąż wraca do domu, jakby wchodził do hotelu. Żadnych rozmów. Żadnych spojrzeń. Tylko:

– Obiad zrobiony?

I czasem:

– Gdzie są kluczyki?

Jakbym była dozorcą, a nie jego żoną.

– Mamo, ty musisz zacząć żyć też dla siebie – powiedziała Kasia, kiedyś przy herbacie. – Zapisz się na jogę. Albo na coś. Tylko przestań czekać na tatę, bo on… chyba już dawno przestał wracać do ciebie.

Nie odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć? Że jestem zmęczona czekaniem? Że próbowałam – ale za każdym razem, kiedy próbowałam dotknąć jego świata, on go przede mną zamykał?

Tego wieczoru siedzieliśmy przy kolacji. Zrobiłam łososia w miodzie i cytrynie – jego ulubione danie, kiedyś.

– Smakuje? – zapytałam.

– Jest okej – mruknął, nie odrywając wzroku od telefonu.

– Możemy porozmawiać? – spróbowałam. Głos mi zadrżał, ale nie dałam się złamać.

– Teraz? Jestem zmęczony – rzucił i odsunął talerz.

Wstał, nawet nie pytając, czy chcę pomocy przy zmywaniu.

Pierwsze podejrzenia

To był zwykły piątek. Otworzyłam szufladę w jego biurku tylko po to, żeby znaleźć zszywacz. Przysięgam, nie szukałam niczego więcej. Ale wtedy to zobaczyłam. Koperta z logo kancelarii notarialnej, wypchana dokumentami. Na górze – akt darowizny. Przeglądałam, aż trafiłam na jedno nazwisko: Sylwia Zawadzka.

– Co to za kobieta? – powiedziałam na głos, sama do siebie, bo przecież w tym domu nikt już ze mną nie rozmawia.

Kiedy Andrzej wrócił, czekałam przy kuchennym stole z papierem w ręku. Byłam dziwnie spokojna.

– Co to jest? – zapytałam cicho.

Spojrzał, zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.

– To nic. Sprawy firmowe.

– Firma przepisuje nieruchomości na obce kobiety?

– Sylwia to współpracowniczka. Tylko formalności.

– A od kiedy współpracowniczki dostają mieszkania?

Spojrzał na mnie z tym swoim lodowatym spokojem, który znałam aż za dobrze.

– Anka, nie rób scen.

Zamarłam. „Nie rób scen”. Jakby to ja byłam problemem. Jakby odkrycie takiej rzeczy nie było powodem do pytań.

– Wiesz co, Andrzej? – powiedziałam już tylko do jego pleców, bo zdążył już odwrócić się i wyjść. – Chyba coś ukrywasz. A ja nie mam już siły w to nie wierzyć.

Tego wieczoru nie zmrużyłam oka. W mojej głowie pojawił się cień. I czułam, że będzie tylko ciemniej.

Odkrycie zdrady

Nie planowałam tego. Wyszłam do miasta po farbę do włosów i mleko. I wtedy ich zobaczyłam. Siedzieli w ogródku kawiarni przy Rynku – Andrzej i kobieta. Elegancka, młodsza, o nienaturalnie prostych włosach i ustach jak z reklamy. Śmiała się, dotykała jego ramienia. Mój mąż, który w domu nie potrafił spojrzeć mi w oczy, właśnie się uśmiechał. Do niej.

Stanęłam jak wmurowana. Ktoś mnie minął, ktoś szturchnął, ale ja wciąż patrzyłam. Nagle Andrzej podniósł wzrok i mnie zauważył. Zamarł. Sylwia też odwróciła głowę. Spojrzała na mnie bez wstydu. Jakby mnie nie znała. Jakby to ja była tą, która przeszkadza.

Podeszłam.

– Andrzej. Możesz mi powiedzieć, co tu się dzieje? – głos mi się łamał, ale mówiłam.

On wstał. Spokojny. Zimny. Jak zawsze.

– Anka, to nie miejsce na sceny.

– Więc to prawda? Ona to Sylwia?

Przez chwilę milczał, po czym odparł:

– Z Sylwią jestem szczęśliwy. Ty żyjesz przeszłością.

Wyszłam stamtąd jak pijana. Wsiadłam do pierwszego autobusu i zadzwoniłam do Ewy, mojej przyjaciółki.

– On mnie zdradza – wyszeptałam. – I nawet się tego nie wstydzi.

W słuchawce usłyszałam tylko westchnienie i szept: „Anka... co za drań”.

I wtedy się rozpłakałam. Tak naprawdę, bez kontroli. Wszystko we mnie się posypało.

Prawda o majątku

Weszłam do kancelarii notarialnej z duszą na ramieniu. Nie spałam od dwóch nocy. Słowa Andrzeja brzmiały mi w głowie jak echo: „Z Sylwią jestem szczęśliwy”. Nie zaprzeczył. Nie tłumaczył się. A to, co czułam, nie było tylko bólem. To było przeczucie, że to nie koniec.

Notariusz był uprzejmy, profesjonalny. Pokazał mi dokumenty, których Andrzej nie zdążył schować.

– Jak rozumiem, chodzi pani o nieruchomość przy Nowowiejskiej?

– Tak. Mój mąż twierdzi, że to „formalności biznesowe”.

Mężczyzna spojrzał na mnie ponad okularami.

– Pani mąż, pani wybaczy, ale... wszystko przepisał. Nie tylko ten adres. Jest jeszcze działka rekreacyjna, udziały w firmie, konto inwestycyjne...

– Komu to przepisał? – przerwałam mu, choć odpowiedź znałam.

– Pani Sylwii Zawadzkiej. Wszystko jest w aktach.

Przez moment nie mogłam oddychać.

Wróciłam do domu z teczką pełną kopii. Andrzej siedział w salonie, jak gdyby nigdy nic. Podsunęłam mu dokumenty pod nos.

– To ma być ta twoja prawda? Taki był plan?

Wzruszył ramionami.

– Anka, ja cię nie oszukałem. Ty po prostu nie chciałaś widzieć, że to się kończy.

– Ty mi zabrałeś wszystko!

– Nie wszystko. Zostawiłem ci dom. – Uśmiechnął się z ironią. – Póki co.

Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Pamiętam tylko, że czułam się, jakbym umierała, a on po prostu patrzył.

Zdrada nie tylko emocjonalna

Wiedziałam, że muszę porozmawiać z dziećmi. Choćby po to, żeby nie czuć się tak okrutnie samotna. Zaczęłam od Kasi. Spotkałyśmy się w kawiarni. Czekała już, popijała zieloną herbatę, uśmiechnięta – do momentu, aż zobaczyła moją twarz.

– Mamo, co się stało?

– Twój ojciec... wszystko przepisał na jakąś kobietę. Sylwię. Zdradza mnie.

Jej spojrzenie zgasło. Odstawiła filiżankę, ale nie spojrzała mi w oczy.

– Wiedziałaś?

Zamilkła. I wtedy zrozumiałam.

– Kasia... Ty wiedziałaś?

– Ja... tak. Wiedziałam, że jest ktoś. Ale myślałam, że to chwilowe. Że nie chcę cię ranić...

– Nie chciałaś mnie ranić?! – prawie krzyknęłam. – Więc milczałaś, kiedy ojciec rujnował nasze życie?!

Zrobiła się blada.

– Mamo, on mówił, że to nie moja sprawa. Że jesteście dorośli...

– A Michał? On też wiedział?

– On po prostu nie chciał się mieszać.

Wstałam od stolika, nie kończąc herbaty. Było mi duszno. Zdradził mnie mąż. Ale to, że moje dzieci wiedziały i milczały... To bolało jeszcze bardziej.

Wróciłam do pustego domu i długo siedziałam na podłodze w kuchni, przy lodówce. Świat, który budowałam całe życie, rozsypał się. I nikt nawet nie próbował go zatrzymać.

Chciałam spojrzeć jej w oczy

Zadzwoniłam do niej. Nie sądziłam, że odbierze, ale odebrała. Głos miała spokojny, prawie znudzony.

– Sylwia Zawadzka. Słucham?

– Anna. Żona Andrzeja. Chcę się spotkać.

– Wreszcie – powiedziała tylko. – Myślałam, że będzie pani miała więcej dumy.

Ustaliłyśmy godzinę i miejsce. Przyszła w drogim płaszczu i z idealnym makijażem. Pachniała tak intensywnie, że prawie mnie to oślepiło.

– Więc? – uniosła brew.

– Chciałam ci spojrzeć w oczy. I zapytać: co ty sobie myślisz, rozbijając cudze życie?

Uśmiechnęła się. Zbyt spokojnie.

– Andrzej to nie był twój mąż. Już dawno nie. On był twoim wspomnieniem.

– Byliśmy rodziną.

– Nie. Wy byliście rutyną. A ja – nowym początkiem. Dla niego i dla siebie.

– I dlatego musiałaś zabrać wszystko?

– Miłość to wojna. A ja nie przegrywam. Ty nie zrozumiałaś, że Andrzej to trofeum. A trofea się nie oddaje.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko. Na tę kobietę, która przyszła po wszystko, co moje – i nawet się tego nie wstydziła.

Wyszłam z kawiarni bez słowa. Ale coś się we mnie zmieniło. To nie była już rozpacz. To był spokój. Bo zrozumiałam: nie będę wojować o kogoś, kto chciał być zdobyty.

Anna, 49 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama