„Zbuntowałam się przeciwko władczemu mężowi i odkryłam żyłę złota. Teraz to on pozna łaskę mojego wypchanego portfela”
„Widziałam, jak zerka na ekran mojego laptopa, jak rzuca okiem na paczki gotowe do wysyłki. Z każdym dniem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że to nie jest przejściowy kaprys, a prawdziwy biznes, który zaczyna przynosić spore pieniądze. A potem zaczęły się złośliwości”.

Byliśmy zgodnym małżeństwem. Przynajmniej tak mi się wydawało przez pierwsze lata po ślubie. Antek pracował, zarabiał, a ja zajmowałam się domem – sprzątałam, gotowałam, prałam, robiłam zakupy i dbałam o wszystko, co dotyczyło rodzinnego kalendarza. Taki mieliśmy układ, na to się umówiliśmy. Teoretycznie.
Pensja Antka wystarczała nam na dostatnie życie, a on lubił powtarzać, że "prawdziwy mężczyzna dba o swoją rodzinę". Wtedy to mnie nawet wzruszało. Ale po kilku latach zaczęło mnie uwierać. Czułam się jak więzień w złotej klatce. Miałam dość proszenia się o pieniądze na własne potrzeby, dość bezczynności, dość tego, że moje dni wyglądały identycznie.
Nie chciałam być tylko kurą domową
Pewnego wieczoru, przy kolacji, postanowiłam poruszyć temat.
– Antek, chciałabym zrobić coś dla siebie... Całe dnie spędzam w domu, mam wszystko zorganizowane, ale nudzę się. Poza tym, chciałabym cię trochę odciążyć. Może rozejrzę się za jakąś robotą? – powiedziałam ostrożnie, mieszając zupę w misce.
Zmarszczył brwi, jakbym powiedziała coś absurdalnego. Na przykład, że następnego dnia zamierzam przeprowadzić się na Marsa.
– Po co? Przecież masz wszystko, czego potrzebujesz.
– Ale to nie chodzi tylko o pieniądze. Chcę się rozwijać. Zawsze lubiłam rękodzieło, ostatnio już z nudów poszłam na warsztaty i mi się spodobało. Mogłabym sprzedawać własnoręcznie robioną ceramikę... Ale muszę się najpierw nauczyć, jak to robić profesjonalnie.
Antek parsknął śmiechem i pokręcił głową.
– Nie będę finansował twoich fanaberii.
– Fanaberii? – podniosłam głos, czując narastającą irytację. – Mówisz, jakbym chciała wydać pieniądze na jakieś bzdury! To inwestycja w moją przyszłość!
– Nie ma takiej potrzeby. Ja zarabiam, ty zajmujesz się domem. Taki był układ, pamiętasz?
Pamiętałam. Ale nie zamierzałam już się do niego stosować.
Podebrałam mężowi trochę kasy
Tamtej nocy długo przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo jestem zależna od Antka. Jego pieniądze, jego decyzje, jego zasady. Miałam tego dosyć. A przecież to było nasze wspólne życie, do którego ja też się dokładałam! Może nie finansowo, ale czasem, energią, poświęceniem. Dlaczego to on miał kontrolować wszystko, łącznie z moimi marzeniami?
W końcu wstałam, cicho wyszłam z sypialni i zakradłam się do jego kurtki wiszącej na wieszaku. W jednej z kieszeni znalazłam portfel, a w nim kartę. Prywatną, do jego osobistego konta. Znałam do niej PIN, ale nigdy wcześniej nie przeszło mi przez myśl, żeby z niej skorzystać. Przez chwilę się wahałam, ale wystarczyło wspomnienie jego lekceważącego śmiechu i od razu opuściły mnie skrupuły. Wzięłam kartę i następnego dnia wypłaciłam z niej tyle, ile potrzebowałam na kursy.
Wściekł się na mnie
Kiedy Antek odkrył, co zrobiłam, jego twarz przybrała kolor cegły, a z uszu niemalże się dymiło.
– Ukradłaś mi pieniądze?! – ryknął, trzaskając drzwiami salonu.
Stałam na środku pokoju, skrzyżowałam ręce i patrzyłam mu prosto w oczy.
– Nie ukradłam. To nasze pieniądze. Nie mamy rozdzielności majątkowej, Antek. Zarabiasz na nas. Podkreślam, na nas.
– To moje prywatne konto!
– I co z tego? Nie masz prawa traktować mnie jak dziecka, któremu daje się kieszonkowe i któremu można czegoś zabronić. Mam tego dosyć i właśnie dlatego chcę pracować sama na siebie.
– Ale... umawialiśmy się... – dukał gniewnie.
– Umawialiśmy się, że ty zapewniasz pieniądze, a nie wydzielasz i używasz ich do szantażu.
Jego twarz jeszcze bardziej poczerwieniała ze złości, ale widziałam, że był zaskoczony moją pewnością siebie. Może po raz pierwszy zobaczył, że nie jestem już uległą Ewą, którą mógł sterować.
Zaczęłam zarabiać
Nie odzywał się do mnie przez kilka dni. Atmosfera w domu była gęsta, ale ja byłam szczęśliwa. Zapisałam się na kurs ceramiki i szkolenie z prowadzenia biznesu. Każdego dnia czułam, że rosnę, że oddycham pełną piersią.
Kilka miesięcy później zaczęłam sprzedawać swoje wyroby. Najpierw znajomym, potem założyłam profil w mediach społecznościowych i zamówienia zaczęły spływać lawinowo. Wkrótce miałam własną stronę internetową, a moje prace zaczęły cieszyć się ogromnym zainteresowaniem.
Pewnego wieczoru Antek wszedł do kuchni i stanął w progu, obserwując mnie, jak pakuję kolejne zamówienie.
– Ile na tym zarabiasz? – zapytał niby od niechcenia.
– Całkiem sporo – uśmiechnęłam się, nie spuszczając wzroku z paczki, którą właśnie zabezpieczałam sznurkiem.
– Ile dokładnie?
– W tym miesiącu? Prawie tyle co ty – odpowiedziałam z satysfakcją.
Zauważyłam, jak drgnęła mu szczęka.
Od tamtej pory zaczął się zmieniać. Najpierw udawał, że nie zauważa mojego sukcesu, potem zaczął ironizować: "Ciekawe, jak długo to potrwa", "To tylko hobby, nie prawdziwa praca". Ale kiedy zobaczył kwotę na moim koncie, przestał żartować. Zrobił się cichy, zamknięty w sobie. Widziałam, że go to boli. Widziałam, że zazdrości mi pewności siebie, przedsiębiorczości.
Nie odpuścił tak łatwo
Przez pewien czas udawał, że akceptuje moją działalność, ale czułam, że w środku go to zżera. Już nie był tym jedynym żywicielem rodziny, jego status jako „prawdziwego mężczyzny” został nadszarpnięty.
Później próbował mnie ignorować. Nie pytał o moje zamówienia, nie interesował się moimi sukcesami. Ale ja widziałam, jak zerka na ekran mojego laptopa, jak rzuca okiem na paczki gotowe do wysyłki. Z każdym dniem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że to nie jest przejściowy kaprys, a prawdziwy biznes, który zaczyna przynosić spore pieniądze.
A potem zaczęły się złośliwości.
– Ciekawe, co zrobisz, jak moda na te twoje kubki minie – rzucił pewnego wieczoru, kiedy przeglądałam kolejne zamówienia.
– Wtedy wymyślę coś nowego – odpowiedziałam spokojnie. – A może to ty powinieneś pomyśleć o czymś nowym? Bo chyba zaczynam zarabiać więcej niż ty.
Strzeliłam prosto w jego ego. Widziałam, jak zaciska pięści, ale nic nie powiedział.
Minęło kilka tygodni, zanim zaczął nową strategię. Tym razem próbował mnie... przytłoczyć.
– Może skoro już tyle zarabiasz, to powinnaś przejąć część rachunków? – zapytał niby niewinnie.
– Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się. – Skoro już rozmawiamy o podziale obowiązków, może w końcu zaczniesz sprzątać po sobie i robić pranie?
Zamilkł. Nie spodziewał się, że tak szybko odbiję piłeczkę. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Mąż próbował mnie zniszczyć
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam, że w mojej pracowni coś jest nie tak. Na stole walały się potłuczone kubki, szkliwo było porozsypywane na podłodze. Zamarłam. Weszłam głębiej i poczułam ścisk w żołądku. Ktoś tu był.
– Antek! – zawołałam, wchodząc do salonu.
Siedział na kanapie z niewinną miną, ale widziałam to w jego oczach.
– Co się stało w mojej pracowni?
– Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami. – Może sama coś przewróciłaś?
Podszedł do mnie, próbując wyglądać na niewzruszonego, ale ja już wiedziałam.
– To ty to zrobiłeś – syknęłam.
– Nie przesadzaj, Ewa. To tylko parę kubków.
Parę kubków? Moja praca, moje zamówienia, mój sukces! I jeden maluczki, przewrażliwiony na własnym punkcie facet, który nie mógł znieść, że jestem niezależna?!
Coś we mnie pękło
– Wynoś się.
– Co?
– Wynoś się z domu.
Patrzył na mnie jak na wariatkę. Jeszcze chwilę temu był przekonany, że ma nade mną kontrolę.
– Nie żartuj, Ewa.
– Nie żartuję. Wynoś się. Możesz wrócić, jak nauczysz się mnie szanować.
Nie zrobił tego od razu. Najpierw krzyczał, potem przepraszał, potem znowu krzyczał. Ale ja byłam nieugięta. Kilka dni później spakował walizki i wyprowadził się do kolegi. A ja? Ja poczułam się lżej niż kiedykolwiek wcześniej. I co najlepsze – straty odrobiłam zaledwie w kilka dni.
Antka nie ma w domu już od ponad dwóch tygodni. Szczerze mówiąc, myślałam, że przyjdzie moment załamania. Że pożałuję swojej impulsywnej decyzji, że zacznę za nim tęsknić. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Całymi dniami zajmuję się swoim biznesem, nie martwię się o rachunki, ani o przyszłość, bo wiem, że doskonale sobie poradzę sama. Czy Antek może powiedzieć to samo o swoim życiu? Nie wiem... Zobaczymy, co zrobi, jak skończą mu się czyste ubrania.
Ewa, 33 lata
Czytaj także: „Teść miał wysokie rachunki za telefon. Myślałam, że ktoś go oszukuje, ale sam jest sobie winien i powinien się wstydzić”
„Teściowa traktowała mnie jak śmiecia, choć nie miała powodu. Przypadek sprawił, że zmieniła zdanie”
„Mama chętnie gościła rodzinę. Nie widziała, że traktują jej dom jak darmowy hotel, aż doszło do konfliktu”

