„Zbudowaliśmy dom na działce teściowej. Teraz grozi, że nas wyrzuci, bo nie chcemy je płacić za użytkowanie”
„– Jowita… To na pewno chwilowy kaprys – powiedział cicho. – Kaprys?! – wybuchnęłam. – Przychodzi do nas i mówi, że albo płacimy 2 tysiące miesięcznie, albo się wynosimy – to jest dla ciebie kaprys?!”.

- Redakcja
Nigdy nie marzyłam o luksusie. Chciałam tylko mieć swoje miejsce na ziemi. Bezpieczne, spokojne, pachnące domowym obiadem i śmiechem dzieci. Kiedy poznałam Michała, miałam poczucie, że w końcu trafiłam na kogoś, kto pragnie tego samego. Po kilku latach wspólnego życia, po narodzinach naszych dwóch córek, przyszło to jedno wielkie marzenie – dom. Nie apartament, nie willa, tylko zwykły, ciepły, rodzinny dom.
Michał miał swoją wizję – budujemy na działce jego mamy. Bo po co kupować ziemię, skoro "mama i tak ma kawałek wolny", bo "przecież to wszystko kiedyś będzie moje, nasze". A ja… Ja miałam wątpliwości. Coś mnie gryzło. Jakaś intuicja szeptała mi, że na słowo nie warto budować życia. Ale serce – głupie serce – wierzyło Michałowi. „Ona nas kocha, Jowita, nie zrobi nic przeciwko nam”, powtarzał. Więc machnęłam ręką.
Wybudowaliśmy. Ładny, parterowy dom. Kuchnia z wyspą, sypialnia z garderobą, ogródek z piaskownicą. Dziewczynki rosły, my zasypialiśmy w objęciach i śniliśmy o jeszcze lepszej przyszłości. Życie było proste i dobre. Do dnia, w którym teściowa weszła do naszego salonu, postawiła ręce na biodrach i powiedziała bez mrugnięcia okiem:
– Albo zaczynacie płacić mi za użytkowanie działki, albo się wynosicie.
Wtedy zrozumiałam. Ten dom nigdy nie był mój.
Byłam wściekła
– A nie mówiłam? Wiedziałam, że coś takiego się stanie! – rzuciłam z taką siłą, że aż trzasnęła szklanka w mojej dłoni.
Stałam w kuchni, oparta o blat, patrząc, jak Michał w milczeniu miesza herbatę. Nie podnosił wzroku. Mimo że nic nie mówił, jego milczenie wrzeszczało.
– Jowita… To na pewno chwilowy kaprys – rzucił w końcu cicho, jakby próbował uciszyć nie tylko mnie, ale i własne sumienie.
– Kaprys?! – wybuchnęłam. – Przychodzi do nas i mówi, że albo płacimy 2 tysiące miesięcznie, albo się wynosimy – to jest dla ciebie kaprys?!
Widziałam, jak zaciska szczękę.
– Powiedz mi prawdę. Wiedziałeś? – spytałam nagle, ciszej, ale z taką siłą, że aż zadrżał kubek, który postawił na stole.
– Co...? – mruknął zaskoczony.
– Czy wiedziałeś wcześniej? Że ma takie plany. Że będzie chciała od nas kasę, jakbyśmy byli obcymi ludźmi!
– Nie, nie wiedziałem – odpowiedział, ale głos mu zadrżał.
Nie patrzył mi w oczy. Już nawet nie próbował. Serce zabiło mi mocniej. Tyle lat razem, a ja po raz pierwszy poczułam się naprawdę sama. Sama z tym domem, z tymi ścianami, które nagle zaczęły być jak klatka. Zaczęłam się zastanawiać, czy popełniłam największy błąd życia. Czy to wszystko – dzieci, wspólne życie, marzenia – było budowane na piasku.
Teściowa była nieugięta
Zadzwoniłam do niej rano.
– Halino, chciałabym się spotkać. Porozmawiać – powiedziałam chłodno.
– Oczywiście, dziecko. Wpadnij po południu. Upiekę ciasto – odpowiedziała słodkim tonem, który wcale mnie nie uspokoił.
Przyszłam punktualnie. Ciasto rzeczywiście było, pachniało cynamonem, ale ja nie przyszłam na herbatkę.
– Co to wszystko ma znaczyć? – zapytałam bez owijania w bawełnę, zanim zdążyła postawić filiżanki.
– Czasy się zmieniły, Jowitko – odpowiedziała, zerkając w okno. – Nie stać mnie, żeby płacić za wszystko, a ceny idą w górę.
– Myślałam, że jesteśmy rodziną. A teraz mamy płacić jak najemcy?
Spojrzała na mnie tym swoim chłodnym, wyrachowanym wzrokiem.
– Jesteście dorosłymi ludźmi. Macie dom, dzieci. Ja nie jestem waszym bankomatem. Michał zawsze wiedział, że to tylko tymczasowe…
– Co? – przerwałam jej, a głos mi zadrżał. – Tymczasowe?! Przecież zbudowaliśmy tu dom! Zainwestowaliśmy każdy grosz! On mówił, że to będzie nasze miejsce na zawsze!
– Może Michał coś sobie uroił – westchnęła. – Ale ja nic nie podpisywałam.
Nie odpowiedziałam. Wstałam powoli, odsunęłam krzesło.
– Halino… Nigdy nie myślałam, że spojrzysz mi w oczy i potraktujesz jak obcą.
– Bo ty jesteś obca – powiedziała już zza moich pleców. – Nie jesteś moją córką.
Wyszłam bez słowa. Na podjeździe nogi mi się ugięły. Zrozumiałam, że jestem intruzem we własnym domu.
Pokłóciłam się z mężem
Wróciłam do domu, trzaskając drzwiami. Michał siedział w salonie, z nosem w telefonie. Nawet nie podniósł głowy.
– Porozmawiamy – powiedziałam, stając naprzeciwko niego.
– Teraz? Może poczekaj, aż dziewczynki pójdą spać?
– Nie. Teraz. Bo jeśli tego nie powiem teraz, to za chwilę przestanę czuć cokolwiek – wysyczałam.
Spojrzał na mnie niechętnie.
– No więc? Co powiedziała?
– Co powiedziała? Że jesteśmy jej gośćmi. Że nie jestem jej córką. Że mamy płacić, bo nie jesteśmy jej rodziną!
– Jowita, uspokój się…
– Nie, Michał! Ty się uspokój! – krzyknęłam. – Ty, który miałeś mnie chronić! Który obiecałeś, że ten dom będzie NASZ! A teraz co? Teraz ona nam go zabierze?
– Przecież jeszcze nic się nie stało… – rzucił, jakby mówił o zgubionym kluczu.
– Nic się nie stało?! Ona cię wychowała, ale teraz rozwala naszą rodzinę! I ty jej na to pozwalasz!
Michał spuścił głowę. Milczał.
– Powiedz coś – naciskałam.
W końcu spojrzał mi w oczy. Jego głos był cichy, zmęczony.
– Może trzeba będzie się wyprowadzić.
Te słowa spadły na mnie jak wyrok. Cofnęłam się o krok. Jakby pękło we mnie coś, czego już nie dało się posklejać. Poczułam się, jakbym stała na krawędzi, a za mną nie było nic.
– To twój dom, Michał. Twoja matka. Ty wybierasz.
Odwróciłam się i wyszłam do sypialni, zamykając drzwi. Zostawiłam go z jego ciszą. A siebie – z poczuciem zdrady, którego nie da się zapomnieć.
Mieliśmy ciche dni
Od tamtej rozmowy nic już nie było takie samo. Michał przestał mówić. A może to ja przestałam słuchać? Mijaliśmy się w korytarzach jak współlokatorzy. Każdy krok, każde westchnienie było jak cierń w skórze. A w powietrzu wisiało pytanie: co dalej?
– Mamo, czemu tata znowu śpi na kanapie? – zapytała mnie młodsza córka pewnego ranka.
– Bo chrapie – odpowiedziałam automatycznie, zmuszając się do uśmiechu. Ale w środku coś mnie dławiło.
Zaczęły się jego „wyjścia”. Najpierw na godzinę, potem na noc. Tłumaczył się kolegami, zmęczeniem, „potrzebą oddechu”. Ja nie pytałam. Nie chciałam usłyszeć prawdy.
W kuchni gromadziły się brudne kubki. W łazience – jego coraz rzadsze rzeczy. Miałam wrażenie, że sam siebie powoli wynosił z tego domu, jakby nie chciał być świadkiem jego rozpadu.
Wieczorami siadałam sama przy stole, z pustym talerzem przed sobą. W tle grał telewizor, ale niczego nie słyszałam. Myśli krążyły wokół dzieci: co z nimi? Czy będą musiały zmieniać szkołę? Czy będą czuć się bezpieczne w miejscu, które lada dzień może przestać być ich domem?
W nocy przewracałam się z boku na bok, nasłuchując. Czy wrócił? Czy znowu został u znajomych? A może pojechał do niej – do swojej matki – po instrukcje, co dalej?
Cisza stała się naszym językiem. Każde niedopowiedziane zdanie bolało bardziej niż krzyk. I w tej ciszy zaczęłam rozumieć, że nie tylko dom się sypie. Sypaliśmy się my.
Teściowa postawiła ultimatum
Zadzwoniła bez zapowiedzi.
– Będę u was o siedemnastej – powiedziała sucho. – Musimy dokończyć rozmowę.
Przyszła z teczką w ręku, w eleganckim płaszczu, jak urzędniczka idąca na kontrolę. Usiadła w salonie, jakby to było jej biuro, nie nasz dom. Michał stał w progu, nie odezwał się ani słowem.
– Macie dwa miesiące – zaczęła, rozkładając papiery. – Albo podpisujecie umowę na korzystanie z mojego tereny, albo się wyprowadzacie.
Spojrzałam na Michała. Nic. Nawet drgnienie.
– To znaczy, że chcesz wynająć dom swojemu wnukowi? – zapytałam spokojnie, choć wewnątrz trzęsłam się jak liść.
– Ja go nie wynajmuję dzieciom, tylko wam. Jesteście dorośli – odpowiedziała. – Nie jestem twoją matką, Jowito. Nie muszę ci pomagać.
– Nie, nie jesteś moją matką – przyznałam, głos mi zadrżał. – Ale jesteś babcią tych dzieci.
– Nie wciągaj ich w to. To między nami – ucięła. Jakby chodziło o rachunki, nie o rodzinę.
Wstałam. Powoli, ale zdecydowanie.
– Michał? – spojrzałam na niego. Wciąż milczał. – Powiedz coś.
On tylko spuścił głowę. I wtedy wiedziałam – wybrał.
Jowita, 35 lat
Czytaj także:
- „Teściowa podarowała nam działkę pod budowę domu. Później okazało się, co naprawdę podpisaliśmy”
- „Myślałam, że teściowa mi pomaga. Gdy zajrzałam do pokoju dzieci, odkryłam, co robi za moimi plecami”
- „Teściowa została wdową, ale nie widać po niej żałoby. Zamiast czarnych sukienek zakłada czerwone szpilki”

