Reklama

Czterdziestka minęła mi szybciej, niż się spodziewałem, a życie z moją żoną od dawna nie wyglądało tak, jak je sobie kiedyś wyobrażałem. Coraz częściej miałem wrażenie, że wszystko, co powiem, zostanie użyte przeciwko mnie – jakbym żył na sali sądowej, a nie we własnym domu. Wracałem po pracy zmęczony, marząc o chwili spokoju, a zamiast tego słyszałem:

Czemu znowu buty stoją na środku? – albo – Jak długo mam cię prosić, żebyś wyniósł śmieci?

Adam, mój wieloletni przyjaciel, miał podobnie. Jego żona była mistrzynią w wytykaniu błędów, niezależnie od tego, czy były poważne, czy wyimaginowane. Nasze rozmowy często kończyły się narzekaniem na codzienność, na te drobne docinki, które potrafiły człowieka doprowadzić na skraj szału.

I wtedy wkraczał Krzysiek. Nasz trzeci kompan, który z rozbrajającą szczerością opowiadał, że jego Iza to prawdziwy anioł. Zawsze uśmiechnięta, zawsze cierpliwa, gotowa go wysłuchać i wesprzeć. Adam prychał, ja przewracałem oczami, bo kto by w to wierzył? A jednak, gdy kilka razy spotkaliśmy Izę na wspólnych wypadach, musieliśmy przyznać – kobieta naprawdę robiła wrażenie. Uprzejma, miła, życzliwa. Patrzyła na Krzyśka tak, jakby świat poza nim nie istniał.

Zazdrościliśmy. Cicho, w duchu, bo żaden z nas nie chciał przyznać się do tego drugiemu. Iza była ucieleśnieniem tego, czego w naszych domach brakowało – spokoju, ciepła, wsparcia. Aż do dnia, gdy wracając z pracy, zobaczyłem ją na mieście.

Jego żona to przeciwieństwo naszych

– No i powiedz mi, Kuba, jak można być taką zołzą? – Adam wlał sobie piwo do kufla i aż się zakrztusił ze złości. – Wracam wczoraj po robocie, zmęczony jak diabli, a ona od progu: „Znowu nie posprzątałeś po sobie w garażu!”. A ja ledwo stoję na nogach!

Siedzieliśmy w naszym ulubionym pubie na rogu. Stoły były trochę klejące od piwa, ale lubiliśmy to miejsce – tu nikt się nie dziwił, że dwóch facetów po czterdziestce narzeka na żony zamiast gadać o polityce czy piłce.

– U mnie to samo – westchnąłem. – Wczoraj zrobiłem obiad, wiesz? Kurczaka w piekarniku. Myślałem, że się ucieszy. A ona tylko: „Czemu tak przypaliłeś? I te ziemniaki za słone”. Człowiek się stara, a tu ręce opadają.

Adam parsknął śmiechem.

– Nasze dwie królowe czepialstwa.

Nagle na horyzoncie pojawił się Krzysiek. Machnął do nas z szerokim uśmiechem i już po chwili siedział z nami.

– Co tam, panowie? – spytał. – Bo ja wam powiem, że u mnie... bajka. Iza zrobiła wczoraj szarlotkę, sama mnie częstowała, a potem jeszcze plecy mi masowała, bo mówiła, że ciężko pracuję.

Adam i ja spojrzeliśmy na siebie znacząco.

– Serio, Krzysiek? – Adam uniósł brew. – Ty to chyba w innym świecie żyjesz.

– A co? – Krzysiek był szczerze zdziwiony. – Nie moja wina, że mam szczęście.

– Szczęście... – mruknąłem pod nosem. – To się nazywa cud.

Śmialiśmy się, ale w środku coś mnie ścisnęło. Bo ja bym dał wiele, żeby moja żona choć raz powiedziała „dziękuję”.

A kilka dni później, w centrum miasta, los postanowił mnie zaskoczyć. Stałem przy przejściu, czekając na zielone światło, kiedy zauważyłem Izę. Nie była sama.

Mężczyzna w eleganckim płaszczu nachylał się do niej, mówił coś do ucha. Ona się śmiała, dotknęła jego ręki. A potem zobaczyłem, jak pod stołem, przy stoliku w kawiarni, ich dłonie splatają się ze sobą.

Poczułem, jak krew uderza mi do głowy.

Nie wierzę... – wyszeptałem sam do siebie.

Chciałem podejść. Zrobić awanturę. Ale nogi jakby przyrosły mi do ziemi.

Zobaczyłem ją na mieście

Stałem przy tej kawiarni dobre pięć minut, udając, że sprawdzam telefon. W środku kłębiło się we mnie wszystko – wściekłość, żal, a nawet coś na kształt litości dla Krzyśka. W końcu zebrałem się na odwagę i wszedłem do środka.

Iza podskoczyła, gdy mnie zobaczyła.

Kuba?! – Jej twarz na moment pobladła, jakby zobaczyła ducha. – Co ty tu robisz?

– To ja się pytam, Iza – odpowiedziałem chłodno. – Co ty tu robisz? Z nim.

Facet, z którym siedziała, uniósł brwi i szybko schował rękę ze stołu.

– Może ja już pójdę... – mruknął i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wyszedł z kawiarni, zostawiając ją samą.

Iza spojrzała na mnie błagalnie.

Wszystko ci wytłumaczę...

Parsknąłem śmiechem.

– Serio? Ale co niby? Widziałem, jak trzymaliście się za ręce. A Krzysiek wciąż pieje o tym, jaką ma żonę-anioła.

Opuściła głowę.

– Kuba, proszę... Nie krzycz.

– To może powiesz mi, co się dzieje? – zapytałem już ciszej, choć głos wciąż mi drżał.

Westchnęła ciężko i zaczęła mówić:

– Masz rację. Zdradzam Krzyśka. Ale to nie jest takie proste. On widzi we mnie ideał, a ja... gram tę rolę. Gdyby znał prawdę, jego świat by runął.

– A myślisz, że tak nie runie, bo się nie dowie? – warknąłem. – Facet wierzy, że jesteś jego wszystkim.

Łzy napłynęły jej do oczu.

– Wiem. I dlatego chcę mu sama powiedzieć. Tylko... nie teraz. Potrzebuję czasu. Błagam cię, Kuba. Nie mów mu. Pozwól mi to załatwić po swojemu.

Zacisnąłem pięści. Z jednej strony miałem ochotę wykrzyczeć wszystko Krzyśkowi, z drugiej – widziałem w Izie przerażenie, które nie wyglądało na udawane.

– Masz odwagę zdradzać, ale nie masz odwagi się przyznać – syknąłem. – Dobrze. Masz czas. Ale pamiętaj, to nie moja tajemnica.

– Dziękuję – wyszeptała. – Nie wiesz, jak bardzo ci dziękuję.

Wyszedłem z kawiarni, czując się tak, jakby ktoś wrzucił mnie w bagno.

Ciągle się wymigiwała

Mijały tygodnie, a Iza wciąż nie zdobywała się na rozmowę z Krzyśkiem. Każde nasze spotkanie w trójkę – moje, Adama i Krzyśka – wyglądało jak zawsze. Krzysiek z dumą opowiadał, że Iza przygotowała mu obiad, że kupiła mu koszulę, że zawsze czeka na niego z uśmiechem. A ona, gdy siedziała obok, przytakiwała i uśmiechała się, jakby rzeczywiście była tą idealną żoną.

Pewnego wieczoru, po spotkaniu u Adama, dogoniłem Izę na klatce schodowej.

Ile jeszcze będziesz to ciągnąć? – spytałem szeptem, ale ostro. – Mówiłaś, że mu powiesz.

Spojrzała na mnie zmęczonymi oczami.

– Kuba, ja próbuję. Naprawdę. Ale zawsze coś... On ma gorszy dzień, albo mówi o wspólnych planach i ja po prostu nie mam serca mu tego zrujnować.

– I wolisz żyć w kłamstwie? – prychnąłem.

– Nie rozumiesz... – ściszyła głos do ledwie słyszalnego. – To nie jest tak, że nie kocham Krzyśka. Kocham go. Ale inaczej. Ten drugi... on daje mi coś, czego od dawna mi brakowało.

– Czyli co? – spytałem lodowato. – Dreszcz emocji?

Nie odpowiedziała. I tak to wyglądało. Spotykaliśmy się przypadkiem, czasem ona pisała, że „już prawie była gotowa mu powiedzieć”, ale zawsze znajdowała wymówkę. A ja czułem, że wchodzę w rolę jej wspólnika, choć tego wcale nie chciałem.

Adam niczego nie podejrzewał. Śmiał się, że Krzysiek i Iza to reklama małżeństwa, a ja tylko kiwałem głową, gryząc się w język.

Pewnego dnia Krzysiek sam do mnie zadzwonił.

– Kuba, wiesz, co jest najlepsze? – jego głos aż kipiał od radości. – Iza zaplanowała dla nas wspólny wyjazd w góry. Sama wszystko zorganizowała! No powiedz, czy ja nie mam złotej żony?

– Masz... – odpowiedziałem cicho. – Jasne, że masz.

Po odłożeniu słuchawki usiadłem w fotelu i poczułem, jak żołądek mi się zaciska. Wiedziałem coraz wyraźniej, że ten sekret zaczyna być także moim ciężarem.

Czułem się z tym okropnie

Nie spałem tamtej nocy. Wierciłem się w łóżku, a moja żona, nieświadoma moich rozterek, odwróciła się na drugi bok i coś pomruczała przez sen. Myślami byłem gdzie indziej. Widziałem twarz Krzyśka – jego ufny uśmiech, to, jak patrzył na Izę, jakby była cudem zesłanym z nieba. A potem widziałem ją – w kawiarni, ze splecionymi dłońmi pod stołem z tym drugim. W głowie miałem jedną myśl: czy ja mam prawo milczeć?

Nazajutrz spotkaliśmy się we trójkę. Adam jak zwykle narzekał na swoją żonę, ja przytakiwałem, a Krzysiek znowu opowiadał o Izie.

– Słuchajcie, ona mnie naprawdę rozpieszcza – mówił z takim zachwytem, że aż zgrzytnąłem zębami. – Wczoraj położyła mi na biurku bilet na koncert, o którym marzyłem. No, powiedzcie sami, czy to nie skarb?

Nie mogłem wytrzymać.

A co, jeśli... – zacząłem i zamilkłem.

– Jeśli co? – spytał Krzysiek, zdziwiony.

Nic, nieważne – machnąłem ręką.

Wieczorem znowu napisała Iza. „Kuba, proszę cię. Jeszcze trochę czasu. Sama mu powiem. Wkrótce”. Czytałem te słowa w kółko. „Jeszcze trochę czasu”. To już brzmiało jak żart. Jak usprawiedliwienie, które miała w zanadrzu na każdą okazję.

Adam, niczego nieświadomy, jeszcze dolał oliwy do ognia.

– Wiesz, Kuba, czasem to ja naprawdę zazdroszczę Krzyśkowi. Może i moja jest czepialska, ale Iza... kurczę, jak on to zrobił, że trafił na taką kobietę?

Patrzyłem na niego i czułem, że dłużej tak nie wytrzymam. Miałem ochotę wyrzucić z siebie wszystko, wykrzyczeć prawdę. Ale wtedy przed oczami stawała mi błagalna twarz Izy i jej słowa: „To ja mu powiem. Sama”. Byłem rozdarty. Zdradzałem własnego przyjaciela nie czynem, ale milczeniem.

Chciałem tylko to zakończyć

Decyzja dojrzewała we mnie długo. Każdy dzień w milczeniu pogłębiał poczucie winy. Ja nie zdradzałem żony, nie miałem kochanki – a mimo to czułem się zdrajcą. Zdrajcą przyjaciela.

Siedzieliśmy kiedyś z Krzyśkiem na ławce w parku. On był cały podekscytowany – opowiadał o wyjeździe w góry, o planach remontu mieszkania, o tym, że myśli o dziecku. Iza, jak zwykle, przewijała się w każdej jego opowieści.

– Wiesz, Kuba – powiedział, uśmiechając się szeroko – ja to naprawdę mam szczęście. Dostałem w życiu więcej, niż się spodziewałem.

Nie odpowiedziałem. Patrzyłem, jak jego oczy błyszczą, a serce mi pękało.

Wieczorem znowu rozmawiałem z Izą. Sama do mnie zadzwoniła.

– Kuba, proszę cię, jeszcze nie teraz – zaczęła od razu. – Krzysiek ma tyle na głowie, nie mogę go teraz z tym dobić.

– Iza, ty zawsze masz jakieś „nie teraz”! – wybuchnąłem. – Wiesz, że ja też to dźwigam? Że to nie jest tylko twoja tajemnica?

– Wiem – wyszeptała. – I błagam cię o jeszcze trochę cierpliwości.

Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż zabolało.

Kilka dni później spotkaliśmy się we trójkę z Adamem. On narzekał, jak zwykle, a Krzysiek znów mówił o swojej żonie. Adam westchnął i rzucił:

– Człowieku, jak ja ci zazdroszczę tej twojej Izy. My to z Kubą chyba w piekle wylądowaliśmy, a tobie trafił się anioł.

Wtedy poczułem, że to moment. Spojrzałem na Krzyśka. On uśmiechał się dumnie, a ja miałem ochotę roztrzaskać ten uśmiech jednym zdaniem.

Już otworzyłem usta.

– Krzysiek, ja muszę ci coś powiedzieć...

Ale w tym momencie zadzwonił telefon Krzyśka. Spojrzał na wyświetlacz i rozpromienił się.

– O, Iza – powiedział. – Poczekajcie chwilę.

Odszedł na bok, a ja zamarłem. Adam popatrzył na mnie pytająco, ale nic nie powiedziałem.

Nagle dotarło do mnie, że to nie ja powinienem burzyć mu świat. Że jeśli prawda ma wyjść na jaw, to tylko od Izy. Tylko że... czy ona kiedykolwiek się odważy?

Muszę jakoś z tym żyć

Czas mijał, a prawda wciąż wisiała nade mną jak ciemna chmura. Każde spotkanie z Krzyśkiem było jak gra aktorska – on w roli szczęśliwego męża, ja w roli wiernego przyjaciela, który wie coś, czego nie powinien.

Iza coraz rzadziej do mnie pisała. Może sumienie ją dusiło, a może po prostu wolała udawać, że sprawy nie ma. Ja nosiłem w sobie ten sekret jak kamień w kieszeni, który ściąga człowieka na dno.

Raz, gdy siedzieliśmy u Krzyśka na kolacji, obserwowałem ich z boku. On patrzył na nią z uwielbieniem, a ona – potrafiła odwzajemnić spojrzenie tak perfekcyjnie, że sam bym uwierzył, gdybym nie znał prawdy. Pomyślałem, że ich życie to teatr. On jest aktorem z najszczerszym sercem, ona – z najlepszym warsztatem.

Po powrocie do domu nie mogłem zasnąć. Zastanawiałem się: może lepiej, żeby Krzysiek żył w tej iluzji? Może to dla niego lżejsze niż prawda? W końcu czym jest szczęście – faktem, czy wiarą, że się je ma?

Ale z drugiej strony... zdrada to zdrada. Pewnego dnia, jeśli prawda wypłynie, a ja okażę się milczącym świadkiem, Krzysiek znienawidzi mnie równie mocno jak ją.

Do dziś nie wiem, co zrobię. Może w końcu wyrzucę z siebie całą prawdę, a może pozwolę, by ten teatr trwał, dopóki kurtyna sama nie opadnie. Jedno wiem na pewno: zazdrościć Krzyśkowi już nie potrafię. Pod jego pozornym szczęściem kryje się dramat, którego nawet on sam jeszcze nie zna.

Jakub, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama