Reklama

Nigdy nie sądziłam, że moje życie przybierze taki obrót. Nazywam się Sylwia i, cóż, moje trzydziestoletnie życie mogło potoczyć się lepiej. Pracuję jako projektantka wnętrz, co może brzmieć prestiżowo, ale to bardziej pasmo kompromisów niż rzeczywistego spełnienia. Jednak nie o pracy chciałam mówić.

Poznałam Marka wiele lat temu, gdy Ania, moja najlepsza przyjaciółka z liceum, przyprowadziła go na nasze wspólne spotkanie. Pamiętam, jak siedziałam w kącie kawiarni, obserwując ich, zastanawiając się, jak udało jej się znaleźć takiego mężczyznę. Ania zawsze była w centrum uwagi – popularna, lubiana, zawsze miała w sobie coś, czego ja nigdy nie potrafiłam dostrzec u siebie. Może dlatego, gdy Marek zaczął mi okazywać zainteresowanie, poczułam się jakby to był jakiś triumf. Wreszcie ja byłam tą wybraną, a nie ona.

Romans z Markiem rozpoczął się niewinnie. Spotkaliśmy się przypadkiem w galerii sztuki, gdzie rozmawialiśmy o nowo otwartej wystawie. Byłam zaskoczona, jak wiele nas łączyło. To jedno spotkanie przerodziło się w kolejne, aż w końcu wylądowaliśmy w łóżku. To miało być „tylko raz”, ale emocje, które wtedy poczułam, były jak uzależnienie. Zaczęło się od tego jednego razu i ciągnęło miesiącami.

Czy to była miłość? Nie wiem. Często łapałam się na myśleniu, że to, co robię, jest nie w porządku. Ania była moją przyjaciółką, znałyśmy się od lat. Ale z drugiej strony czułam, że nigdy naprawdę jej nie miałam – że zawsze była dla mnie raczej obiektem zazdrości niż wsparciem. Marek był jakby manifestacją wszystkich moich dawno skrywanych uczuć, tęsknoty za tym, czego nigdy nie mogłam mieć.

Czy mogłabym się z tym pogodzić? Czy mogłabym z tym żyć, wiedząc, że ranię Annę? Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak wiele mogę stracić.

Chciałam to zakończyć

Spotkaliśmy się w małej kawiarni na uboczu miasta. Była to nasza zwyczajna kryjówka, gdzie nikt nie przyglądałby się nam zbyt uważnie. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy i pieczonych ciastek. Marek siedział już przy stoliku, a ja podeszłam do niego z bijącym sercem.

– Jak się masz? – zapytał z uśmiechem, który zawsze rozbrajał moje opory.

– Dobrze, chyba – odpowiedziałam, siadając naprzeciwko niego. Miałam tyle rzeczy do powiedzenia, ale nie wiedziałam, od czego zacząć. – Marek, chyba coś musi się zmienić.

Jego oczy zaszkliły się na chwilę, jakby zrozumiał, że coś się stało.

– Ale o czym ty mówisz? Przecież wszystko jest w porządku, prawda? Nikt niczego nie podejrzewa.

Pokręciłam głową, próbując opanować drżenie w głosie.

– To nie jest tylko kwestia podejrzeń. Ja... ja czuję się winna. Ania jest moją przyjaciółką. Co my wyprawiamy?

Marek wziął moją dłoń w swoją, co zawsze miało na mnie uspokajający wpływ.

– Sylwia, rozumiem, co czujesz. Ale to, co mamy, jest prawdziwe. Tylko my wiemy, jak ważni dla siebie jesteśmy. Nikt inny nie musi o tym wiedzieć.

Ale ja wiedziałam. Wiedziałam, że to, co robimy, jest złe. Wewnątrz mnie trwała nieustanna walka między tym, co czułam do Marka, a tym, co wiedziałam, że powinnam zrobić.

A co, jeśli ktoś się dowie? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Co wtedy zrobimy?

Marek milczał przez chwilę, jego spojrzenie stało się bardziej zdeterminowane.

Nikt się nie dowie. Obiecuję. Zrobimy wszystko, żeby było dobrze.

Jego słowa miały mnie uspokoić, ale czułam, że nie jestem w stanie tak po prostu odłożyć na bok swoich wątpliwości. Nasza rozmowa była pełna pasji, ale również sprzecznych emocji, które nie dawały mi spokoju. Zastanawiałam się, czy to naprawdę miłość, czy tylko chwilowa fascynacja, która w końcu obróci się przeciwko nam.

Gdy opuściłam kawiarnię, moje serce było jeszcze bardziej rozdarte niż przedtem. Wiedziałam, że prędzej czy później będziemy musieli stawić czoła rzeczywistości, ale na razie pozwalałam sobie na chwilę zapomnienia, trzymając się nadziei, że może jednak Marek miał rację.

Miałam wyrzuty sumienia

Spotkałam się z Markiem w parku. Spacerowaliśmy ścieżką wzdłuż jeziora, próbując znaleźć odpowiedni moment na rozpoczęcie trudnej rozmowy.

– Marek, nie mogę przestać o tym myśleć – zaczęłam w końcu, zatrzymując się i patrząc mu prosto w oczy. – Co dalej z nami? Jak długo możemy to ciągnąć w tajemnicy?

Jego spojrzenie było nieczytelne.

– Sylwia, kocham cię, ale musisz zrozumieć... to nie jest proste. Z Anią… mam rodzinę.

Znałam tę odpowiedź na pamięć, ale za każdym razem bolała tak samo.

– Wiem, ale ja też mam swoje życie. I nie mogę tak dalej. Nie mogę ukrywać tego przed Anką, to mnie wykańcza.

Marek westchnął, przystając przy ławce.

– Ja też się tym martwię. Ale musimy być ostrożni. Dzieci potrzebują stabilności, nie mogę ich tak po prostu opuścić.

– A ja? Co ze mną? – zapytałam, nie mogąc ukryć goryczy w głosie. – Czy kiedykolwiek będę dla ciebie czymś więcej niż tylko romansem na boku?

Marek spuścił wzrok, jakby jego odpowiedź była dla niego samego zbyt trudna do przyjęcia.

– Nie wiem. Kocham cię, naprawdę. Ale jest mi trudno podjąć decyzję. Musisz dać mi czas.

Czas. To słowo, które miało być lekarstwem na wszystkie nasze problemy, a jednocześnie było dla mnie jak wyrok. Wiedziałam, że nie możemy tak trwać w nieskończoność, ale nie byłam gotowa na radykalne decyzje.

Ile jeszcze czasu potrzebujesz? – zapytałam, próbując ukryć łzy, które zaczęły napływać do moich oczu.

Marek nie odpowiedział, zamiast tego objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie. W jego uścisku czułam jednocześnie miłość i niepewność, która wisiała nad nami jak chmura.

Wiedziałam, że ta rozmowa nie przyniosła rozwiązania, którego tak desperacko pragnęłam. Zamiast tego zostawiła mnie z jeszcze większą ilością pytań i obaw. Wiedziałam jednak, że czas działa na naszą niekorzyść i prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw.

W końcu się dowiedziała

Nie minęło wiele czasu, gdy rzeczywistość dopadła nas z brutalną siłą. Pewnego wieczoru Ania przypadkiem znalazła coś, co nie powinno było trafić w jej ręce – wiadomość od Marka, którą nieopatrznie zostawił otwartą na komputerze. Niewiele później stałam przed drzwiami jej mieszkania, wezwana do konfrontacji, której bałam się najbardziej na świecie.

Gdy tylko weszłam do środka, zobaczyłam Anię z twarzą pełną łez i bólu, który wywołałam. Byłam zdezorientowana, przestraszona, ale wiedziałam, że nie ma odwrotu.

Sylwia, jak mogłaś? – Jej głos był pełen żalu, a każde słowo wbijało się we mnie jak ostry nóż. – Byłaś moją przyjaciółką!

Próbowałam się bronić, ale każde usprawiedliwienie wydawało się nędzne i bezwartościowe.

– Ania, ja... to nie tak miało być. Naprawdę, ja tylko... To po prostu miłość…

– Miłość? To nazywasz miłością? – przerwała mi, jej głos pełen gorzkiego sarkazmu. – Zdrada nie jest miłością. Co cię opętało?

Czułam się jak zagubiona dziewczynka, która po raz pierwszy staje twarzą w twarz z konsekwencjami swoich czynów.

– Marek... Marek i ja... to wszystko stało się tak nagle. Myślałam, że to coś prawdziwego.

Ania pokręciła głową, jej oczy były teraz pełne łez.

Czy choć raz pomyślałaś o mnie? O dzieciach? Myślałaś tylko o sobie, o swojej małej miłostce!

Cisza, która zapadła, była jak wyrok. Czułam, że nie mogę oddychać. Ania miała rację – to była zdrada na każdej możliwej płaszczyźnie.

– Proszę... ja naprawdę tego żałuję – moje słowa były ledwie szeptem, bez mocy, bez przekonania.

Ania podeszła do mnie, a w jej oczach widziałam jednocześnie ból i determinację.

– Nie chcę cię więcej widzieć. Straciłam cię jako przyjaciółkę i nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie ci wybaczyć. Proszę, wyjdź.

Opuszczając jej mieszkanie, miałam wrażenie, że zostawiam za sobą nie tylko przyjaźń, ale również część siebie, której nie będę już w stanie odzyskać. Moje łzy mieszały się z deszczem, który zaczął padać, gdy szłam przez ciemne ulice miasta, zastanawiając się, jak mogłam pozwolić, aby wszystko zaszło tak daleko.

W jednej chwili straciłam wszystko

Po tej burzliwej konfrontacji z Anią moje życie stanęło w miejscu. Czułam, że straciłam wszystko, co było dla mnie ważne. Samotność była niemal namacalna, a każde miejsce w mieszkaniu przypominało mi o tym, co straciłam. Nie mogłam przestać myśleć o Marku, o nas. Potrzebowałam z nim porozmawiać, żeby zrozumieć, co poszło nie tak i czy cokolwiek można jeszcze naprawić.

Zadzwoniłam do Marka i poprosiłam o spotkanie. Zgodził się. Umówiliśmy się w naszym ulubionym parku, gdzie niegdyś spędzaliśmy beztroskie chwile. Gdy go zobaczyłam, jego twarz była pełna zmęczenia i bólu.

– Sylwia – zaczął, jego głos był pełen troski, ale również dystansu. – Przepraszam, że wszystko potoczyło się w ten sposób. To moja wina.

– Nie tylko twoja – przerwałam mu, nie chcąc, żeby brał całą winę na siebie. – Oboje jesteśmy za to odpowiedzialni.

Usiedliśmy na ławce, a ja szukałam odpowiednich słów, żeby wyrazić to, co czuję.

Co teraz z nami? Co zamierzasz zrobić?

Spojrzał na mnie z bólem w oczach.

– Muszę wrócić do Anki. Dzieci mnie potrzebują. Nie mogę ich teraz zostawić. One nie powinny cierpieć przez nasze błędy.

Czułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Mimo że spodziewałam się takiej odpowiedzi, wciąż trudno było mi to zaakceptować.

Czyli to koniec? – zapytałam, nie mogąc powstrzymać łez.

Marek wziął moją dłoń, ale jego dotyk był już inny, pełen żalu, ale również determinacji.

– Przepraszam. Kocham cię, ale nie mogę zniszczyć wszystkiego, co budowałem przez lata.

Wiedziałam, że miał rację, ale to nie zmniejszało bólu, który czułam. Każde jego słowo raniło mnie, przypominając o stracie, której doświadczam.

Rozmowa była pełna smutku i rozczarowania. Pożegnaliśmy się z obietnicą, że postaramy się żyć dalej, choć oboje wiedzieliśmy, że już nigdy nie będzie tak samo. Marek odszedł, zostawiając mnie z pustką, której nic nie mogło wypełnić.

Gdy szłam do domu, czułam, jakby świat wokół mnie przestał istnieć. Byłam sama, bez przyjaciółki i bez miłości, której tak desperacko pragnęłam. Czy kiedykolwiek będę w stanie znów zaufać komukolwiek? Tego nie wiedziałam.

Wstydziłam się nawet narzekać

Życie bez Marka i Ani okazało się trudniejsze, niż sobie wyobrażałam. Codzienność stała się serią rutynowych czynności, które wypełniały dni, ale nie przynosiły ukojenia. Każda chwila była przypomnieniem tego, co straciłam, a przyszłość zdawała się być niejasna i niepewna.

Próbowałam odnaleźć sens w tym wszystkim. Skupiałam się na pracy, ale nawet projektowanie wnętrz, które kiedyś sprawiało mi radość, teraz wydawało się puste. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z kimś, kto nie znał mojej sytuacji, żeby spróbować spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.

Spotkałam się z Martą, starą przyjaciółką z czasów studiów, która mieszkała w innym mieście. Była jednym z niewielu ludzi, z którymi utrzymywałam kontakt. Wybrałyśmy się na lunch do restauracji, w której spędzałyśmy czas, gdy byłyśmy młodsze.

Jak się masz? – zapytała Marta z troską w głosie.

Uśmiechnęłam się słabo, starając się ukryć prawdziwe uczucia.

Jakoś leci. Praca, dom, wiesz jak to jest.

Marta przyjrzała mi się uważnie.

Wyglądasz na zmęczoną. Wszystko w porządku?

Chciałam jej powiedzieć prawdę, wylać z siebie cały ten ból, który trawił mnie od środka, ale coś mnie powstrzymało. Może to wstyd, może strach przed osądem. Zamiast tego tylko pokiwałam głową.

– Tak, po prostu ostatnio dużo się dzieje.

Rozmowa z Martą była jak plaster na ranę, chwilowa ulga, ale nie rozwiązanie problemu. Opowiadała mi o swoim życiu, a ja słuchałam, próbując cieszyć się jej sukcesami, choć jednocześnie porównywałam jej życie do mojego.

Gdy wróciłam do domu, poczułam jeszcze większą pustkę. Moje myśli były chaotyczne, pełne żalu i pytań bez odpowiedzi. Czy kiedykolwiek będę w stanie przebaczyć sobie to, co zrobiłam? Czy mogę zacząć od nowa?

Nie miałam odpowiedzi na te pytania, ale wiedziałam, że muszę je znaleźć, jeśli chcę cokolwiek zmienić. Może nie teraz, może nie jutro, ale musiałam uwierzyć, że to możliwe.

Sylwia, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama