Reklama

Z Sylwią chodziłyśmy razem do liceum, ale nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie. Miała opinię dziewczyny, która lubi skupiać na sobie uwagę – zawsze chwaliła się najmodniejszymi gadżetami, była ubrana w markowe ciuchy, pachnąca perfumami, których nazwy nawet nie potrafiłam wymówić. Mimo to rzadko widziałam ją z prawdziwymi przyjaciółkami. Ludzie traktowali ją z dystansem, chyba dlatego, że zawsze musiała być o krok przed innymi – bogatsza, lepsza, bardziej podziwiana.

Kumplowałam się z nią z litości

Nasze drogi powinny się naturalnie rozjechać po maturze, ale jakoś utrzymywałyśmy kontakt. Może było mi jej żal, a może zwyczajnie fascynowała mnie jej pewność siebie i to życie pełne blichtru, którego sama nie miałam. Ja byłam zwyczajna. Praca w biurze, normalne mieszkanie, zwykłe wakacje raz do roku. A Sylwia? Jej Instagram kipiał od zdjęć z egzotycznych plaż, relacji z wystawnych kolacji i selfie z torebkami wartymi tyle, co moja cała pensja.

– Kochana, ja po prostu mam szczęście! – mawiała, machając ręką, gdy pytałam, jak jej się to wszystko udaje. – Wiesz, trzeba umieć się ustawić w życiu. Mój chłopak nie pozwoliłby mi nosić tanich rzeczy. A w pracy? Pracodawcy wiedzą, że jestem warta więcej niż przeciętniacy.

Słuchałam tego wszystkiego, czując mieszankę irytacji i zazdrości. Bywały momenty, że czułam się przy niej jak szara myszka. Zdarzało się, że celowo nie odbierałam jej telefonów, żeby nie psuć sobie humoru. Sylwia z reguły nie była zainteresowana tym, co u mnie. Jeśli dzwoniła, to po to, żeby pochwalić się nowym zakupem, nowym zamożnym facetem albo kolejną planowaną podróżą. A jednak po jakimś czasie znowu robiło mi się jej żal. Gdy zauważała, że się odsuwam, przez chwilę udawała zainteresowanie i pisała, że za mną tęskni, że jestem jej jedyną przyjaciółką. Wtedy zwykle miękłam i cały cykl zaczynał się od nowa.

Ale pozory mylą...

Wszystko zmieniło się jednego dnia, kiedy weszłam do banku, by załatwić przelew. Byłam już przy kasie, kiedy moją uwagę przyciągnęła znajoma sylwetka. Serce zabiło mi mocniej. Sylwia, ubrana w bankowy uniform, obsługiwała klienta przy sąsiednim stanowisku.

Spojrzałam na nią, ale ona, widząc mnie, nagle odwróciła wzrok. W jednej chwili pochyliła się niżej nad dokumentami, a potem – ku mojemu zdziwieniu – wstała i szybkim krokiem wyszła na zaplecze.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czyżby Sylwia wcale nie była „wysoko” w centrali banku, jak twierdziła? Była zwykłą kasjerką? Ale skąd miałaby wtedy pieniądze na te wszystkie luksusy? Rozumiem, że niektóre były prezentami od bogatych facetów, ale z reguły relacje Sylwii nie trwały dłużej niż dwa, góra trzy miesiące. Poza tym, ciężko było mi uwierzyć, że wszyscy faceci byli tak hojni, żeby kupować tak drogie prezenty nowo poznanej lasce...

Następnego dnia napisałam do koleżanki wiadomość:

„Sylwia, wczoraj chyba cię widziałam w banku?”.

Odpowiedź przyszła po kilku godzinach.

„Mnie? W banku? Chyba ci się coś pomyliło, kochana”.

„Ale ja cię widziałam. Pracujesz tam, prawda? Za kasą?”.

„Haha, Karolina, proszę cię. Pracuję w centrali, nie za kasą!”.

Coś mi tu nie pasowało. Niby mogło mi się tylko wydawać, ale... Niby dlaczego tamta przypadkowa kasjerka miałaby uciekać na mój widok?

Musiałam odkryć prawdę

Kilka dni później umówiłyśmy się na kawę. Sylwia przyszła spóźniona, pachnąca intensywnymi perfumami i ubrana w drogi płaszcz. Miała na sobie torebkę, którą ostatnio chwaliła się na Instagramie – podobno kolejny prezent od bogatego chłopaka.

Kiedy poszła do toalety, spojrzałam na jej torebkę. Nie wiem, co mną kierowało, ale delikatnie ją otworzyłam.

Najpierw zauważyłam metkę, ledwo wystającą ze szwu. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że jest podrobiona. Torebka, którą Sylwia tak dumnie pokazywała, była tanim falsyfikatem.

Potem natknęłam się na otwartą kopertę z banku. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale przejrzałam jej zawartość. W środku znajdował się wyciąg z karty kredytowej. Oczy rozszerzyły mi się, gdy zobaczyłam, że karta była zadłużona na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Siedziałam sparaliżowana, kiedy Sylwia wróciła z toalety.

– O czym tak myślisz? – zapytała, uśmiechając się szeroko.

– Sylwia... – zaczęłam ostrożnie. – Dlaczego mnie oszukujesz?

Zmarszczyła brwi.

– Co masz na myśli?

– Nie jesteś bogata. Pracujesz na kasie w banku. Ta torebka jest podróbką. Jesteś zadłużona po uszy. Dlaczego kłamiesz?

Jej twarz pobladła, a uśmiech zniknął. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała wybuchnąć śmiechem albo się rozpłakać.

Nie wiesz, co mówisz – syknęła, gwałtownie chwytając swoją torebkę.

– Sylwia, ja cię widziałam. Dlaczego udajesz?

Przez moment milczała, a potem wzięła głęboki oddech.

– Bo ludzie oceniają cię po tym, co masz, a nie kim jesteś – powiedziała w końcu. – A ja nie chcę być nikim.

Patrzyłam na nią w ciszy.

– Ale to nie jest prawdziwe życie, Sylwia – powiedziałam cicho.

Parsknęła śmiechem, ale nie było w nim radości.

– A twoje jest? Wstajesz, idziesz do pracy, wracasz, oglądasz seriale i czekasz na weekend? To ma być życie?

Wstała gwałtownie, zarzuciła płaszcz na ramię i rzuciła mi ostatnie spojrzenie.

– Może i mam długi, ale w końcu je spłacę. A co się nażyję, to moje! Pieniądz rodzi pieniądz, Karolina. Nigdy nie wybijesz się ponad przeciętniactwo, jeśli trochę nie zainwestujesz.

Po tych słowach wyszła, a ja zostałam sama przy stoliku.

Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. Ale od tamtego dnia, kiedy widzę na Instagramie jej nowe zdjęcia – z pięciogwiazdkowych hoteli, drogich restauracji, luksusowych butików – nie czuję już zazdrości.

Pomogę jej, jeśli będzie chciała

Po tamtym spotkaniu Sylwia przestała się do mnie odzywać. Nie zdziwiło mnie to. Byłam tą, która przejrzała jej grę, a takich ludzi lepiej unikać, gdy buduje się świat z kłamstw.

Nie oznaczało to jednak, że przestałam o niej myśleć. Co jakiś czas widziałam jej nowe posty. Wszystko wyglądało idealnie, ale ja wiedziałam już, że to wszystko ściema. Ciekawe, czy ktokolwiek inny się domyślał?

Kilka tygodni później wpadłam na Sylwię przypadkiem, choć nie byłam pewna, czy to rzeczywiście był przypadek. Spotkałam ją w galerii handlowej, kiedy wychodziła ze sklepu z ekskluzywnymi torebkami. W rękach trzymała elegancką papierową torbę z logo znanej marki.

– Karolina! – zawołała nagle, jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Jakbyśmy nadal były przyjaciółkami i jakby nie zaszło między nami nic nieprzyjemnego.

Jej uśmiech był szeroki, ale oczy jakby przygaszone.

– Co za zbieg okoliczności!

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo już zaczęła mówić dalej:

– Zobacz, właśnie kupiłam nową torebkę. Prawdziwa perełka! – podniosła torbę do góry, jakby to miało udowodnić, że wymyśliłam sobie wszystkie zarzuty.

Patrzyłam na nią przez chwilę i czułam coś dziwnego. To nie była już irytacja ani zazdrość. To było współczucie.

– Sylwia... – zaczęłam cicho. – Nie musisz tego robić. A już na pewno nie przede mną. Ja mam w nosie, czy masz te torebki, czy nie.

Na ułamek sekundy na jej twarzy pojawił się cień niepewności. Ale szybko wróciła do swojej roli.

Nie wiem, o czym mówisz – rzuciła, wzruszając ramionami. – Po prostu lubię luksus.

Westchnęłam ciężko.

– Przypadkiem jesteś w tej samej galerii, w tym samym czasie, co ja? I przypadkiem akurat teraz wychodzisz z tego drogiego sklepu? Po tym, jak przestałaś się do mnie odzywać? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

Zawahała się.

– Nie unikam cię – powiedziała w końcu, ale w jej głosie zabrzmiała nuta zmęczenia. – Po prostu... Nie chcę, żebyś mnie oceniała.

– Nie oceniam – odpowiedziałam szczerze. – Ale znam cię. Wiem, że to wszystko to tylko fasada. I wiem, że to musi być cholernie męczące.

Zamilkła. Przez moment myślałam, że po prostu odejdzie, ale zamiast tego opuściła wzrok i zacisnęła palce na uchwycie torby.

– Czasem czuję, że już nie umiem przestać udawać – szepnęła.

A ja po prostu ją przytuliłam.

– Nie martw się. Pomogę ci, jeśli tylko będziesz chciała wrócić do rzeczywistości – powiedziałam z zupełnie szczerą troską.

Karolina, 28 lat

Czytaj także:
„Małżeństwo miało mi dać wygodne życie i spokój. Ale gdy stan konta się kurczył, miłość topniała jak śnieg na wiosnę”
„Myślałam, że znalazłam prezent na walentynki od męża. Nie wiem tylko, czemu pomylił moje imię z jakąś lafiryndą”
„Żona ciągle pomaga swojemu byłemu. Muszę jej pilnować, bo dobrze wiem, że on tylko czeka, żeby mi ją odbić”

Reklama
Reklama
Reklama