„Zawsze uważałam teściową za rozsądną kobietę. Po śmierci męża pokazała jednak swoją drugą twarz”
„Na początku pomyślałam, że może po prostu oboje chodzą na cmentarz – ona do swojego męża, on do mamy. Może te spotkania były rzeczywiście przypadkowe. Ale potem tata wspomniał, że teściowa zaproponowała kawę”.

- Redakcja
Zawsze czułam, że jestem tym klejem, który trzyma całą naszą rodzinę w całości. Nie Marek, mój mąż, który woli nie wchodzić w napięcia, nie nasze dzieci, które – choć cudowne – żyją jeszcze w swoim dziecięcym świecie. To ja układam wszystko tak, żeby działało. Godzę święta między dwie rodziny. Pamiętam o imieninach, urodzinach, rocznicach. Gotuję, dzwonię, umawiam. Dbam o to, żeby się wszyscy spotykali, żeby nie było niezręczności.
Ogarniałam wszystko
Z jednej strony mam moją teściową, wdowę od siedmiu lat. Cicha, prawie niewidzialna, wiecznie gdzieś na uboczu. Zawsze w tym samym szarym swetrze i z uprzejmym uśmiechem, który nic nie mówi. Tyle lat jest częścią naszej rodziny, a czasem mam wrażenie, że wciąż jej nie znam. Nie narzeka, nie prosi, nie zwraca na siebie uwagi. Kiedy dzieci skaczą jej po kolanach, tylko się uśmiecha. Kiedy wszyscy rozmawiają o czymś ważnym – milczy.
Z drugiej strony jest mój ojciec – Jan. Typ zorganizowany do bólu. Inżynier w każdym calu, punktualny, rzeczowy, oschły. Po śmierci mamy trochę się otworzył, ale wciąż czuć ten chłód. Nigdy nie był duszą towarzystwa. Mówił, że emocje są jak śrubki – jeśli się nie pasują, to trzeba je wymienić, a nie roztrząsać. Oboje są samotni. To fakt. Ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że oni dwoje właśnie mogliby…
Urodziny dzieci to podwójna okazja, bo są wrześniowymi bliźniakami. Zawsze obchodzimy je u nas w domu. Szykuję wtedy dom jak na święta: ciasta, obiad, balony, tort, nawet muzyka z głośnika, bo dzieciaki lubią tańczyć po dywanie. Tym razem, podczas obiadu, coś było inaczej.
Miałam podejrzenia
Teściowa i mój ojciec siedzieli obok siebie i rozmawiali, śmiali się, nachylali do siebie. Spojrzenia mieli takie inne, jakby ona mówiła coś, co jego naprawdę obchodziło, a coś, co ją naprawdę bawiło. To było dziwne.
Gdy goście już wyszli, usiadłam obok Marka na kanapie. Wypiłam łyk zimnej już herbaty i zapytałam:
– Marek… zauważyłeś coś dziwnego między twoją mamą a moim ojcem?
– Co masz na myśli? – nawet nie oderwał wzroku od ekranu.
– No nie wiem… jakoś tak dziwnie się do siebie zbliżyli. Rozmawiali dużo.
– Może się nudzili. Daj spokój, przecież to absurd.
Nie spałam tej nocy najlepiej. Śniło mi się, że siedzimy wszyscy przy stole, a teściowa i mój ojciec trzymają się za ręce. Moja nieżyjąca mama stała przy drzwiach i patrzyła na mnie z wyrzutem.
Zaczęło się niewinnie
Na początku pomyślałam, że może po prostu oboje chodzą na cmentarz – ona do swojego męża, on do mamy. Może te spotkania były rzeczywiście przypadkowe. Ale potem tata wspomniał, że teściowa zaproponowała kawę po odwiedzinach na grobach. Spytałam o to mimochodem, przy obiedzie.
– Tak po prostu? – uniosłam brwi.
– Tak po prostu. Pogadaliśmy, wypiliśmy kawę.
Przez kolejne dni zaczęłam zauważać drobiazgi. Ojciec, który nigdy nie przepadał za sklepami, z własnej woli poszedł do warzywniaka, gdzie – jak się potem okazało – teściowa często kupuje jabłka i miód. Przyjechał też któregoś dnia do mnie, a że akurat teściowej nie było u nas na obiedzie, rzucił tylko: „A, szkoda, że nie przyszła”.
– No, no, tato. Nie poznaję cię. Zakupy, kawa, towarzyskie wizyty… Coś się święci?
– A co się ma święcić? – odburknął, ale po chwili dodał ciszej – Przecież muszę mieć z kim porozmawiać, nie?
– Jasne. Tylko… moja teściowa?
– A co z nią? Miła kobieta, trochę samotna, jak ja. Przecież nie planujemy ślubu, po prostu rozmawiamy.
Nie mogłam uwierzyć
Tydzień później zaprosiłam teściową na herbatę. Przyszła z ciastem, jak zawsze, ale wyglądała inaczej. Miała nową apaszkę, pomalowane paznokcie, lekko zaróżowione policzki. Usiadłyśmy w kuchni, dzieci były w swoich pokojach, Marek na siłowni.
– Spotykacie się z moim tatą? – zapytałam, nie owijając w bawełnę.
– Tak… czasem się zdarzy.
– I… jak to się zaczęło?
– Po prostu. Najpierw rozmowa przy grobie, potem kawa. Twój ojciec jest dobrym słuchaczem.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przede mną siedziała kobieta, którą znałam od lat jako zgaszoną, cichą, pokorną. A teraz – choć mówiła spokojnie – była jakby żywsza, obecna.
W kolejny weekend zrobiliśmy obiad u nas. Zwykła niedziela – rosół, pieczeń, sernik. Zaprosiliśmy rodziców, jak zawsze. Tyle że tym razem ojciec przyszedł wcześniej i… z moją teściową. Usiedli obok siebie przy stole. Rozmawiali półgłosem, śmiali się. W pewnym momencie nasza córka, trzymając widelec w ręku, wypaliła:
– Mamo, czy babcia i dziadek są teraz parą?
Zrobiło się cicho. Ojciec się uśmiechnął, teściowa spuściła wzrok. Marek spojrzał na mnie pytająco. Nie odpowiedziałam.
Wszyscy to widzieli
Gdy dzieci pobiegły do pokoju, a my zostaliśmy sami, Marek odezwał się pierwszy:
– Ty to widzisz?
– Widzę – powiedziałam. – I nie wiem, co o tym myśleć.
– To dziwne – mruknął. – To… nie pasuje. Przecież to są nasi rodzice.
– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Ale chyba nie pytają nas o zgodę.
Po tym obiedzie nie potrafiłam już udawać, że wszystko jest w porządku. Spotkałam się z tatą w jego mieszkaniu. Wchodząc, od razu przeszłam do rzeczy.
– Możesz mi wyjaśnić, co się właściwie dzieje między tobą a moją teściową?
– Adela… jesteśmy dorośli. Spotykamy się, rozmawiamy. Chyba nic złego w tym nie ma?
– Zachowujesz się jak nastolatek. To jest moja teściowa.
– A ja jestem twoim ojcem, nie dzieckiem. Mam prawo do własnych decyzji.
Poczułam wściekłość. Nie z powodu jego słów, ale ich tonu – spokojnego, pewnego. Jakby nie widział nic niestosownego w tym, co robi.
Nie rozumiałam ich
Tego samego dnia pojechałam do teściowej. Wpuściła mnie z uśmiechem, ale szybko zorientowała się, że nie przyszłam z wizytą towarzyską.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam. – Przecież mieszasz w tej rodzinie jak nigdy wcześniej.
– Całe życie byłam nikim. Czasem trzeba w końcu powiedzieć sobie: dość.
– Kosztem naszej rodziny?
– Ja już nie mam rodziny – powiedziała cicho. – Mam wspomnienia, samotne wieczory, a teraz, pierwszy raz od lat, ktoś mnie widzi. Kiedy zmarł mój mąż, czułam ulgę. Wiem, jak to brzmi, ale tak było. Nie krzyczał już, nie miał już żądań, nie czekał z zegarkiem, czy obiad gotowy.
Milczałam. Teściowa patrzyła gdzieś w bok.
– Twój ojciec nie jest dla mnie jakąś wielką przygodą. Nie chodzi o namiętność, tylko o to, że on pyta, czy mi ciepło, śmieje się z moich żartów, zauważa, kiedy mam nową spinkę we włosach.
Spojrzała na mnie niepewnie.
– Od tylu lat nikt mnie nie słuchał, nawet nie pytał, czy czegoś potrzebuję. Ja też nie pytałam. Po prostu żyłam obok.
Coś we mnie drgnęło, ale jeszcze nie byłam gotowa, by jej to powiedzieć na głos.
Daliśmy im szansę
Nie chciałam organizować kolejnego spotkania rodzinnego, ale Marek nalegał. Urodziny jego brata, nasz dom, jak zawsze. Dzieci się cieszyły, więc się zgodziłam.
Teściowa i ojciec przyszli razem. Trzymali się blisko, mówili do siebie cicho, ale bez ukrywania się. Tata wziął jej płaszcz tak naturalnie, jakby robił to od lat. Nie było w tym nic przerysowanego. Po prostu troska, obecność.
Siedli obok siebie przy stole. Dzieci się śmiały, Marek był spięty, ale milczący, a ja patrzyłam, jak ojciec nakłada Barbarze ziemniaki, jak ona śmieje się z jego historii, choć znałam je wszystkie. W pewnym momencie tata pocałował ją w policzek. I wtedy coś mnie uderzyło – że mój ojciec nie wygląda jak inżynier z kamienną twarzą, ale jak człowiek.
Wieczorem, kiedy dzieci poszły spać, usiedliśmy z Markiem w salonie.
– I co ty na to? – zapytał.
– To jest ich wybór. I chyba pierwszy raz czuję, że twoja mama i mój tata są naprawdę szczęśliwi.
Marek pokiwał głową. Nie był pewien, ja też nie. Ale coś się we mnie uspokoiło.
Adela, 47 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż lubił się mną chwalić przed innymi, ale w domu przypominał mi, że dla niego jestem tylko śmieciem”
- „Byłam bogata, ale samotna. Wynajęłam sobie kochasia za 5 tysięcy, ale miłości nie da się kupić”
- „Moja wnuczka nic nie robi, tylko ciągle na wszystko narzeka. Ta bananowa młodzież nie wie, co to prawdziwe życie”

