Reklama

Zawsze myślałem, że święta robią się same. Ot, po prostu przychodzą – jak pierwszy śnieg, jak zapach mandarynek w biurze. Ale dziś wiem, że to nie magia. To Aneta. To ona przez lata była tą magią.

W tym roku, gdzieś na początku grudnia, powiedziała cicho:

W tym roku nie robię świąt.

Zmywałem akurat kubki i tylko się zaśmiałem.

– Mhm, jak zwykle – mruknąłem. – Już cię widzę, tydzień przed Wigilią lepisz pierogi po nocy.

Nie odpowiedziała. Usiadła na kanapie z herbatą. Włączyła telewizor. I nie wstała.

W domu było dziwnie cicho. Nie pachniało piernikiem. Nigdzie nie walały się brokatowe gwiazdki. Dzieci pytały, czy w tym roku nie będzie choinki.

– Będzie – mówiłem. – Mama jest po prostu zmęczona. Zobaczycie, zaraz ruszy z robotą.

Ale nic nie ruszało.

Wczoraj dzwoniła moja matka:

– I co z Wigilią? Też u was? Makowiec już pieczecie?

– Nie wiem, mamo. Aneta... jakoś inaczej się zachowuje.

– Daj spokój – przerwała. – Znowu udaje. W końcu się ogarnie. Przecież jak nie ona, to kto?

No właśnie. Kto?

To nie był żart

W Wigilię wstałem pierwszy. Cisza była aż nienaturalna. Normalnie już od rana coś się działo – w kuchni słychać było mikser, z łazienki dochodził zapach lakieru do włosów Anety, a dzieciaki ganiały w piżamach, wypatrując prezentów. Dziś – nic. Zajrzałem do sypialni. Drzwi były zamknięte. Zapukałem delikatnie.

– Aneta wszystko okej?

Po chwili usłyszałem cicho, jakby przez sen:

– Mówiłam, że w tym roku nie robię świąt.

Zamarłem.

– No ale… dzieci czekają. Może chociaż zejdziesz na chwilę?

– Nie mogę. Nie chcę.

Zszedłem do kuchni. Basia siedziała przy stole i obgryzała paznokieć. Kuba leżał pod stołem i bawił się resztką jakiejś zeszłorocznej bombki.

– Tato… a gdzie mama? – zapytała cicho.

– Jest zmęczona. Zaraz wstanie – skłamałem. – A teraz… może zrobimy jajecznicę?

Kuba kręcił nosem. Basia się popłakała.

Po południu zapukałem jeszcze raz. Tym razem mocniej.

– Aneta, dzieci pytają. Czekają. Możesz chociaż… złożyć im życzenia?

– Michał… – odezwała się. – Po prostu… nie umiem.

– Co mam im powiedzieć?

– Nie obchodzi mnie to.

To było jak cios. Wróciłem na dół. W radio cicho grało kolędy. Patrzyłem na dzieci i poczułem coś, czego dawno nie czułem – lęk. Że coś pękło. Może na zawsze. Na wigilijną kolację zjedliśmy resztki zupy z poprzedniego dnia i mrożoną pizzę.

Szwagierka nie była miła

Wieczorem, gdy dzieci już spały – Kuba wtulony w koc, Basia z pluszowym reniferem – usiadłem w kuchni i wpatrywałem się w telefon. Palcem przesuwałem po liście kontaktów, aż w końcu znalazłem numer: Ola – siostra Anety. Zadzwoniłem. Odebrała szybko.

– Michał? Wszystko w porządku?

Milczałem chwilę, w końcu wyrzuciłem z siebie:

– Ona… zamknęła się w sypialni. Od rana. Nie zeszła nawet do dzieci. Nie mamy kolacji, nie mamy nic. Ja nie wiem, co robić.

– Michał… – westchnęła. – Ona mówiła ci. Tylko że ty nigdy nie słuchasz.

– Słucham! Tylko… może nie wszystko rozumiem. O co chodzi?

– O wszystko – powiedziała twardo. – O to, że od lat dźwiga ten dom sama. Że ty wracasz z pracy i wszystko jest zrobione, i myślisz, że tak po prostu ma być. A ona ma dość.

– Przecież... nie jest sama. Ja pracuję, staram się…

– Ale w środku domu ciebie nie ma, Michał. Próbowała ci mówić. A ty myślałeś, że przesadza. Że to normalne.

Zrobiło mi się zimno. Spojrzałem na choinkę stojącą w kącie salonu. Na dziecięce rysunki na lodówce. Na pusty stół. Pierwszy raz pomyślałem, że może coś naprawdę przeoczyłem.

Zaczynałem rozumieć

W nocy nie mogłem spać. Leżałem na kanapie przykryty kocem i nasłuchiwałem. Nie było nawet światła z kuchni – tej wiecznej lampki Anety, którą zostawiała „na wszelki wypadek”. Wstałem. Poszedłem pod drzwi sypialni. Nie pukałem. Nacisnąłem klamkę. Drzwi ustąpiły bez oporu.

Pokój był ciemny, zasłony zaciągnięte. Pachniało jej szamponem. Leżała na boku, twarzą do ściany, skulona w piżamie w drobne renifery. Usiadłem cicho na skraju łóżka.

– Aneta, porozmawiamy?

Nie odpowiedziała.

– Wiem, że coś się dzieje. Wiem, że zawaliłem. Ale ja... nie wiedziałem, że jest aż tak źle.

Wtedy usłyszałem jej głos. Cichy. Wyczerpany.

– Bo nie chciałeś wiedzieć. Bo wygodniej ci było myśleć, że jestem robotem. Że wystarczy powiedzieć: „zrób święta” – i wszystko się zrobi.

Odwróciła się. Miała zaczerwienione oczy.

– Dla ciebie liczy się porządek. Żeby mama była zadowolona. Żeby dzieci się cieszyły. A ja? Kto mnie ostatnio zapytał, czy ja się cieszę?

Zacisnąłem dłonie.

– Myślałem, że tak trzeba… że to normalne...

– To nie jest życie, a ja nie jestem służącą.

Patrzyłem na nią i nie poznawałem. A może… pierwszy raz widziałem ją naprawdę? Nie miałem słów. Tylko cichy, żałosny wstyd ściskający gardło.

Dzieci były zaniepokojone

Rano obudziło mnie ciche szuranie w kuchni. Znalazłem tam Basię, która próbowała nalać sobie mleka do miski, ale ręce jej drżały.

– Tato… mama już wyzdrowiała? – zapytała tak cicho, że prawie jej nie usłyszałem.

Kuba siedział pod stołem, zawinięty w koc jak w kokon.

Ona już nas nie kocha? – zapytał, nie patrząc na mnie.

Usiadłem z nimi, czując, jak coś w środku pęka.

– Kochani… mama was kocha najbardziej na świecie. Tylko jest bardzo, bardzo zmęczona. Tak zmęczona, że musi odpocząć. To nie wasza wina.

Basia spojrzała na mnie z niedowierzaniem, jakby próbowała zrozumieć słowa, których żadne dziecko nie powinno słyszeć.

– A może jej coś zrobiliśmy? – szepnęła.

– Nie. – Przytuliłem ich oboje. – Mama po prostu potrzebuje czasu.

Spróbowałem ugotować owsiankę. Wyszedł jakiś glut. Ale dzieci i tak jadły, byle tylko nie siedzieć w ciszy.

Przeprosiłem żonę

Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiadłem znów na skraju łóżka w sypialni. Aneta leżała w tej samej pozycji co rano – niby śpiąca, ale czułem, że nie śpi. Czeka. Może sama nie wie na co.

Nie mam ci nic do zarzucenia – powiedziałem po dłuższej ciszy. – Tylko przepraszam. Za lata, kiedy patrzyłem i nie widziałem. Słyszałem, ale nie słuchałem.

Aneta poruszyła się, spojrzała na mnie nieufnie.

– Wiesz, co jest najgorsze? Że ja naprawdę wierzyłam, że tak już musi być. Że kobieta to daje radę. Że święta się same nie zrobią, dzieci same się nie wychowają. A potem przyszła myśl: a może wcale nie muszę?

Patrzyłem na nią, czując ciężar jej słów w całym ciele.

– Zrozumiałem dziś, że ty te święta robiłaś sama. Od lat. A ja… tylko korzystałem. I jeszcze miałem pretensje, jak coś było nie po mojemu.

Aneta pokiwała głową, bez cienia triumfu.

– To nie tylko o święta chodzi, Michał. To o wszystko. O każdy dzień, kiedy potrzebowałam wsparcia, a ty nawet nie zauważałeś.

Przełknąłem ślinę.

– Czy możemy spróbować… od nowa? Nie jutro, nie w weekend. Po prostu – zacząć inaczej żyć?

Milczała. Przez chwilę myślałem, że mnie znów zignoruje. Ale wtedy powiedziała:

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale możesz posprzątać kuchnię, bo pewnie narobiliście bałaganu.

Parsknąłem przez łzy. Kiwnąłem głową.

– Jasne. Zaraz to zrobię.

Wyszedłem z pokoju. I pierwszy raz od dawna poczułem, że jeszcze nie wszystko stracone.

Michał, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama