„Zauroczyłam się w szpakowatym dżentelmenie z dansingu. Szybko okazało się, że to stary żigolak”
„Wróciłam do domu późno, z rozpalonymi policzkami i bijącym sercem. Nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku, patrzyłam w sufit i myślałam: czy to możliwe, że jeszcze kiedyś… że jeszcze coś się wydarzy? Że jeszcze mogę być dla kogoś ważna? Chciałam wierzyć, że tak. Chciałam wierzyć, że tym razem życie się do mnie uśmiechnęło”.

- Redakcja
Czasem zastanawiam się, czy to już ostatni rozdział mojego życia. Sześćdziesiąt pięć lat na karku, zmarszczki na twarzy, które układają się jak mapy przeżytych lat. Od sześciu lat jestem wdową. Mój mąż, Janek, odszedł cicho, bez słowa, zostawiając mnie w pustym mieszkaniu, wśród zdjęć, które teraz bardziej ranią niż cieszą. Zostałam sama – ja, stare meble i cichy zegar w salonie, co tyka tak monotonnie, że czasem mam ochotę go wyrzucić za okno.
Długo myślałam, że już nic mnie w życiu nie czeka
Że jestem jak ten wyschnięty liść na drzewie – jeszcze się trzymam, ale wiatr życia już dawno przestał mnie kołysać. Aż w końcu powiedziałam sobie: dość. Nie chcę umierać w samotności. Zaczęłam chodzić na dancingi dla seniorów – taką rozrywkę dla tych, którzy jeszcze chcą poczuć życie. Ach, jak tam pachniało! Perfumy, zapach świeżo parzonej kawy, trochę alkoholu, a przede wszystkim – śmiech, gwar rozmów, muzyka, co pulsowała w sercu.
I wtedy go zobaczyłam. Tadeusza. Wysoki, siwe włosy gładko zaczesane do tyłu, elegancka koszula, uśmiech jak z reklamy pasty do zębów. Podszedł do mnie, podał dłoń – a jego dotyk był ciepły, pewny. Ujął moją dłoń, a ja poczułam, jakby nagle wróciła do mnie młodość. Jego głos był ciepły, pewny, z nutą tej męskiej zuchwałości, która sprawia, że kobieta – choćby miała lat siedemdziesiąt – czuje się znowu jak dziewczyna.
– Tańczysz ze mną, piękna pani? – zapytał, a ja… no jak mogłam odmówić?
Tamtego wieczoru zatańczyłam więcej niż przez ostatnie dziesięć lat. A kiedy spojrzałam mu w oczy, zobaczyłam coś, co kazało mi uwierzyć w bajki. Może to szalone, ale wtedy myślałam: „Czy to możliwe, że w moim wieku można jeszcze czuć takie motyle w brzuchu?”.
Tamten wieczór był jak z innego świata. Sala rozświetlona lampkami, ciepłe światło rozlane na parkiecie, a w tle grała muzyka z dawnych lat – „Złoty pierścionek”, „Oczy czarne”, „Nie płacz, kiedy odjadę”. Ludzie tańczyli, śmiali się, popijali wino. Tadeusz usiadł obok mnie przy stoliku, a ja czułam, jak serce wali mi jak oszalałe.
Zerkałam na niego ukradkiem, na jego dłonie – duże, pewne, z lekko widocznymi żyłami. Na jego uśmiech, na błysk w oczach, który sprawiał, że czułam się jak jedyna kobieta na sali. A przecież było tam tyle innych, młodszych, piękniejszych. Ale to ja byłam tą, na którą patrzył.
– Wiesz, jak pięknie wyglądasz, kiedy się uśmiechasz? – powiedział cicho, a ja aż zamarłam. Tyle lat nikt mi tego nie mówił. Poczułam, jakby ktoś zdmuchnął kurz z mojej duszy.
– Dawno nikt mi tego nie powiedział… – odpowiedziałam, prawie szeptem. Głos mi drżał, ręce ścisnęłam pod stołem, bojąc się, że się zaczerwieniłam jak nastolatka.
Tadeusz ujął moją dłoń, jego palce były ciepłe, a dotyk pewny, jakby chciał mi dać znać, że przy nim mogę się czuć bezpieczna. Nachylił się, a jego głos był cichy, prawie szeptał mi do ucha.
– Tyle życia masz w oczach, Helenko. Ktoś ci kiedyś powiedział, że potrafisz oczarować jednym spojrzeniem?
Czułam, jak serce mi topnieje
Siedziałam tam, na tej sali, z kieliszkiem wina w dłoni, słuchając jego głosu i myślałam: co się ze mną dzieje? Przecież to nie przystoi, taka młodzieńcza ekscytacja w moim wieku. A jednak… Czułam się, jakbym znów miała dwadzieścia lat. Jakby życie zaczynało się od nowa.
Tańczyliśmy długo. W jego ramionach czułam się lekka, szczęśliwa, jakbym unosiła się nad ziemią. Świat zniknął – były tylko jego oczy, jego dłonie, jego ciepły śmiech, gdy coś mu opowiadałam. Mówiłam o moim Janku, o latach, które minęły, o samotności. A on słuchał, kiwał głową, ściskał moją dłoń.
– Wiesz, Helenko, życie jest krótkie. Nie warto go marnować na smutki – powiedział wtedy, a ja poczułam, że mówi prawdę, choć w głębi serca miałam dziwne, niepokojące przeczucie, które wtedy odsunęłam jak natrętną muchę.
Wróciłam do domu późno, z rozpalonymi policzkami i bijącym sercem. Nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku, patrzyłam w sufit i myślałam: czy to możliwe, że jeszcze kiedyś… że jeszcze coś się wydarzy? Że jeszcze mogę być dla kogoś ważna?
Chciałam wierzyć, że tak. Chciałam wierzyć, że tym razem życie się do mnie uśmiechnęło.
Następnego dnia wstałam wcześnie. Słońce wpadało przez okno, a ja siedziałam przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam na telefon. Nie mogłam wytrzymać. Wzięłam głęboki oddech i wykręciłam numer Krystyny. Odebrała niemal od razu, jakby czekała, aż zadzwonię.
– Cześć, Krysiu, to ja… Helena – powiedziałam, starając się brzmieć zwyczajnie, ale mój głos od razu zdradzał emocje. – Muszę ci coś powiedzieć. Wiesz… poznałam kogoś.
Po drugiej stronie słyszałam jej oddech, jakby wstrzymała powietrze. W końcu odezwała się ostrożnie:
– Kogoś? Mów, Helenko, co się stało?
– Byłam wczoraj na dansingu… i tam był Tadeusz. Taki… no wiesz… elegancki, czarujący. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy. Krysia, on powiedział, że mam piękne oczy. Że mam życie w oczach. Dawno nikt tak na mnie nie patrzył.
Krystyna milczała chwilę, a potem westchnęła. Czułam, jakby próbowała dobrać słowa, żeby mnie nie zranić.
– Helenka, kochana… nie chcę cię martwić, ale uważaj. Tadeusz to… on lubi się bawić. Widziałam go już na tych dansingach. Zawsze otoczony kobietami. On… to taki typ, co nie szuka niczego na stałe. Obawiam się, że możesz się rozczarować.
Zrobiło mi się gorąco, jakby ktoś wylał na mnie kubeł wrzątku. Ale zaraz potem poczułam bunt. Nie, to nieprawda. Tadeusz jest inny. Przecież patrzył na mnie tak, jak nikt wcześniej. Przecież trzymał mnie za rękę, mówił czułe słowa.
– Nie, Krystynko, tym razem to coś innego – powiedziałam, głos mi zadrżał. – On patrzy na mnie… inaczej. Ja to czuję. Nie jestem głupia.
Krystyna westchnęła głęboko, jakby wiedziała coś, czego ja nie chciałam przyjąć do wiadomości.
– Helenka, ja ci tylko radzę… żebyś się nie zatraciła. Nie zakochuj się za szybko. Tacy jak on… oni tylko chcą zabawy.
Nie chciałam tego słuchać. Nie teraz, kiedy serce mi biło jak oszalałe, a w brzuchu czułam motyle. Nie chciałam, żeby ktokolwiek gasił tę iskrę nadziei, która we mnie zapłonęła. Nie teraz.
– Może masz rację, ale czy to takie złe, że chcę znów poczuć się potrzebna? – pomyślałam w duchu, patrząc na zdjęcie Janka na półce. – Przecież mam prawo jeszcze czegoś chcieć. Jeszcze czegoś pragnąć.
Rozłączyłam się i przez chwilę siedziałam w ciszy. Czułam dziwne mrowienie w palcach, jakby życie znowu zaczynało się w moich żyłach tlić.
Nie wiedziałam, czy robię dobrze
Ale wiedziałam, że chcę spróbować. Minęło kilka dni, a ja chodziłam jak na skrzydłach. Każda myśl o Tadeuszu sprawiała, że się uśmiechałam. W piątek znów poszłam na dancing. Czułam ekscytację, taką jak wtedy, kiedy miałam dwadzieścia lat i czekałam na pierwszą randkę. Ubrałam się starannie, założyłam nową sukienkę w kolorze wina, trochę szminki na usta. W drzwiach sali on już na mnie czekał – Tadeusz, cały w uśmiechach, elegancki, jakby wyrwany z innej epoki.
Wieczór był jak z bajki. Tańczyliśmy, piliśmy wino, a potem usiedliśmy przy stoliku na uboczu. Światło lamp tworzyło ciepły półmrok, muzyka grała w tle, a Tadeusz patrzył na mnie tak, że miałam wrażenie, jakby mówił oczami: „Jesteś piękna”. Oparłam dłonie na stole, a on sięgnął po jedną z nich, przesunął palcem po mojej skórze. Poczułam dreszcz, a serce biło mi jak szalone.
– Helenko, chciałem, żebyś wiedziała… – zaczął nagle, głosem spokojnym, ale jakby z cieniem czegoś, co sprawiło, że zamarłam. – Nie szukam miłości, wiesz? Chcę się tylko dobrze bawić. Nie oczekuj ode mnie więcej.
Zamarłam, jakby mi ktoś wymierzył policzek. Z wrażenia aż cofnęłam dłoń, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a gardło zaciska się tak, że nie mogłam złapać oddechu.
– Jak to… tylko zabawa? – zapytałam drżącym głosem. – Myślałam, że… że może to coś więcej.
On wzruszył ramionami, a jego twarz była spokojna, bez śladu wyrzutów sumienia.
– Nie obiecywałem ci niczego, Helenko. Po prostu… spędzamy razem czas. To chyba miłe, prawda?
Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Siedziałam nieruchomo, patrząc na kieliszek wina, który nagle wydawał się zupełnie obcy, jakby nie należał do tej samej chwili, do tego samego wieczoru.
Serce biło mi jak szalone. Miałam ochotę krzyczeć, płakać, wylać mu ten kieliszek wina na głowę. Ale tylko siedziałam, a łzy zaczęły spływać po moim policzku. Rozmazany makijaż, drżące dłonie, ten beznadziejny, okrutny wstyd, że znowu dałam się oszukać.
Tadeusz westchnął cicho, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że to nie jego problem. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby to, co powiedział, było oczywiste i nie zasługiwało na taką reakcję. Wstał, poprawił marynarkę i odszedł, zostawiając mnie samą przy stoliku, z poczuciem, że znów ktoś wyrwał mi kawałek serca.
Siedziałam tak jeszcze długo, patrząc przed siebie i czując, jak moje marzenia rozpływają się w tej muzyce, w tym półmroku, w zapachu wina i perfum, które już mnie nie obchodziły.
Kiedy wróciłam do domu, czułam się, jakbym szła przez mgłę. Zdjęłam płaszcz, rzuciłam torebkę na krzesło i stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie – rozmazany makijaż, posklejane od łez rzęsy, zaczerwienione oczy. Wyglądałam żałośnie. Wzięłam chusteczkę i wytarłam twarz, ale to niczego nie zmieniało. Wciąż czułam się jak głupia, łatwowierna kobieta, która dała się nabrać na uśmiechy i piękne słówka.
Przeszłam się po pokoju, potem usiadłam na kanapie i wbiłam wzrok w dywan. W głowie kotłowały mi się myśli – pytania, które nie dawały spokoju. Jak mogłam być tak naiwna? Przecież Krystyna mówiła mi, żeby uważać. Dlaczego jej nie posłuchałam? Co ja sobie wyobrażałam? Że Tadeusz naprawdę coś do mnie czuł? Że będzie chciał ze mną być, ze mną żyć?
Znowu dałam się złapać. Znowu. Siedziałam tam, sama, w ciszy przerywanej tykaniem zegara, i czułam, jakbym kurczyła się w sobie. Zmęczona, stara, niepotrzebna. Nie miałam już siły na łzy, tylko taki tępy, bolesny ucisk w piersi, jakby ktoś trzymał moje serce w garści i ściskał je z całej siły.
Przesunęłam dłonią po zdjęciu Janka stojącym na półce. Patrzyłam na jego twarz i myślałam: Janek, jakbyś był tutaj, to byś mi powiedział, żebym nie była głupia. Że takie bajki nie są dla mnie. Że w moim wieku to już nie pora na motyle w brzuchu, tylko na spokojne wieczory, książki, ciepłą herbatę. Może to prawda. Może już nigdy nie powinnam wierzyć w bajki.
Westchnęłam ciężko i położyłam głowę na poduszce. Łzy znów napłynęły mi do oczu, ale tym razem nie płakałam głośno. Czułam się, jakbym już była pusta w środku. Jakby ten fragment mnie, który jeszcze chciał wierzyć w coś pięknego, właśnie umarł.
Helena, 65 lat
Czytaj także:
- „Mój syn kupił nowy dom, ale nie zaprosił mnie ani razu. Okazało się, że po prostu bardzo wstydzi się biednej matki”
- „Moja sąsiadka była dla mnie jak druga matka. Znienawidziłam ją, gdy odkryłam, co robi z ojcem”
- „Mąż jest marną kopią mojej pierwszej miłości. Nie wie, że w nocy muszę wyobrażać sobie twarz i ciało innego mężczyzny”

