„Zaufałam koleżance z pracy, a ona odebrała mi awans i reputację. Cierpliwie czekałam, aż za to zapłaci”
„Nawet nie spojrzała w moim kierunku. Teraz stała się gwiazdą w firmie. Z marszu powierzono jej kierownicze stanowisko, na które po cichu liczyłam. Brylowała na spotkaniach zarządu, a współpracownicy byli zachwyceni jej błyskotliwością i talentem. Ja nagle poszłam w odstawkę. Przypięto mi łatkę tej, która nie poradziła sobie z priorytetowym zadaniem”.

- Listy do redakcji
Nigdy nie byłam osobą, która ślepo ufa innym. Do ludzi podchodziłam z ogromną dozą dystansu i ostrożności. A jednak z Magdą było zupełnie inaczej. Kiedy przyszła do firmy, z miejsca podbiła serca wielu osób – w tym również i moje. Dzisiaj wiem, że była to dobrze przemyślana strategia, którą krok po kroku wdrażała w praktykę.
Błyskawiczna kariera nie była i nie jest czymś w nim stylu. Wychodzę z założenia, że na pozycję i renomę pracuje się raczej długo. Kilka lat zajęło mi osiągnięcie pozycji starszej specjalistki, której szefostwo chętne powierza ważne projekty. Przez cały ten czas zdążyłam udowodnić, że jestem solidną i rzetelną pracownicą, która nie boi się nowych wyzwań i inwestuje w rozwój umiejętności.
Nie jestem typem człowieka podlizującego się przełożonym. Jeśli coś mi się nie podoba, mówię o tym otwarcie. Przekonałam się, że na dłuższą metę szczerość jest wysoko w cenie. Prawdą jest taka, że nie każdego na nią stać. Niektórym się wydaje, że poprzez jej brak mogą sporo ugrać dla siebie – Magda wychodziła dokładnie z takiego założenia, aczkolwiek nie wyszło to od razu.
Przekonała mnie do siebie
Magda już na samym starcie zrobiła na wszystkich pozytywne wrażenie. Konkretna, z otwartym umysłem i świeżymi pomysłami, życzliwa. Nie stroniła od obowiązków i jeśli zachodziła potrzeba, brała na siebie nawet ich nadmiar. Udzielała się w rozmaitych przedsięwzięciach, służąc wsparciem bazującym na niemałym doświadczeniu zawodowym.
Początkowo bacznie ją obserwowałam. Zwykle mam niezłego nosa do ludzi, jednakże w tym przypadku nie wyczułam fałszywej nuty. Najpierw nasze rozmowy dotyczyły wyłącznie firmowych spraw, ale w miarę upływu czasu zaczęły się do nich wkradać prywatne tematy. Poranne pogaduszki przy kawie w kuchni ewoluowały w spotkania po pracy. Naprawdę polubiłam Magdę. Jakimś cudem udało się jej zdobyć moje zaufanie, a przy okazji uśpić intuicję.
Byłam jej bardzo wdzięczna
Miałam ją za swoją koleżankę – taką nie tylko z pracy. Tak się złożyło, że w tym czasie nadzorowałam projekt dla strategicznego klienta. Magda dołączyła do prowadzonego przeze mnie zespołu i bardzo się zaangażowała w jego pracę. Musiałam przygotować prezentację wieńczącą ten projekt – od tego wiele zależało w kontekście dalszej współpracy. Magda zostawała ze mną po godzinach. Byłam jej bardzo wdzięczna. Pech jednak chciał, że na kilka dni przed pokazaniem klientowi prezentacji dopadło mnie przeziębienie. Wysoka gorączka, ból gardła, ogólne osłabienie. Byłam załamana, ale nie było nawet opcji, abym w ten ważny dzień pojawiła się w biurze. Wylądowałam na zwolnieniu lekarskim i na antybiotykach.
– O nic się nie martw – zapewniała Magda. – Ja się tym zajmę.
– Dziękuję ci bardzo.
Byłam spokojna o prezentację, lecz po powrocie do pracy przeżyłam szok. Na biurku Magdy stał dumnie okazały bukiet kwiatów z odręcznie napisaną dedykacją: „Wspaniała prezentacja, gratulacje!”. Zdębiałam. Okazało się, że Magda nawet słowem nie wspomniała o mnie, chociaż przygotowaniem prezentacji zajmowaliśmy się obie. Wszystkie zasługi przypisała sobie, zgarniając „ochy” i „achy”. Nawet nie spojrzała w moim kierunku. Teraz stała się gwiazdą w firmie. Z marszu powierzono jej kierownicze stanowisko, na które po cichu liczyłam. Brylowała na spotkaniach zarządu, a współpracownicy byli zachwyceni jej błyskotliwością i talentem. Ja nagle poszłam w odstawkę. Przypięto mi łatkę tej, która nie poradziła sobie z priorytetowym zadaniem – „na szczęście Magda była czujna i uratowała sytuację”.
Nie zamierzałam się mścić
Mogłam się zemścić na Magdzie i odpłacić jej pięknym za nadobne, ale tego nie uczyniłam. Nie oznaczało to, że było mi lekko – wręcz przeciwnie. Miałam nie lada trudności z tym, aby zachować kamienną twarz i normalnie funkcjonować. Ktoś, komu zaufałam i z kim dzieliłam swoje prywatne historie, wbił mi nóż w plecy. To było straszne doświadczenie, czułam się okropnie. W pracy odsunięto mnie od ważnych projektów, szefostwo przestało zapraszać mnie na zebrania. Moje miejsce zajęła Magda.
Zamiast skupić się na niej, ostatkami sił przekierowałam uwagę na siebie. Codziennie sobie powtarzałam, że przecież doskonale znam swoją wartość oraz prawdę o prezentacji. Zaczęłam szukać rozwiązań, które przyczyniłyby się do rozwoju firmy. Uważnie śledziłam rynkowe trendy, zdobywałam informacje o innowacjach. I tak oto w mojej głowie narodził się pomysł na pewien projekt, dzięki któremu firma bardzo wzmocniłby swoją pozycję. Nauczyłam się obsługi różnych programów opartych o sztuczną inteligencję i nawiązałam wiele interesujących oraz świetnie rokujących na przyszłość kontaktów biznesowych.
Im bardziej rosłam w siłę, tym gorzej radziła sobie Magda. Nie potrafiła komunikować się z zespołem i przerzucała na innych odpowiedzialność za to, czego sama nie dopilnowała, a powinna. Nic dziwnego, że ludzie się do niej zniechęcali w coraz większym stopniu. Woleli przyjść do mnie z jakimś problemem. Mam parę ładnych lat doświadczenia na koncie, więc wiem, że są rzeczy, których na dłuższą metę nie da się udawać. Magda widziała, co się dzieje i że współpracownicy odwracają się od niej. Zdarzyło się jej ze dwa razy poprosić mnie o pomoc. Nie odmówiłam, podeszłam do tego profesjonalnie, bez żadnych osobistych wycieczek.
Na to czekałam
Któregoś dnia zostałam wezwana na zebranie zarządu.
– Pani Kingo, niesłusznie posądziliśmy panią o zaniedbanie i brak kompetencji. Popełniliśmy błąd i przepraszamy. Pragniemy pani powierzyć stanowisko dyrektorki działu.
Zgodziłam się, ale nie od razu. Najbardziej pocieszające było to, że doceniono mnie. Do swoich nowych obowiązków podeszłam tak, jak zwykle – z troską i zaangażowaniem. Magdę traktowałam tak, jak innych pracowników. Nie wytrzymała presji. Po niespełna dwóch miesiącach złożyła wypowiedzenie, które przyjęłam.
– Życzę ci dużo szczęścia – powiedziałam jej na pożegnanie.
Nie zdobyła się na przeprosiny, ale byłam już na takim etapie, że przestało mi na tym zależeć.
Kinga, 37 lat
Czytaj także:
- „Wnuczka dostała ode mnie czekoladę, a ja od synowej zakaz kontaktu. Twierdzi, że to moja wina i kara jest zasłużona”
- „Na wakacjach przez żonę ze wstydu chciałem zapaść się pod ziemię. Okazało się, że to jednak ja dałem plamę stulecia”
- „Nie mogłam dogadać się z zięciem, aż zostaliśmy sami w domu na cały weekend. Teraz mamy wspólną tajemnicę”

