„Zatrudniłam opiekunkę do dziecka, by wrócić do pracy, choć teściowa się sprzeciwiała. Dziś już wiem, że miała powód”
„W pokoju panował półmrok. Usłyszałam dźwięk z sypialni. Zdziwiłam się, bo nie było powodu, by tam wchodziła. Weszłam bez słowa i stanęłam w progu. Klara stała przy mojej toaletce. W dłoni trzymała flakon moich perfum”.

- Redakcja
Znalezienie opiekunki to była dla mnie misja życia. Przesłuchałam kilkanaście kandydatek. Niektóre wydawały się sympatyczne, inne zbyt pewne siebie, jeszcze inne… no cóż, lepiej nie mówić. Ale Klara była jak promień słońca. Miała w sobie to „coś” – ciepło, młodość, ale i jakąś powagę. Miała 22 lata, studiowała pedagogikę, mówiła, że kocha dzieci. Kiedy pierwszy raz wzięła naszego Antosia na ręce, spojrzała na niego tak, jakby był najcenniejszym skarbem.
– Ona ma serce – powiedziałam Markowi tego samego wieczoru. – Czuć to od razu.
Pierwsze tygodnie mijały spokojnie. Klara przychodziła punktualnie, wysyłała zdjęcia synka w ciągu dnia. Marek był pod wrażeniem, nawet moja siostra, która zwykle krytykuje wszystko, przyznała, że mamy szczęście. Tylko jedna osoba od początku patrzyła na Klarę jak na tykającą bombę.
– Nie zatrudnia się dziewczyn, które wyglądają jak z reklamy bielizny – powiedziała sucho teściowa podczas niedzielnego obiadu.
Uśmiechnęłam się wtedy, choć wcale mnie to nie bawiło.
– Zawsze coś musi skomentować – burknęłam Markowi po cichu.
– Daj spokój. Zazdrość przez nią przemawia – odpowiedział.
Któregoś dnia wróciłam do domu wcześniej. W pracy padł system, więc szef kazał nam się rozejść. Nie dzwoniłam, żeby uprzedzić – chciałam po prostu zobaczyć, jak sobie radzi. Lubiłam te momenty, gdy mogłam stanąć w drzwiach pokoju i patrzeć, jak Antoś śpi.
Nakryłam ją
Otworzyłam drzwi cicho, żeby go nie obudzić. W pokoju panował półmrok, pachniało oliwką i proszkiem do prania. Synek spał spokojnie, z rączkami rozłożonymi po bokach. Uśmiechnęłam się, poprawiając mu kocyk. Wtedy usłyszałam dźwięk z sypialni. Zdziwiłam się, bo nie było powodu, by tam wchodziła. Weszłam bez słowa i stanęłam w progu. Klara stała przy mojej toaletce. W dłoni trzymała flakon moich perfum.
– O, już pani wróciła! Chciałam tylko zobaczyć, jaki to zapach. Mały zasnął, więc pomyślałam, że trochę posprzątam i… no, po prostu sięgnęłam po to przez przypadek.
Nie wiedziałam, czy ją upominać, czy udać, że to nic takiego.
– Nie trzeba było, ja się tym zajmę – powiedziałam w końcu.
– Jasne, już wychodzę – rzuciła i szybko opuściła pokój.
Tamtego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o jej dłoniach na moich perfumach, o tym, jak pewnie się poruszała po moim pokoju. Zaczynałam się zastanawiać, czy naprawdę dobrze ją znałam.
Zaniepokoiłam się
Zapomniałam telefonu z domu. Zorientowałam się dopiero w tramwaju, kiedy sięgnęłam po niego. Zawróciłam, myśląc z niechęcią o tym, ile czasu stracę, zanim dotrę z powrotem do biura. Drzwi wejściowe do mieszkania nie były zamknięte na klucz. Klara miała już zacząć zmianę, a Marek tego dnia wychodził później. Pomyślałam, że to dobrze się składa – może mnie podrzuci do pracy. Ale kiedy weszłam, coś było nie tak.
Z salonu dobiegał śmiech. Cichy, krótki, ale nie dziecka. Weszłam dalej, trzymając torebkę przy piersi jak tarczę. Przez uchylone drzwi zobaczyłam ich. Marek siedział na kanapie, a na jego kolanach siedziała Klara. Przyciągał ją do siebie. Jej usta były przy jego twarzy, jakby chwilę wcześniej się całowali. Zrobiłam krok w głąb pomieszczenia, na tyle głośno, że mnie usłyszeli.
– Co wy…?
Odsunęli się od siebie jak oparzeni. Klara odwróciła głowę, jakby wstydziła się spojrzeć mi w oczy. Marek wstał i zrobił pół kroku w moją stronę.
– To nie tak, jak myślisz – powiedział cicho.
– A jak niby to jest?! – zapytałam, czując, jak gardło zaciska mi się ze złości i upokorzenia.
Byłam wściekła
Nie pamiętam, co było potem, słyszałam tylko swój głos, coraz wyższy, coraz bardziej zdławiony płaczem. Krzyczałam, że mi zrobił coś takiego, że pozwolił jej wejść do naszego domu, do naszego życia.
Klara wstała i zaczęła coś mówić, jakieś ciche: „Przepraszam… ja nie chciałam…”. Nie słuchałam jej. Ominęłam ją, poszłam do pokoju Antosia. Leżał w łóżeczku, rozbudzony. Gdy mnie zobaczył, wyciągnął rączki. Wzięłam go na ręce i z torbą na ramieniu, z dzieckiem przy piersi, przeszłam przez salon bez słowa.
Marek próbował mnie zatrzymać. Mówił, że to był moment, że nic się nie stało, że to błąd. Nie patrzyłam na niego. Minęłam go jak powietrze. Wyszłam na klatkę, zatrzasnęłam za sobą drzwi i dopiero wtedy, na schodach, pozwoliłam sobie na łzy. Nie wiedziałam, dokąd pójdę. Ale wiedziałam jedno. Do tego mieszkania, do tego domu, już nie mogłam wrócić.
Stanęłam przed drzwiami teściowej z Antosiem na rękach. Było już ciemno, a chłód wieczoru szczypał mnie w policzki. Dłonią, która drżała bardziej z emocji niż z zimna, nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast, jakby czekała. Spojrzała na mnie, potem na dziecko. Nic nie powiedziała. Odsunęła się tylko, robiąc przejście.
Miała rację
Weszłam. Antoś rozglądał się sennie, wtulony we mnie, jakby i on wiedział, że coś się wydarzyło, choć jeszcze nie potrafił tego nazwać.
– Chodź do kuchni – powiedziała po chwili.
Usiadłam przy stole. Wciąż nie potrafiłam się odezwać. W końcu, w tej ciszy, ona to zrobiła za mnie.
– Mówiłam – stwierdziła sucho, bez cienia triumfu. Raczej jak ktoś, kto nie lubi mieć racji, ale i tak ją ma. – Ale nie chciałaś słuchać. Niektóre kobiety muszą same się przekonać. Ty jesteś jedną z nich.
– Nie wiem, co mam teraz robić – wyszeptałam.
Usiadła naprzeciwko, położyła ręce na stole i popatrzyła mi prosto w oczy.
– Najpierw wypijemy herbatę. Potem pomyślimy.
W tej prostej odpowiedzi było więcej sensu niż we wszystkich pocieszeniach, których mogłabym się spodziewać. Wzięłam od niej kubek, przytuliłam Antosia i pierwszy raz od popołudnia poczułam, że moje ciało przestaje się trząść.
Nie powiedziała: „wróćcie do niego”, nie mówiła: „nie przejmuj się”. Po prostu była, bez oceniania, bez pouczania. A ja, siedząc tam, czułam, że nie jestem w tym wszystkim zupełnie sama.
Alicja, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Żona spędzała więcej czasu w kościele niż ze mną. Wiem już, że nie chodzi tam z miłości, tylko dla zemsty”
- „Umówiłam się przez aplikację z nieznajomym dla dreszczyku emocji. Ale przy stoliku czekał ktoś, kogo doskonale znałam”
- „Mój mąż to klaun, który dowcipkuje na każdym kroku. Mam już dosyć tego cyrku i nie będę dłużej znosić jego występów”

