Reklama

Nigdy nie byłam jedną z tych kobiet, które marzą o dzieciach od najmłodszych lat. Nie wzruszały mnie bobasy w wózkach, nie ekscytowałam się pierwszymi ząbkami czy słowami cudzych dzieci. Miałam swoje życie, pracę, pasje. A jednak siedziałam teraz z testem ciążowym w dłoni, a dwie różowe kreski zdawały się wrzeszczeć do mnie: „I co teraz?”.

Reklama

Nie planowałam tego dziecka. Nie było w moich marzeniach, ani nawet w długofalowych planach. Ale było w marzeniach mojej teściowej. I to właśnie jej, jako pierwszej, przekazał radosną nowinę mój mąż, Filip.

Liczyłam na wsparcie rodziny

Przez całą ciążę Teresa powtarzała, że „dziecko scementuje nasz związek”, „wnuk to najpiękniejszy dar” i że „będzie dla mnie jak druga matka”. Te słowa brzmiały jak obietnica. Jak gwarancja, że nie zostanę sama. Miałam nadzieję, że wszystkie te piękne słowa się spełnią.

Ale kiedy wróciłam do domu po porodzie, bolało mnie dosłownie wszystko. Brzuch rwał, piersi były twarde jak kamień, a głowa pulsowała od braku snu. Kuba płakał niemal bez przerwy, jakby protestował przeciwko całemu światu. A co na to mój mąż? Filip odwrócił się na drugi bok, gdy próbowałam go obudzić.

– Kochanie, weź go chociaż na chwilę… – szepnęłam, potrząsając go lekko za ramię.

– Ewa, daj mi spokój, jutro mam pracę… – mruknął i naciągnął kołdrę na głowę.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. To nasze dziecko, a on traktuje je jak moje zadanie domowe? Prawie w ogóle nie wziął urlopu, bo podobno miał ważny okres w pracy.

Następnego dnia przyszła teściowa, cała w skowronkach.

– O, cześć, babciu, weź Kubusia na trochę, bo ja już ledwo zipię… – podałam jej zawiniątko, mając nadzieję, że może choć na chwilę odpocznę.

Ale teściowa cofnęła ręce jak poparzona.

– No chyba oszalałaś! Ja już swoje dzieci wychowałam, teraz twoja kolej.

– Ale przecież mówiłaś, że mi pomożesz… – spojrzałam na nią z wyrzutem.

– No i pomogłam! Wspierałam cię w ciąży, prawda? – Teresa poklepała mnie po ramieniu. – Poza tym młode matki muszą się nauczyć radzić sobie same.

Już wtedy coś we mnie pękło. Czułam się jak idiotka, jak narzędzie do spełniania cudzych oczekiwań. A teraz, kiedy potrzebowałam pomocy, wszyscy się ode mnie odwracali. Kuba znów zaczął płakać. Filip wyszedł do pracy. A ja zostałam całkiem sama.

Doprowadzał mnie do desperacji

Wieczorem, kiedy Filip wrócił z pracy, byłam wrakiem człowieka. Przeszłam przez cały dzień na oparach sił, z niemowlakiem przyklejonym do piersi i głową pulsującą od niewyspania. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, prawie rzuciłam mu Kubę na ręce.

– Trzymaj go, muszę się wykąpać – powiedziałam, zanim zdążył zaprotestować.

Filip spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– Ewa, ledwo wszedłem do domu! Może najpierw się rozbiorę, zjem coś? – jęknął, ale ja nie zamierzałam odpuścić.

– A ja od rana nic nie jadłam i nie miałam nawet czasu, żeby się umyć – syknęłam przez zęby. – Masz go na dziesięć minut, Filip, czy to naprawdę tak dużo?

Stanął jak słup soli, trzymając niemowlaka na wyciągniętych rękach, jakby bał się, że zaraz wybuchnie. W tym momencie Kuba zaczął płakać, a Filip – zamiast go przytulić czy ukołysać – od razu podał mi go z powrotem.

On mnie nie lubi – rzucił z rezygnacją.

– On ma kilka dni! To nie jest kwestia lubienia, tylko twojego lenistwa – wybuchnęłam.

– Ewa, nie przesadzaj! Cały dzień pracowałem, a ty siedzisz w domu. O co ci chodzi?

Wtedy już nie wytrzymałam.

– O to, że siedzenie to ostatnia rzecz, jaką tu robię! Nie mam nawet kiedy usiąść, bo cały dzień latam między płaczem, karmieniem, przewijaniem i próbami uśpienia naszego dziecka. O to, że twoja matka obiecywała mi pomoc, a teraz nawet nie chce go dotknąć. O to, że miałeś być ojcem, a zachowujesz się, jakbyś zrobił swoje w momencie zapłodnienia i teraz to już nie twój problem!

Filip popatrzył na mnie z miną pełną niezrozumienia, a potem tylko westchnął i pokręcił głową.

– Ewa, nie rób dramatu. Kobiety od zawsze zajmowały się dziećmi, a faceci pracowali. Po prostu musisz się przyzwyczaić.

Poczułam, jak cała krew odpływa mi z twarzy.

– Przyzwyczaić?! – wycedziłam. – Czyli tak będzie wyglądało moje życie? Ty będziesz sobie chodził do pracy i wracał, żeby zjeść i posiedzieć na kanapie, a ja będę tu siedziała sama, z dzieckiem na rękach, bez pomocy, bez snu, bez chwili dla siebie?!

– No a czego się spodziewałaś? – wzruszył ramionami. – Przecież chciałaś dziecka.

To było jak cios prosto w brzuch. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś w jego stronę. Przecież to nie ja nalegałam na ciążę. To jego matka naciskała, to on kiwał głową i powtarzał, że „będzie super”, że sobie poradzimy. Ale teraz, kiedy było już po wszystkim, on spokojnie umywał ręce.

Nie odpowiedziałam nic. Po prostu odwróciłam się na pięcie, zabrałam Kubę do sypialni i położyłam się obok niego. W głowie pulsowała mi jedna myśl: jestem w tym wszystkim całkiem sama.

Miałam tego dosyć

Mijały kolejne dni, a moje zmęczenie rosło z każdą godziną. Filip nadal udawał, że dziecko to tylko moja sprawa, a teściowa przychodziła co drugi dzień, żeby podziwiać „swojego wnuczka”, ale tylko z bezpiecznej odległości. Głaskała go po główce, robiła zdjęcia i wysyłała rodzinie, ale nie wzięła go na ręce ani razu. Kiedy prosiłam ją o pomoc, zasłaniała się wiekiem, bólem pleców albo tym, że „ja przecież miałam siłę, żeby go urodzić, to mam też siłę, żeby się nim zajmować”.

Pewnego dnia, kiedy wróciła z zakupów i usiadła w salonie z Filipem, wyszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Już miałam wejść z powrotem do pokoju, kiedy usłyszałam, jak teściowa mówi do mojego męża:

– Daj spokój, Filip, mężczyźni nie zajmują się dziećmi.

– No właśnie – przytaknął. – A Ewa mi marudzi, że jestem złym ojcem, bo nie zmieniam pieluch i nie wstaję w nocy.

Zamarłam.

– A czego ona się spodziewała? – Teresa prychnęła. – Myślała, że dziecko to zabawka? Że to tylko te śmieszne ubranka i robienie zdjęć na Instagram? Matka to matka, to ona musi wszystko ogarniać. Taka rola kobiety.

Mój żołądek ścisnął się w supeł.

No ale trochę mi głupio, jak tak na mnie naskakuje… – bąknął Filip.

– Głupio ci? – Teresa aż się roześmiała. – A jakim cudem?! Przecież ona sobie to dziecko wymyśliła!

Znowu to samo. Filip miał matkę, która zawsze stanie po jego stronie. A ja? Ja byłam tylko kimś, kto miał urodzić wnuka, wychować go i jeszcze najlepiej nie narzekać.

Mój oddech przyspieszył, a w oczach zaszkliły się łzy. Jak długo jeszcze dam radę w tym tkwić?

Postawiłam mu ultimatum

Nie spałam całą noc. Kuba budził się co chwilę, a ja, siedząc w ciemności, wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się, co teraz. Tak wygląda moje życie? Nie tak wyobrażałam sobie macierzyństwo. Miałam męża, miałam rodzinę, a czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek.

Następnego ranka, gdy Filip szykował się do pracy, a teściowa przyszła „popatrzeć na wnuczka”, już wiedziałam, co muszę zrobić.

– Filip, musimy sobie coś wyjaśnić – powiedziałam spokojnie, choć w środku kipiało we mnie od emocji.

– Teraz? Spieszę się – mruknął, zerkając na zegarek.

– Tak, teraz – nie dałam mu uciec. – Albo zaczynasz mi pomagać, albo ja odchodzę.

Zamarł w pół ruchu, patrząc na mnie, jakbym właśnie powiedziała, że chcę polecieć na Marsa.

– Co ty gadasz? – wykrztusił w końcu.

– Dobrze wiesz, co – głos mi drżał, ale mówiłam dalej. – Mam dość. Mam dość bycia matką, służącą, pielęgniarką, kucharką i sprzątaczką jednocześnie. Mam dość tego, że ty jesteś ojcem tylko na papierze. Mam dość twojej matki, która traktuje mnie jak inkubator i teraz umywa ręce. Albo coś się zmienia, albo zabieram Kubę i odchodzę.

Filip wybuchnął śmiechem.

I gdzie pójdziesz? Do swojej mamy?

– Może – odpowiedziałam twardo. – Przynajmniej tam ktoś się mną zainteresuje.

Ewa, nie przesadzaj. To tylko zmęczenie, wszystkie kobiety przez to przechodzą.

– Wszystkie kobiety?! – wybuchnęłam. – Nie, Filip, nie wszystkie kobiety rodzą dziecko, bo ktoś inny tego od nich oczekuje. Nie wszystkie kobiety zostają całkowicie same. Nie wszystkie kobiety mają męża, który uważa, że „dzieci to sprawa matek”.

Teresa, która do tej pory siedziała cicho, nagle się wtrąciła:

– Ewa, to jest normalne! Każda matka musi się poświęcić!

– A ojcowie nie muszą? – spojrzałam na nią zimno. – Bo co? Bo są mężczyznami?

Teściowa machnęła ręką i prychnęła.

Przestań dramatyzować. Wychowałaś się bez rodzeństwa, nie masz pojęcia, jak to wygląda.

– Ale mam pojęcie, jak powinno wyglądać partnerstwo – spojrzałam na Filipa. – I tego w moim małżeństwie nie ma.

Mąż podszedł do mnie, położył mi ręce na ramionach i westchnął.

– Ewa, kochanie, przestań. Minie parę miesięcy, Kuba podrośnie, wszystko się unormuje…

Strząsnęłam jego dłonie.

Nic się nie unormuje, jeśli dalej będę robić wszystko sama – powiedziałam. – Ostatni raz cię pytam: czy jesteś gotowy mi pomóc, czy mam zacząć się pakować?

Filip spojrzał na matkę, jakby czekał na jej instrukcje. Ale ona tylko zacisnęła usta i pokręciła głową.

Jak chcesz – wzruszył ramionami. – Jeśli myślisz, że poradzisz sobie sama, to droga wolna.

Poczułam, jak robi mi się zimno. To było to. Ten moment, kiedy zrozumiałam, że dla Filipa nie liczę się ja, tylko jego wygoda. Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się i zaczęłam układać plan.

Nie zmieniłam zdania

Nie płakałam. Nawet kiedy Filip wyszedł do pracy i zostawił mnie samą z tym wszystkim. Nawet kiedy teściowa paradowała po mieszkaniu, rzucając kąśliwe uwagi, że „może i lepiej, że to się tak układa, bo Filip nie potrzebuje w domu histeryczki”. Po prostu wiedziałam już, co muszę zrobić.

Kiedy teściowa wyszła, wzięłam telefon i zadzwoniłam do mojej mamy.

– Mamo… – głos mi zadrżał, ale się nie poddałam. – Czy mogę do ciebie przyjechać?

Nie musiałam mówić nic więcej. Od razu się zgodziła.

– Spakuję się i wyjeżdżam jutro rano – powiedziałam cicho.

Nie było już na co czekać. Kiedy Kuba spał, zaczęłam pakować walizki. Wzięłam tylko to, co najpotrzebniejsze – kilka ubrań, kosmetyki, dokumenty. W pokoju Kuby spakowałam torbę z jego ubrankami, pieluchami, butelkami. Nie miałam zamiaru zostawiać niczego, co mogłoby mi się przydać.

Wieczorem Filip wrócił z pracy jak gdyby nigdy nic.

– Co na kolację? – zapytał, rzucając kurtkę na krzesło.

Popatrzyłam na niego i w końcu pozwoliłam sobie na uśmiech. Zatrzymał się w pół kroku, jakby dopiero teraz zauważył walizki.

Ewa, co ty wyprawiasz?

– Robię to, na co dałeś mi zielone światło – powiedziałam spokojnie. – Skoro mam sobie radzić sama, to sobie poradzę. Ale nie tutaj.

– Czekaj, czekaj – podszedł do mnie, nagle jakby bardziej ożywiony. – Ty serio chcesz odejść?

– Nie, Filip. Ja już odchodzę.

Wstał i podszedł do mnie, próbując mnie zatrzymać.

– No dobra, może przesadziłem. Może powinienem ci trochę pomóc. Ale po co od razu się pakować? Przecież jesteśmy rodziną, nie?

Pokręciłam głową.

– Rodzina to ludzie, którzy się wspierają. Ty jesteś kimś, kto tylko mnie osłabia.

Na chwilę zapadła cisza. Filip zmarszczył brwi, jakby próbował coś jeszcze wymyślić, ale nie miał już argumentów.

Jak sobie chcesz – mruknął w końcu. – Ale nie myśl, że będę cię błagał o powrót.

Rano, kiedy wyszłam z Kubą z mieszkania, czułam się… lżej. Nie wiedziałam, co mnie czeka, jak będzie wyglądało moje życie dalej. Ale wiedziałam jedno – już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś decydował za mnie.

Wreszcie odetchnęłam

Droga do domu mojej mamy trwała kilka godzin, ale dla mnie był to pierwszy od dawna moment spokoju. Kuba spał w foteliku, a ja patrzyłam przez okno pociągu, czując, jak napięcie powoli ze mnie opada. Wciąż miałam w głowie głos Filipa, który próbował przekonać mnie, że wrócę. Że sobie nie poradzę. Ale to już nie miało znaczenia.

Mama przywitała mnie ciepłym uściskiem i nie zadawała żadnych pytań. Po prostu podała mi kubek gorącej herbaty i powiedziała:

Jesteś w domu, córeczko.

I to było wszystko, czego potrzebowałam.

Przez kolejne tygodnie uczyłam się żyć na nowo. Moja mama okazała się większym wsparciem niż Filip i jego matka razem wzięci. Pomagała mi w opiece nad Kubą, żebym mogła się wyspać, zjeść w spokoju posiłek czy po prostu wziąć długi prysznic. Nagle okazało się, że macierzyństwo wcale nie musi oznaczać wiecznego zmęczenia i samotności.

Filip dzwonił kilka razy. Najpierw, żeby „upewnić się, że nie wymyśliłam sobie czegoś głupiego”. Potem, żeby powiedzieć mi, że dramatyzuję i że za kilka tygodni mi przejdzie. W końcu, kiedy zrozumiał, że nie zamierzam wracać, zaczął mnie oskarżać, że „zniszczyłam rodzinę”. Ale to nie ja ją zniszczyłam. Ona nigdy nie istniała.

Ewa, 28 lat

Reklama

Czytaj także:
„Z nudów zrobiłam sobie dziecko. Żałuję, bo tylko przeszkadza mi w imprezowaniu, a w domu ciągle jest syf”
„Moje dziecko jest owocem romansu z teściem. Czy powinnam wyznać mężowi, że urodzę mu brata a nie syna?”
„Przegrałam życie, gdy syn z żoną u mnie zamieszkali. W łazience mam Mount Everest brudnych majtek i wieżę Eiffla skarpet”

Reklama
Reklama
Reklama