Reklama

Zawsze wiedziałem, że to nietypowa relacja. Ja – trzydziestodwuletni freelancer od siedzenia po nocach z laptopem na kolanach, ona – czterdziestoośmioletnia prawniczka z dużego miasta, która przed snem jeszcze coś podpisywała, z kimś rozmawiała i patrzyła na mnie z pobłażliwym uśmiechem. Poznaliśmy się przypadkiem, na jakimś nudnym szkoleniu, gdzie ja ledwo wiedziałem, co robię, a ona miała wszystko pod kontrolą. Chemia była natychmiastowa. Ale z czasem coraz wyraźniej widziałem, że dzieli nas coś więcej niż wiek. Chciałem pokazać jej, że umiem być romantyczny i dorosły. Dlatego zorganizowałem wyjazd do spa. Dla nas dwojga. Z mojej inicjatywy. Mój prezent.

Reklama

Nieporozumienie

Już od recepcji wszystko poszło nie tak. Weszliśmy do środka, a ja z trudem opanowywałem ekscytację. Piękne wnętrze, zapach cytrusowych świec, miękki dywan pod nogami. „To będzie dobry weekend” – pomyślałem. Podeszliśmy do lady, a młoda recepcjonistka spojrzała najpierw na Ewę, potem na mnie i z uśmiechem powiedziała:

– Proszę bardzo, apartament rodzinny dla pani i syna. Klucz do pokoju 305, windą na prawo.

Zamarłem. Odwróciłem się do Ewy z miną, która błagała o reakcję. Ale ona tylko skinęła głową.

– Dziękujemy – rzuciła krótko i ruszyła w stronę windy.

Zostałem na moment przy ladzie, jak idiota. Serce waliło mi w uszach. Przecież mogła to sprostować. Jednym zdaniem. „To mój partner” Nic. Ani słowa. Dogoniłem ją przy windzie, ale nic nie powiedziałem. Może się pomyliła. Może nie chciała robić sceny. Może… No właśnie.

Wieczorem, podczas kolacji, znów to samo. Kelner wręcza menu i uśmiecha się do Ewy:

– Mam nadzieję, że mama zadowolona z prezentu?

Nerwowo się zaśmiałem. Ewa też. Ale potem zapadła cisza.

– Wiesz, że nie jestem twoją mamą, prawda? – rzuciła niby żartem, ale z takim błyskiem w oku, który mówił: „Nie przesadzaj, Kamil”.

Już wiedziałem, że coś tu zgrzyta. I że nie chodzi tylko o wiek.

Napięcie rosło

Z pozoru wszystko było w porządku. Masaże, sauny, kolacje przy świecach – pakiet idealny. Ale we mnie zaczynało coś buzować. Nie potrafiłem przestać myśleć o tym, że Ewa nie zaprzeczyła. Ani słowem. Nie tylko nie sprostowała, ale nawet nie zawahała się przy tym „mama i syn”. Jakby to było dla niej wygodne.

Wieczorem, kiedy siedzieliśmy w pokoju, w końcu nie wytrzymałem.

– Ciekawe, ilu osobom jeszcze powiesz, że jestem twoim synem – rzuciłem niby luźno, ale w środku aż mnie skręcało.

Ewa nawet nie spojrzała znad kieliszka.

– Nie powiedziałam, że jesteś. Po prostu nie zaprzeczyłam – odparła spokojnie, jakby komentowała pogodę.

– No właśnie – burknąłem i wstałem z kanapy. Wyszedłem na balkon. Powietrze było chłodne, pachniało mokrym lasem. Stałem tam, jak idiota, w samej bluzie, i próbowałem coś zrozumieć.

Czy naprawdę tak mnie postrzegała? Jak młodszego chłopaka, fajnego na weekend, na zabawę? Czy byłem dla niej kimś, z kim można się pokazać, ale tylko tam, gdzie nikt nie zadaje pytań?

Wróciłem do środka, ale już nie siadłem obok. Ewa patrzyła w ekran telefonu. Ja w sufit.

Milczeliśmy przez resztę wieczoru. A ja w środku próbowałem zdecydować – czy to jest coś, co można jeszcze naprawić, czy już tylko udajemy, że wszystko gra?

Punkt kulminacyjny

Wróciłem z prysznica, kiedy to usłyszałem. Stałem w łazience z ręcznikiem na ramionach, a drzwi do sypialni były uchylone. Ewa siedziała na łóżku, rozmawiała przez telefon.

– Nie zgadniesz, z kim mnie pomylili – mówiła z rozbawieniem. – Z jego matką! A on nic. Zero oburzenia. Chyba nie wie, jak to odebrać…

Zamarłem. Nie ruszyłem się ani o milimetr. Patrzyłem w swoje odbicie w lustrze, ale jakby to był ktoś inny.

– Tak, no przecież… On jest młodszy. Dużo młodszy. Fajny chłopak, naprawdę. Ale... sama nie wiem, co my robimy. To chyba miało być tylko na chwilę.

Potem cisza. Odłożyła telefon. Wyszedłem z łazienki, już ubrany. Stanąłem w drzwiach, nieco z boku.

– Wiem dokładnie, jak to odebrać – powiedziałem cicho, ale tak, żeby usłyszała.

Ewa spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Bez słów. A potem usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok.

Usiadłem. Nadal milczeliśmy.

– Wiesz – zacząłem – chciałem, żeby ten wyjazd coś zmienił. Żebyśmy naprawdę byli razem. Żebyś wiedziała, że mi zależy. Że nie jestem tylko fajnym dodatkiem do twojego życia.

Ewa przygryzła wargę.

– Kamil… Ja cię lubię. Nawet bardzo. Ale nie jestem gotowa na to, czego ty oczekujesz. Ty chcesz bliskości. Ja... czasem tylko ucieczki.

Spojrzałem na nią. I zrozumiałem. Ten wyjazd niczego nie zmienił. Tylko obnażył prawdę.

Nie byłem zły

Obudziłem się wcześnie. Było jeszcze ciemno. Przez zasłony sączył się tylko nikły błękit świtu. Ewa spała spokojnie, z tym swoim idealnym profilem, który tak długo wydawał mi się niedostępny. A teraz? Teraz już nie robiło to na mnie wrażenia.

Wstałem cicho, ubrałem się, spakowałem. Nie było we mnie złości. Raczej coś w rodzaju... ulgi. Że wiem. Że już nie muszę sobie nic wyobrażać.

O siódmej byłem gotowy. Ostatni raz spojrzałem na apartament, na poduszki, ręczniki z logo spa, na niedopity napój na stoliku. Westchnąłem. Ewa otworzyła oczy dopiero, kiedy podniosłem torbę.

– Już wychodzisz?

– Tak. Muszę się przewietrzyć.

– Dziękuję za prezent – powiedziała cicho, siadając na łóżku. Jej włosy były potargane, wyglądała młodziej niż zwykle. Ale ja już nie czułem potrzeby, żeby ją obejmować.

– To był też prezent dla mnie. Tylko trochę inny, niż myślałem – odpowiedziałem.

Nie zatrzymała mnie. Nie zapytała, dokąd idę. Wyszedłem i wsiadłem do auta. Jechałem przed siebie, nie włączając radia. Nawet nie wiedziałem, dokąd zmierzam. Zatrzymałem się gdzieś po drodze – mały parking przy polu. Wyszedłem, spojrzałem w dal.

– Co ja sobie wyobrażałem? – powiedziałem do siebie, po czym krzyknąłem. Po prostu. Dla siebie. Dla nikogo więcej.

Krzyk zniknął w polach, jakby nic nie znaczył. Może właśnie taki był nasz związek – intensywny, ale bez echa.

Czas dorosnąć

Minęło kilka dni. Wróciłem do domu, do mojego bałaganu, do niepościelonego łóżka, do kuchni, gdzie w lodówce stało już przeterminowane mleko. Wszystko było takie samo, a jednak ja byłem trochę inny.

Zdjąłem z torby jeszcze wilgotny ręcznik i rzuciłem go do prania. Telefon zawibrował. SMS od Ewy: „Mam nadzieję, że już nie pada. Uważaj na siebie”.

Nie odpisałem. Przeczytałem dwa razy i zostawiłem to bez echa. Może kiedyś odpowiem. Może nigdy. Włączyłem komputer, ale nie potrafiłem się skupić. Otworzyłem folder ze zdjęciami ze spa. Ewa na leżaku. My przy kolacji. Basen. Uśmiechy. Wszystko pięknie podane – jak reklama idealnego weekendu. Tylko że nikt nie widzi tego, co było między ujęciami.

Nie potrafiłem ich usunąć. Jeszcze nie. Jeszcze przez chwilę chciałem, żeby to wszystko nie poszło na marne. Ale wiedziałem, że to już zamknięty rozdział.

Usiadłem z kubkiem kawy i patrzyłem przez okno. Przechodzili ludzie. Ktoś wiózł dziecko w wózku, ktoś inny rozmawiał przez telefon. Życie płynęło dalej. Tak samo, jak powiedziała Ewa. Może i miała rację. Tyle że tym razem to ja chciałem pójść dalej.

Może czas przestać gonić za kimś, kto nigdy nie miał zamiaru się zatrzymać. Może czas przestać próbować być wystarczającym dla kogoś, kto zawsze szuka więcej.

Czasem dorosłość przychodzi nie wtedy, gdy mamy lat trzydzieści. Tylko wtedy, gdy wreszcie rezygnujemy z ludzi, którzy nie potrafią nas wybrać.

Kamil, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama