Reklama

Od pięciu lat jestem żoną Tomka, pracuję w dziale HR w jednej z tych korporacji, które na święta rzucają w ludzi voucherami do sklepów i każą się cieszyć. Ludzie się cieszą. Ja chyba zapomniałam, jak to się robi. Z pozoru wszystko jest w porządku – mamy dwupokojowe mieszkanie na kredyt, stabilną pracę, brak dzieci, które wywracają życie do góry nogami. Spokojnie, cicho, przewidywalnie. Tylko że właśnie to mnie najbardziej przytłacza. Zwłaszcza w grudniu.

Każdego roku pakujemy się z Tomkiem do auta, wrzucamy torby z prezentami na tylne siedzenie i jedziemy do jego rodziców – do Bożeny i Zdzisława, moich teściów. Dom z kominkiem, porcelaną po babci i atmosferą tak sztuczną, że mogłaby robić za scenografię w reklamie. Uśmiechy, opłatki, dwanaście potraw, z których trzy są niejadalne. I stosy prezentów – niechcianych, nietrafionych, wymuszonych.

Teściowa zawsze się stara. Wybiera jak z katalogu. Pyta pół roku wcześniej, co lubię. Potem daje mi rzeczy, które krzyczą „nie znam cię, ale chciałam dobrze”. Ceramiczny zestaw do herbaty w fioletowe kwiatki. Książka o rozwoju duchowym. Szalik, który drapie jak wyrzut sumienia. Ja dziękuję, udaję zachwyt i dokładam to wszystko do innych bibelotów, które giną w szafkach, przypominając, że tu nic nie jest prawdziwe.

W tym roku coś we mnie się zmieniło. Spojrzałam na stos pudeł i pomyślałam: „Dlaczego to sobie robię?”. Zamiast się dusić, postanowiłam działać. Miałam nadzieję, że odzyskam oddech. Tomek wzruszył ramionami. Jednak nie przewidziałam czegoś ważnego.

Chciałam się tego pozbyć

Siedziałam przy kuchennym stole z rozłożonym laptopem, kubkiem z resztką zimnej kawy, obok stało kilka otwartych pudełek i stosy folii bąbelkowej. Na ekranie portalu sprzedażowego wypełniałam kolejne ogłoszenie. „Zestaw herbaciany, nowy, nieużywany, w oryginalnym opakowaniu. Idealny na prezent. Odbiór osobisty lub wysyłka”. Zdjęcie zrobiłam bez emocji. Jakbym fotografowała cudzą rzecz.

Znowu coś oddajesz? – Tomek wszedł do kuchni z rozczochranymi włosami i tą miną, którą zwykle rezerwował na moje „akcje”.

– Tak. Nie chcę, żeby to leżało. I tak z tego nie korzystamy – powiedziałam spokojnie, klikając „opublikuj”.

– Przynajmniej nie muszę udawać, że używam tego masażera od matki. Miałem już wymyśloną historię o bolącym karku – zaśmiał się.

Uśmiechnęłam się, ale tylko jednym kącikiem ust. On zawsze wszystko obracał w żart, żeby nie musieć czegoś poczuć naprawdę.

– Po prostu nie chcę dłużej znosić rzeczy, które mnie przytłaczają. One nic dla mnie nie znaczą – odpowiedziałam cicho.

– No to wywal. Przynajmniej będzie więcej miejsca w szafkach – rzucił, wychodząc z kuchni.

Spojrzałam na kolejne przedmioty jak na wyrzuty sumienia. Szalik, który nigdy nie pasował do żadnej mojej kurtki. Książka o pozytywnym myśleniu, której nie miałam siły otworzyć. Pudełko z rzeźbionym aniołkiem. Każdy z tych przedmiotów był jak przypomnienie, że nikt mnie nie zna. Nawet ci, którzy powinni. Pakując kolejną paczkę, poczułam coś dziwnego. Ulgę i moc. Jakby w końcu coś ode mnie zależało.

Zadała jedno pytanie

Telefon zadzwonił kilka minut po osiemnastej. Ekran pokazał „Bożena – teściowa”. Przez chwilę się wahałam, czy odebrać. Odebrałam. Zawsze odbieram.

– Cześć, Wiolciu! Przeszkadzam?

– Nie, właśnie kończyłam pracę – skłamałam, choć siedziałam po turecku na dywanie, otoczona kartonami.

– To dobrze, bo chciałam tylko zapytać… tak z ciekawości… – jej głos był miękki jak wata, ale coś w nim ciążyło – …jak się sprawuje ten ceramiczny zestaw do herbaty? Ten, który wybrałam specjalnie dla ciebie.

Zamarłam. W głowie pustka, potem panika. Zaczęłam gorączkowo myśleć: „Czy mogła widzieć ogłoszenie? Albo ktoś jej powiedział?”.

– Jeszcze nie miałam okazji go użyć – odpowiedziałam szybko.

– O, naprawdę? – Bożena niby się śmiała, ale ten śmiech był krótki, suchy. – Myślałam, że to taki twój styl... Subtelny, romantyczny…

Schowałam na specjalną okazję. Chciałam go zostawić na... nie wiem, wasze odwiedziny czy coś.

Cisza po drugiej stronie. Poczułam, jak pocą mi się dłonie.

– No, mam nadzieję, że nie trafił na aukcję – rzuciła, z tym swoim ironicznym tonem. – Bo teraz wszystko można tam znaleźć.

– Oczywiście, że nie – wydusiłam, choć miałam otwarte okno przeglądarki z ogłoszeniem.

Rozłączyłyśmy się. Usiadłam na podłodze bez tchu. „Jak mogłam być taka głupia?” – myślałam. „Trzeba było poczekać, zrobić to dyskretniej”. W miejscu ulgi pojawiła się nowa emocja – złość. Na siebie. Na nią. Na wszystkich, którzy udają, że coś dają z serca, a potem oczekują wdzięczności za każdy porcelanowy badziew.

Nie dawała za wygraną

Wiedziałam, że Bożena nie poprzestanie na jednej rozmowie. Wieczorem, gdy siedziałam w łazience i próbowałam się wyciszyć, usłyszałam głos Tomka dobiegający z salonu.

– Tak, mamo… Ale o co chodzi? – brzmiał zdezorientowany. – Co? Zestaw do herbaty?… Nie, nic mi nie mówiła.

Zamknęłam oczy. Już wiedziałam, co nadchodzi.

– No dobrze, pogadam z nią – rzucił chłodno i rozłączył się. Po chwili usłyszałam, jak skrzypią drzwi.

– Wiola, co się dzieje? – stanął w progu łazienki. – Mama dzwoniła. Pytała, czy sprzedajesz jej prezent.

– Tak się tylko zapytała? – spojrzałam na niego ostrożnie.

– Powiedziała, że wyczuła coś w twoim głosie. A ty unikasz odpowiedzi. Wiola, serio? Nie mogłaś chociaż jednej rzeczy zostawić, żeby nie robić cyrku?

– Cyrku?

– Tak. Co za różnica, czy ci się to podoba? To był prezent. Trzeba umieć się zachować. Nie wystawia się od razu wszystkiego na sprzedaż jak na wyprzedaży garażowej.

– Tomek… – zaczęłam, ale głos mi zadrżał. – Ty nawet nie wiesz, jak się wtedy czuję. Jakbym tonęła we własnym domu. Każdy z tych prezentów to przypomnienie, że jestem dla nich obca.

– Przesadzasz. Robisz aferę bez potrzeby. To są po prostu prezenty, Wiola.

Poczułam, że coś się we mnie załamuje. Łzy same napłynęły do oczu. Nie dlatego, że mnie nakrzyczał. Tylko dlatego, że mnie nie rozumiał. Zupełnie. On widział tylko rzeczy. Ja – znaki, że od lat nikogo nie obchodziło, kim naprawdę jestem.

Ona już wiedziała

Obiad u teściów odbywał się jak zawsze – w pastelowej jadalni, przy stole nakrytym koronkowym obrusem i zastawie, którą Bożena nazywała „na specjalne okazje”. Pachniało goździkami i gołąbkami. Bożena przywitała nas z uśmiechem, który nie sięgał oczu.

No witajcie, kochani – powiedziała, całując Tomka w policzek. – Wiolu, dobrze, że jesteś.

– Dzień dobry – odpowiedziałam, sztucznie miło.

Usiedliśmy. Bożena rozlewała zupę, jakby to był sakrament. Zdzisław mamrotał coś o polityce, a ja czułam, jak po plecach spływa mi pot. Widziałam, że czekała na odpowiedni moment. I się doczekała.

– Nie wiedziałam, że teraz są prezenty z opcją zwrotu – rzuciła lekko, zerkając w moją stronę. – Może w przyszłym roku lepiej dać kopertę – dodała, patrząc na Tomka. – Przynajmniej nie trzeba się potem martwić, gdzie to ląduje.

Zamknęłam oczy na ułamek sekundy. Nikt się nie odezwał. Tomek milczał, dłubał łyżką w talerzu. Serio? Po obiedzie zebrałam się na odwagę.

Możemy chwilę pogadać? – zapytałam teściową, gdy wynosiła naczynia do kuchni.

– Oczywiście – odpowiedziała z tym swoim spokojem, który potrafił ciąć jak szkło.

Stanęłyśmy przy zlewie. Ja – z twarzą w ogniu. Ona – z idealnie przypiętą broszką.

Chciałam zrobić ci przyjemność – powiedziała cicho.

– A ja chciałam się w końcu przestać dusić – odpowiedziałam. – Mam dość udawania, że wszystko mi pasuje.

Teściowa zamilkła. Tylko kiwała głową, jakby rozumiała. Wiedziałam jednak, że nie rozumiała nic. Wyszłam z jej domu z uczuciem, że chyba nie powinnam była przychodzić wcale.

Nigdy o tym tak nie myślałam

– No i co ja mam teraz zrobić? – zapytałam Magdę, siedząc z nią w kawiarni.

– Przede wszystkim przestań się katować – odpowiedziała, mieszając kawę z mlekiem, jakby rozwiązywała jakąś łamigłówkę. – Masz prawo nie chcieć tych rzeczy. Chyba jednak nie o same rzeczy tu chodzi, co?

– Chyba nie – spojrzałam przez okno na ludzi śpieszących się gdzieś z torbami zakupów. – Chodzi o to, że czuję się… niewidzialna. Niby jestem ich rodziną, ale oni mnie nie znają. Nie próbują. Dają mi coś w kwiatki, bo myślą, że lubię romantyzm. A ja wolę ciemnozielony i święty spokój.

A próbowałaś im kiedykolwiek pokazać, kim jesteś? – zapytała cicho.

Zamarłam. To pytanie było jak strzał. Próbowałam? Czy ja w ogóle wiem, kim jestem w tej relacji?

– Może ty też robisz wszystko, żeby się dopasować. Nie mówisz, co czujesz. Nie mówisz, co lubisz. Tylko się uśmiechasz i dziękujesz.

Wbiłam wzrok w filiżankę.

– Może dlatego te prezenty są takie nijakie – kontynuowała. – Dają je komuś, kogo widzą tylko przez filtr uprzejmości.

Złapałam się na tym, że chciałam się oburzyć, ale nie mogłam. Miała rację. Od początku tej relacji próbowałam zasłużyć na akceptację, nie na autentyczność.

– A może… to, co się wydarzyło, to nie koniec świata, tylko początek? – zapytała.

Spojrzałam na nią. W jej oczach nie było złości, tylko zrozumienie. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że ktoś naprawdę mnie widzi.

Zmieniłam swoje zasady

Po powrocie do domu długo siedziałam na kanapie, wciąż w płaszczu i z torebką na kolanach. W mieszkaniu było cicho. Tomek pracował w drugim pokoju. Przynajmniej tak mówił. Patrzyłam na pustą przestrzeń, gdzie jeszcze kilka dni temu leżały stosy prezentów. Nie było ich. Zniknęły. Razem z nimi coś się we mnie zmieniło.

Nie czułam już tej ulgi. Nie miałam potrzeby wyrzucać, uciekać, znikać. Raczej... zaczęłam się zastanawiać. Kim ja w ogóle jestem w tym małżeństwie, w tej rodzinie? Czy kiedykolwiek się naprawdę pokazałam? A jeśli nie – czy to nie była też moja wina?

Tego dnia nie zrobiłam nic dramatycznego. Nie rzuciłam obrączką, nie spakowałam walizki, nie napisałam listu do teściowej. Zamiast tego otworzyłam nowy dokument na komputerze i zaczęłam pisać. Nie list. Raczej... notatkę. Dla siebie. O tym, co czuję. Czego chcę. Na co już się nie godzę. Nie wiem, czy to będzie dobry początek, czy tylko koniec złudzeń. Wiem, że więcej nie będę się dusić dla świętego spokoju, czy dla cudzych oczekiwań. Poczułam, że odzyskuję własny głos.

Wioletta, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama