„Zaprosiłem samotną sąsiadkę na kolację, bo było mi jej szkoda. Nie liczyłem na deser, a jednak finał był słodki”
„Od razu dostrzegłem głęboki smutek w jej oczach. Znam taki wzrok. Nie jest on obcy ludziom samotnym, którzy często są wyalienowani i nierozumiani. Zapewne dlatego poczułem z sąsiadką specyficzną więź”.

Kilka miesięcy temu do mieszkania naprzeciwko wprowadziła się pewna kobieta. Od razu przykuła moją uwagę – nie da się ukryć, że była niezwykle atrakcyjna. Nie to jednak uderzyło mnie najbardziej. Wydawała się bardzo samotna i przygnębiona – do tego stopnia, że było mi jej naprawdę żal. Trochę czasu zajęło mi, aby do niej zagadać – nie chciałem wyjść na natręta.
Moja nowa sąsiadka to osoba skryta i cicha. Tak jak większość osób, rano wychodzi do pracy i wraca późnym popołudniem. Przemyka po schodach szybko, jakby chciała uniknąć innych ludzi. Znika za drzwiami niczym duch, w weekendy rzadko ją widuję, bo przeważnie siedzi w domu. Sprawia wrażenie kogoś, kto najchętniej zapadłby się pod ziemię i nosa stamtąd nie wychylał.
Nie zdarzyło mi się zobaczyć jej uśmiechniętej czy rozmawiającej przez telefon. Nie zauważyłem też, by się z kimś umawiała – i nie mam tu na myśli tylko facetów, ale także koleżanki. Zachowuje się jak odludek. Parę razy minęliśmy się na klatce. Odpowiadając na moje powitanie, nawet na mnie nie patrzyła. Jej wzrok był nieobecny. „Dzień dobry” padające z jej ust było tak ciche, że ledwo słyszalne. Pomyślałem, że ktoś musiał ją bardzo skrzywdzić.
Wiem, jak smakuje samotność
Doskonale wiem, jak to jest być samotnym. Odkąd rozwiodłem się pięć lat temu, z nikim się nie spotykam. Była żona zawiodła moje zaufanie. Małżeństwem byliśmy krótko, bo zaledwie półtora roku. Okazało się, że jeszcze przed ślubem mnie zdradzała. Żałowałem, że prawda nie wyszła na jaw wcześniej, bo nie marnowałbym czasu na ten związek. W każdym razie moje zaufanie do kobiet zostało mocno nadszarpnięte. To wcale nie jest tak, że tylko faceci zdradzają, chociaż to nam przypina się taką łatkę. Kobiety też mają swoje za uszami. Dzięki Karolinie przeszła mi ochota na randki – aż do momentu pojawienia się Ewy. Mam tu na myśli wspomnianą sąsiadkę.
Od razu dostrzegłem smutek w jej oczach. Znam taki wzrok. Nie jest on obcy ludziom samotnym, którzy często są wyalienowani i nierozumiani. Zapewne dlatego poczułem z sąsiadką specyficzną więź. Myśli o ewentualnym randkowaniu pojawiły się dopiero później – co tu ściemniać, kobieta wpadła mi w oko. Przede wszystkim jednak było mi jej szkoda i nie wiedzieć czemu, zacząłem poczuwać się do dziwnej odpowiedzialności za jej nastrój, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.
Takiego uwieńczenia się nie spodziewałem
Pewnego dnia postanowiłem przystąpić do działania. Czekałem na powrót sąsiadki z pracy. Było około osiemnastej, kiedy pojawiła się pod drzwiami swego mieszkania.
– Dzień dobry, jesteśmy już jakiś czas sąsiadami, więc może pozwoli pani zaprosić się na kolację? – wyrecytowałem na jednym wydechu.
– Teraz? – popatrzyła na mnie zdziwiona.
– A czemu nie? – uśmiechałem się od ucha do ucha.
– Wie pan, to tak trochę głupio. Nie mam o panu pojęcia, a pan wyjeżdża z kolacją.
– Przepraszam – speszyłem się. – Nie taka była moja intencja. Po prostu chciałem pogadać, to wszystko.
– Rozumiem – powiedziała z namysłem.
– To może chociaż herbatę mógłbym zaproponować?
Ku mojemu zdumieniu, zgodziła się. Weszła do mego mieszkania i rozejrzała się z ciekawością.
– Ładnie urządzone pan tu ma.
– Dziękuję bardzo.
Zawitaliśmy do salonu.
– Gotuje pan coś? Bo pachnie obłędnie.
– Przecież mówiłem o kolacji.
– Wie pan, to ja się jednak skuszę, bo narobił mi pan apetytu tymi aromatami.
Usadowiliśmy się przy stole. Zaserwowałem jedzenie. Zaczęliśmy najzwyczajniej w świecie rozmawiać i szybko przeszłyśmy na „ty”. Ewa okazała się bardzo miłą i serdeczną osobą. Tak jak przypuszczałem, została zraniona i dlatego trzymała się na uboczu. Podobnie jak ja doświadczyła zdrady, więc znakomicie wiedziałem, jak się czuje. Nawet się nie obejrzeliśmy, jak minęły trzy godziny. W miarę upływu czasu Ewa się rozluźniła – zobaczyła, że w moim towarzystwie może pozwolić sobie na swobodę.
– O mój Boże, ale się późno zrobiło – zerknęła na zegarek. – Rano muszę wcześnie wstać.
– Mam nadzieję, że to powtórzymy. Co ty na to?
– Gotujesz nieźle, więc jest szansa – puściła do mnie oczko. – Bardzo dziękuję, było naprawdę miło.
Odprowadziłem Ewę do drzwi. Na pożegnanie cmoknęła mnie w policzek, a ja nabrałem ochoty na więcej i pocałowałem ją w usta. Odwzajemniła. Trwało to parę dłuższych chwil, aż w końcu przerwała.
– Najmocniej cię przepraszam – wyszeptała zmieszana. – Nie wiem, co mi do łba strzeliło.
– Nic się nie stało, cała przyjemność po mojej stronie – chciałem rozładować sytuację szczyptą humoru, ale raczej nie podziałało.
Pospiesznie udała się do siebie. Było mi gorąco. Zapragnąłem więcej takich pocałunków. To było lepsze niż najsłodszy deser, którego zresztą nie przygotowałem.
Sąsiedzka znajomość nabrała rumieńców
Kilka dni później spotkaliśmy się przypadkiem przed blokiem.
– Odnoszę wrażenie, że mnie unikasz – nie zamierzałem owijać w bawełnę.
– Może trochę – przytaknęła Ewa. – Po prostu mi głupio.
– Zupełnie niepotrzebnie. To było przyjemne – stwierdziłem zgodnie z prawdą.
– Bałam się, że pomyślisz o mnie coś niestosownego.
– Proszę, daj spokój. Jesteśmy dorośli, co nie?
Kułem żelazo, póki gorące. Zaprosiłem ją na kawę.
– U mnie czy u ciebie? – zabrzmiało to nieco zalotnie.
– Może dla odmiany na mieście?
– Wygląda to na zaproszenie na randkę, czy się mylę?
– Nie, nie mylisz się – odparłem zupełnie poważnie. – Sobota?
– Pasuje.
Im bardziej poznawałem Ewę, tym mocniej mi się podobała. Pod płaszczykiem dystansu do świata i ludzi kryła się niezwykle wrażliwa, mądra i inteligentna kobieta. Prędko wyszło na jaw, że mamy sporo wspólnych zainteresowań. Co ciekawe, pracowaliśmy niedaleko siebie – świat jest mały.
Któraś z rzędu kolacja przeciągnęła się do śniadania. Pierwsza wspólna noc utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam apetyt na więcej. Po rozwodzie nie planowałem wchodzić w żaden związek. Nie miałem też chęci na niezobowiązujące znajomości. Tymczasem Ewa wywróciła mój świat do góry nogami, a ja nie miałem nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, spodobało mi się to i liczę na dalszy rozwój wydarzeń. Niech to się toczy swoim biegiem, bez zbędnej presji i pośpiechu.
Łukasz, 37 lat
Czytaj także:
- „Wszyscy sąsiedzi z osiedla zazdroszczą mi udanego małżeństwa. Nie wiedzą, że mój mąż każdą noc spędza z inną kochanką”
- „Sąsiadka pluła na mnie jadem. Mogła żyć po bożemu, to bym nie była ciekawa, z czyjego nasionka ma córkę”
- „Zaprosiłam samotnego sąsiada na obiad, bo było mi go szkoda. W życiu nie spodziewałam się, w co się tym wpakuję”

