„Zaprosiłem na sylwestra piękność z aplikacji randkowej. Czekałem na buziaka o północy, a dostałem tylko gorzką prawdę”
„Po dziesięciu minutach już rozmawiała z Adamem i jego dziewczyną. Po kolejnych dwudziestu była na środku salonu, tańcząc z butelką w dłoni. Próbowałem się włączyć, zagadać, ale za każdym razem uciekała gdzieś spojrzeniem”.

Samotność zimą potrafi być bezczelna. Przychodzi nieproszona, siada naprzeciwko ciebie z kubkiem herbaty i przypomina, że nikt nie zapytał, jak minął ci dzień. Mam 34 lata. Pracuję w IT, mieszkam sam i nawet cisza wydaje się czasem zbyt głośna. Wiem, to brzmi dramatycznie. Taka jest prawda. Od ponad dwóch lat próbuję wyjść z tej skorupy samotności, raz z większym, raz z mniejszym sukcesem.
W grudniu zainstalowałem kolejną aplikację randkową. Z nudów, w poczuciu nadziei – sam już nie wiem. Przesuwałem profile, aż trafiłem na nią – Sandrę. Ładna, zadziorna, błyskotliwa. Nie rzucała suchych tekstów, potrafiła mnie rozśmieszyć. Pisaliśmy kilka dni niemal bez przerwy. Wydawało się, że coś między nami iskrzy.
W przypływie impulsu zaprosiłem ją na sylwestra. Organizowałem małe spotkanie u siebie – pięć osób na krzyż, żadna wielka impreza. Byłem pewien, że odmówi. A ona tylko napisała: „Pewnie, czemu nie. Będzie winko?”.
Wtedy coś we mnie drgnęło. Dawno nikt tak po prostu nie chciał być częścią mojego życia. Uznałem, że może ten rok jednak zakończy się inaczej. Po tylu nieudanych próbach, coś się zmieni. Nie będę już dłużej sam. Nie miałem pojęcia, jak bardzo się myliłem.
Była, a jakby jej nie było
Zadzwoniła do drzwi kilka minut po dwudziestej. Zdążyłem już sprawdzić dwa razy, czy stół wygląda w porządku, czy nie śmierdzi z łazienki i czy na pewno wyłączyłem kuchenkę. Otworzyłem i... na moment zapomniałem, jak się oddycha.
– Wow, ale fajnie tu masz! A to jedzenie to sam ogarnąłeś? – Sandra uśmiechnęła się szeroko, rozpinając płaszcz. Miała na sobie krótką czarną sukienkę i kolczyki, które przy każdym ruchu odbijały światło z choinki.
– No, coś tam ogarnąłem. Wejdź, zdejmij buty. Albo nie – nie zdejmuj, jeśli ci tak wygodnie – zacząłem bredzić, bo mózg mi się chyba zaciął.
Zachichotała, zostawiła płaszcz w przedpokoju i weszła do salonu. Rzuciła spojrzenie w stronę moich znajomych, pomachała. Przedstawiłem ją, nalałem kieliszek wina. Usiadła na kanapie, a ja obok niej, lekko spięty, ale zadowolony. Przez chwilę myślałem, że może to będzie miły wieczór.
Tyle że... po dziesięciu minutach już rozmawiała z Adamem i jego dziewczyną. Po kolejnych dwudziestu była na środku salonu, tańcząc z butelką piwa w dłoni. Próbowałem się włączyć, zagadać, ale za każdym razem uciekała spojrzeniem.
– Dobrze się bawisz? – zapytałem, podchodząc, kiedy akurat sięgała po chipsy.
– Tak, super impreza. Twoi znajomi są świetni! – odpowiedziała z uśmiechem, ale znowu spojrzała gdzieś poza mnie. – Zaraz wrócę, pogadam tylko z nimi, dobra?
Stałem jak idiota z pustym kieliszkiem. Patrzyłem, jak znika między ludźmi. Czułem się, jakby była tutaj... tylko nie dla mnie.
Zamiast fajerwerków był zawód
Północ przyszła szybko. Wszyscy stali na balkonie, wznosili toasty, rzucali w górę serpentyny. Ktoś odpalił fajerwerki, które odbijały się echem od bloków. Przez chwilę było jak w filmie – śmiech, światła, confetti we włosach.
Sandra też była na balkonie. Tyle że nie obok mnie. Widziałem, jak rozmawia przez telefon, lekko się kołysząc. Wypiła już kilka drinków, mówiła głośniej niż zwykle. Na twarzy miała ten uśmiech, który wcześniej myślałem, że był tylko dla mnie. Teraz miała go dla kogoś innego, po drugiej stronie słuchawki. Zamierzałem wejść do środka, ale zatrzymał mnie jej głos.
– No serio, znowu się udało – powiedziała, śmiejąc się do telefonu. – Sylwester za darmoszkę, żarcie, drinki, fajna muza. Ten biedak myśli chyba, że coś z tego będzie.
Serce mi stanęło. Przykleiłem się do framugi drzwi jak otępiały.
– Nie, no co ty, nie spałam z nim, daj spokój. Taki trochę ciepłe kluchy, ale na razie niech sobie myśli, co chce – ciągnęła, a ja czułem, jak coś we mnie powoli zamiera.
Zrobiło mi się zimno, jakby ktoś zgasił wszystkie światła. Chciałem wejść, powiedzieć coś, zapytać, czy to żart. Nie wszedłem. Stałem tam jeszcze chwilę, potem wróciłem do salonu. Ludzie śmiali się z jakiegoś dowcipu. Tylko ja już nie byłem częścią tej imprezy. Ona stała tam dalej, oparta o barierkę, z telefonem przy uchu. A ja patrzyłem, jak znika mi z oczu ostatnia resztka nadziei.
Znowu się nie udało
Zamknąłem balkon za sobą, zanim zdążyła wejść. Nie miałem siły na uśmiechy. Goście zaczęli się rozchodzić – jedni ziewali, drudzy zamawiali taksówki. Kilka osób zostało, ale ja już byłem duchem gdzie indziej. Sandra wróciła do salonu, jakby nic się nie stało. Usiadła na kanapie, zerknęła na mnie i zapytała beztrosko:
– Hej, masz może coś jeszcze do picia? Może gin?
Nie odpowiedziałem od razu. Stałem z rękami w kieszeniach, patrząc na nią jak przez szybę.
– Słyszałem, jak mówiłaś przez telefon – powiedziałem cicho, ale dobitnie.
Zamarła.
– Nie jestem idiotą – dodałem. – Wolałbym spędzić ten wieczór sam, niż czuć się jak twój sponsor.
Zrobiła wielkie oczy, po czym uniosła brwi z pogardliwym półuśmiechem.
– Mati, wyluzuj. To tylko impreza. Serio myślałeś, że to randka życia?
– Nie – odparłem. – Już nie. Myślałem, że jesteś fajną dziewczyną.
Zapanowała cisza. Zza ściany dobiegł śmiech sąsiadów, jakby w jakimś równoległym świecie ktoś się świetnie bawił. Sandra podniosła się z kanapy powoli, bez słowa. Wzięła płaszcz, włożyła go i ruszyła do drzwi. Przy progu odwróciła się jeszcze na moment.
– Dzięki za wszystko. Szczęśliwego Nowego Roku – rzuciła i zniknęła.
Zamknąłem drzwi i przez chwilę opierałem się o nie plecami. Czułem się pusty. Jakby ktoś wypuścił ze mnie powietrze. Tak kończył się mój sylwester – bez pocałunku, bez czułości. Z zimną podłogą pod stopami i kacem emocjonalnym.
Złożyłem sobie obietnicę
Obudziłem się późno. W mieszkaniu było cicho jak w kościele po mszy. Na stole leżały resztki chipsów, nadmuchany balon powoli wypuszczał powietrze. Podłoga kleiła się od rozlanego drinka. Impreza się skończyła, a ja zostałem z bałaganem – nie tylko w mieszkaniu.
Zaparzyłem kawę i usiadłem przy kuchennym stole. Przewinąłem czat z Sandrą. Kilka ostatnich wiadomości z poprzednich dni – uśmiechy, głupie żarty, sugestywne teksty. Jakby pisała je zupełnie inna osoba. Zalogowałem się do aplikacji randkowej. Powiadomienia czekały: „Masz 3 nowe dopasowania”, „Kasia polubiła twój profil”. Przewinąłem bez emocji. Jedna dziewczyna w bikini na tle palm, druga z cytatem o karmie w opisie, trzecia z psem w okularach przeciwsłonecznych. Wszystko wyglądało jak katalog – ładnie opakowane, ale bez treści.
Kliknąłem w profil Sandry. Nadal aktywna. Nowe zdjęcie, nowy status: „Nowy rok, nowa ja”. Parsknąłem cicho. Zamknąłem aplikację, chwilę patrzyłem na ikonę. Potem przytrzymałem palec, aż pojawił się znak „usuń”. Klik. Potwierdzenie. Nie było już odwrotu.
Poczułem coś dziwnego – ulgę, żal, wstyd? Może wszystko naraz. Tego dnia po raz pierwszy od dawna poszedłem na spacer bez telefonu w ręce. Patrzyłem na ludzi. Pary z dziećmi, seniorzy z psami. Każdy gdzieś szedł. Tylko ja nie wiedziałem, dokąd idę.
W domu usiadłem z notesem. Zamiast postanowień noworocznych, zapisałem jedno zdanie: „Nie szukaj ludzi, którzy cię nie widzą”. To nie było mocne postanowienie. To była obietnica złożona samemu sobie.
Wybrałem coś innego
Wieczorem wyszedłem na balkon. Było zimno, ale nie przeszkadzało mi to. Zawinąłem się w koc i patrzyłem na światła miasta. Ludzie gdzieś jechali, śmiali się, kłócili przez telefon, całowali na chodnikach. A ja stałem z kubkiem herbaty w dłoni i myślałem o tym, jak wiele można zobaczyć, kiedy wreszcie przestanie się kogoś gonić.
Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie byłem gotowy na związek. Bardziej tęskniłem za wyobrażeniem bliskości niż za prawdziwą osobą. Pragnąłem kogoś, kto zapełni mi wieczory i uspokoi głowę. Sandra była tylko lustrem – pokazała mi, ile mam w sobie pustki i jak desperacko próbuję ją czymkolwiek zapełnić.
Nie byłem wściekły. Nie byłem nawet smutny. Byłem spokojny. Pierwszy raz od dawna nie czułem potrzeby, żeby komuś się przypodobać, zasłużyć, coś udowadniać. Samotność nie musi być karą. Może być świadomym wyborem. Przestrzenią, w której człowiek odzyskuje siebie. Nie muszę wypełniać pustki innym człowiekiem. Mogę nauczyć się być sam i czuć się z tym dobrze. A jeśli kiedyś ktoś się pojawi – to dobrze. A jeśli nie – to też jakoś będzie.
Wróciłem do mieszkania, zgasiłem światło, usiadłem na łóżku i po prostu byłem. W nowym roku nie szukam nikogo. Poszukam siebie.
Mateusz, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W sylwestra przypadkiem zabrałam kurtkę mojej przyjaciółki. W taki sposób dowiedziałam się o podwójnej zdradzie”
- „Synowa nie ma za grosz gustu, ale kiedy zobaczyłam jej kreację na sylwestra, zamarłam. Wstyd mi za matkę moich wnuków”
- „Liczyłam na cudowne święta u boku mojego chłopaka. Kiedy ja ubierałam choinkę, drań planował wczasy pod palmami z inną”

