Reklama

Nigdy bym nie pomyślał, że zwykła kawa może zmienić moje życie. Umówiłem się z Anką na 17:00 w mojej ulubionej kawiarni „Biała Filiżanka”. Gdy usiadłem przy oknie, zobaczyłem ją już z daleka – rozczochrane włosy, szary dres i sportowe trampki. W pierwszej chwili poczułem ukłucie rozczarowania. Czy to ta sama dziewczyna z Instagrama, której zdjęcia wyglądały jak z sesji modowej?

Anię poznałem w internecie. Nie będę kłamał. Najpierw zwróciłem uwagę na jej fotki. Zgrabna blondynka średniego wzrostu, z niebieskimi oczami i długimi włosami, które uwielbiam u kobiet. Miała piękny uśmiech i zawsze była fajnie ubrana. Dokładnie w moim typie. Ceniłem kobiety, które potrafią się wyróżnić w tłumie. Nic na to nie poradzę, że nie urzekały mnie tak zwane szare myszki. No wiecie, włosy spięte w ciasny kucyk, sportowe buty, jakieś porozciągane swetry, spod których nawet nie widać figury.

Sam pracowałem w firmie logistycznej i tak się złożyło, że wokół mnie byli głównie mężczyźni. Kobiet było jak na przysłowiowe lekarstwo. Żona szefa – oczywiście nietykalna. Do tego pani Helena z działu księgowości. Bardzo miła i nawet elegancka, ale w wieku mojej własnej matki. Sprzątaczka Zosia, również lubiłem sobie z nią uciąć pogawędkę, ale była dobre dziesięć lat starsza ode mnie, miała męża i trójkę dzieciaków, o których chętnie opowiadała.

No i była jeszcze Agnieszka z działu marketingu. Młoda i pełna energii. Ale to właśnie ona reprezentowała wszystko to, czego nie lubiłem w płci przeciwnej. Czasami miałem wrażenie, że ta dziewczyna w ogóle rano nie zastanawia się, co na siebie ma założyć. Ot, wyjmuje z szafy pierwsze lepsze ciuchy i łączy je w przypadkowe zestawy, które wcale do siebie nie pasują. Nie mam pojęcia, jak niby miała budować wizerunek naszej firmy, gdy nawet swojego własnego zbudować nie potrafiła.

Oczarowała mnie w internecie

Tymczasem Ania…. Ania była inna. Może i nie była posągową pięknością w klasycznym wydaniu. Ale potrafiła podkreślić swoje atuty i o siebie zadbać. Na zdjęciach wyglądała fenomenalnie. Później zaczęliśmy pisać i przepadłem. Miała świetne poczucie humoru. Nieco złośliwe i sarkastyczne, ale właśnie to mi odpowiadało. Zdaje się, że była jedną z niewielu kobiet, które kiedykolwiek potrafiły dorównać mi sarkazmem. Nasze pogawędki nie pozwalały mi się nudzić. Z czasem zaczęliśmy do siebie dzwonić, a ja nie mogłem oderwać się od telefonu. Dobrze, że teraz mam darmowe minuty w abonamencie, bo chyba zapłaciłbym za te połączenia fortunę.

Kiedy więc Anka zgodziła się na spotkanie na żywo, byłem zachwycony. Zwyczajnie nie mogłem doczekać się tej chwili. Czułem się jak jakiś zakochany po uszy uczniak przeżywający, że wyśniony obiekt westchnień obdarzył go uwagą.

Na nasze spotkanie przygotowywałem się bardzo starannie. Nawet odwiedziłem fryzjera, bo moja grzywka ostatnio nieco za bardzo podrosła. Ciuchy wybierałem chyba przez dwie godziny. Nie chciałem prezentować się zbyt elegancko, ale i nie mogłem zostać posądzony o zbytni luz. Zabawny t-shirt uzupełniłem marynarką w lekko sportowym fasonie. Do tego sięgnąłem po drogie perfumy, które kiedyś dostałem od siostry na urodziny. Z zastrzeżeniem, że to na specjalne okazje.

Gdy Anka wparowała do kawiarni w dresie i z rozwianymi włosami, nie mogłem uwierzyć swoim oczom. Tymczasem ona zachowywała się zupełnie na luzie. Jakby nic się nie stało.

– Cześć – rzuciła, siadając naprzeciwko mnie. – W dresie łatwiej mi się wyluzować – dodała, bo najpewniej zauważyła moje zdziwione spojrzenie.

– Hej. Jasne – odpowiedziałem, choć po głowie tłukło mi się milion myśli, którymi próbowałem wytłumaczyć sobie, co ona w ogóle odstawia.

Chyba nie zrobiłem na niej takiego wrażenia jak ona na mnie. Podejrzewałem, że zgodziła się na spotkanie z ciekawości. Albo z nudy. Ale na pewno nie wiązała ze mną planów na przyszłość. No bo która kobieta nie chce zrobić dobrego wrażenia na pierwszej randce? Kto w ogóle przychodzi na takie spotkanie w porozciąganym dresie?

– Co zamawiamy? – starałem się, żeby mój głos nie zdradzał rozczarowania.

Uśmiechnęła się szeroko, a ja na nowo przepadłem. Bo chociaż wyglądała na niepozorną, w jej oczach widziałem ciekawość świata. I to mnie zaintrygowało.

Dres to tylko przykrywka?

Przy kawie Anka opowiadała o swojej pracy w start-upie, o podróżach kamperem i hobby – fotografii ulicznej. Nawet pokazywała mi kilka zdjęć uliczek o zmierzchu. Jakieś mury, budynki, ławki, latarnie. Niby wszystko niepozorne, a prezentowało się bardzo artystycznie. Zauważyłem, że mimo sportowej stylizacji, ma w sobie elegancję i luz, którego trudno się pozbyć.

– Wiesz co? – zapytała, odkładając kubek. – Chciałabym ci coś pokazać.

– Jasne, słucham – uśmiechnąłem się, sądząc, że pokaże mi kolejne zdjęcia w telefonie.

Zamiast tego wstała i wyszła. Po chwili pojawiła się w połyskującej sukni wieczorowej. Długiej i bardzo eleganckiej. Z plecaka, który miała przy sobie, wyjęła kopertówkę i wysokie szpilki. W jednej chwili zmieniła wygląd z dziewczyny z osiedla w prawdziwą damę. Suknia opływała jej sylwetkę, a brokat mienił się w świetle żyrandoli.

– Co to? – wyjąkałem zupełnie oszołomiony.

– Wiem, że na pewno spodobał ci się mój luźny dres – zaśmiała się lekko Anka. – Ale mam na dzisiaj zaproszenie, o którym muszę ci powiedzieć.

Wyciągnęła z torebki eleganckie zaproszenie, a ja przeczytałem na głos: „Gala Dobroczynności – Pałac Kultury, sobota, godz. 20:00”.

– To weekendowa impreza warszawskich influencerów – wyjaśniła. – Zbieramy pieniądze dla domu dziecka. Pomyślałam, że idealnie się nadajesz. W tym stroju raczej nikt cię nie wpuści, ale w smokingu najpewniej tak – mrugnęła do mnie okiem.

Zaniemówiłem. Czy byłem gotowy na tak nagły awans towarzyski? Smokingu nie miałem. Nawet w domu. Nie było okazji, żeby zakładać aż tak elegancki strój. Zwyczajny garnitur wszędzie dotychczas wystarczał.

Ale ja nie mam smokingu – przyznałem się.

Anka była jednak na to przygotowana.

– Zadzwonię do mojej krawcowej, za dwie godziny będziemy gotowi. To co, idziesz ze mną?

Randka inna niż wszystkie

Dwie godziny później stałem dumnie przed lustrem w eleganckim granatowym smokingu. Koszula z mankietami, idealnie zawiązana muszka, buty wypastowane do wysokiego połysku. Obok Anka w sukni koloru starego złota. Z rozpuszczonymi lokami i stylowym naszyjnikiem zdobiącym jej dekolt.

– No i co? Nadal jestem taka zwyczajna? – zażartowała, gdy oglądałem ją z podziwem.

– Lśnisz jak gwiazda – wiem, że to nieco oklepany komplement, ale w tej sukni ona naprawdę tak wyglądała.

Czy kiedykolwiek prezentowałem się tak elegancko? I jeszcze z taką kobietą u boku? Nie sądzę.

Bal odbywał się w salach Pałacu Kultury. Czerwony dywan rozciągał się przed wejściem, przepychali się ludzie, pstrykały flesze, a goście pozdrawiali nas z zaciekawieniem.

O, proszę, para idealna – usłyszałem szept jednej z influencerek, którą sam kojarzyłem z sieci.

– Dla Państwa…? – zagadnął kelner, podając nam kieliszek szampana.

W ten oto sposób trafiłem do zupełnie innego świata. Poszliśmy do bufetu.

Spróbuj tego foie gras – zaproponowała Anka. – Tutaj jest lepsze niż w jakiejkolwiek knajpie.

– Szczerze? Nigdy czegoś takiego nie jadłem – wyznałem, degustując. – Ale spróbować zawsze warto.

Później była aukcja charytatywna. Ania wystawiała zdjęcia ze swojej sesji fotograficznej. Okazało się, że nie tylko pracuje w start-upie, ale i jej zdjęcia trafiają do prasy. Współpracuje z kilkoma redakcjami jako wolny strzelec. Licytacja zaczęła się od 500 złotych.

W trakcie wieczoru rozmawialiśmy z ludźmi, których nigdy nie spotkałbym w swojej ulubionej kawiarni. A jednak uśmiechy Anki i mój smoking otworzyły drzwi do świata, w którym warto pomagać i licytować cegiełki na szczytny cel. Rozglądałem się ciekawie wokół, natrafiając co jakiś czas na znane twarze nie tylko z internetu, ale i z telewizji. Dostrzegłem gwiazdę serialu, który od lat namiętnie ogląda moja mama. No i pewną znaną panią polityk oraz lekarza często występującego w programach śniadaniowych.

Powrót do rzeczywistości

Następnego dnia Anka znowu przyszła w dresie. Ja założyłem jeansy i t-shirt. Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni, co poprzednio.

– Powiem ci szczerze – zaczęła. – Bez twojej odwagi wczorajszy wieczór nie byłby tak udany. Bez ciebie na pewno bym się stresowała. Dzięki, naprawdę.

– To ja dziękuję – uśmiechnąłem się. – Dzięki tobie zrozumiałem, że czasami nie warto oceniać ludzi po pozorach.

Od tego czasu regularnie się spotykamy. Zostaliśmy parą i naprawdę świetnie się dogadujemy. Najczęściej spotykamy się w kawiarni, na pizzy, kebabie, spacerze po parku czy w galerii handlowej. Ale raz na jakiś czas staramy się zrobić coś wyjątkowego. Wtedy nasze ulubione luźne stroje zamieniamy na coś bardziej eleganckiego i wychodzimy do teatru, opery czy na premierę filmową.

I wspominamy nasz wyjątkowy bal niczym z bajki. No cóż, na pewno będziemy mieli co opowiadać kiedyś naszym dzieciom o swoim pierwszym spotkaniu.

Hubert, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama